Rozdział dziesiąty
𝑩𝒂𝒎𝒃𝒊
Nie mogłam spać. Zastanawiałam się, co ja, do cholery, robiłam ze swoim życiem. Dlaczego w ogóle zgodziłam się na ten układ? Plułam sobie w brodę, że tak łatwo dałam się podejść Nelsonowi. Na pewno było z tego wszystkiego inne wyjście, ale... No właśnie. Było jedno ale.
Nie musiałam mieszać się do sprawy z Prestonem. Gdybym została z tym sama, zapewne bym do niego wróciła pod przymusem i groźbą. Tymczasem to agent mojego ex zajmie się sprawą przekazania informacji do mediów. Mój ojciec nie był fanem sportu, więc nie śledził życia tego typu gwiazd, ale o zerwanych zaręczynach na pewno się dowie. I dowie się także, gdzie mieszkam.
Na samą myśl, że będę musiała się z nim w końcu zmierzyć, robiło mi się słabo. Ciągiem przespałam łącznie może godzinę. Gdy wstałam rano, wyglądałam bardzo źle. Matowe włosy, cienie pod oczami i blada cera były zewnętrznymi odpowiednikami tego, co działo się w mojej głowie. Totalne gówno.
W drodze do pracy zahaczyłam o kawiarnie. Dosypałam do kawy potężną dawkę cukru z nadzieją, że utrzyma mnie ona przy życiu. O ile wcześniej nie zaliczę mocnego zjazdu.
— Piłaś jeszcze wczoraj, czy jak? — zapytała z przekąsem Jess, kiedy zajęłam miejsce za swoim biurkiem. Pokręciłam przecząco głową. — No nie mów, że kac trzyma cię tyle czasu! — wykrzyknęła oburzona. Jakby to była moja wina, gdyby faktycznie tak właśnie było.
— Nie spałam za dobrze — wymamrotałam, wyciągając z torebki potrzebne rzeczy na biurko.
Mina koleżanki złagodniała.
— To przez te plotki w sieci? — Plotki. Nie tak nazwałabym obrażanie mnie w każdym poście. Według ludzi byłam zwykłą szmatą, bo miałam narzeczonego, a zabawiałam się z innym. Z jednej strony, nie dziwiłam się temu osądowi. Zdjęcia moje i Ridge'a były dwuznaczne. To jak prowadził mnie do limuzyny. To jak mnie do niej wsadził. To jak niósł mnie na moście. To jak wkładał mi buty.
Z drugiej zaś strony, co ich wszystkich to obchodziło?
— Można tak powiedzieć — odparłam z przekąsem.
Upiłam kolejny łyk ciepłej kawy, po czym opadłam na oparcie krzesła obrotowego. Zjechałam w dół, z nadzieją, że w ten sposób ukryję się przed całym światem.
— Wiesz... To jedynie zdanie obcych ludzi. Nie znają faktów.
— A jakie są fakty, Jess? — zapytałam cicho, nerwowo stukałam palcami w papierowy kubeczek.
Prawda była taka, że nie czułam się dobrze z tym, co wydarzyło się w Velvet Room i później. Cokolwiek czułam jeszcze do Ridge'a, nie miałam zamiaru tego do siebie dopuszczać. Ani jego. Tak przynajmniej planowałam, a teraz utkwiłam z nim w beznadziejnym układzie.
— Takie, że Preston to szumowina. I dobrze o tym wiesz. — Wycelowała we mnie oskarżycielsko długopisem. — Chłop wykorzystywał cię do własnych celów, tak samo zresztą twój ojciec. Obaj nadają się do niczego. Wiesz, nawet ułożyłam dla nich specjalny wierszyk.
Uniosłam brew zaintrygowana. Była to jedyna reakcja z mojej strony, ale Jess to wystarczyło. Uśmiechnęła się przesłodko i wyrecytowała:
— Robert i Preston do wora, a potem ten wór należy wrzucić do jeziora. Bambi ocaleje i skończy się jej zmora.
Zaczęłam się głośno śmiać. Czasem gadatliwość koleżanki okazywała się zbawieniem. Potrafiła rozbawić mnie w najgorszych momentach. Jessica na ogół była wyluzowana, dlatego nie zdziwiłam się, kiedy dołączyła do mnie. Obie podśmiewałyśmy się z wymyślonej przez nią rymowanki, bo do wierszyka trochę temu brakowało.
Jednak po chwili kobieta spoważniała.
— Słuchaj, Bambi. Lubię cię. Naprawdę. Nie daj sobie już więcej wejść na głowę mężczyznom. Za dużo miałaś tego gówna w swoim życiu — powiedziała tak po prostu, a następnie wróciła do swojej pracy.
Spojrzałam na nią, całkowicie zdezorientowana nagłą zmianą jej nastroju. Nie miałam pojęcia, czemu z sekundy na sekundę spoważniała.
Dowiedziałam się dosłownie minutę później, kiedy ktoś zapukał w nasze szklane drzwi.
— Można? — zapytał głęboki, męski głos, który potrafiłby sprawić, że wstałabym nawet z trumny.
Ridge odwiedził mnie w pracy. Cholera jasna.
— Pójdę po dolewkę kawy — mruknęła Jess, zerwała się ze swojego miejsca. Szkoda, że całkowicie zapomniała zabrać ze sobą kubka.
Wstałam z krzesła, kiedy tylko minęła moje biurko. Ponieważ siedziałam tyłem do przeszklonej ściany, nie miałam widoku na to, co działo się na korytarzach biura. Teraz już rozumiałam, skąd w Jess ta zmiana. Musiała wcześniej dojrzeć mojego ex.
Miałam wrażenie, że każdy na nas patrzy. W Fusion było za grosz prywatności.
— Co tu robisz? — wydukałam zbita z tropu.
Musiałam przyznać, że wyglądał olśniewająco. Irytowało mnie to, bo próbowałam trzymać się na dystans od tego dupka. Ta biała koszulka, pod którą uwydatniały się mięśnie wręcz wołała no chodź, dotknij mnie. Prychnęłam pod nosem z myślą, że prędzej odrąbię sobie ręce niż znów dotknę Ridge'a z własnej, nieprzymuszonej woli.
Mężczyzna uniósł kilka kartek w powietrze.
— Wywiad. — Zmarszczyłam brwi, bo za cholerę nie wiedziałam o co mu chodzi. Westchnął ciężko i wyjaśnił: — Przyniosłem odpowiedzi na twoje pytania. Tamtego dnia wydawałaś się zbyt zaabsorbowana docinaniem mi niż rozpoczęciem właściwego tematu.
Przejęłam od niego plik kartek. Ilość była zatrważająca.
— Jestem pewna, że aż tyle pytań to tam nie było — wymamrotałam skołowana.
Ridge wszedł w głąb pomieszczenia. Obserwowałam jak jeans opina jego pośladki. Jezu Chryste. Umrę. A może już umarłam i to jakiś test na wstrzemięźliwość przed dostaniem się do nieba? Albo to już było niebo...
Zacisnęłam zęby. Nie. Skoro tu był, musiało to być istne piekło na ziemi.
— Cóż, odpowiedziałem na nie bardzo skrupulatnie. — Przysiadł na brzegu mojego biurka. — Jednak znajdziesz tam też naszą umowę.
— Umowę?
Wzruszył ramionami.
— Nelson nalegał, żebyś to podpisała. Nie sądzę, żebyś zrobiła jakąś głupotę, ale jest moim agentem i wie lepiej, co jest dobre dla mojego wizerunku.
Przewertowałam pobieżnie kartki. Chwilę mi to zajęło, ale w oczy rzuciło mi się coś, na co niemal się roześmiałam.
— NDA? — Uniosłam odpowiednią stronę w powietrze. — Naprawdę, Ridge? Umowa o zachowaniu poufności?
— Jak już mówiłem, Nelson nalegał.
Przeleciałam wzrokiem po tekście. Dobra, miało to sens. Potrafiłam zrozumieć, dlaczego agent hokeisty tego ode mnie wymagał. Nie chciał, żebym potem wszystkim zdradziła prawdę o fałszywości naszego związku, ale także, żebym nie rozpowiedziała o Ridge'u jakichś nieprzychylnych plotek.
Westchnęłam ciężko.
— W porządku. Podpiszę to. — Sięgnęłam po długopis. Zanim zdążyłam przycisnąć kuleczkę wkładu do papieru, palce mężczyzny oplotły się wokół mojego nadgarstka. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu.
Powędrowałam wzrokiem przez całe przedramię Ridge'a, choć wciąż kryło się pod czarną, puchową kurtką. Dotarłam do szyi, a potem podbródka. Tam zaczynał się delikatny zarost. Przeniosłam swoją uwagę na usta, potem nos, a na końcu jego oczy.
Wyglądał na zaskoczonego i... zirytowanego?
— Nie wiesz, żeby nie podpisywać takich rzeczy w ciemno? — zapytał, choć bardziej przypominało to warkot. Nagle puścił moją rękę, jakby parzyła, a ja wciąż potrafiłam tylko się na niego gapić. Odchrząknął głośno. — Zapoznaj się ze wszystkim, a dopiero potem podejmij decyzję.
Westchnęłam ciężko. Wróciłam na swoje krzesło i zaczęłam wertować warunki umowy. Kątem oka widziałam, że Ridge zajął miejsce Jess.
— Ona nie lubi, gdy ktoś dotyka jej rzeczy — poinstruowałam dla pewności, żeby niczego nie przestawił. Koleżanka wpadłaby w szał. — Poza tym, może w każdej chwili wrócić. Chyba powinieneś wyjść.
Splótł palce za głową i popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Siła, z jaką to zrobił, pewnie zwaliłaby mnie z nóg, gdybym już nie siedziała.
— Nie przyjdzie tu, za bardzo ją onieśmielam. Obserwuje nas z drugiego końca biura — mruknął, nie odrywając oczu od mojej twarzy.
Zacisnęłam zęby i postanowiłam skupić się na dokumentach. Ridge wciąż był tak samo zadufany w sobie i tak samo pewien własnego uroku. Na myśl, ile kobiet musiał w ten sposób omamić podczas naszej rozłąki, zacisnęło mi się gardło. Wyobrażanie sobie tego bolało. I nie powinnam była tego już robić, nie mogłam. Bo ten mężczyzna już do mnie nie należał.
Mógł robić, co chciał i z kim chciał. Przynajmniej do momentu podpisania umowy.
Nie mam pojęcia, ile czasu zajęło mi przeczytanie każdej strony. Nie było tego jakoś specjalnie dużo, ale w niektóre punkty dla pewności wczytywałam się po kilka razy.
Przez cały ten czas, Ridge bacznie mnie obserwował.
— Zapoznałam się, podpisuję — powiedziałam w końcu na głos. Sięgnęłam po długopis i zanim zdążył mnie zatrzymać, postawiłam na każdej stronie parafkę. Zebrałam kartki w jedną kupkę, stuknęłam nimi o blat, żeby wyrównać, a następnie wyciągnęłam w jego stronę. — Proszę, możesz już iść.
Uniósł kącik ust, ale posłusznie wstał z krzesła należącego do Jess.
— Nie cierpisz mnie tak samo, jak na początku naszej znajomości — zauważył z rozbawieniem.
— Nie. Teraz naprawdę cię nienawidzę — odparłam stanowczo.
Ridge zerknął na papiery, a potem na coś ponad moim ramieniem.
— Ludzie się gapią, więc nie mogę tego od ciebie wziąć. Jeszcze zaczną coś podejrzewać.
— A jak mi podawałeś stos kartek, to nie mogli mieć żadnych podejrzeń?
Przechylił głowę w bok.
— Powiedziałem recepcjonistce, że przyniosłem odpowiedzi na twój wywiad. Domyślą się, że coś jest nie tak, jeśli mi je oddasz — argumentował. Nie mogłam się z nim kłócić. Niechętnie przyznawałam mu rację, w życiu nie powiedziałabym tego na głos.
Schowałam umowę do przezroczystej koszulki, a potem wsunęłam ją do swojej torby.
— W porządku. Wciąż mam wizytówkę Nelsona. Zadzwonię do niego i się z nim umówię na przekazanie dokumentów.
Ridge wyraźnie się spiął, a ja w duchu piałam ze śmiechu. Na zewnątrz kryłam się za maską obojętności.
Przygryzłam końcówkę długopisu, uważnie obserwując jego reakcję.
— Nelson będzie miał teraz dużo rzeczy na głowie, więc lepiej, żebyś mu nie przeszkadzała.
— Interesujące — wymamrotałam. Jednym szarpnięciem wydostał długopis spomiędzy moich warg.
— Przywieź papiery do mnie. Najlepiej dziś wieczorem.
Uśmiechnęłam się niewinnie. Postanowiłam trochę się z nim podroczyć. Nie wiedziałam, czy po prostu próbowałam wyprowadzić go z równowagi, bo bawił mnie brak samokontroli u niego, czy za tym tęskniłam.
— Przykro mi, panie Rivers, ale jestem zmuszona odmówić — odparłam już głośniej i pewniej.
Ridge górował nade mną sylwetką, ale nawet ze swojej pozycji mogłam dostrzec, jak szybko zwężają mu się źrenice. Zaczynał się wściekać. Niesamowite.
Zniżył się powoli jak drapieżnik, przygotowujący się do skoku na swoją ofiarę. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy przekręcił fotel razem ze mną przodem do siebie. Obserwowałam jak układa dłonie po obu stronach mojego ciała. Nagle poczułam się zagrożona.
Wiedziałam, że niebieskie oczy mężczyzny potrafią przenikliwie patrzeć. Zapomniałam jednak jakie to uczucie. Mimowolnie zadrżałam i żeby to ukryć, założyłam ręce na piersi.
Do moich nozdrzy dotarł znajomy mi zapach. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat, umysł wyparł go, żeby zablokować bolesne wspomnienia. Nie miałam pojęcia, że mógł być tak bardzo intensywny i że wywoła ścisk w dole żołądka.
— Panie Rivers? — Dosłownie wymruczał cale od mojej twarzy. Coś błysnęło w źrenicach mężczyzny, a przebiegły uśmieszek zamajaczył na jego ustach. — Chcesz się w to, kurwa, bawić? — Podniósł jedną dłoń i owinął wokół swojego palca wskazującego niewielki kosmyk moich włosów. — Nie ma sprawy, panno Jackson.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc, a woń pomarańczy i drzewa cedrowego o mało nie odwiodła mnie od zdrowych zmysłów. Przytrzymałam powietrze w organach, nakazałam sobie nie oddychać.
A potem pacnęłam Ridge'a w dłoń. Puścił moje włosy i wyprostował plecy. Mimo to miał zwycięski wyraz twarzy. Usilnie zwalczałam chęć zazgrzytania zębami.
Otworzyłam usta, by mu nawrzucać. Przerwało mi donośne chrząknięcie.
— Ekhem.
Wychyliłam się, żeby zobaczyć, któż to wyratował mnie z opresji. Tuż za moim ex, teraz już niby-chłopakiem, stał mój szef.
— George — wymamrotałam zaskoczona. Gwałtownie podniosłam się z krzesła, aż zaskrzypiało. Ridge odwrócił się przodem w stronę nowego przybysza. Ponownie otworzyłam usta, żeby wyjaśnić mu, że to nie tak, jak myśli. Redaktor naczelny Fusion uniósł jednak dłoń, czym skutecznie mnie uciszył. Zacisnęłam wargi w wąską kreskę.
Przeniósł spojrzenie na Ridge'a. I wystawił do niego dłoń, którą mi zamknął jadaczkę.
— Pan Rivers. Miło mi pana poznać.
— Mnie również, panie...?
— Langford. George Langford, redaktor naczelny magazynu Fusion — przedstawił się szybko. Miałam ochotę prychnąć na nutkę podekscytowania w tonie jego głosu. Faceci.
Ridge zerknął na mnie przez ramię. Zlustrował mój wygląd od góry do dołu, po czym przeniósł swoją uwagę na drugiego mężczyznę w pokoju.
— Wybaczy pan, panie Langford, że nachodzę pannę Jackson w pracy. Chciałem jedynie dostarczyć odpowiedzi na ostatni wywiad, który musieliśmy szybciej skończyć ze względu na burzę śnieżną. Nie miała okazji zapytać o wszystko, o co chciała — wyjaśnił spokojnie mój niby-chłopak.
Szef machnął ręką w powietrzu.
— Daj pan spokój. Nie ma problemu. To dla nas zaszczyt, że zgodził się pan udzielić nam pierwszego wywiadu od początku kariery. — Uśmiechnął się do niego tak szeroko, aż zaczęłam się bać, czy nie wypadnie mu proteza. — I proszę, mów mi po prostu George.
— Oczywiście, George. — Ridge zaczął używać swojego uroku, by oczarować mojego szefa. — Może odprowadzisz mnie na dół i porozmawiamy o dalszej współpracy?
— D-dalszej w-współpracy? — wydukał zaskoczony mężczyzna.
— Oczywiście. Znam kilka sportowców, którzy z chęcią udzielą wam wywiadu na wyłączność. Co ty na to?
— Pewnie, że tak. Porozmawiajmy o tym. — Wskazał ręką w stronę wyjścia.
Zanim jednak Ridge przekroczył próg pomieszczenia, nachylił się w moją stronę. Ciepłymi, miękkimi wargami musnął mój policzek. Skóra zamrowiła przyjemnie, zaschło mi w ustach.
— Do zobaczenia wieczorem, skarbie — powiedział tak, żeby słowa były niby przeznaczone tylko dla mnie, ale też tak, by George doskonale go usłyszał.
Spłonęłam soczystym rumieńcem. Obserwowałam jak wychodzą pogrążeni w rozmowie, jednocześnie przyłożyłam dłonie do policzków z nadzieją, że ich chłód trochę ukoi rozszalałe emocje.
Jednego byłam pewna — nie miałam zamiaru nigdzie dziś jechać. Po pierwsze, czułam się wykończona i senna. Po drugie, nie przewidywałam opcji, żeby dać za wygraną. Od czasów terapii jasno zaczęłam stawiać swoje granice. Moje nie znaczyło nie, koniec kropka.
Jess weszła do gabinetu. Przesadnie wachlowała twarz dłonią, jakbyśmy właśnie mieli falę porządnych upałów, a nie środek zimy.
— Ma to coś. Dla takiego faceta łatwo przepaść.
***
Kochani, często pytacie, kiedy pojawi się nowy rozdział. Oficjalnie informuję, że rozdziały pojawiają się regularnie, co drugi dzień, w parzyste dni miesiąca ♥
Zostawcie coś po sobie ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro