Rozdział ósmy
𝑩𝒂𝒎𝒃𝒊
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Była tak ciężka, że nie dałam rady unieść jej z poduszki. Nieustannie szukałam ręką dzwoniącego telefonu. Niestety, nie znalazłam go na materacu.
Z ociąganiem zwlokłam się z łóżka, jeśli można tak nazwać sturlanie się z niego na podłogę. Dobry Boże, nigdy więcej alkoholu. Na czworaka podeszłam do torebki i wyciągnęłam z niej komórkę. Na ekranie widniało zdjęcie Jess.
Pewnie martwiła się, bo zniknęłam wczoraj z Velvet Room bez słowa. Przeciągnąłem kciukiem po ekranie.
— Halo? — Mój głos był zachrypnięty, cichy.
— Bambi. Jackson. — wycedziła wściekle. — Coś ty najlepszego zrobiła?
Jęknęłam w przestrzeń. Mówiła zdecydowanie za głośno.
— Możesz jaśniej? Wyczołgałam się z łóżka, żeby odebrać od ciebie połączenie — przyznałam, wolną ręką masowałam pulsującą skroń.
— Och, włącz internet. Wszystko rozjaśni ci się w ułamku sekundy! — Niemal krzyczała, był to zły zwiastun. Jessica nigdy nie unosiła głosu. — Wyszłaś z Ridge'em Riversem? Naprawdę? Po tym wszystkim, co ci zrobił?
Och Boże. Boże. Boże. Boże.
Wspomnienia naszej kłótni na moście uderzyły we mnie ze zdwojoną mocą.
— Poczekaj chwilę — mruknęłam, po czym weszłam w przeglądarkę. Kliknęłam pierwszy lepszy link do portalu plotkarskiego. Widniało tam moje zdjęcie z byłym chłopakiem sprzed klubu. Wsiadaliśmy do limuzyny. — Cholera jasna.
— To chyba za mało powiedziane. Jesteście na językach, skarbie.
Nie odpowiedziałam. Wstałam na chwiejne nogi i przytrzymałam się komody, żeby nie upaść z powrotem na ziemię.
— Wszystko ci wyjaśnię... — zaczęłam, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Znów żałośnie jęknęłam. — Później. Jess, wyjaśnię ci wszystko później. Muszę... muszę się najpierw ogarnąć z własnymi myślami — wymyśliłam na poczekaniu.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Telefon rzuciłam na kanapę, kiedy gnałam ku wejściu do mieszkania. Doskonale pamiętałam swoją wczorajszą rozmowę z Ridge'em. Alkohol sprawił, że rozwiązał mi się język. Powiedziałam rzeczy, których nie powinnam była mówić nigdy w życiu. Może nie przyznałam, że go kocham, ale on doskonale o tym wiedział.
To jednak wciąż było za mało, żebym mogła mu wybaczyć, czy chociaż się z nim przyjaźnić.
Wypuściłam drżący oddech. Odliczyłam w myślach kilka sekund i otworzyłam zamki. Nacisnęłam klamkę. Ridge opierał się nonszalancko o futrynę. Zdecydowanie był większy niż jak go zapamiętałam. Kiedyś doskonale znałam zarys mięśni jego brzucha. Teraz mogłam dać sobie rękę uciąć, że były jeszcze lepsze, wyraźniej zarysowane.
Lodowate spojrzenie przenikało mnie na wskroś. Miałam wrażenie, że próbował dostać się do mojej głowy. Nie mogłam na to pozwolić. Uniosłam hardo podbródek. Roztrzepane kosmyki i worki pod oczami jasno świadczyły o jego niewyspaniu. Najwidoczniej kac dał do wiwatu nie tylko mnie.
— Co tu robisz? — zapytałam z przymrużonymi powiekami. Grałam. Udawałam. W głębi duszy skakałam z radości na jego widok. Jednak coś nie pozwalało mi otworzyć się przed nim i pokazać prawdziwych emocji.
Wyciągnął w moją stronę portfel. Cholera. Zapomniałam już, że go ma. Końcówka naszego spotkania rozmywała się w moich wspomnieniach. Nigdy nie miałam głowy do picia.
Przyjęłam swoją własność.
— Dziękuję — powiedziałam. Gestem zaprosiłam go do głębi mieszkania. Nie wiedziałam dlaczego. Zrobiłam to mechanicznie.
Wciąż byłam cholernie zaspana. Dopiero w drodze do salonu zdałam sobie sprawę, że tkwię we wczorajszych ubraniach. Moje włosy z kolei przypominały gniazdo dla ptaków.
Bez pozwolenia rozsiadł się na kanapie. Rozłożył ręce na jej oparciu, a kostkę prawej nogi ułożył na lewym udzie. Prychnęłam pod nosem. Arogancja to cecha, której nikomu nie udałoby się wyplenić z tego konkretnego hokeisty.
— Mieliśmy porozmawiać — zauważył, bacznie mi się przy tym przyglądając.
— Byłam wczoraj pijana i...
— Daj sobie spokój z tymi frazesami — wycedził przez zęby. — Doskonale wiem, co znów próbujesz zrobić.
Spojrzałam na niego z nieskrywanym niedowierzaniem. Uniosłam jedną brew.
— Niby co próbuje zrobić? — zapytałam z przekąsem.
— Uciec — odparł bez zastanowienia. Podniósł jedną rękę i przeczesał nią włosy w nerwowym geście. — Wmówisz mi, że niczego nie pamiętasz z naszej wczorajszej kłótni. Wyrzucisz mnie za próg, zamkniesz drzwi przed nosem i tyle cię widziałem.
Nie odpowiedziałam, bo cóż... taki właśnie miałam plan. Dopóki nie przejrzał go na wylot. Teraz pozostało mi jedynie wymyślić inną wymówkę, dla której Ridge Rivers opuści nie tyle moje mieszkanie, ile życie.
— Słuchaj, cokolwiek wczoraj ci powiedziałam...
— Przestań — przerwał mi stanowczo. — Naprawdę masz mnie za takiego idiotę? Przecież cię znam. Mam ci przypomnieć, ile razy wyciągałem twoją pijaną dupę z jakiejś imprezy na studiach? Albo może ten moment, kiedy ściągałem cię ze stołu w swoim domu w Grand Forks? — zadał retoryczne pytania. Oboje doskonale znaliśmy odpowiedzi, bo takich sytuacji, jak te wymienione, było kilka. — Znam twoją tolerancję na alkohol. To wczoraj nie było pełnią twoich możliwości. Możemy grać w tę grę dalej, skarbie, ale oboje wiemy kto wygra.
Spięłam ramiona.
— Nie jestem twoim skarbem. Nie mów tak do mnie. Już nie.
Przyłożył dłoń do lewej piersi w udawanym geście zranienia. I chociaż całą swoją postawą zaczął udawać obojętność, w jego źrenicach dostrzegłam błysk bólu. Oczywiście, że krzywdziłam go takimi słowami. O to mi przecież chodziło. Musiałam odepchnąć od siebie Ridge'a, zanim będzie za późno dla nas obojga i zatoczymy niepotrzebne koło. Znów damy sobie szansę, zranimy się, rozejdziemy. Nie chciałam tego.
Co prawda moje serce przez dwa lata kategorycznie odmawiało odkochania się, wyleczenia z niego. Nie oznaczało to jednak, że musieliśmy dalej razem być. Wydarzenia ze studiów zmieniły nas. Na zawsze.
— Porozmawiajmy — poprosił spokojnie. — Nie chcę od ciebie wiele. Tylko jedna rozmowa. Może uda nam się dojść do porozumienia.
Założyłam ręce na piersi. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Zaczęłam intensywnie myśleć. Czy miałam coś do stracenia? Obecnie nie. Ridge nie wiedział, że wciąż posiada moje głupie serce, które teraz radośnie podskakiwało w mojej piersi. I nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo go z tego powodu nienawidziłam.
Byłam po prostu rozdarta.
— W porządku. Mogę ci poświęcić dziesięć minut — oznajmiłam, usiadłam na drugim końcu mebla, jak najdalej od niego.
Prychnął głośno w prześmiewczy sposób.
— Dziesięć minut? Woah, Jelonku. Nie szalej tak.
Przewróciłam oczami rozdrażniona obcesowym zachowaniem mężczyzny.
— Muszę wziąć prysznic i w ogóle przywrócić się do porządku — wyjaśniłam, ale coś w jego spojrzeniu mówiło mi, że posiedzi ze mną o wiele dłużej.
— Wiem, że dalej mnie kochasz... — urwał, by obrzucić moją twarz badawczym spojrzeniem.
— Za marzenia nie karzą, Rivers.
Westchnął cierpiętniczo, wzniósł oczy ku sufitowi.
— Długo będziemy się ganiać w kotka i myszkę? — mruknął bardziej do siebie, ale doskonale go usłyszałam.
— Słuchaj, Ridge. Jeszcze kilkanaście godzin temu przemawiał przeze mnie alkohol. Teraz jestem trzeźwa i mówię ci jak jest. Cokolwiek między nami było, skończyło się dwa lata temu. Nie mogę cię kochać, bo ci nie ufam. Nie zrobiłeś nic, żeby naprawić nasze relacje, za co cię nie winię. Sama zniknęłam. Chciałam tego. Potrzebowałam samotności, lubię ją.
— To ma coś wspólnego z twoim narzeczonym?
— Preston nie ma tym nic wspólnego — zaprzeczyłam natychmiast. — Mówiłam ci już, nigdy go nie kochałam, a ten związek był z cholernego przymusu. Tak bardzo pragnęłam uciec z Grand Forks, że poprosiłam swojego ojca o pomoc. Wspominałam ci, że za przysługi u niego, płaci się przysługami. To była cena mojej wolności.
— Tyle że wcale nie jesteś wolna — zauważył cicho.
Nie wiedziałam, skąd wysnuł ten wniosek. Był jednak trafny. Uciekłam od Ridge'a, żeby wpakować się w jeszcze większe bagno. Zdarzały się dni, podczas których plułam sobie w brodę. Mogłam być silniejsza i wytrzymać do końca trzeciego roku. Rivers odszedłby z uczelni, a przez ostatni rok mogłabym przebrnąć w spokoju.
Zadziałałam jednak pod wpływem impulsu, nie mogłam cofnąć czasu.
— Teraz już jestem. — Mimowolnie zerknęłam na pusty palec u prawej dłoni. Jeszcze do ubiegłej nocy ciążył na niej pierścionek zaręczynowy. Dziś czułam się... lepiej. Lżej. Pewniej. Czarne kłęby pochmurnych myśli odgniwałam od siebie nieustannie. Wiedziałem, że w końcu Preston i Robert dowiedzą się prawdy. Będę musiała im obu w jakiś sposób zapłacić.
Komórka Ridge'a zabrzęczała. Wyjął ją z kieszeni. Zmarszczył brwi wodząc wzrokiem po ekranie.
— Co do tej twojej wolności... — wymamrotał, ale nie udało mu się dokończyć zdania. Przerwał nam kolejny dzwonek do drzwi.
Czy ja naprawdę musiałam mieć tylu gości po imprezie? Kiedy byłam na niezłym kacu?
Wstałam, żeby do nich podejść. W miejscu zatrzymał mnie głos hokeisty.
— To mój agent. Niestety, paparazzi śledzili nas także na tym moście, po sieci właśnie zaczęły krążyć nasze zdjęcia. Są dość wymowne. Chciał spotkać się z nami dwojgiem. — Wstał, obracając ekran telefonu w moją stronę. Oczywiście musiało zostać uwiecznione, jak Ridge niesie mnie do limuzyny. Jak wkłada mi buty. Jak się do mnie głupkowato uśmiecha. Wspaniale. — Otworzę mu, a ty idź wziąć prysznic. Musimy poważnie porozmawiać.
Powinnam była wypchnąć go ze swojego mikro mieszkanka. Potem należało zabarykadować się od środka i przeczekać całą medialną burzę. Doskonale wiedziałam, jak działają pismaki. Za jakiś czas zapomną o moim istnieniu.
Nie zrobiłam tego. Po prostu wzięłam dresowy komplet z szafy i pobiegłam do łazienki. Po pierwsze — naprawdę ode mnie capiło i potrzebowałam się odświeżyć. Po drugie — musiałam złapać chwilę wytchnienia do Ridge'a, ale skoro jego agent tu przyjechał, coś było na rzeczy. A moja ciekawska natura chciała dowiedzieć się co.
Za tę wścibskość zapłaciłam kilkanaście minut później, kiedy to wyszłam z toalety. Poznałam Nelsona, wymieniłam z nim uścisk dłoni. Poprosił, żebym grzecznie usiadła obok jego podopiecznego.
Klasnął w dłonie. Milczał przez chwilę, wyglądał, jakby szukał odpowiednich słów.
— Nie będę owijał w bawełnę. Sprawa nie jest łatwa. — Spojrzał na nas po kolei, po czym wziął głęboki wdech. — Zrobił się wokół was niezły szum. — Przeniósł swoją uwagę w całości na mnie. — Ridge powiedział mi, że znacie się ze studiów i spotkaliście po latach. Domyśliłem się, że coś was łączyło. Najwidoczniej w dziennikarskich kręgach jest ktoś na tyle miły, że przeszperał wasze życie...
Serce zamarło w mojej piersi. Oddech stał się krótki, urywany. Coś mi mówiło, że nie spodoba mi się to, co zaraz usłyszę. O dziwo, mój ex wydawał się całkowicie rozluźniony. Znów usiadł w tej swojej nonszalanckiej pozie. Zerknęłam na ramię wyciągnięte w moją stronę na oparciu kanapy. Stukał palcem wskazującym w obicie mebla, ale spojrzenie skupiał na swoim agencie. Dopiero gdy wyczuł na sobie mój wzrok, zerknął na mnie kątem oka i uniósł kącik ust.
To wyglądało jak... pocieszenie. Ridge Rivers mnie pocieszał, a więc wydarzyło się coś cholernie złego.
— Co chcesz nam powiedzieć, Nelsonie? — zapytałam cicho, nie mogąc dłużej wytrzymać rosnącego napięcia w pomieszczeniu. — Ktoś z naszej przeszłości wyciągnął fakt, że kiedyś się ze sobą spotykaliśmy?
Strzelił we mnie palcem, jakby chciał krzyknąć bingo!
— Dokładnie tak.
— No i co z tego? — Wzruszyłam ramionami. — Przecież ludzie się schodzą i rozchodzą, to chyba nie jest zabronione.
— Owszem, mała — przyznał mi rację. Ridge warknął pod nosem bliżej nieokreślone słowa, ale Nelson doskonale go zrozumiał. Wykrzywił usta w grymasie, po czym kontynuował: — Problem polega na tym, że według całego świata, wciąż jesteś zaręczona z Prestonem Vanderbiltem.
Przymknęłam powieki, odchyliłam głowę do tyłu. No tak, mogłam spodziewać się, że będzie chodziło o mojego fikcyjnego narzeczonego i Roberta. Ten pierwszy nie miał zamiaru odpuścić, za bardzo zależało mu na przejęciu rodzinnego imperium. Drugi z kolei, o niczym jeszcze nie wiedział.
Otworzyłam szeroko oczy.
— Co piszą w tych artykułach? — zapytałam, przerażenie przebijało się przez każde wypowiedziane słowo.
Czułam jak spojrzenie obu mężczyzn skupia się na mnie.
— Cóż, zdjęcia chyba mówią same za siebie.
— Po prostu to powiedzcie.
Zapadła chwila ciszy. Napięcie z każdą sekundą wzrastało coraz bardziej, miałam wrażenie, że cały tlen ucieka z mojego salonu. Nie mogłam oddychać. Panika atakowała każdy zakamarek mojego organizmu.
Niczego w życiu się tak nie bałam, jak zemsty własnego ojca.
— Ponieważ wszystko wygląda jak wygląda, a fakty mówią, że coś was łączyło, do tego ta przeszłość... Ludzie uznali, że się spotykacie. A że ty wciąż jesteś zaręczona z panem Vanderbiltem to... — Nie musiał kończyć, wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, na jaką osobę wyszłam wśród społeczeństwa.
Robert Jackson teraz już na pewno mi niczego nie ułatwi ani nie wybaczy. Nawet jeśli bym wróciła do Prestona, do domu, miałabym przekichane.
Łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Wstałam z miejsca, żeby nie mogli tego dojrzeć. Stanęłam przy aneksie kuchennym i mocno zagryzłam wargę, niemal do krwi. Z całych sił powstrzymywałam się przed okazaniem własnego załamania.
— Jest wyjście z tej sytuacji. Możemy poprawić twój wizerunek — oznajmił nagle Nelson.
Zamrugałam kilka razy, uniosłam podbródek i odwróciłam się do nich przodem. Ridge uważnie skanował moją twarz w poszukiwaniu oznak jakichkolwiek emocji. Starałam się trzymać maskę obojętności na miejscu. Nie miałam pojęcia, czy udało mu się coś dojrzeć. Szybko odwrócił wzrok.
— Jakie?
— Musisz wygłosić oficjalne stanowisko, że już dawno zerwałaś z Prestonem — oświadczył spokojnie. Odetchnęłam z ulgą. W porządku, na to byłam gotowa. W końcu i on i mój ojciec musieli dowiedzieć się, że to naprawdę koniec.
Tylko że potem Nelson dodał:
— I powinniście przez jakiś czas udawać parę.
Prychnęłam pod nosem. Zwariował. Nelson West postradał zmysły. Przez moment nawet myślałam, że po prostu sobie żartuje; zaraz zacznie się śmiać i będę mogła ich wyprosić ze swojego mieszkania. Ridge i on wrócą do swoich fantastycznych żyć, a ja skupię się na własnej pracy w Fusion.
Nic z tego. Facet mówił cholernie poważnie. Zdradzały to napięte mięśnie ramion pod koszulą, a także zaciśnięta szczęka.
— Po co? — wyplułam. — Nie wystarczy oświadczenie, że jestem wolną kobietą, która ma prawo spotykać się z kim chce?
Ridge schował twarz w dłoniach. Dlaczego, do cholery, nie wypowiedział od dłuższego czasu ani jednego słowa? Rozumiałam, że mój ex dawał agentowi wykonywać swoją pracę, ale naprawdę dobrze byłoby wiedzieć, co on o tym wszystkim myśli.
Nelson westchnął ciężko, cierpiętniczo.
— To dobrze zadziała na wizerunek Ridge'a, jako sportowca. Zarząd klubu także będzie lepiej na niego patrzył.
— A teraz to niby co, mają złe relacje? — sarknęłam.
— Nie we wszystkich decyzjach zgadzam się z prezesem Hawksów — oznajmił spokojnie Ridge. — Rozumiem, że to dla ciebie wiele informacji, ale przemyśl to. Jeśli się zgodzisz, Nelson pomoże ci się uporać z prasą. Oboje na tym zyskamy.
Ścisnęłam nasadę nosa dwoma palcami. Jeszcze nie dalej jak wczoraj wyznawał mi miłość i inne bzdety, żeby teraz zmuszać mnie do związku? No dobra, może źle to zabrzmiało. Nie zmuszał mnie, ale stawiał w niekomfortowej sytuacji. Po pierwsze — stanę się rozpoznawalna, a tego nie chciałam. Plus był taki, że mogłoby mi to w jakiś sposób pomóc w karierze. Z drugiej strony, chciałam sama zasłużyć na szacunek w miejscu pracy. Po drugie — Nelson zagrał na moich emocjach. Chociaż starałam się ukrywać, co naprawdę czuję, wydawał się mnie idealnie rozgryźć. Wiedział, że nigdy w życiu nie zaszkodziłabym Ridge'owi. Po trzecie — wiadomo, że wolałam, by to Nelson wydał oświadczenie do prasy na temat zakończenia związku z Prestonem.
Ciszę przerwał agent Riversa.
— Zostawiam ci wizytówkę. Jak już podejmiesz decyzję, zadzwoń do mnie albo do Ridge'a. Wszystko ogarniemy. — Ścisnął moją dłoń, po czym wyszedł z mieszkania.
Mój ex posłał mi smutny uśmiech. Odnosiłam wrażenie, jakby także nie był zadowolony z tego planu.
— Nie zmieniłem numeru — oznajmił, a następnie ruszył za Nelsonem.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za mężczyznami, opadłam ciężko na kanapę. Przez kilka godzin wpatrywałam się w ścianę i starałam podjąć racjonalną decyzję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro