Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

       Srebrzysta kocica siedziała samotnie na skalnej półce. Widziała stąd cały wąwóz. Uwielbiała tu przesiadywać, ponieważ miała na oku każdego, i przy okazji mogła odpocząć od swoich codziennych obowiązków.

       Jej długie, gęste futro lśniło w blasku księżyca. W jej ciemnoniebieskich, niczym nocne niebo, oczach odbijały się gwiazdy. Kotka swój upstrzony białymi plamami pysk unosiła ku górze. Ślepiami bacznie obserwował a niebo. Patrzyła na swoich przodków, którzy w tej chwili widnieli pod postaciami gwiazd.

       Wtedy usłyszała szelest krzewów, dochodzących od strony głównego wejścia do obozu. Kotka opuściła swój łeb i obróciła się w tamtą stronę. Uśmiechnęła się na widok ciemnoszarego kocura.

       - Dobrze, że tu jesteś, Kamienna Noro - powiedziała cicho, po czym zeskoczyła ze skalnej półki.

       - Jesteś gotowa? - spytał kocur i podszedł do kotki. Polizał ją po pysku - Jest bardzo duża szansa na to, że może być to pułapka. Napewno chcesz się z nimi spotkać? - spytał.

      - Tak. Musimy to zrobić. Musimy zaryzykować. Wolę zginąć, niż sprawić, aby moje plemię głodowało. Podczas ostatniej Pory Zielonych Liści Salm była dla nas wyjątkowo surowa. Nie chcę, aby koty umierały z powodu niedożywienia. I tak ponieśliśmy już duża stratę. Dobrze wiesz, że Księżycowe Kwiecie zginęła, znaleziona na północnej granicy. Byłaby z niej cudowna Przewodząca - z oczu kocicy zaczęły spływać łzy - A ja nie mogłam nic zrobić.

       - To nie twoja wina. Nie możesz obarczać się tyloma problemami. Nie możemy stracić także ciebie. JA nie mogę cię stracić - powiedział cicho i wtulił się w futro kotki.

       - Chodźmy już. Nie możemy tego przeciągać - odpowiedziała kotka, po czym uśmiechnęła się przez łzy - Dziękuję, że przy mnie jesteś.

***

      Srebrzysta kotka kroczyła na przedzie niewielkiego oddziału kotów. Tuż obok niej szedł Kamienna Nora, a za nią dwójka najwierniejszych Strażników jej plemienia - Rozgwieżdżony Nieboskłon oraz Pociemniały Koszmar. Kotka wiedziała, że może im ufać, ponieważ wiele razy walczyli u jej boku, nie pozwalając przeciwnikom się do niej zbliżyć. Była im za to niezmiernie wdzięczna, ale za każdym razem mówiła, żeby chronili też innych, a nie tylko i wyłącznie ją.

       Kocica popatrzyła na Kamienną Norę. Kocur od razu zauważył, że kotka na niego spogląda, dlatego też uśmiechnął się, po czym spytał:


      - Jak myślisz? Zgodzą się na nasze warunki?

      - Nie mam pojęcia... - wyznała szczerze. Jej uszy były w tamtej chwili oklapnięte. Prawie zawsze takie były. W jej futro natomiast wplątane były płatki dzikich róż. Kocica uwielbiała te kwiaty. Nosiła je zawsze na sobie, ponieważ przynosiły jej szczęście. Wierzyła więc, że tym razem też przyniosą.

       - Zbliżamy się do granicy - zza kotki odezwał się głęboki głos. Kotka obróciła łeb w stronę jego właściciela.

       - Dziękuję za informację, Pociemniały Koszmarze - rzekła i posłała ciepły uśmiech w stronę ciemnego, pręgowanego kocura.

       - Skowycie - zaczął Kamienna Nora - niech pójdą z nami tylko Pociemniały Koszmar i Rozgwieżdżony Nieboskłon. A reszta Strażników niech będzie obserwowała wszystko czujnie. Jeśli koty z tamtego plemienia nas zaatakują, nasi wojownicy wspomogą nas w bitwie.

      Kotka potwierdzająco kiwnęła głową.

      - Słyszeliście go. Zostańcie tu i czekajcie na mój znak - rzekła Skowyt, zwracając się do pozostałych kotów, a następnie powoli zaczęła iść w stronę małego pasma wrzosów, które wyznaczały granicę między dwoma plemionami.

      Kiedy, razem z trójką pobratymców, dotarła do ustalonego miejsca spotkania zauważyła, że przedstawiciele przeciwnego plemienia już tam czekają. W oczy kotki rzucił się wielki, muskularny rudy kocur o złocistych oczach, w których płonął ogień. Kotka wiedziała kim jest. Promień Wschodzącego Słońca. Wódz Plemienia Tańczącego Wiatru. Plemienia, które było znane ze swojej szybkości i skoczności.

      Kocur uśmiechnął się szyderczo na widok przybyłych kotów.

      - Widzę Skowyt Samotnej Wilczycy na własne oczy. Nie spotkałem cię odkąd... Odkąd zabiłem twą matkę. Nie zmieniłaś się prawe w ogóle. Może tylko przybyło ci trochę wzrostu i siwych plam na pysku.

      - Jak śmiesz mówić tak do Przewodzącej naszego plemienia, ty parszywy...

       Skowyt uciszyła Pociemniały Koszmar uderzając swym długim, smukłym ogonem o ziemię.

      - Dosyć! - wrzasnęła - Nie przyszliśmy się tu kłócić.

      Pociemniały Koszmar opuścił uszy, a gdy usłyszał śmiech Promienia pokazał swoje lśniące kły.

     - Wiesz chyba po co przybyliśmy, Promieniu - zaczęła kotka - Chcemy prosić wasze plemię o dostęp do części Wrzosowisk.

      - Prosić? Proszeniem nic nie wskórasz, koteczko. Nie mamy zamiaru słuchać twoich błagań - na jego pysku pojawił się szelmowski uśmiech.

      - Gadaj, czego chcesz - warknęła srebrzysta kotka i popatrzyła Promieniowi prosto w oczy.

      - Twoich kotów.

      Oczy Skowytu zrobiły się ogromne. W tej chwili opętał nią szok.

      - Nie rozumiem... Jak to "moich kotów"? - zapytała po chwili ciszy.

     - Twych najlepszych Strażników. My potrzebujemy kotów do obrony, a wy terenów do polowania. Układ będzie taki - my udostępnimy wam kawałek terytorium, a wy pożyczycie nam kilku bojowników.

      - Niech będzie - odezwał się głos zza liderki Plemienia Płynącego Wąwozu. Właściciel wypowiedzianych słów - Pociemniały Koszmar; podszedł do przodu.

      - Ale to nie ty o tym decydujesz! - rzucił Kamienna Nora szeptem.

      - Nie. Nie zrobię tego - odezwała się Skowyt. - Nie mogę oddać ci członków mego plemienia.

      - Nie chodzi mi o oddanie... My tylko na chwilę ich pożyczymy. Dopóki nie rozwiążemy sporu z Burzą - Promień popatrzył na Strażnika stojącego obok srebrzystej kotki, a następnie na nią samą.

    - Skowycie... Zgódź się - odezwał się cicho Rozgwieżdżony Nieboskłon.

      - Kocurek ma rację, moja droga. Inaczej będziemy musieli rozwiązać to w inny sposób. A tego raczej nie chcesz, prawda? - spytał rudy kocur i zaczął się śmiać. Czwórka kotów stojących za nim poszli w jego ślady.

      Skowyt patrzyła na niego tak, jakby została zamieniona w kamień. On... On chce "pożyczyć" kilku strażników?! Do czego?! Chce wywołać kolejną bezsensowną wojnę?! - krzyczała w myślach. W głowie biła się z myślami, ale jej pysk pozostał nie wzruszony.

      - Niech ci będzie. - swój wzrok przeniosła najpierw na jednego, a potem na drugiego  Strażnika - Pociemniały Koszmarze, Rozgwieżdżony Nieboskłonie... Tak mi przykro... Przepraszam was... Weźcie ze sobą Spadający Wodospad i Jadowity Cierń. Idźcie już. Nie przedłużamy tego - mruknęła I odwróciła swój wzrok w sposób taki, by nie musieć patrzeć kocurom w oczy. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro