Rozdział dwudziesty ósmy
𝑹𝒊𝒅𝒈𝒆
Odkąd odstawiłem Bambi do domu, siedziałem z chłopakami na arenie, gdzie oglądaliśmy filmy z meczów naszych przeciwników. Staraliśmy się rozpracować ich taktykę, żeby wyjść z tego spotkania zwycięsko. Miałem więc wyłączony telefon, ale kiedy w przerwie na chwilę włączyłem urządzenie, nie pojawiło się żadne powiadomienie od Bambi. Musiała być naprawdę zapracowana, ale nie winiłem jej za to, mówiła mi, że wzięła sobie więcej na głowę i przez to ma mniej czasu.
Przed samym meczem trener zawołał mnie do siebie i oznajmił, że na widowni ponownie zjawił się skaut z Chicago. Ponoć bardzo dobrze o mnie mówili, a sam Harrison uważał, że miałem szansę dostać propozycję kontraktu jeszcze przed wiosną, co oznaczałoby, że nie musiałbym stresować się, czy zostanę wybrany przez jakąś drużynę w drafcie.
Skupiłem całą swoją uwagę na meczu. Przed wyjściem na lodowisko wygłosiłem motywacyjną mowę dla swoich kolegów. Miałem nadzieję, że dadzą z siebie wszystko, tak samo, jak ja. Chciałem być bezbłędny.
W pierwszej tercji udało mi się strzelić gola. Szalałem po lodowisku, a wrzawa wokół tylko dodawała mi sił. Adrenalina napędzała mojego wewnętrznego sportowego demona. Pracowałem na najwyższych obrotach, jeszcze nigdy nie byłem tak dobry.
W drugiej tercji krążek przejął Liam i to on strzelił gola. Kolejnego miał na koncie Dax. Cameron dawał z siebie trzysta procent, nie pozwalał stworzyć przeciwnikom możliwości strzelenia bramki. Pracowaliśmy niczym jeden organizm, wszyscy nastawieni na zwycięstwo.
W czasie przerwy, przed trzecią tercją, szukałem wzrokiem Bambi. Nie mogłem dostrzec jej na trybunach. Zazwyczaj wypatrywałem ją w tłumie w mgnieniu oka, dziś jednak nic takiego się nie stało. Nie przyszła?
Zjechałem do szatni. Pot lał mi się po dupie, zdjąłem na chwilę łyżwy, żeby dać stopom odpocząć. Najpierw oblałem twarz wodą z bidonu, a następnie upiłem łyk. Zerknąłem na telefon.
Nic.
Zero wiadomości.
Zaczynałem się martwić. Niepokój ścisnął moje gardło, ale głośno go przełknąłem razem ze śliną.
— Paige jest na meczu? — zwróciłem się do Camerona.
Bramkarz wzruszył ramionami.
— Mówiła, że przyjdzie. Zazwyczaj mnie nie rozprasza podczas gry, spotykamy się na parkingu, kiedy wychodzę z areny. Czemu pytasz?
Zacisnąłem na moment usta, zastanawiałem się, czy mówić koledze o swoich obawach. W końcu odpowiedziałem tylko:
— Nigdzie nie widzę Bambi, a mówiła, że przyjdzie razem z twoją dziewczyną. — Udałem nonszalancko ton. — Może coś jej wypadło.
Cameron już sięgał po komórkę.
— Czekaj, zadzwonię do Paige. Mamy jeszcze pięć minut przerwy, więc akurat z nią pogadam i dowiem się, czy nie zajęły innych miejsc — oznajmił, po czym wybrał numer swojej dziewczyny.
Siedzący obok Grady posłał mi głupawy uśmieszek. Dax pokręcił głową z politowaniem. Tylko Liam olał temat. Przeglądał coś w telefonie, nawet nie zaszczycił nas spojrzeniem. Ostatnio chodził jakiś przybity, zdecydowałem, że będziemy musieli z nim na dniach pogadać.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Camerona.
— Cześć, kochanie. Jesteś na meczu?
Zmarszczył brwi na słowa usłyszane w odpowiedzi.
— Ale jak to? Gdzie? Co się stało?
Tym razem uniósł brwi. Niepokój rozlał się już teraz z piersi na całe ciało.
— Och, kurwa... Boże... Przykro mi... Tak, jasne, będziemy w kontakcie — wymamrotał, po czym odsunął telefon od ucha.
Zacisnąłem mocniej palce na krawędzi ławki.
— I co? — zapytałem, bo nie brzmiał za dobrze podczas rozmowy z Paige.
Przełknął ślinę, a następnie powoli podniósł na mnie wzrok. Wyglądał na przestraszonego.
— Nie wiem, czy to jest dobry moment, żeby mówić ci o tym przed ostatnią tercją — wyszeptał, a w szatni zapadła cisza.
Wszyscy zawodnicy zwrócili na nas wzrok. Skanowałem uważnie twarz przyjaciela, decyzję podjąłem w mgnieniu oka.
— Mów — zarządzałem.
Cameron spojrzał najpierw na Daxa i Grady'ego. Już po tym wiedziałem, że się wścieknę.
— Dziewczyny są na komisariacie — oznajmił ostrożnie. — Bambi została napadnięta przez Troya i zdecydowała się złożyć zeznania przeciw niemu. Z tego powodu nie przyjechały na mecz i nie pojawią się także na imprezie po meczu.
Furia.
Czysta, piekielna, gorąca furia.
Tylko to czułem. Z każdą sekundą przejmowała nade mną kontrolę. Oczami wyobraźni widziałem już, jak duszę tego skurwiela. Chciałem, żeby wydał ostatnie tchnienie i zdechł. Miałem ochotę stłuc go na kwaśne jabłko.
Dax zasłonił usta dłonią, Grady rozszerzył oczy w szoku. A ja najzwyczajniej w świecie rzuciłem bidonem o szafki. Odbił się od nich, robiąc wgniecenie. Później uderzyłem w nie pięścią.
Jeden raz.
Drugi.
Trzeci.
Potem straciłem rachubę. Dopiero gdy kumple odciągnęli mnie na bok, zdałem sobie sprawę, jak szybko oddychałem.
— Musisz się uspokoić! — krzyknął Grady, popchnął mnie w stronę drzwi. — Dwadzieścia pieprzonych minut, tyle trwa jedna tercja. Potem będziesz wolny i do niej pojedziesz. Teraz i tak nie miałoby to sensu, skoro wciąż składa zeznania na posterunku.
Miałem to głęboko w dupie. Poszedłbym za Bambi wszędzie. Chciałem przy niej trwać, składanie zeznań musiało być kurewsko ciężkie dla tej kruszynki.
— Tu chodzi o twoją przyszłość, stary. — Dax klepnął mnie po ramieniu. — Na widowni siedzi skaut z Chicago Blackhawks. Nie możesz tego spierdolić.
Na przemian zaciskałem i rozluźniałem pięści.
— Nie mogę też wyjść na boisko.
— Dlaczego?
— Bo boję się, że kogoś zabije.
Grady prychnął.
— Będziemy cię pilnować. To straszne, co się wydarzyło, ale musisz to przełknąć. Jesteśmy z tobą, pomożemy ci na tyle, ile damy radę — powiedział całkowicie poważnie. — Wytrzymaj tylko te pieprzone dwadzieścia minut.
Nigdy nie sądziłem, że czas może się tak niemiłosiernie dłużyć. Minuty na zegarze malały tak powolnie, że miałem ochotę podjechać i uderzyć w niego kijem, żeby się ogarnął.
Na boisku byłem tylko fizycznie, bo myślami ciągle wędrowałem do swojej dziewczyny. Jak się czuła? Czy wszystko z nią w porządku? Co ten skurwiel jej zrobił? Jak to się stało, że na niego wpadła?
Kilka razy rzuciłem na bandę przeciwnika, a kiedy zrozumiałem, że mógłbym go przytrzymać i zdobyć za to dwie minuty kary, tak właśnie zrobiłem. Pod koniec spotkania drużyna grała lepiej w osłabieniu, niż gdy byłem na lodzie, nawet jeśli przeciwnikom udało się strzelić jedną bramkę. Wciąż byliśmy na prowadzeniu trzy do jednego, więc walić to.
Kiedy rozbrzmiał dźwięk kończący spotkanie, zerwałem się z ławki. W szatni zdjąłem z siebie ochraniacze i strój, przebrałem się w dresy, niedbale wrzuciłem rzeczy do torby, po czym wybiegłem na zewnątrz. Nie czekałem na przemówienie trenera, miałem nadzieję, że kumple wyjaśnią mu zaistniałą sytuację, a on ją zrozumie.
Owszem, gra w hokeja była dla mnie ważna. Zdarzały jednak takie sytuacje w życiu, kiedy trzeba postawić coś ponad nim. Taka właśnie nadarzyła się tego dnia.
Nie miałem bladego pojęcia, na którym komisariacie znajdują się dziewczyny, ale z autopsji wiedziałem, że na kampusie znajduje się tylko jeden. Skoro był najbliższy, to prawdopodobnie tamta jednostka podjęła się sprawdzenia tego zgłoszenia.
Wyjechałem z parkingu z piskiem opon. Z każdą mijającą minutą, żołądek podjeżdżał coraz wyżej, aż do gardła. Zaciskałem mocno palce na kierownicy. Wymijałem samochody w niedozwolonych do tego miejscach, pędziłem jak wariat na złamanie karku.
Zaparkowałem najbliżej wejścia. Samochód Paige stał całkiem niedaleko. Odetchnąłem z ulgą, że dobrze trafiłem, a one nie wylądowały gdzieś poza kampusem.
Wysiadłem akurat w momencie, kiedy przeszły przez drzwi. Ruszyłem biegiem w ich stronę, wskakiwałem po dwa schodki naraz, żeby tylko jak najszybciej znaleźć się blisko Bambi.
Zauważyła mnie po chwili. Rozszerzyła powieki w zaskoczeniu, ale ja mogłem tylko wpatrywać się w jej obitą twarz. Policzek został przykryty niewielkim siniakiem, na wardze formował się strup, musiała zostać rozcięta. Oczy miała napuchnięte, białka przekrwione. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać, jak ciężkie to wszystko dla niej było.
Bez namysłu przyciągnąłem ją do siebie. Ułożyłem brodę na czubku jej głowy i spojrzałem na Paige.
— Co się, kurwa, stało?
— Ten dupek się stał — fuknęła wściekle, założyła ręce na piersi. — Na całe szczęście policja ma natychmiast powiadomić dziekana o całej sytuacji i już jutro powinien zostać zawieszony, aż do czasu rozwiązania całej sytuacji.
— Zawieszony? — powtórzyłem z niedowierzaniem. — Powinien wylecieć na zbity pysk!
Bambi poruszyła się w moich ramionach, po chwili jęknęła z bólem. Natychmiast poluźniłem uścisk.
— Wyleci, Brandon z Sigma Chi przekazał policji potrzebne nagrania. Troy się z tego nie wywinie — oznajmiła Paige, po czym posłała mi karcące spojrzenie. Spiąłem się na wzmiankę o bractwie, ale nie odezwałem się ani słowem. — Uważaj na nią, ma nieźle obite żebra.
Zmarszczyłem brwi. Co, do cholery? Przeniosłem spojrzenie na Bambi, wyglądała na zagubioną i zmęczoną.
— Możemy jechać do domu? — zapytała cicho. — Naprawdę jestem zmęczona, marzę tylko o tym, żeby wziąć prysznic i się położyć.
Skinąłem głową.
— Pojedziesz ze mną — postanowiłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie wyobrażałem sobie, żeby spuścić z niej oko, choć na chwilę.
— Skoro masz nową niańkę, ja ulotnię się do Camerona. — Wskazała kciukiem na swój samochód. — Ktoś musi pilnować, żeby imprezowicze nie roznieśli waszego domu po wygranym meczu. — Przytuliła Bambi, delikatnie wyciągając ją z moich ramion. — Zadzwoń, gdyby cokolwiek się działo, dobre? — wyszeptała, jakby głośniejszy dźwięk miał ją skrzywdzić.
Przełknąłem głośno ślinę. Bambi wypowiedziała ciche okay, a potem ruszyliśmy w stronę mojego auta. Ściskałem mocno jej dłoń, bałem się stracić z nią kontakt cielesny, ale nie miałem pojęcia, dlaczego tak się dzieje i skąd brał się u mnie ten strach.
Otworzyłem jej drzwi. Poczekałem, aż wsiądzie, pomogłem zapiąć pas. Przebiegłem przed maską i po chwili zająłem miejsce za kierownicą. Powoli wyjechałem z parkingu.
Zerknąłem na dziewczynę kątem oka. Wbijała wzrok w palce, którymi nerwowo się bawiła.
— Jadłaś coś?
Pokręciła przecząco głową. W pamięci zanotowałem, żeby coś zamówić, jak tylko dotrzemy do akademika.
— Powiesz mi, jakim cudem znalazłaś się pod domem bractwa z Troyem? — zapytałem cicho, ale nie mogłem już dłużej czekać. Nerwy zjadały mnie od środka.
Bambi zapadła się głębiej w fotelu, przez jej twarz przebiegł grymas bólu.
— Zaszantażował mnie — odpowiedziała niemal szeptem.
— Jak?
Zapadła chwila ciszy. Co rusz zerkałem na dziewczynę, żeby zobaczyć, że walczy ze sobą. Cokolwiek to było, musiało nią mocno wstrząsnąć.
— Kiedyś, kiedy jeszcze byłam z Troyem, zrobił mi z ukrycia zdjęcie — powiedziała, odwracając ode mnie wzrok, jakby się czegoś wstydziła. — Nagie zdjęcie.
Przymknąłem na sekundę powieki, ale zaraz z powrotem skupiłem się na drodze. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Wiedziałem, że takie istniało, ale byłem szczerze przekonany, że Troy już dawno o nim zapomniał. Nigdy go nie widziałem na oczy, szczycił się nim jedynie wśród swojej drużyny.
Przeraziłem się, na jak głupi pomysł mógł wpaść.
— Chciał je... — zawahałem się na moment. — Chciał je rozesłać, pokazać komuś?
Bambi prychnęła pod nosem.
— Cała drużyna baseballowa już je widziała, ale dla niego to było za mało. Żeby mnie upokorzyć, powiedział, że roześle je po całym kampusie, jeśli z nim nie porozmawiam.
— Więc się zgodziłaś — skwitowałem, było to dość logiczne. Na jej miejscu pewnie zachowałbym się tak samo.
— Tak. Zaprowadził mnie na basen w piwnicy. — Ja pierdolę. — Obrzucił kilkoma wyzwiskami i pobił. Koniec historii.
Zacisnąłem mocno szczękę.
— Mam nadzieję, że go wyrzucą z uczelni, bo jeśli nie i dorwę skurwiela w swoje łapy... — urwałem, pokręciłem głową na boki.
— Nie warto, Ridge.
— Nie warto? — parsknąłem pozbawionym wesołości śmiechem. — Jeśli go jutro zobaczę na kampusie, to uduszę, przysięgam.
— Nie powinieneś...
— Nie — przerwałem jej, zmieniłem bieg i wjechałem na parking pod akademik. — Nie będziesz mi wmawiać, że nie warto narażać własnej pozycji. Dostał ode mnie wpierdol dwa razy i nie zrozumiał. Trzeciego ostrzeżenia nie będzie.
— Dwa razy? — zapytała zaskoczona. Miałem ochotę uderzyć się w twarz. Przecież nie wiedziała o ostatniej sytuacji w siedzibie klubu.
— Tak. — Zacisnąłem mocniej dłonie, na których wciąż widniały ślady tamtego incydentu. — Nie wmówisz mi więc, że nie warto. Każdy normalny człowiek już dawno by sobie odpuścił. A teraz chodźmy do domu, musisz coś zjeść i odpocząć.
Nie czekając na odpowiedź, wysiadłem z samochodu. Poczekałem, aż Bambi wygramoli się ze środka. Zatrzasnąłem za nią drzwi, a następnie nacisnąłem przycisk blokady.
W trakcie powolnej drogi na górę zdążyłem zamówić pizzę. Był to jedyny posiłek, jaki restauracja mogła nam dostarczyć w miarę szybko. Obawiałem się, że dziewczyna zaśnie, zanim coś zje, a nie mogłem na to pozwolić. Do regeneracji potrzebne było także jedzenie.
Kiedy poszła wziąć prysznic, przygotowałem jej zieloną herbatę. Czytałem kiedyś, że takie pierdoły uspokajają, więc może na nią także zadziała. W międzyczasie odblokowałem telefon, wszedłem w konwersacje grupową klubu i napisałem jedną wiadomość, uprzednio usuwając z niej Troya.
Ja: Rozwiązuję klub. Jeśli chcecie dalej się w to bawić, proszę bardzo, ale beze mnie.
Odpowiedzi zasypały mnie milionami pytań. Jaki jest powód? Co się stało? Dlaczego?
Nie odpowiedziałem na żadną. Wyrzuciłem wszystkich użytkowników z czatu, a potem go usunąłem, niszcząc tym samym jeden z ważniejszych dowodów na istnienie czegoś takiego jak Players' Club.
Dostawca zapukał do drzwi akurat w momencie, gdy Bambi wyszła spod prysznica. Odebrałem opakowanie dużej pizzy, a potem zjedliśmy ją w ciszy.
I tak samo w ciszy poszliśmy spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro