Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty siódmy

𝑩𝒂𝒎𝒃𝒊

Dźwięk alarmu wybudził mnie z pięknego snu. Przynajmniej myślałam, że seks z Ridge'em był tylko snem, dopóki nie otworzyłam oczu i nie zorientowałam się, że leżę przyciśnięta plecami do jego torsu.

Rozejrzałam się dookoła, zamrugałam kilka razy. Wciąż znajdowałam się w pokoju mojego chłopaka. Świadomość, że znów jestem w związku, uderzyła we mnie ze zdwojoną mocą.

Ridge Rivers został moim chłopakiem.

Uszczypnęłam się w ramię. Ból rozszedł się po kończynie, uświadomił mnie, że to działo się naprawdę. Nic nie było wytworem mojej wyobraźni. Rozciągnęłam usta w szerokim uśmiechu.

Głośny budzik przeciął ciszę. Starałam się wymacać telefon pod poduszką. Ridge jęknął głośno i nakrył głowę kołdrą. Niczym obrażone na cały świat dziecko, odwrócił się twarzą w stronę ściany. Zaśmiałam się pod nosem. Ewidentnie nie należał do rannych ptaszków.

Wyłączyłam pozostałe alarmy, godzina na ekranie wskazywała ósmą rano. Zajęcia zaczynałam o dziesiątej, ale chłopak został dzisiaj zwolniony z nauki ze względu na mecz.

Wcisnęłam się pod kołdrę i nieśmiało przytuliłam do jego pleców. Był ciepły, a ja w moment zapragnęłam zamknąć powieki i ponownie zasnąć wtulona w ciało Ridge'a. Niestety, mieliśmy pewne zobowiązania, których nie dało rady przeskoczyć.

— Musimy wstawać, Ridge — mruknęłam sennie. — Albo w sumie śpij, a ja przejdę się na piechotę do akademika. Poranny spacer dobrze mi zrobi.

Próbowałam zabrać rękę, ale złapał za mój nadgarstek i przyciągnął z powrotem do siebie. Zderzyłam się policzkiem z twardymi łopatką.

Gnojek nie spał.

— Odwiozę cię, daj mi chwilkę — poprosił zachrypniętym głosem.

Przytulałam go jeszcze przez kilka minut, a potem wstaliśmy. Wzięliśmy wspólny prysznic, co wydawało się abstrakcyjne dla dawnej mnie. Nie miałam pojęcia, jakim cudem przeszłam z nienawidzenia Riversa, do uwielbiania go.

Ciepła woda pomogła na obolałe ciało. Za każdym razem, kiedy wspominałam erotyczne uniesienie, oblewałam się szkarłatnym rumieńcem. Ridge doskonale wiedział, co mi chodziło po głowie. Z jednej strony podśmiewywał się pod nosem, a z drugiej całował mnie tak namiętnie, że wstyd odchodził w zapomnienie.

Zjedliśmy śniadanie wspólnie z jego kumplami. Chwilę po dziewiątej rano byłam już pod akademikiem. Cmoknęłam go na pożegnanie w usta i życzyłam powodzenia na meczu, obiecałam także, że na pewno przyjdę.

W apartamencie czekała na mnie Paige. Nie miała dziś dodatkowych zajęć, więc ustaliłyśmy, że pojedziemy razem na uczelnię, a potem wpadniemy do domu, żeby przebrać się i ruszyć na mecz.

— Cześć! — krzyknęłam, zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Przyjaciółka zdębiała na widok mojej promiennej miny.

— Co się stało? — zapytała skonsternowana, kiedy nie przestawałam się uśmiechać.

Przygryzłam wargę, a kąciki ust uniosłam do góry. Nie dało się nad tym zapanować, biło ode mnie czyste szczęście i podekscytowanie czymś nowym.

Opuściła ręce i szerzej otworzyła oczy.

— Nie gadaj.

— Właśnie, że gadam!

Choć na ustach rudej widziałam uśmiech, to w źrenicach czaił się smutek. Wiedziałam, czym było to spowodowane. Paige wbrew temu, co wczoraj mówiła, nie do końca ufała Ridge'owi i nie mogłam jej za to winić. Postanowiłam jednak, że zrobię wszystko, by polubiła mojego chłopaka.

— Więc to on jest tym jedynym? — zapytała, na co wzruszyłam ramionami.

— Nie mam pojęcia. Pożyjemy, zobaczymy. — Ruszyłam w stronę swojego pokoju. — Dopiero od wczoraj oficjalnie jesteśmy razem. Za wcześnie, żeby wyciągać jakieś wnioski.

Paige podreptała za mną. Oparła się ramieniem o framugę, kiedy zaczęłam wyciągać czyste ciuchy z szafy.

— Nie obraź się za to pytanie, bo osobiście sama nie znoszę Troya, ale co ma takiego w sobie Ridge, że byłaś skłonna oddać mu swoje dziewictwo, a nie miał tego twój były?

Zastanowiłam się przez chwilę. Odpowiedź na pytanie wydawała się banalnie prosta. Do tej pory myślałam, że miałam dość konserwatywne poglądy, ale jak widać, niektóre rzeczy potrafią zmienić się z dnia na dzień.

— Nie ufałam Troyowi. Ciągle coś mi mówiło, że nie jest w porządku facetem, a Ridge... — urwałam, szukałam odpowiednich słów. — Ridge troszczy się o mnie. Jestem pewna, że nigdy nie zraniłby mnie z premedytacją, ufam mu w stu procentach. Przy nim po prostu czuję się dobrze, jestem sobą, rozumiesz?

— Tak, rozumiem — wyszeptała, po czym odwróciła się na pięcie i na odchodne rzuciła: — Poczekam przy samochodzie.

Szybko przebrałam się z wczorajszych ubrań. Wyczuwałam na nich woń Ridge'a, zmieszaną z moją. Było to cudowne połączenie.

Przygotowałam koszulkę z jego nazwiskiem, którą kiedyś kazał mi założyć. Czasy szantażu i emocjonalnej gry odeszły już w niepamięć. Tak właśnie zaczęła się nasza historia. Miałam cichą nadzieję, że nie skończy się podobnie.

Dzisiejsze zajęcia były nadzwyczaj intensywne. W pewnym momencie poczułam nadchodzący ból głowy. Nie chciałam, żeby migrena dopadła mnie tuż przed meczem mojego chłopaka, musiałam działać szybko. Oczywiście tak szybko wypadłam z akademika, że nie wzięłam ze sobą tabletek. Poprosiłam młodego profesora o wypuszczenie mnie z zajęć. Pamiętałam, że pierwszego dnia semestru sam mi zaproponował, żebym wyszła i napiła się wody.

Spojrzał na mnie ze współczuciem, bez problemu się zgodził. Byłam wdzięczna, że los zesłał nam takiego faceta, ktoś inny zapewne by się na coś takiego nie zgodził. Wyrozumiałość u profesorów to rzadkość. Dla nich studenci byli robotami.

Skierowałam się w stronę jedynej apteki na kampusie. Znajdowała się raptem dziesięć minut piechotą, ale wiedziałam, że szybszym krokiem dałabym radę dotrzeć tam maksymalnie w siedem. Jeśli w grę wchodziły migreny, liczyła się każda minuta.

Przechodziłam obok domu bractwa Sigma Chi, gdzie zauważyłam przy drzwiach Troya. Jego napuchnięty nos zdobił plaster. Nie miałam pojęcia, co tam robił, nie przypominałam sobie, żeby do nich należał, ale może od tego semestru coś się zmieniło.

Spuściłam głowę z nadzieją, że mnie nie dostrzeże. Po naszym ostatnim dość brutalnym spotkaniu, nie miałam ochoty wchodzić z nim w interakcje.

Na moje nieszczęście, zaczął za mną iść. Słyszałam kroki odbijające się od mokrego asfaltu. Przyspieszyłam, on też. Do apteki zostały raptem dwie minuty, mogłam zacząć biec.

Mogłem, ale właśnie wtedy zagrodził mi drogę.

— Ej, Bambi, wolałem cię. — Próbowałam ominąć go najpierw z prawej, potem z lewej strony, ale za każdym razem wykonywał zsynchronizowane ze mną ruchy. Nie było szans, żebym ruszyła do przodu.

Próbowałam odwrócić się, ale złapał za mój nadgarstek. Nieprzyjemne wspomnienia zalały mój umysł.

— Puść mnie! — syknęłam. Dyskretnie rozejrzałam się wokół, ale oczywiście, teraz kiedy tego potrzebowałam, na ulicy nie było żywej duszy.

— Po co się tak unosisz? Chciałem tylko pogadać.

Spojrzałam na niego pogardliwie.

— Tak jak ostatnio? Siniaki goiły mi się przez dobry tydzień.

Podszedł tak blisko, że nasze nosy niemal stykały się ze sobą.

— A mogły dwa, gdyby nie ten zjebany hokeista — warknął złowieszczo. — Chcę tylko porozmawiać, chociaż raz mogłabyś mnie nie wkurwiać.

Odsunęłam się o krok i przełknęłam głośno ślinę. Potrzebowałam zachować jak największy dystans od tego człowieka.

— Nie jestem zainteresowana rozmową z tobą — oznajmiłam spokojnie, ale gdy dostrzegłam, jak w jego źrenicach zapłonął gniew, zadrżałam z przerażenia.

— Za to cały kampus będzie tobą zainteresowany, jeśli roześlę im twoje zdjęcie. Chcesz tego, czy poświęcisz mi jednak chwilę czasu? — Wargi chłopaka uformowały się w sadystycznym uśmiechu.

Nie miałam wyjścia, wiedział o tym. Wystarczyło, że cała drużyna baseballowa widziała mój nagi tyłek. Geneza tego zdjęcia była prosta — Troy zrobił mi je, kiedy byłam pod prysznicem. Nie wiedziałam o tym, nie zgodziłam się na to. Bolał mnie fakt, że zrobił mi takie świństwo, nie potrafiłam się z tym pogodzić.

W tamtej chwili żałowałam, że nigdy tego nie zgłosiłam i nie wydalili go z uniwersytetu za udostępnianie wizerunku bez zgody drugiej osoby.

Razem z resztą baseballistów, szantażował mnie. Musiałam stawiać im obiady, kolacje, drinki. Pisałam za nich prace zaliczeniowe, a czasem robiłam o wiele gorsze rzeczy, których wolałam nie wspominać.

Troy miał nade mną przewagę.

— Gdzie? — wydusiłam krótkie pytanie, bo nie byłam w stanie powiedzieć niczego więcej.

Brodą wskazał dom bractwa. Przełknęłam głośno ślinę, ból głowy zaczynał przytłumiać moje zmysły. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a zwymiotuję. Obecność byłego chłopaka tuż za mną nie poprawiała sytuacji.

Otworzył mi drzwi, weszliśmy do środka. Poprowadził mnie gdzieś w dół po schodach. Okazało się, że członkowie bractwa wybudowali sobie kryty basen w obszernej piwnicy.

Stanęłam w progu.

— Po co mnie tutaj przyprowadziłeś?

Nie odpowiedział, a ja żałowałam, że zgodziłam się za nim iść. To była głupia decyzja. Mogliśmy porozmawiać na zewnątrz, przecież i tak nikogo tam nie było, żeby podsłuchiwać.

Cokolwiek Troy miał zamiar zrobić, wiedziałam, że nie będzie to nic przyjemnego. Napięłam mięśnie w oczekiwaniu na atak, który nadszedł bardzo szybko.

Popchnął mnie na ścianę wyłożoną kafelkami. Przyłożył przedramię do mojej, odciął tym ruchem dopływ tlenu. Wbijał mi biodro w brzuch, więc nie miałam możliwości nawet go kopnąć, ani poruszyć się w którąś stronę.

Tkwiłam w martwym punkcie, zdana na jego łaskę.

— Przespałaś się z nim, prawda? — zapytał wściekłe, zmrużył przy tym powieki.

— N...nie t...twoja s...sprawa — wycharczałam, czułam, że zaczyna brakować mi powietrza.

Czy Ridge cokolwiek mu powiedział? Pozwolił, żeby psychiczny eks dowiedział się, co między nami zaszło? Wystawił mnie na takie niebezpieczeństwo?

— Widziałem to już jakiś czas temu. Obserwowałem cię. Ciągle tylko z nim łazisz i patrzysz na niego, jak na najpiękniejsze stworzenie na ziemi — syknął, mocniej przyszpilił mnie do ściany. Łzy pojawiły się w moich oczach niespodziewanie, choć przecież mogłam przewidzieć, że spotkanie z Troyem nie będzie należało do najprzyjemniejszych.

— Puść mnie, robisz mi krzywdę — wyszeptałam.

— Miałaś być moja, mała suko. — Cios nadszedł tak szybko, że nie zdołałabym się obronić. Policzek zapiekł, głowa odleciała w bok. — Przez ciebie i twoje popieprzone poglądy straciłem czas i szacunek. — Drugi cios sprawił, że upadłam na zimną podłogę. Troy kopnął mnie pod żebra, co sprawiło, że śniadanie cofnęło się do przełyku. Ból głowy się nasilił. — Niewdzięczna kurwa — splunął, ale nie miałam siły się bronić.

Przymknęłam powieki, czułam, że zaczyna ogarniać mnie ciemność.

Kiedy się ocknęłam, tego psychopaty nie było już nigdzie wokół. W nozdrza uderzył zapach chloru, oddychanie przychodziło mi z trudem. Przez brak okien w piwnicy, nie mogłam stwierdzić, ile czasu minęło, jaka jest pora dnia.

Drżącą dłonią sięgnęłam do kieszeni. Wyjęłam telefon. Okazało się, że nie miałam zasięgu. Zegar wskazywał, że wyszłam z zajęć około godzinę temu. Pozostawała tylko nadzieja, że stamtąd wyjdę i zadzwonię do Paige. Na pewno po mnie przyjedzie i zabierze do domu.

Zacisnęłam usta, kiedy podniosłam się do siadu. Podwinęłam bluzkę. Przy żebrach wykwitał potężnych rozmiarów siniec. To on mnie tak bolał. Dotknęłam go opuszkami palców. Nie znałam się na medycynie, ale wyglądało na to, że nie miałam złamanych kości, może co najwyżej zbite. Oblizałam suchą wargę, na języku pozostał smak krwi. Odpaliłam w telefonie przednią kamerkę.

Wyglądałam jak siedem nieszczęść.

Potargane włosy, rozcięta warga, zaczerwieniony policzek. Szkód psychicznych nawet do tego nie wliczałam. Troy Parker był psychopatą, pragnął mojego bólu, karał mnie za coś, co nie było nawet moją winą.

Stanęłam na chwiejnych nogach. Uginały się pode mną, kiedy próbowałam wydostać się na zewnątrz. Wchodzenie po schodach jeszcze nigdy nie sprawiało mi takiej trudności.

Lobby domu bractwa studenckiego było opustoszałe. Do momentu, aż jakiś chłopak nie wyszedł z jednego z pomieszczeń. Kiedy mnie dostrzegł, wypuścił talerz z rąk.

Nie chciałam niczyjej pomocy, a już na pewno nie od obcego faceta.

Wybiegłam z budynku, na zewnątrz wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała po drugim sygnale.

— Paige, musisz po mnie przyjechać — wyłkałam, po czym podałam jej adres. Usiadłam na krawężniku i czekałam.

Dotarła na miejsce pięć minut po moim telefonie. Zahamowała z piskiem opon trzy stopy ode mnie. W biegu wysiadła z auta, nie zamknęła nawet drzwi, przez co została strąbiona przez innych kierowców.

— Bambi! Jezus Maria, co ci się stało? — Upadła przede mną na kolana. Delikatnie złapała moją twarz w dłonie.

— Przepraszam? — Męski głos rozbrzmiał tuż obok mnie. — Nazywam się Brandon. Znasz tę dziewczynę? — Zwrócił się do Paige.

— To moja najlepsza przyjaciółka i współlokatorka — odpowiedziała roztrzęsionym głosem. — Coś ty za jeden?

— Należę do Sigma Chi. — Wskazał kciukiem na dom za swoimi plecami. — Twoja przyjaciółka wyszła w takim stanie z naszej piwnicy, gdzie mieści się basen. Byłem w takim szoku, że przez pięć minut nie potrafiłem ruszyć się z miejsca, przepraszam. To raczej nie codzienny widok — wyjaśnił ze skruchą.

— Bambi, był tam ktoś z tobą? — zapytała Paige, przenosząc na mnie spojrzenie.

Pozwoliłam łzom płynąć.

— Troy.

— On ci to zrobił? — zapytała z niedowierzaniem.

Schowałam twarz w dłoniach. Bałam się, że nikt mi nie uwierzy.

— Są tu kamery. Jeśli ktoś ci zrobił krzywdę w naszym domu i zamierzasz to zgłosić na policję, jestem pewien, że bractwo bez problemu udostępni nagrania funkcjonariuszom — powiedział kojącym tonem. Przysiadł obok mnie, na co podniosłam wzrok. Posłał w moją stronę delikatny uśmiech. — Właściwie to jestem ich przewodniczącym, więc chętnie z wami poczekam i od razu je przekażę, jeśli zgodzisz się zgłosić ten incydent. Pod tym dachem dzieją się różne rzeczy, ale nikt nie ma prawa napastować kobiety w moim domu.

Zerknęłam na Paige. Czekała na moją decyzję, ale niemo błagała mnie, żebym tym razem nie odpuszczała. Dostrzegałam smutek i zmartwienie w jej oczach. Nie chciałam zawieść przyjaciółki, ale przede wszystkim nie mogłam zawieść samej siebie.

Skinęłam głową.

Bez słowa wyciągnęła komórkę, kilka razy coś kliknęła i przyłożyła urządzenie do ucha.

— Dzień dobry, chciałabym zgłosić napaść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro