Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział jedenasty

𝑩𝒂𝒎𝒃𝒊

Weszłam do domu za Ridge'em.

Mocny bas uderzył w moją klatkę piersiową, wibrując falami. Ludzie kotłowali się na korytarzu, w salonie, w kuchni, nawet na schodach. Tłum skutecznie uniemożliwiał mi znalezienie przyjaciółki, choć rude włosy zawsze wyraźnie odznaczały się na tle innych głów.

Morze gości przerażało mnie tak bardzo, że prawie zaczęłam obgryzać skórki paznokci. Jeśli miałam to przetrwać, potrzebowałam napić się drinka. Albo nie. Lepiej, żebym już więcej nie piła. Ridge wydawał się zmęczony bardziej niż zwykle, więc tym razem nie ściągnąłby mnie ze stołu. Widziałam, jak co jakiś czas wykrzywiał twarz w bolesnym grymasie, ale nie powiedział niczego, co by potwierdziło moje przypuszczenia.

Musiałam przyznać, że na meczu kilka razy niemal stanęło mi serce. Oglądanie, jak drugi człowiek zostaje brutalnie potraktowany, wcale nie sprawiało przyjemności.

Ku mojemu zaskoczeniu, Ridge złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów. Przywitał się z kilkoma osobami kiwnięciem głowy lub zbiciem piątki drugą ręką, ale nie puścił mnie, za co byłam mu wdzięczna. Czułam się pewniej, mając przy swoim boku kogoś znajomego, nawet jeśli łączyły nas specyficzne relacje.

Kiedy tylko zamknął za nami drzwi od swojego pokoju, hałas został stłumiony, ale nie całkowicie wyeliminowany. W każdym razie dało się normalnie porozmawiać, bez konieczności wykrzykiwania słów do ucha drugiej osoby.

Usiadłam na obrotowym krześle przy biurku. Ridge rzucił torbę ze sprzętem i ciuchami pod łóżko, na które sam opadł. Jego ciało zetknęło się z miękkim materacem. Syknął głośno i złapał się za bok.

— Nic ci nie jest? — zapytałam ostrożnie. Rozmowa z Ridge'em była jak chodzenie nad przepaścią. Każdy krok należało dwa razy przemyśleć, jeden zły ruch i spadało się w otchłań.

— To tylko siniak — mruknął, ale gdy podwinął koszulkę, krzyk przerażenia mimowolnie wydobył się z moich ust.

Ciemnofioletowa plama zabarwiła skórę prawego boku jego ciała, na wysokości żeber. Bez trudu mogłam do niej przyłożyć swoje obie dłonie, a i tak nie zakryłabym jej w całości.

— Ridge, to nie wygląda jak tylko siniak! — oburzyłam się. — Prawdopodobnie masz stłuczone żebra. Jak mogłeś normalnie chodzić i prowadzić samochód w takim stanie?!

Opuścił materiał, za co w duchu mu dziękowałam. Oglądanie jego ran sprawiało, że czułam coś, czego nie chciałam czuć względem Ridge'a.

— A ty co, zamieniłaś się ze studentki dziennikarstwa na studentkę medycyny? — zakpił.

W odpowiedzi pokręciłam tylko głową. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć, skoro nie potrafiłam nawet wytłumaczyć, skąd brało się u mnie to zmartwienie.

— Lepiej zacznijmy ten wywiad, żebym mogła się szybciej od ciebie uwolnić. — Sięgnęłam po swoją torbę, skąd wyciągnęłam notes, długopis i dyktafon.

— Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — wyparował. — Zejdziemy potem razem na dół.

Przełknęłam głośno ślinę. Jeszcze nie dalej, jak wczoraj, chciałam go ośmieszyć na oczach tych wszystkich ludzi. Oglądałam dziś jego mecz i widziałam go w takim stanie, że stwierdziłam, iż nie będę kopała się leżącego. Choć Paige zaprosiła Sterlinga, by go ze mną w pewien sposób zeswatać, w zamian zaoferowała mu pomoc przy akcji charytatywnej w czasie nadchodzącego weekendu, nie miałam zamiaru niczego robić. Musiałam tylko przekazać jakoś te wieści swojej przyjaciółce.

Wyjęłam z torebki telefon i wystukałam do niej wiadomość, jednocześnie odpowiedziałam chłopakowi:

— To chyba nie najlepszy pomysł. Cały jesteś poobijany, a roi się tam od pijanych studentów. Ktoś może na ciebie wpaść i tylko ci się pogorszy.

— Uważaj, bo zaraz pomyślę, że się o mnie martwisz, gremlinie. — Rozłożył się wygodniej na łóżku.

— To zwykły, ludzki odruch. Mógłbyś czasem spróbować, nie spłoniesz za to w piekle — odparowałam poirytowana.

— Biletu do nieba też za to nie dostanę.

— Jesteś nieznośny.

— Przynajmniej tym razem nie nazwałaś mnie dupkiem.

— Poprawka: jesteś nieznośnym dupkiem.

Ridge zaśmiał się głośno, ułożył ręce pod głową.

— No i proszę, wróciłaś do siebie.

Westchnęłam ciężko. Przepychanie się z nim jakimiś głupimi przekomarzankami nie miało dla mnie dalszego sensu.

— Gotowy?

— Dawaj.

Przez kolejne dwie godziny zadawałam mu pytanie nie tylko odnośnie do hokeja, ale także jego życia prywatnego. Robiłam to stopniowo, żeby nie poczuł się osaczony ostrzałem niewygodnych pytań. Nie wszystkie odpowiedzi notowałam, bo w pewnym momencie rozgadał się tak bardzo, że moja dłoń nie nadążała z pisaniem. Na całe szczęście dyktafon nagrywał całą rozmowę, więc mogłam ją później odtworzyć.

Ridge opowiadał o swoich rodzicach. Mama była prawniczką, a ojciec deweloperem. Choć mogliby wydawać się zabieganymi ludźmi, z jego ust nie padło nic o zaniedbaniu. Twierdził, że zawsze przy nim byli, kiedy ich potrzebował. Nie do końca chciało mi się w to wierzyć, ale nie kwestionowałam jego odpowiedzi.

Powiedział mi także, w jaki sposób zaczęła się jego przygoda z hokejem. Wszystko, co związane z tym sportem zawdzięczał swojemu dziadkowi. Zabrał go na pierwszy mecz, gdzie Ridge poczuł niepowtarzalną atmosferę. Postanowił wtedy, że sam kiedyś stanie na lodzie i to jego nazwisko będą wykrzywiać fani.

Dziadek co prawda nie grał w hokeja, ale chłopak twierdził, że każde trofeum zdobywa dla niego. Okazało się, że mamy więcej wspólnego, niż moglibyśmy przyznać. Żadne z nas jednak nie kwapiło się do wypowiedzenia tego na głos. Udawaliśmy, że wciąż jesteśmy po zupełnie różnych stronach barykady.

Kapitan drużyny hokejowej mówił o swoim dzieciństwie z nostalgią i nutką tęsknoty. Przygryzałam końcówkę ołówka, kiedy uraczył mnie historią o różanym ogrodzie swojej matki. Starannie o niego dbała, precyzyjnie podcinała krzewy, kiedy było trzeba i za nic w świecie nie pozwalała mu się tam bawić.

Coś ukuło mnie w sercu, gdy okazało się, że jako ośmiolatek wkradł się do niego i zerwał największego kwiatka, jakiego zobaczył, żeby podarować go swojej pierwszej szkolnej miłości. Dostał podobno niezłą karę i przez dwa tygodnie musiał pomagać babci przy pielęgnowaniu roślin.

Zakończyliśmy na marzeniu, że kiedyś zdobędzie puchar Stanleya.

Wyłączyłam dyktafon, po czym schowałam wszystkie rzeczy do torby. Podczas wywiadu telefon wibrował tysiące razy. Zerknęłam na ekran, wszystkie powiadomienia pochodziły od Paige. Nie była zadowolona, ale powiedziała Sterlingowi, że nie pojawię się na imprezie. Zastrzegła, że mimo wszystko będziemy musiały iść w sobotę. Jak się okazało, chodziło o mobilną stację krwiodawstwa. Same miałyśmy oddać krew i zachęcać do tego innych studentów.

Schowałam urządzenie do torby, po czym wstałam.

— Pójdę już, żebyś mógł odpocząć.

Zrobiłam krok w stronę drzwi, ale Ridge zerwał się do siadu, co okrasił kolejnym bolesnym skrzywieniem. Złapał mnie za nadgarstek, uniemożliwiając ruch.

— Zostań.

Zmarszczyłam brwi.

— Żartujesz?

— Nie, Bambi. Jestem całkowicie poważny. Chcę, żebyś została.

Coś w tonie jego głosu nie dawało mi spokoju.

— Po co? Jesteśmy tu sami. — Wskazałam ruchem dłoni przestrzeń wokół nas, by podkreślić prawdziwość swoich słów. — Nie musisz przed nikim udawać, że coś nas łączy.

Zapadła chwila ciszy, podczas której trawił moje słowa. Drapał się po głowie i puścił mój nadgarstek, jakby dawał mi jakiś wybór, co było niezłym złudzeniem.

Jeśli chodziło Ridge'a, nie było żadnego wyboru.

— Dziś nie chodzi o udawanie. Dobrze mi się z tobą rozmawiało, a ja chyba... chyba potrzebuję normalnego towarzystwa — wymamrotał pod nosem, wstydził się powiedzieć to głośniej.

Rivers uważał mnie za normalną? Musiałam zapisać ten dzień w kalendarzu, jako święto narodowe.

— Niedawno nazwałeś mnie jebniętą — zauważyłam, a powrót wspomnieniami do tego momentu wywoływał małe ukłucie bólu w klatce piersiowej.

Przewrócił oczami.

— To było w emocjach, po treningu, wybacz. Czasem, kiedy adrenalina wciąż się mnie trzyma, potrafię zachowywać się jak głupek i szukam powodów do kłótni, żeby wyrzucić z siebie nagromadzone emocje — wyjaśnił.

Przyznanie się do winy było u niego czymś niecodziennym. Może właśnie dlatego pozwoliłam torbie zsunąć się z ramienia i z łoskotem upaść na podłogę, tuż pod moimi stopami.

Ridge spojrzał na mnie wielkimi oczami.

— Zgoda. Zostanę z tobą, tylko... nie za bardzo wiem, co chciałbyś ze mną robić? — Ni to zapytałam, ni oznajmiłam. Zaczęłam w nerwach bawić się palcami, wykręcałam je na różne strony, jakby już nie były wystarczająco krzywe.

Rozluźnił mięśnie ramion, a zrezygnowane westchnięcie wydobyło się z jego ust. Jak widać, niektóre rzeczy pozostawały bez zmian.

Pociągnął mnie na materac, na który upadłam kolanami.

— Połóż się ze mną, obejrzymy razem jakiś film.

Spojrzałam na niego niepewnie. Przewrócił oczami, jakbym telepatycznie zadała mu jakieś głupie pytanie. Prawda była taka, że nie musiałam nic mówić, bo wszystko można było wyczytać z mojej twarzy.

— Przesunę się pod ścianę, łóżko jest duże, nawet nie będziemy się dotykać — obiecał i na potwierdzenie własnych słów zrobił dokładnie to, co powiedział.

Położyłam się na wolnej połowie. Z ulgą stwierdziłam, że miał rację. Nawet nie stykaliśmy się udami.

Chłopak wyjął spomiędzy poduszek pilot i włączył Netflixa. Odpalił Czarną listę, nawet nie zapytał mnie o zdanie. Na całe szczęście kliknął start przy pierwszym odcinku pierwszego sezonu, więc mogłam zorientować się, o co chodzi w serialu.

Podczas seansu nie wypowiedzieliśmy do siebie ani jednego słowa. Oboje twardo wpatrywaliśmy się w ekran, a cisza była zupełnie inna od tej, jaka wcześniej panowała w samochodzie. Swobodna, lekka, przyjemna.

Nie analizowałam zbytnio obecnej sytuacji. Uznałam Ridge'a za „kumpla", z którym po prostu spędzałam miło czas, nic więcej. Nie przeszkadzały nam nawet krzyki, dochodzące z korytarza, gdzie wciąż trwała impreza.

Z każdym kolejnym odcinkiem, Ridge przysypiał coraz bardziej. Na początku szturchałam go i próbowałam cucić, ale za trzecim razem się poddałam. Zresztą, godzina także była już późna, więc nie było sensu siłą trzymać go na jawie.

Czekałam, aż chłopak zaśnie. Z minuty na minutę, jego ciało wiotczało coraz bardziej, aż w końcu przekręcił się na bok. Zarzucił swoje ramię na mój brzuch. Spięłam się na ten ruch. Nie dlatego, że mi się nie podobał. Miałam wrażenie, że chłopak jest nadzwyczajnie ciepły. Z przejęciem dotknęłam dłonią jego czoła, ale nie miał gorączki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co zrobiłam.

Po cichu próbowałam wydostać się spod ciężaru chłopaka. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ jego ręka ważyła tyle, co połowa mojego ciała. Wyszłam z tej walki cała zasapana, bo nie chciał odpuścić. Kiedy tylko trochę unosiłam ramię Ridge'a, mocniej je do mnie przyciskał.

Zeszłam na dół z torebką, ale nie dostrzegłam żadnej znajomej twarzy. W pierwszej kolejności chciałam kogoś poprosić o podwózkę, ale szybko zrozumiałam, że ciężko będzie znaleźć jakąś trzeźwą osobę wśród towarzystwa. Od domu hokeistów do mojego akademika było około dwadzieścia minut piechotą, więc postanowiłam się przespacerować.

Dotarłam do progu salonu, kiedy drogę zastąpiła mi barczysta sylwetka.

— Bambi. — Głos Troya przedarł się przez głośną muzykę. Białka oczu miał przekrwione, a źrenice nieznacznie rozszerzone. — Co ty tutaj robisz?

Nie wiedziałam dlaczego, ale odnosiłam wrażenie, jakby biła od niego jakaś zła energia. Napięcie wiszące w powietrzu było wręcz namacalne.

— Właśnie wychodziłam. — Wskazałam palcem na drzwi. Intuicja podpowiadała mi, żebym jak najszybciej skończyła z nim rozmowę.

Zrobiłam krok do przodu, a on przesunął się w bok, tym samym zagradzając mi drogę.

— To nie była odpowiedź na moje pytanie — zauważył z pobłażliwym uśmiechem.

Szybko oceniłam sytuację. Jeśli skłamałabym, wyczułby to. Nie byłam w tym za dobra. W takim stanie mógł zareagować różnie, a nie chciałam narażać się na gniew kogokolwiek, tym bardziej przysadzistego baseballisty. Zdecydowałam się więc na powiedzenie prawdy.

— Przeprowadzałam wywiad z Ridge'em Riversem.

Reakcja zupełnie mnie zaskoczyła. Troy spuścił głowę i zaśmiał się ponuro. Kiedy ponownie na mnie spojrzał, coś niebezpiecznego błysnęło w jego źrenicach.

— Odebrał już swoją zapłatę? — Ton głosu miał nieprzyjemny.

Doskonale wiedziałam, co ma przez to na myśli. Wszyscy dookoła pamiętali, że hokeista pobiera za każdy wywiad opłatę w postaci szybkiego numerka. Nikt nie miał pojęcia, że ze mną było inaczej, a wyjawić prawdy również nie mogłam, ponieważ nie wiedziałam, jak na całą sytuację zapatrywał się Ridge. Czy miał zamiar ostatecznie skończyć naszą niby-relację, czy chciał wciąż kontynuować ten teatrzyk? Zastanawiałam się, jak z tego wybrnąć, finalnie postawiłam na neutralną odpowiedź.

— Wybacz, ale moje układy nie są twoją sprawą.

Troy parsknął prześmiewczo.

— Uważaj, skarbie. Możesz się nieźle przejechać.

— Po pierwsze, już się przejechałam, ale na tobie. Po drugie, nie jestem twoim skarbem. Idź do Madison i daj mi święty spokój, nie wtrącaj się w moje życie — warknęłam, po czym minęłam go, uderzając go ramieniem. To był błąd, bo nie miałam siły i krzywdę zrobiłam co najwyżej sobie. Bark zapiekł, ale na tym się nie skończyło.

Troy przyszpilił mnie do najbliższej ściany w mgnieniu oka. Kilka osób odwróciło się w naszą stronę z zainteresowaniem, ale nikt nie ruszył na pomoc, choć chłopak trzymał swoją dłoń zaciśniętą na moim gardle. Nie odcinał mi całkowicie dopływu tlenu, ale wystarczyło, żebym zaczęła panikować.

— Ze mną nie chciałaś iść do łóżka, a jemu dałaś dupy za głupi wywiad?! — syknął mi prosto w twarz.

Powinnam była jakoś załagodzić narastający między nami konflikt. Powinnam była powiedzieć coś, co trochę by go uspokoiło, dzięki czemu uwolniłabym się spod jego dotyku.

Powinnam, ale tego nie zrobiłam.

Zacisnęłam zęby i wycharczałam:

— Nic o mnie nie wiesz.

Furia w jego oczach była wyraźnie dostrzegalna. Miałam wrażenie, że zaraz zrobi mi krzywdę, a studenci będą się temu przypatrywać, jakby znęcanie się nad słabszymi było najlepszą formą rozrywki.

Czekałam na ból, ale zamiast niego nadeszła ulga. Dłoń Troya zniknęła z mojego gardła. Moim wybawcą okazał się Dax. Ciągnął baseballistę w tył. Rzucił nim o ścianę i coś do niego powiedział, ale przez panujący hałas nie byłam w stanie niczego usłyszeć. Potem odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie z troską.

— Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś? — zapytał w tym samym czasie, w którym Troy posłał mi nienawistne spojrzenie zwiastujące kłopoty. Zniknął jednak za rogiem i tyle go widziałam.

— Jest w porządku — wyspałam, moja klatka piersiowa poruszała się w szybkim tempie.

— Na pewno? Bo wyglądasz, jakbyś potrzebowała pomocy. — Z jakiegoś powodu wlepiał wzrok w moją szyję.

— Nie, nie. — Szybko pokręciłam głową. — Pójdę już do domu.

— Poczekaj. Nie wiadomo, co temu idiocie jeszcze wpadnie do łba. Chyba coś wziął i mu odbiło, więc będzie lepiej, jeśli cię odwiozę — zaproponował, po czym wyciągnął z kieszeni klucze do auta.

— Jesteś trzeźwy?

Zaśmiał się, złapał delikatnie za moje ramię i zaczął prowadzić w stronę wyjścia.

— Podczas sezonu nie tykam alkoholu. Harrison uciąłby nam jaja, gdyby się dowiedział, jak chłopaki dają w palnik.

Wyszliśmy na zewnątrz. Przyjemna, chłodna bryza uderzyła w moją twarz. Zauważyłam, że obok Audi Ridge'a stał także inny samochód, nieznanej mi marki.

— Kto to Harrison? — zapytałam zaciekawiona.

— Nasz trener.

— Och, nie wiedziałam. Dopiero poznaję te wszystkie hokejowe fakty. — Wymachiwałam nieskładnie dłońmi.

— Nic się nie dzieje. Jestem pewien, że z biegiem czasu załapiesz — odparł, po czym otworzył drzwi od strony pasażera. — Wskakuj do swojej karocy, księżniczko.

Rozmowa z Daxem podczas drogi powrotnej była przyjemna, ale nie wymazała z mojej głowy obrazu wściekłego Troya, a spojrzenia, jakie rzucał na moje gardło, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że to jeszcze nie koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro