Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33

Cały weekend przesiedziałam w domu z telefonem w ręce. Mimo, że Aron zabronił mi dzwonić i powiedział, że sam również nie odezwie się dopóki nie wróci bezpiecznie do domu, liczyłam na jakąś informacje. Z braku zajęcia w niedziele wieczorem po długiej kąpieli położyłam się spać z nadzieją, że w poniedziałek zobaczę go w szkole.

Ze snu wyrwały mnie wibracje telefonu. Złapałam go uprzednio patrząc na godzinę, zbliżała się trzecia, a numer, z którego ktoś chciał się ze mną skontaktować był obcy.

- Halo? - odebrałam niepewnym i zaspanym głosem.

- Dobry wieczór. Tu doktor Edward Black ze szpitala w centrum. Pani chłopaka Arona przywieziono do nas przed chwilą. Kazał poinformować panią, ale prosił żeby nie fatygować się tu teraz. - W tle usłyszałam głos jakiejś kobiety. Najprawdopodobniej pielęgniarki. - Proszę wybaczyć, ale muszę już kończyć. Więcej dowie się pani na miejscu.

Mężczyzna rozłączył się, a ja siedziałam na łóżku myśląc czy to był sen. Doszłam do siebie po kilku minutach zrywając się z łóżka i w błyskawicznym tempie narzucając na siebie przypadkowe ubrania. Muszę obudzić rodziców, ale znając ojca pozwoli mi jechać dopiero po szkole, a mama raczej poprze jego zdanie. Został mi Nick. Weszłam do pokoju brata bez pukania i zaczęłam potrząsać.

- Czego?

- Musisz mi pomóc.

- Przyjdź rano.

- Ja potrzebuję cię teraz.

Chyba usłyszał desperacji w moim głosie bo w końcu otworzył oczy i spojrzał na mnie.

- Co się stało?

- Aron jest w szpitalu. Musisz mnie tam zawieźć. Na rodziców nie ma co liczyć. Proszę cię pomóż mi. - Nie wyglądał na przekonanego. - Wiem, że za nim nie przepadasz szczególnie po tamtej akcji, ale zrób to dla mnie.

- Dobra. Daj mi chwilę.

- Poczekam na dole.

Gdy tylko pojawił się na dole poszliśmy do samochodu. Przez większość drogi nie rozmawialiśmy. Skończyło się tylko na pytaniu co wiem, a tak naprawdę ten lekarz nic mi nie powiedział. Po dwudziestu minutach zatrzymaliśmy się pod budynkiem szpitala. Wybiegłam z samochodu nie zwracając uwagi na to czy brat idzie ze mną czy nie.

- Gdzie leży Aron Turner?!

Kobieta w recepcji spojrzała na mnie jak na wariata.

- A pani to?

- Jego dziewczyna.

Postukała coś po klawiaturze i znów spojrzała na mnie.

- Sala 156.

- Dziękuję.

Rzuciłam się biegiem przez korytarze, które były puste o tej porze. Dotarłam do wyznaczonej sali, gdy wychodziła z niej pielęgniarka.

- Co z nim? To mój chłopak - dodałam widząc jej niezrozumiałe spojrzenie.

- Na razie jego stan jest stabilny, więcej powie pani lekarz. Proszę usiąść tu i poczekać, teraz robione są badania. - Odeszła zostawiając mnie samą z milionem pytań.

Podeszłam do krzesełek i opadłam na nie bezsilnie. Po chwili poczułam otaczające mnie ramię. Podniosłam głowę zauważając Nicka.

- Wszystko będzie dobrze. Poczekamy na lekarza.

- Nie musisz. Na prawdę. Poradę już sobie.

- Weź przestać. - Przyciągnął mnie i przytulił. Potrzebowałam teraz wsparcia.

- Pani Rose Adams?

- Tak.

- Stan pana Arona jest stabilny. Po podstawowych badaniach można udać, że miał sporo szczęście i skończyło się na niegroźnych zadrapaniach. Czekamy jeszcze na kilka wyników. Na ten moment pani nic tutaj nie pomoże, więc radzę wrócić do domu i się wyspać.

...

Nie dałam za wygraną. Nick chciał mnie stąd wynieść nawet siłą, ale postanowiłam zostać. Zadzwonić ulam do rodziców żeby nie martwili się rano nie zostając nas w domu. Mama powiedziała, że po pracy od razu tu przyjedzie, nawet tata wydawał się przejęty. Od jakiejś godziny stałam wpatrując się w szybę, w której było widać Arona. Leżał podpięty do jakich kabli, a wokół niego co jakiś czas krążyły personel szpitala.

Zmęczona po opadnięciu emocji siedziałam na krześle z kubkiem kawy, którą przyniósł brat. Z sali wyszła kobieta, która niepewnie oznajmiła, że mój chłopak się obudził. Kazała mi odczekać kilka minut i pozwoliła wejść do środka. Uchyliłam delikatnie drzwi sali i powoli zbliżyłam się do łóżka. Przestawiłam krzesełko stojące w rogu sali i starając się nie robić hałasu usiadłam chwytając dłoń Arona.

- Wiedziałeś, że to może się tak skończyć, dlatego ostatnio byłeś taki przewrażliwiony.

Siedząc tyle godzin na korytarzu miałam czas pomyśleć i poskładać niektóre fakty.

- Zawsze jest ryzyko.

- Bałam się. Bałam się, że cię stracę. - Łzy popłynęły po moich policzkach.

- Nie pozwoliłbym na to.

- Powinieneś o czymś wiedzieć. Zdałam sobie sprawę dopiero teraz, że nie powinnam ukrywać przed tobą prawdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro