Epilog
*Pięć lat później*
Moje życie wróciło do normy. Staram się cieszyć każdym dniem i Charliem, tak właśnie nazwałam naszego syna. Obserwując go jak rośnie i zmienia się z dnia na dzień zauważam coraz więcej podobieństw do jego ojca. Ten sam zniewalający uśmiech, twarz z zabójczo niebieskimi oczami, a nawet zainteresowanie szybkimi autami. Chodzi już do przedszkola, gdzie uwielbia spędzać czas. Ja natomiast zdecydowałam się przejąć firmę Arona i zamieszkać w jego domu. Jestem szefową, ale nie szczędzę czasu dla rodziny. Co tydzień jemy obiad u moich rodziców, na których pojawia się mój brat z narzeczoną oraz Alex z Annabell, a wieczorami oglądam bajki z Charliem, które zazwyczaj kończą się opowieściami o Aronie, którym mój mały skarb jest tak bardzo zachwycony. Czasem sam przedstawia wymyślone historię na jego temat, a wtedy na jego twarzy gości niesamowita fascynacja i szeroki uśmiech jakby opowiadał o największym bohaterze.
- Skarbie spóźnimy się!
- Już idę. - Chłopczyk zszedł na dół.
- Szybko, szybko do samochodu.
Wyszliśmy z domu z opóźnieniem. Odstawiłam Charliego do przedszkola i pojechałam do firmy. Dzisiaj miało się odbyć spotkanie, w czasie którego mieliśmy podpisać umowę z ważnym klientem.
Poprawiłam dopasowana do ciała spódniczkę i przeczesałam rozpuszczone włosy szybkim krokiem zbliżając się do drzwi, które otworzyły się zmuszając mnie do cofnięcia się, w czasie którego straciłam równowagę.
- Nic pani nie jest?
Podniosłam wzrok na osobę dzięki, której nie zderzyłam się z chodnikiem. Musiałam zmrużyć oczy przez świecące słońce. Stając już na nogach o własnych siłach mogłam przyjrzeć się wysokiemu, dobrze zbudowanemu mężczyźnie około dwudziestu pięciu lat. Miał dłuższe czarne włosy i miły uśmiech, jednak najbardziej zaciekawiło mnie oczy, które przez moment miały ten sam blask, jak te, w których kilka lat temu bezgranicznie się zakochałam.
- Już pani jest. Właśnie mieliśmy dzwonić. - Spojrzałam na Erica, który był jednym z pracowników mojej firmy i sprawcą mojego niedoszłego upadku. - Oo. - zaskoczony zatrzymał wzrok na moim wybawcy. - Skoro i pan już się pojawił możemy zaczynać.
Przystojny szatyn, który okazał się klientem, z którym miałam dzisiaj podpisać umowę otworzył mi drzwi i przepuścił przodem.
- Jestem Brandon - powiedział, gdy minęłam go w drzwiach.
- Rose. - Uśmiechnęłam się podając mu dłoń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro