34
- Nie rozumiem.
- Ja jestem w tej ciąży. Przepraszam. - Zacisnęłam dłonie wokół jego.
Milczał przez dłuższą chwilę. Czekałam na jego odpowiedź jak na wyrok. Bałam się, że to wszystko zmieni.
- Nigdy cię nie zostawię. Wychowamy to dziecko razem. - Spojrzałam w jego ciemne oczy. Pomimo bólu, który na pewno odczuwał widziałam tam radość. Uniósł moje dłonie i złożył na nich delikatny pocałunek. Podniosłam się z krzesełka łącząc nasze usta. Pomijając cały ten szpital byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Zagłębiam się w tej chwili, gdy usłyszałam piszczenie. Kątem oka zauważyłam, że monitor wskazujący jego funkcje życiowe przestał pokazywać rytm jego serca. Odsunęłam się od niego z przerażeniem na twarzy.
- Aron. Aron. Obudź się. - Zaczęłam szarpać za jego ramiona. - Otwórz oczy. Proszę cię otwórz oczy. Nie rób mi tego. Nie teraz. Nie zostawiaj nas. - Moja twarz zalała się łzami, a głos zaczął się łamać. - Ja cię kocham. Słyszysz? Kocham cię. Nie zostawiaj mnie.
Trzymałam jego dłoń swoimi trzęsącymi się palcami.
- Pomocy! Zawołajcie lekarza! - Wybiegłam na korytarz zwracając na siebie uwagę brata i mamy.
Pielęgniarka wyminęła mnie wbiegając do sali. Chwilę później dołączył do niej lekarz i kilka innych kobiet. Stałam pod ściana obserwując całe zamieszanie. Nie mogłam z siebie nic wydusić ani zrobić. Byłam jak sparaliżowana. Stałam tam, a jednocześnie znajdowałam się gdzieś indziej. Wysoka brunetka w białym ubraniu zaczęła coś do mni mówić. Nie mogłam zrozumieć jej słów, które słyszałam jakby przez szybę. Chwilę później poczułam ręce na ramiona i znalazłam się na korytarzu. Nick otoczył mnie ramionami i mocno przytulił.
- Będzie dobrze. Będzie dobrze. Zobaczysz.
Kołysał mną w przód i w tył powtarzając w kółko te słowa.
Po godzinie lekarz wyszedł z sali. Jego twarz jak zwykle była poważna przez co nie mogłam odczytać jakie ma wieści. Mama wstała. Wymienili kilka słów po czym mężczyzna odszedł. Rodzicielka zwlekała z odwróceniem się w moją stronę, ale gdy w końcu to zrobiła widziałam wszystko.
- Nie, nie, nie, nie.
Poczułam jak moim ciałem wstrząsają dreszcze i kolejna fala szlochu.
- Skarbie. - Mama usiadła obok mnie.
- Chce do niego wejść. Mogę?
- Tak.
Powoli zbliżyłam się do drzwi, za którymi straciłam najważniejszą część mojego świata. Zbliżyłam się do łóżka i przesuwając dłoń Arona położyłam się obok niego. Wpatrywałam się w jego bladą twarz. Wyglądał jakby spał, tylko z tego snu miał już się nie obudzić.
Złapałam jego dłoń, której już nigdy miałam nie dotknąć. Zatrzymałam wzrok na jego zamkniętych oczach, które kochałam w nim najbardziej. Wiedziałam, że nie zobaczę już w nich tego blasku i miłości, że już nigdy nie poczuje ciepła jego ramion, w których czułam się tak bezpiecznie.
Niełatwo jest z tą myślą żyć, że nie ma już nikogo, kto podniesie cię. Teraz przenoszę się do miejsc, w których mam cię, na zawsze. Twój obraz w mojej głowie nie zgaśnie, nie wyblaknie. Zachowam cię już w sercu na zawsze. Mam w głowie szał i w oczach starych, bo nawet w moich oczach nie ma śladu nas.
Przytuliłam się do chłopaka i zamknęłam oczy wspominając momenty spędzone razem. Czas, który już nie wróci, który była tak krótki, a zarazem piękny.
- A jeśli coś ci się stanie?
- Proszę cię. Nie jestem dzieckiem i nie pierwszy raz biorę w tym udział.
- Ale ostatni. Obiecałeś.
- Wiem i dotrzymam słowa.
Łzy płynęły powoli po moich zimnych policzkach. Chciałam zostać z nim. Zasnąć i obudzić się w świecie, w którym będziemy razem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro