1
- Cholera - wymamrotałam w poduszkę i wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu telefonu, który od kilku sekund wydawał z sobie coraz głośniejsze dźwięki. - Siedemnasta? Zasnęłam!
Wyskoczyłam z łóżka i podbiegłam do szafy, z której zabrałam pierwsze lepsze ubrania leżące na wierzchu sterty niepoukładanych rzeczy. Po błyskawicznym przygotowaniu chwyciłam torbę treningową i zbiegłam na dół.
- Dzień dobry skarbie. - Rodzice oglądali film w salonie zajadając popcorn.
- Cześć wam - przywitałam się naciągając na stopę buty.
- Nie powinnaś wyjść już pięć minut temu?
- Powinnam. - Owinęłam szalik wokoło szyi i sprawdziłam kieszenie w poszukiwaniu telefonu, który na szczęście był na swoim miejscu. - To pa.
Musiałam biec, dzięki czemu na przystanek dotarłam równo z autobusem. Jedyną pozytywną stroną tej sytuacji było zaliczenie wstępnej rozgrzewki. Zajęłam miejsce na tyłach pojazdu i w końcu złapałam oddech.
...
Z drobnym opóźnieniem wbiegłam na salę treningową po drodze o mało nie tracąc obu jedynek. Na miejscu czekał już Alex z naszą trenerką. Oboje spojrzeli na mnie, jednak ich wyrazy twarzy zupełnie się różniły. Chłopak uśmiechnął się, jakby z ulgą, że wreszcie się pojawiłam, a kobieta westchnęła głęboko ze skrzywioną miną.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam.
- Nie traćmy więcej czasu. A za następną wygraną kup sobie zegarek.
...
Po trzech długich i wyczerpujących godzinach opuściłam szkołę tańca. Była to dla mnie najnormalniejsza rutyna. Od dziesięciu lat kilka razy w tygodniu odwiedzam to miejsce i wspólnie z Alex'em, który tańczy ze mną w parze od początku mojej małej kariery, wyciskamy z siebie siódme poty żeby osiągnąć sukces.
- Odwieźć cię do domu? - Odwróciłam się słysząc jego głos.
- Dzięki, ale nie trzeba. Zaraz mam autobus.
Nie lubiłam go fatygować, tym bardziej, że nigdy nie kazał oddać sobie chociażby grosza za zmarnowane paliwo.
- Na pewno?
- Tak. - Uśmiechnęłam się.
- To do poniedziałku. - Wyminął mnie i ruszył w stronę swojego samochodu.
Zapięłam bluzę, ponieważ powietrze się ochłodziło i poszłam w stronę przystanku, który był oddalony kilka minut drogi stąd.
Gdy dotarłam już na miejsce spojrzałam na wyblakły rozkład jazdy, z którego wynikało, że za pięć minut powinien podjechać mój transport. Mimo to przez następny kwadrans żaden autobus się nie pojawił. Na niebie świeciły gwiazdy, a ja przeklinałam w myślach kierowcę otulając ramiona przed zimnym powietrzem. Aby zająć czas zaczęłam przeglądać telefon. Dopiero po kilku chwilach usłyszałam kroki dochodzące zza przystanku. Podniosłam głowę i zobaczyłam postać dorosłego mężczyzny, który zatrzymał się pod oświetlającą okolice lampą z dwa metry ode mnie.
- Cześć.
Mężczyzna wydawał się lekko chwiać na nogach. Zakładałam, że jest pijany. Miałam tylko nadzieje, że nie szuka problemów.
- Głucha jesteś? - zagadnął ponownie.
- Chyba mnie pan z kimś pomylił.
- Nie wydaje mi się kwiatuszku.
- Nie szukam nowych znajomości.
- W każdej chwili możemy to zmienić. - Uśmiechnął się zadziornie i zrobił krok w moją stronę. W tej chwili poważnie zaczęłam żałować, że odrzuciłam propozycję Alexa.
- Czego chcesz? Pieniędzy? Mam tylko drobne na bilet.
- Wolę trochę się zabawić.
Stanął przede mną i chwycił mój nadgarstek, który próbowałam wyszarpnąć. Miałam na to jednak zbyt mało siły. Mężczyzna widząc, że nie jestem w stanie uciec przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany przystanku.
Głos ugrzązł mi w gardle, a ciało odmówiło posłuszeństwa. Byłam przestraszona i bezradna. Czułam się jak mała myszka uwięziona w kącie przez ogromnego kocura. Modliłam się o ratunek nie widząc już innych możliwości, gdy w oddali usłyszałam warkot silnika. Po kilku sekundach przed przystankiem z piskiem opon zatrzymał się czerwony, sportowy samochód. Zdezorientowany napastnik odwrócił głowę w tamtym kierunku. Szyba od strony pasażera powoli zaczęła się opuszczać, jednak nikogo nie szło w niej dostrzec.
- Wsiadaj.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro