Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział szósty

𝑩𝒂𝒎𝒃𝒊

W Chicago miałam jedną znajomą. Co prawda ona nazywała mnie przyjaciółką, ale ja po studiach zaczęłam rozważniej używać tego słowa. Relacja z Paige wiele mnie nauczyła.

— Naprawdę, Jess? — zapytałam markotnie. — Nie mam ochoty na żadne wyjścia. — Wsadziłam do ust kolejną łyżeczkę lodów.

Nic tak nie poprawiało mojego humoru, jak tarta cytrynowa lub ciasteczkowy smak Ben & Jerry's. Szkoda, że dziś to nie działało. Nie mogłam wyrzucić z głowy Ridge'a i za cholerę mi się to nie podobało. Pozwolenie, żeby znów zawładnął moim umysłem nie wchodziło w grę.

Chociaż jak się tak zastanowić, to nigdy nie przestałam go wspominać. Kochałam go. Tak bardzo, że bałam się o własne serce. Wątpiłam, żebym była w stanie jeszcze kiedyś obdarzyć kogoś równie silną miłością.

— Wiem, że jesteś trochę zamknięta w sobie, a imprezy nie są twoją mocną stroną. Zrób mi jednak tę przysługę i opij ze mną awans — poprosiła z miną zbitego szczeniaczka. — W Fusion nie zdarza się to często, więc mamy co świętować.

Ty masz co świętować, chciałam powiedzieć. Ugryzłam się w język, zanim słowa zdołały wydostać się z moich ust.

Jessica Fowler była jedyną pracownicą magazynu Fusion, która okazała się dla mnie życzliwa. Nie licząc George'a oczywiście. Złapałyśmy nić porozumienia podczas stażu, a kiedy wyjechałam na jakiś czas do rodzinnego Los Angeles po niezdanym semestrze, utrzymywałyśmy kontakt telefoniczny. Któregoś razu pod wpływem silnych emocji, wyznałam jej, co wydarzyło się w Grand Forks. Nie oceniała mnie. Wysłuchała, pozwoliła wykląć cały świat.

I była tą, która kazała mi spakować swoje rzeczy, spieprzać od Prestona jak najdalej. Doskonale wiedziała, że mój niby narzeczony nie był fair. Tak samo, jak ja, nie chciał tego związku, przynajmniej początkowo. Zostaliśmy zmuszeni. Nic dziwnego, że spotykał się z kimś na boku. Problem polegał na tym, że jednocześnie próbował utrzymać mnie przy sobie, bo zależało mu na pozycji w rodzinnej firmie. Rozstanie ze mną oznaczałoby, że korporacje Roberta Jacksona i Frederica Vanderbilta nie połączyłyby się. Mój narzeczony nie zająłby wymarzonego, wysokiego stołka.

Dlatego od kilku tygodni, odkąd się od niego wyprowadziłam, nieustannie namawiał mnie do powrotu. Zabawne, że nawet nie rozmawiał z moim ojcem i nie wiedział, że nie przebywam w rodzinnym domu. Wiedziałam jednak, że taki stan rzeczy długo nie potrwa, w końcu spotkają się na jakimś bankiecie czy innej imprezie i wszystko wyjdzie na jaw.

Nie chciałam takiego życia, bycia czyjąś drogą do celu, opcją. Wróciłam więc do Chicago z nadzieją, że tu rozpocznę nowy etap. Jednak przeszłość zdołała mnie dosięgnąć.

Westchnęłam ciężko i wrzuciłam z impetem łyżeczkę do pojemnika z lodami.

— Gdzie chcesz iść?

Ułożyła usta w dzióbek, udając, że zastanawia się nad odpowiedzią.

— Znam jeden fajny klub. Musimy tylko znaleźć dla ciebie odpowiednią kreację. — Ruszyła w stronę mojej szafy. Mimowolnie wypuściłam z siebie jęk niezadowolenia.

— Nie mogę iść w jeansach? — zapytałam z nadzieją. Było to dla mnie najbardziej komfortowe ubranie.

— Nie. Zawsze chodzisz w jeansach — odparła niewzruszona moim niezadowoleniem. Przyglądałam się, jak przerzuca cichy. Wiedziałam, że nie znajdzie tam niczego, co pasowałoby na wyjście do klubu. Od dawna nie chodziłam na żadne imprezy ani spotkania towarzyskie, więc moja garderoba była dość ograniczona.

Po kilkunastu minutach westchnęła z frustracją.

— Jedziemy do mnie.

Nie zdążyłam nawet dobrze zaprotestować, kiedy złapała mnie za rękę i pociągnęła do wyjścia. Mogłam powiedzieć stanowcze nie, ale coś mi mówiło, że powinnam w końcu puścić hamulce. Skoro lody nie pomogły mi zapomnieć o dawnej miłości, może alkohol da radę.

Zamknęłam więc małe mieszkanko. Pół godziny później siedziałam na sofie w domu Jess i czekałam, aż znajdzie coś, co będzie jej pasowało. Mnie było obojętne, co założę. Byłam gotowa iść na drinka nawet w dresie.

Szkoda, że moja koleżanka miała zupełnie inny pogląd na sprawy. Kazała mi przymierzyć sukienkę w odcieniu pudrowego różu. Prosty krój, cienkie ramiączka, dopasowana do figury. Materiał marszczył się na mojej sylwetce, ale Jess powiedziała, że ma to tak właśnie wyglądać. Nie oponowałam, choć nie podobała mi się jej długość. Sięgała połowy uda i wydawała się zdecydowanie za krótka. Ciągle ją obciągałam, ale w końcu, po dziesiątej reprymendzie koleżanki, dałam sobie spokój.

— Nie wstydź się swojego ciała i swojej seksualności — powiedziała tylko, po czym zniknęła w łazience.

Później zrobiła mi dość mocny makijaż. Czarna kredka podkreśliła brązowe tęczówki, a tusz znacznie wydłużył rzęsy. Czułam się jak inna wersja siebie. Czy udawanie przez jeden wieczór kogoś innego, było złym pomysłem?

Po dwóch godzinach przygotowań wsiadłyśmy do taksówki.

— Gdzie jedziemy?

— Velvet Room. Podobno mają tam dziś imprezę jacyś hokeiści. — Poruszyła sugestywnie brwiami, a moje serce zamarło. — Może kogoś wyrwiemy.

— On... on tam może być — wykrztusiłam, chociaż miałam nadzieję, że się mylę.

Nie chciałam ponownie wpaść na Ridge'a Riversa.

— To co? — Wzruszyła ramionami. — Pokażesz mu, co stracił. I że dalej żyjesz.

Tylko że ja nie żyję. Jedynie egzystuję. Zatrzymałam tę uwagę jednak dla siebie. Przygryzłam wnętrze policzka i nie odezwałam się ani słowem przez resztę drogi. Słuchałam paplaniny Jess, bo usta jej się nie zamykały. Miałam wręcz wrażenie, że nie znała takiego pojęcia, jak cisza.

Wysiadłam z taksówki, mało nie potykając się o własne nogi. Byłam pewna, że zabiję się na perłowych sandałkach z wysoką szpilką.

— Och, Laura i Ben już są! — krzyknęła podekscytowana.

Skrzywiłam się na wspomnienie współpracowników. Nie cierpiałam Laury z całego serca. Zostawiała mi zawsze najbrudniejszą robotę. Z kolei Benjamin często migał się od swoich obowiązków i także je na mnie zwalał. W efekcie byłam popychadłem tej dwójki.

— Nie wspominałaś, że z nami idą — zauważyłam cierpko.

Złapała mnie pod ramię.

— Bo wiedziałam, że wtedy byś się nie zgodziła. Wiem, jaki masz do nich stosunek i totalnie to rozumiem. Pamiętaj, że otrzymujesz dokładnie tyle, na ile sama sobie pozwolisz. Może czas powiedzieć im nie, skarbie. — Pstryknęła mnie palcem wolnej dłoni w nos i pociągnęła w stronę dwójki znajomych z pracy.

Miała rację. Wzięłam głęboki wdech i przywitałam ich z fałszywym uśmiechem. Jednak po spojrzeniu, jakim obdarowała mój strój Laura, wiedziałam, że ten wieczór skończy się katastrofalną awanturą.

Benjaminowi udało się zarezerwować nam lożę. Jeden z pracowników klubu poprowadził nas do niej. Minęliśmy parkiet pełen tańczących ludzi. Rozglądałam się dookoła z nadzieją, że nie dostrzegę pośród tłumu znajomej twarzy. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zajęliśmy swoje miejsca, a na horyzoncie nie pojawił się Ridge Rivers. Najwidoczniej go tu nie było.

Zamówiliśmy drinki. Trójka współpracowników swobodnie gawędziła, ale ja stale skanowałam przestrzeń klubu. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że tak naprawdę chciałabym go zobaczyć.

— Bambi, co się z tobą dzieje? Wydajesz się nieobecna — zagadnęła Laura. Oczywiście, wcale się o mnie nie martwiła. Pewnie liczyła na jakieś plotki, które będzie mogła rozpuścić po biurze.

Obrzuciłam ją obojętnym spojrzeniem. Nie odpowiedziałam. Postanowiłam wprowadzić radę Jess do życia już dzisiaj. Łączyło się to z ignorowaniem ludzi, z którymi nie miałam ochoty rozmawiać.

Kelnerka postawiła przed nami tacę z drinkami, a także wiaderko z lodem i dwoma butelkami alkoholu. Kto, do cholery, to wszystko wypije?!

— Chyba nasza mała, spłoszona dziewczynka nie wyhodowała języka w gębie — mruknęła śpiewnym tonem Laura. Pociągnęła napój przez słomkę.

— Daj jej spokój — fuknęła Jessica w jej stronę. — Zachowujesz się jak rozwydrzona nastolatka. Czasy dogryzania sobie były w liceum.

Byłam jej wdzięczna za wstawienie się za mną. Mimo to sama postanowiłam zabrać głos. Tuż po tym, jak duszkiem opróżniłam połowę zawartości wysokiej szklanki.

— Straszna z ciebie suka — rzuciłam bez ogródek, patrząc prosto na nią. — Kto cię dziś ugryzł w dupę? Och, czekaj... — Zrobiłam minę, jakbym intensywnie myślała. — A może właśnie takie suki, jak ty, lubią być gryzione w dupę, a nikt tego nie zrobił i dlatego zachowujesz się jak stara, zgryźliwa baba?

Ben opluł się ze śmiechu. Laura z kolei jedynie przewróciła oczami. Wow, w końcu zamknęła jadaczkę. Niesamowite. Czyli trzeba było do niej podchodzić w ostry, prostacki sposób. Jak widać powiedzenie zabij ich dobrocią nie zawsze działało.

— Nieźle, skarbie — wyszeptała mi do ucha Jess, po czym stuknęłyśmy się szklankami i je wyzerowałyśmy.

Z każdym kolejnym łykiem alkoholu wszyscy stawaliśmy się coraz bardziej wyluzowani. Nawet wiecznie naburmuszona Laura finalnie wrzuciła na luz. Opróżniliśmy jedną butelkę wódki. Szumiało mi w głowie, ale było to... przyjemne. Nareszcie przestałam myśleć i wszystko nadmiernie analizować. Kołowrotki w umyśle zatrzymały się chociaż na ten jeden wieczór.

— Zatańczysz ze mną? — wybełkotał Benjamin, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę.

Wzruszyłam ramieniem, bo co miałam do stracenia? Poza tym leciał naprawdę fajny kawałek, a moje nogi same rwały się na parkiet. Złapałam go za rękę. Stanęliśmy na środku sali. Tuż obok, Jess obmacywała się z jakimś kolesiem. Otworzyłam szerzej oczy w szoku, kiedy zauważyłam jak nawzajem penetrują swoje jamy ustne językami.

Ohyda.

W moim tańcu ze współpracownikiem nie było niczego dwuznacznego. Obkręcał mnie, skakaliśmy i się wygłupialiśmy. Było to wyzwalające. W pewnym momencie tak się zatraciłam we własnym świecie, że straciłam Bena z oczu. Nie przeszkadzało mi to. Poruszałam biodrami w rytm muzyki i bawiłam się świetnie sama ze sobą.

Poczułam na talii dotyk ciepłych dłoni. Zerknęłam w dół. Męskie, smukłe palce mocno mnie trzymały przy sobie. Przez chwilę ocieraliśmy się o siebie ciałami. Nieznajomy mężczyzna nachylił się ku mnie i krzyknął do ucha:

— Chcesz iść w bardziej ustronne miejsce?

Wyprostowałam się niczym struna. Takie pytanie wcale mnie zaskoczyło. Uważałam, że w klubach to całkowicie normalne. W końcu niektórzy szukali po alkoholu jednonocnych przygód albo nawet pragnęli szybkich numerków w toalecie.

Tylko że znałam ten głos.

Powoli obróciłam się w ramionach mężczyzny. Na jego twarzy malował się taki sam szok jak na mojej. Natychmiast mnie puścił i wytarł dłonie w ciemne spodnie.

— Bambi. — Wyczytałam z ruchu jego warg.

Grady, jeden z najlepszych przyjaciół mojego byłego chłopaka, stał właśnie przede mną i zaproponował mi seks. Takie szczęście mogło spotkać tylko mnie.

Zrobiłam krok do tyłu, żeby zwiększyć dystans między nami. I w tym samym momencie rozpoczęła się istna katastrofa.

Przez siłę uderzenia, Grady upadł na podłogę. Podniósł spojrzenie, a ja nawet nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, kto stoi tuż obok. Znajomy zapach uderzył w moje nozdrza. Doskonale go znałam. Kiedyś był dla mnie jak dom.

Ridge.

Cholerny Ridge uderzył swojego przyjaciela.

Rozdziawiłam usta w szoku. Na całe szczęście Grady szybko się pozbierał. Otarł kroplę krwi, która wypłynęła z jego nosa. Podeszłam do niego i złapałam za ramię. Stanęłam na palcach i wykrzyczałam mu do ucha pytanie:

— Nic ci nie jest?!

Pokręcił przecząco głową w tej samej sekundzie, w której zostałam od niego odciągnięta. Nozdrza Ridge'a falowały z wściekłości. Miałam wrażenie, że przez napięte mięśnie zrobił się dwa razy większy. Ból, jaki dostrzegłam w jego oczach wywołał u mnie wyrzuty sumienia.

Boże, co ja sobie myślałam. Tańczyć z obcym facetem w klubie.

Dopiero chwilę później dotarło do mnie, że miałam prawo robić to, na co miałam ochotę. Mojemu byłemu nic do tego.

Wycelował palcem w kierunku Grady'ego, jakby chciał mu powiedzieć jeszcze się policzymy. Pociągnął mnie za łokieć w stronę wyjścia. Ledwo nadążałam za jego krokiem. Po pierwsze, byłam niższa, miałam krótsze nogi. Po drugie, założyłam dziś cholerne szpilki, które nie nadawały się do biegania. I po trzecie, byłam totalnie wstawiona, przez co chwiałam się na boki.

Ridge puścił moją rękę, dopiero gdy usadził mnie w limuzynie. Przez całą drogę wokół nas błyskały flesze. Cholera. Zapomniałam, że teraz był popularnym sportowcem.

— Co ty robisz? — wybełkotałam. — Nie chciałam z tobą tutaj wsiadać.

— Szkoda, że nie protestowałaś, kiedy Grady cię obmacywał — warknął w moją stronę.

— Nie obmacywał mnie — zaoponowałam szybko. — Nie wiedział, że to ja. Puścił mnie w momencie, w którym dotarło do niego do kogo się przystawia.

Mężczyzna przetarł twarz dłonią w nerwowym geście.

— Chcesz się na mnie mścić? Proszę bardzo, zasłużyłem. Tylko, kurwa, nie z moim przyjacielem, jasne? — zapytał tak, jakby w ogóle nie usłyszał co do niego przed chwilą powiedziałam.

Odchyliłam głowę do tyłu, jęknęłam głośno w przestrzeń.

— Nie miałam pojęcia, że tu jesteś — wyjaśniłam spokojnie. — Gdybym...

— Tak, gdybyś wiedziała, nie przyszłabyś — przerwał mi ozięble. — Już wiem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Jasno się wczoraj określiłaś.

Schowałam twarz w dłoniach. Jakim cudem znalazłam się w takiej popapranej sytuacji?

— Boże, czy ty siebie słyszysz? — parsknęłam, kiedy na niego spojrzałam.

Źrenice zwęziły mu się w wąskie szparki. Gniew przejmował nad nim kontrolę, a zły Ridge, to mega wredny Ridge.

— Przyjąłem na klatę twój wyjazd. Zrozumiałem, że dwa lata ciszy to kara za to, że złamałem ci serce. Kurwa — przeczesał palcami włosy — zniósłbym każdą obelgę z twoich ust, ale nie obściskiwanie się z kimś na moich oczach.

— Och, bo tylko tobie wolno było coś takiego robić, tak?! — wybuchłam. Nie dbałam o to, że mój krzyk mogli usłyszeć paparazzi na zewnątrz auta. — Mogłeś pocałować na moich oczach Madison, chociaż dobrze wiedziałeś, że mnie to zniszczy?!

— Byłem. Szantażowany. — wycedził przez zęby.

Roześmiałam się bez krzty humoru. Łzy zapiekły w oczy, a kiedy na niego spojrzałam, jedynie zmarszczyłam się z obrzydzeniem.

— Wiesz co, Ridge? — wyszeptałam, kiedy całe złe emocje wreszcie ze mnie uszły. — Z tej sytuacji było wiele innych wyjść. Na pewno oboje musielibyśmy coś poświęcić, żeby pozbyć się Troya z naszego życia, ale gdybyś tylko do mnie przyszedł... — Zacisnęłam dłoń w pięść i ją przygryzłam, żeby się nie rozbeczeć jak dziecko. Wyciągnął dłoń ku mnie, ale ją odepchnęłam. Oboje spojrzeliśmy na pierścionek zaręczynowy na moim palcu. — Gdybyś tylko do mnie przyszedł, załatwiłabym to. Tak jak to zrobiłam po wyjeździe z Grand Forks. I być może oboje zapłacilibyśmy niższą cenę za swoją wolność i spokój, może bylibyśmy razem. — Nie zdołałam dłużej powstrzymać łez. Spojrzałam prosto w oczy jedynego mężczyzny, którego kiedykolwiek kochałam. — Problem jest taki, kochanie, że ty nigdy nie byłeś gotowy na takie poświęcenie. Nie dla mnie.

Przesunęłam się w stronę drzwi. Złapałam za klamkę, żeby je otworzyć i uciec z tej puszki bez grama powietrza. Bo właśnie tak się czułam w obecności tego człowieka, ale nie dlatego, że go nienawidziłam. Boże, tak bardzo go kochałam, że to aż bolało. Wszystkie stłumione przez dwa lata emocje, jak smutek, żal i cierpienie wirowały wokół nas. To one sprawiały, że nie dawałam rady oddychać w obecności Ridge'a.

Nie pozwolił mi jednak wysiąść. Zanim zdążyłam otworzyć drzwi, złapał za klamkę i je z powrotem zatrzasnął. A potem, ułożył swoje dłonie na moich policzkach. Kciukami ścierał płynące po nich łzy.

— Co mam zrobić? — zapytał cicho, wręcz błagalnie. — Co mam, kurwa, zrobić, Bambi? Powiedz mi. Może wtedy nie byłem gotowy na wszystko, ale teraz jestem. Mam rzucić karierę? W porządku. Mam się przeprowadzić za tobą na koniec świata? Zaraz zacznę się pakować. Mam rozdać wszystkie swoje pieniądze biednym ludziom? Cholera, nie widzę problemu. Mam przejść cały kraj wzdłuż i wszerz na kolanach, żebyś mi wybaczyła? Zacznę jeszcze dziś. Powiedz tylko słowo. Powiedz. Bo nie mogę cię już więcej stracić. Nie, kiedy znów cię znalazłem.

Przyłożyłam dłonie do jego. Kochałam ten dotyk. Wydawał się właściwy. Nigdy więcej nie czułam czegoś takiego, nawet gdy Preston trzymał mnie za rękę.

Ścisnęłam lekko dłonie Ridge'a, po czym ściągnęłam je ze swojej twarzy.

— Teraz jest już za późno.

***

Ach, ale ta Bambi daje Ridge'owi w kość. Może czas ukrócić jego męki, jak myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro