Prolog
Podświadomie zawsze czułam się samotna. Od kiedy tylko pamiętałam, nie było przy mnie nikogo. Pierwszą koleżankę poznałam w przedszkolu, ale bardzo szybko urwał się nam kontakt. W szkole podstawowej i liceum trzymałam się raczej na uboczu. Dopiero na studiach zrozumiałam, że nie mogłam dalej tak żyć.
Zaczęłam więc udawać, że jestem całkowicie wyluzowana. Problem polegał na tym, że za cholerę nie byłam. Próbowałam grać przed wszystkimi znajomymi pewną siebie — nie wyszło. Zamykałam się na życie, choć wciąż brałam udział w grupowych projektach. Byłam idealną uczennicą, prymuską na Uniwersytecie Północnej Dakoty. W oczach studentów stałam się symbolem wielozadaniowości i przede wszystkim osobą, która nigdy nie odmawiała pomocy. Kimś, kto nie potrafił postawić granic.
I to mnie zniszczyło.
Pod fasadą szczęścia byłam tak naprawdę zupełnie innym człowiekiem — młodą, złamaną dziewczynką. Każdego ranka budziłam się z nadzieją, że to dziś nastanie koniec tego uczucia, które miażdżyło mi serce. Dosłownie tak, jakby ktoś wsadził dłoń w moją pierś i zacisnął ją na delikatnym organie. Potem wstawałam z łóżka. Chodziłam, mówiłam, jadłam. Wdychałam hausty powietrza w płuca, które nijak miały się do oddychania. Były ledwie jego namiastką, potrzebną do podtrzymania funkcji życiowych. Bo wewnętrznie czułam się martwa.
Trwałam w zawieszeniu. Otępiającym stanie, kiedy czekałam na rozwiązanie lub zakończenie czegoś. Tym czymś były ból i miłość.
Tego pierwszego chciałam się pozbyć choć na chwilę, a drugiego już nigdy więcej nie czuć.
Los bywał jednak przewrotny. Na koniec swojego życia cieszyłam się, że zawarłam układ, który pozwolił mi nie tyle co odzyskać, a poznać smak prawdziwego szczęścia. Bo to dzięki temu, ponownie się do siebie zbliżyliśmy.
Witam w drugiej części.
Miło mi was tutaj gościć. Proszę, zostawiajcie po sobie komentarze i gwiazdki. Może być to pomocne przy wydawaniu książki ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro