Rozdział dziewiąty
𝑹𝒊𝒅𝒈𝒆
— Żądam podwyżki — warknął Nelson, gdy tylko opuściliśmy budynek. Wciąż nie podobała mi się okolica, w jakiej Bambi mieszkała, ale jeszcze nie mogłem jej z tym pomóc. — Wiesz, że obeszłoby się bez tej całej szopki?
Westchnąłem ciężko, wręcz cierpiętniczo. Oczywiście, że o tym wiedziałem. Problem polegał jednak na tym, że nie byłem gotowy zostawić tej kobiety w spokoju. Zdawałem sobie sprawę, że znów wymyka mi się z rąk. Musiałem więc znaleźć sposób, by przy mnie została.
Bambi nie kochała tego zasranego Prestona. Powiedziała to, a ja znalazłem w tym swoją szansę. Postanowiłem wkręcić w swój skrzętnie ułożony plan Nelsona, bo tylko agent mógł potwierdzić moje słowa. Fakt, w Internecie padały obraźliwe słowa względem kobiety. Gdybym wcześniej polubił się z gazetami i jakimiś portalami plotkarskimi, pewnie wiedziałbym, że jest zaręczona z pieprzonym miliarderem.
Ciekawiła mnie jedna sprawa. Czy moi przyjaciele także zdawali sobie z tego sprawę, tylko ukrywali przede mną prawdę? Na pewno nie omieszkam ich o to zapytać przy pierwszej możliwej ku temu okazji.
— To wyjątkowa kobieta — wyjaśniłem po prostu, jakby miało to rozwiać wszelkie wątpliwości Nelsona. On jednak uniósł tylko brwi i spojrzał na mnie jak na niedorozwiniętego. Szybko dodałem: — Zależy mi, żeby mieć z nią kontakt. Zbliżyć się do niej.
— Kurwa, Ridge. Ty zdajesz sobie sprawę, że istnieją inne metody na zdobycie kobiety? — fuknął, jednocześnie otworzył drzwi od swojego auta. — Mogłeś, nie wiem, zaprosić ją na kawę albo inną randkę. Cokolwiek. Nie musiałeś posuwać się do proponowania jej udawanego związku.
— Och, kurwa, pan wszechwiedzący się znalazł — odparłem z przekąsem. — Czy ty mnie masz za idiotę?
— W tym momencie tak — powiedział z pełną powagą.
Złapałem się palcami za nasadę u nosa i mocno ją ścisnąłem. Przymknąłem na moment powieki, wziąłem kilka głębokich wdechów. Kiedy ponownie spojrzałem na Nelsona, wciąż miał rozgniewaną minę.
— Mamy z Bambi wspólną przeszłość. Właśnie przez nią, nie chce mieć ze mną kontaktu. Nie widziałem jej przez dwa lata, stary. Dwa, pieprzone, lata. I moje uczucia nie zniknęły, cholera, mam wrażenie, że się pogłębiły — przyznałem ponuro. Rozmowy o własnych emocjach cały czas były dla mnie czymś nowym i niekomfortowym. — To, że przypadkiem na siebie trafiliśmy przez zrządzenie losu, to jak wygrać w totka. Gdybym wcześniej wiedział, że jest w Chicago, pewnie wszystko rozegrałbym inaczej.
— Ona ma narzeczonego — zauważył, słowa wypowiadał ostrym tonem. Cięły moje serce niczym brzytwa.
— Ona go nie chce — odparowałem, z wściekłości zacisnąłem dłonie po obu stronach ciała. — Bambi nie potrzebuje żadnego Prescotta w swoim życiu, tylko mnie. Wiem to. Kocha mnie, a nawet jeśli nie, to rozkocham ją w sobie na nowo, bo teraz jestem zupełnie innym człowiekiem.
— Preston — poprawił mnie. — Ten człowiek nazywa się Preston. Vanderbilt. To nie jest jakiś tam chłopczyk na posyłki, Ridge. Wejście między niego a osobę, którą kocha, może cię słono kosztować.
— No, nie żeby cię moje pieniądze coś obchodziły, skoro przed chwilą chciałeś podwyżki.
— Nie mówię tego jako twój pracownik, a przyjaciel. I być może wcale nie chodziło mi o pieniądze. — Otworzył drzwi auta. — Konsekwencje zadarcia z tą rodziną mogą być sto razy gorsze niż się spodziewasz. — Nelson wsiadł do samochodu, by chwilę później odjechać.
Pozostawił mnie samego na środku parkingu, z całkowicie rozjebanymi myślami. Nie potrafiłem ich pozbierać w jedno, ułożyć w coś, co przypominałoby zdrowy rozsądek. Pozwoliłem im dryfować w chaosie.
Rozumiałem frustrację mojego agenta. Zachowanie, jakim się wykazałem, nie było fair wobec Bambi. Nelson z pewnością poradziłby sobie z tymi rzeczami w mgnieniu oka i nie musieliśmy wcale wchodzić w żaden udawany związek. Za ogłoszenie, że Bambi nie jest z Prestonem, żeby wyciszyć głupie plotki, że go zdradza, byłem gotowy zapłacić mu dwie pensje w jednym miesiącu. Tylko że ja wciąż byłem tym samym Ridge'em. Może nie kłamałem, nie zakładałem się o głupoty, ale stale walczyłem o swoje, szedłem po trupach do celu. Jak mógłbym przejść obojętnie wobec okazji zbliżenia się do Bambi?
I fakt, nawet skorzystałbym na tym związku. Ponoć w mediach uchodziłem za totalnego ponuraka, a dziennikarze zabijali się o wywiad ze mną. Spotykaniem się z Bambi mogłem sprawić, że mój wizerunek rozjaśniłby się chociaż trochę. Nie mówiąc o tym, że stałbym się bardziej medialny, co ucieszyłoby zarząd klubu.
Nie miałem jednak pojęcia, czy ona w ogóle się na coś takiego zgodzi. Nawet jeśli Nelson przedstawił jej to w kuszący sposób.
Co do moich przyjaciół — okazja na uzyskanie odpowiedzi nadarzyła się szybciej niż zakładałem. Po wczorajszej imprezie umówiliśmy się na obiad. Mimo że każdy z nas był owiany lepszą czy gorszą sławą, nie jadaliśmy w ekstrawaganckich miejscach. Nie zapomnieliśmy, że kiedyś byliśmy tylko zwykłymi ludźmi. Dlatego też spotkaliśmy się w zwykłej burgerowni na obrzeżach centrum.
Lokal nie był za wielki, w środku odłaziła farba ze ścian. Nawet pomimo tego niezbyt zachęcającego wyglądu, podobało się nam tutaj. Jedzenie było pyszne, a obsługa miła, nienaprzykrzająca.
Liam, Dax, Grady, Ashley, Kelsey, Blake i Margot złączyli ze sobą dwa podłużne stoliki. Zajmowali miejsca na całej długości pod ścianą.
— O, jest i nasz zakochany kundel! — krzyknął Grady z tym swoim głupkowatym uśmiechem. Wygiąłem usta w grymasie niezadowolenia.
Opadłem na miejsce tuż obok Daxa.
— Gdzie byłeś? — zapytał, podając mi menu w postaci zalaminowanej kartki papieru. Nie wiedziałem po co, skoro znałem je na pamięć.
— Prostowałem pewne sprawy — odparłem wymijająco. Skupiłem wzrok na potrawach wypisanych małym druczkiem.
— Czy te sprawy noszą imię Bambi? — Blake zarechotał.
Banda dupków, tak właśnie o nich myślałem. I sam do niej należałem. W głowie ciągle miałem dzisiejsze artykuły. Odłożyłem menu na blat stolika i z fałszywym uśmiechem spojrzałem na footballistę.
— Właściwie to tak — odpowiedziałem spokojnie, choć wewnętrznie aż się gotowałem z irytacji. — Co sprowadza mnie do zadania wam jednego pytania.
Zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosami skwierczącego tłuszczu z zaplecza. Przyjaciele wbili we mnie wzrok. Każdy skupił się na mojej osobie, a w powietrzu nawet nie dało wyczuć się jakiegoś napięcia. Takie coś między nami nie istniało. Po prostu czekali, co mam im do zakomunikowania.
— Wiedzieliście, że jest zaręczona? I nie chodzi mi o to, czy dowiedzieliście się dziś, wczoraj, ale wcześniej. Dużo wcześniej.
Dostrzegłem, jak odwracają wzrok albo spuszczają go w dół, na swoje dłonie. Wspaniale. Świetnie. Wręcz zajebiście.
Pokiwałem powoli głową.
— To chyba mam swoją odpowiedź — mruknąłem bardziej do siebie niż do nich.
— Ja nie wiedziałem — odparł Grady, zmarszczył brwi. — Nigdy nie interesowałem się sprawami innych osób, no i nie siedzę na portalach plotkarskich.
— Ja też nie miałem bladego pojęcia — odezwał się Blake. — Widziałem, jak przeżywasz to rozstanie. Nie potrafiłbym przed tobą tego ukrywać.
— Podpinam się. — Margot wskazała palcem na swojego chłopaka.
Zerknąłem na Daxa. Jego źrenice rozszerzyły się w przerażeniu. Zacisnąłem leżące na blacie stołu dłonie w pięści.
— To nie tak...
— A jak?
— Powiedziałam im. — Skruszona Ashley nie potrafiła spojrzeć mi w oczy. — Bambi naprawdę zbliżyła się do Liama, więc i do mnie. Kiedy wyjechała, ja... chciałam dowiedzieć się, co z nią. Dzwoniłam, pisałam. Bez odzewu. — W końcu podniosła na mnie zaszklony wzrok. Nawet nie było mi jej szkoda. — Któregoś razu wylądowałam na pokazie w Los Angeles. Los chciał, że trafiłyśmy na siebie w kawiarni. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć, bo to nie jest małe miasto, ale... Stało się. Była tam, już z pierścionkiem na palcu. Chwilę porozmawiałyśmy, ale Bambi jasno się określiła, z tym że nie chce nas już w swoim życiu. Miała narzeczonego, wspominała coś o popadnięciu w depresję przez wydarzenia z...
Reszta słów Ashley całkowicie się rozmyła. W głowie huczało mi tylko depresja. Jak? Kiedy? Dlaczego? Czy to przeze mnie? Żal zacisnął swoje szpony na moim sercu.
Zdawałem sobie sprawę, że nie zachowałem się wtedy w porządku. Cholera, przecież dostrzegłem jak ta radosna iskra w niej gaśnie. Trwało to ułamek sekundy. Pstryk i tyle.
— Depresja? — powtórzyłem głucho, przerywając jej dalszy wywód. — Jaka, kurwa, depresja?
— Wiesz, to taki stan, kiedy człowiek... — zaczął Liam, ale urwał na widok mojej wściekłej miny.
Dax westchnął ciężko i podniósł głowę do góry. Przez dłuższy moment wpatrywał się w sufit, po czym wypuścił oddech. Gdy na mnie spojrzał, w jego źrenicach odbijała się skrucha.
— Nie powiedzieliśmy ci nie dlatego, że chcieliśmy cię okłamać — zaczął spokojnie. Dlaczego więc czułem się zdradzony? — Oboje cierpieliście, ale Ridge, ona straciła wszystkich. Ty miałeś chociaż nas, pomogliśmy ci przez to przejść. Bambi nie miała nikogo, kto by ją podniósł na duchu.
— Więc stwierdziliście, że moje cierpienie jest mniej bolesne? — zapytałem z niedowierzaniem. Nie zależało mi na robieniu z siebie pokrzywdzonego, ale cała ta sytuacja była wielkim nieporozumieniem. — Wy, do chuja, nie wiedzieliście co ja czuję! Nie w stu procentach!
— Wiedzieliśmy — wtrącił beznamiętnie Liam.
— Niby skąd?
— Bo się przyjaźnimy. Wiemy takie rzeczy. Znamy cię, a tamten ty... — Pokręcił głową. — To nie byłeś prawdziwy ty.
— Co byś zrobił, gdybyśmy powiedzieli ci, gdzie jej szukać? — zapytał Dax.
Zastanowiłem się chwilę, choć w obecnym stanie przychodziło mi to z trudem. Po tym, jak zablokowała mój numer, usunęła wszystkie social media, a następnie zrobiła to samo z chłopakami... Odpowiedź mogła być tylko jedna.
— Pojechałbym tam. Znalazł ją. Porozmawiał z nią. Błagał o wybaczenie — odparłem z pewnością.
— No właśnie — wcięła się smutno Ashley. — A to było ostatnie, czego Bambi potrzebowała. Miała wystarczająco problemów na głowie, twoje pojawienie się w jej życiu tylko bardziej by namieszało.
— Teraz z kolei, kiedy oboje przepracowaliście to sobie we własnych głowach, istnieje większa szansa, że się dogadacie, zamiast pozabijać — dodał Dax.
Kelsey przerzucała między nami wszystkimi wzrokiem bez słowa. Jej, jako jedynej nie brałem nawet pod uwagę. Nie znała Bambi, nie znała także mnie w moim najgorszym momencie życia. I nie miała na ten temat zdania.
— Po prostu już coś zjedzmy — burknąłem niezadowolony. Wszystko dlatego, że mieli rację. Nie byłem już głupim studencikiem, który nie rozumiał takich rzeczy. Mimo wszystko czułem się źle ze świadomością, że nie istniało wtedy nic, co mógłbym zrobić, żeby Bambi mi wybaczyła.
Jak miałaby to zrobić, skoro sam sobie nie wybaczyłem?
Resztę obiadu spędziliśmy już w luźniejszej atmosferze, choć ja wciąż siedziałem niesamowicie spięty. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że najzwyczajniej w świecie tak zniszczyłem jedyną kobietę, którą kochałem.
Wyszedłem z lokalu razem z Blakiem i Margot. Reszta przyjaciół rozjechała się do swoich hoteli, żeby zabrać bagaże przed lotami do domu. Wyjątkiem był Dax z Kelsey, którzy teraz mieszkali w Chicago ze względu na zmianę drużyny przyjaciela. Para pojechała doglądać remontu ich nowego mieszkania.
Mój współlokator i jego dziewczyna przystanęli przy moim aucie.
— Przykro mi, Ridge. — Blake uścisnął moje ramię w ramach pocieszenia. — Osobiście uważam, że cierpieliście tak samo.
Oparłem się tyłkiem o drzwi swojego Chevroleta.
— Bambi miała depresję, stary.
Uniósł wyzywająco brew.
— A ty nie? Niemal tego wszystkiego nie straciłeś. — Zatoczył koło dłonią przed sobą.
— Tak, ale...
— Daj spokój, Ridge — przerwała mi Margot. — Nie roztrząsaj tego. Przeszłości i tak nie zmienisz. Możesz na nowo ukształtować jedynie przyszłość. Żeby to jednak zrobić, musisz zrozumieć, że nie ma mniejszego i większego cierpienia. — Uśmiechnęła się do mnie blado.
Odchrząknąłem głośno.
— Tak, jasne, ale gdybym wiedział o tym wcześniej... — Zacisnąłem mocniej palce na kluczykach w kieszeni kurtki. — Nie zrobiłbym tego, co dziś zrobiłem — przyznałem cicho.
Blake wyprostował ramiona.
— Ja pierdolę, Rivers, coś ty znowu odjebał?
— Tak jakby wkręciłem Nelsona w swój plan i zaproponowałem Bambi udawany związek. Dla dobra jej i mojego wizerunku, chociaż tak naprawdę nie potrzebuję żadnej poprawy w mediach, bo mam to w dupie, no ale ona o tym nie wie. — Zacisnąłem powieki, kiedy zdałem sobie sprawę, jak chujowo to brzmi.
Kolejny raz robiłem coś wbrew woli Bambi, ale... kochałem ją i ona o tym wiedziała. Mimo to nie chciała mnie do siebie dopuścić, a ja byłem za głupi, żeby znaleźć inny powód, dla którego mógłbym się koło niej kręcić. Zdawała się w ogóle nie przyjmować do wiadomości faktu o moim istnieniu. Najpierw, na moście, wyznała mi jedno, a dziś próbowała to odkręcić. Tylko dzięki temu wiedziałem, że gdzieś tam głęboko w niej tkwią te uczucia. Są po prostu uśpione.
Musiałem je rozbudzić, nieważne, jaką cenę przyjdzie mi zapłacić. Tym razem jednak nie popełnię tego samego błędu i w porę wyznam kobiecie pobudki, jakie mną kierowały, gdy proponowałem jej udawany związek.
— Powiedziałbym ci, żebyś w to nie brnął, ale będę szczery. — Otworzyłem oczy i napotkałem jego poważne spojrzenie. — Gdybym stracił Margot, na twoim miejscu zrobiłbym wszystko, żeby ją odzyskać. I gdybym musiał, nie grałbym fair.
— Serca jej tym nie złamiesz — przyznała dziewczyna kumpla. — Ale zaufanie... — urwała, zacisnęła usta w wąską kreskę.
— Powiem jej. W odpowiednim czasie — obiecałem bardziej sobie niż im.
Nie mogłem tego tak koncertowo spieprzyć.
Okazało się, że Blake i Margot jadą dalej skręcać ostatnie meble. Footballista miał do końca tygodnia zabrać z apartamentu swoje rzeczy. Pożegnałem się więc z nimi i wsiadłem do samochodu.
Miałem zamiar porządnie się wyspać, ale plany te szybko poszły w zapomnienie.
Mój telefon zawibrował w kieszeni. Wyjąłem go, a na ekranie wyświetliła się wiadomość ze starego numeru Bambi. Odblokowała mnie. I w dodatku napisała coś, co sprawiło, że krew zawrzała mi w żyłach. Szanse na sen wynosiły teraz okrągłe zero. Byłem za bardzo podekscytowany.
Bambi: Zgadzam się.
***
Kochani, bardzo proszę, jeśli tu jesteście i czytacie, zostawcie po sobie głosy. Podbijajcie moje statystyki, na pewno pomoże to przy próbie jej wydania :) Z góry wam dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro