Rozdział dwudziesty
𝑹𝒊𝒅𝒈𝒆
Spanie przez całą noc w łóżku z dziewczyną było dla mnie co najmniej dziwne. Wcześniej jedynie drzemałem sobie obok Bambi, a teraz czułem bijące od jej ciała ciepło aż do samego rana. Mogłem tak trwać przez wieczność, ale sam ją obudziłem, kiedy zacząłem wodzić palcem po odkrytej na boku skórze ciała.
Nie rozpoznawałem samego siebie. Przecież jeszcze niedawno wyskoczyłem z jej łóżka jak oparzony, bo wystraszyłem się zostania z dziewczyną w trakcie snu. Musiałem komuś naprawdę zaufać, żeby spokojnie przy nim zasnąć.
Gdzieś w podświadomości wiedziałem, że ufałem Bambi. Była delikatna, wrażliwa, a do tego biło od niej ciepło, w którym chciałem się zatracić. Cholera, poprawka — ciepło, w którym zatraciłem się już wczoraj i potrzebowałem tego więcej.
Z jednej strony rozpierała mnie duma, że byłem jej pierwszym w tak intymnych doświadczeniach. Z drugiej zaś czułem się podle. Jak mogłem chcieć ją w ogóle wykorzystać? Gdy faktycznie stała się moja, nie mogłem sobie tego nawet wyobrazić. Jak najszybciej musiałem to wszystko zatrzymać, nie miałem tylko jeszcze pojęcia w jaki sposób. Jedyne, czego byłem pewny, to, że nie dam jej skrzywdzić.
— Dzień dobry. — Uśmiech, jaki mi posłała, rozgonił ciemne chmury znad mojej głowy. Momentalnie wszystko oprócz Bambi przestało mieć znaczenie.
Nie wiedziałem, jakim cudem zauroczyłem się nią w tak krótkim czasie. Coś mi stale podpowiadało, że miała do zaoferowania więcej, niż większość pustych studentek z jej kierunku, o innych nie wspominając. Intrygowała mnie, sprawiała, że chciałem z nią rozmawiać godzinami, na błahe i te bardziej poważne tematy; bez znaczenia, jakie. Po prostu czułem się oczarowany, kiedy mówiła, a najbardziej uwielbiałem się z nią droczyć.
Tak więc dzień rozpoczęliśmy od porannej sesji całowania i obściskiwania. Dobre dziesięć razy pytałem dziewczyny, jak się czuje, czy czegoś potrzebuje. Przyniosłem jej śniadanie do łóżka, chociaż ciężko było znaleźć coś w niemal pustej lodówce. Na szczęście, imprezowicze nie dotykali jajek, więc udało mi się upichcić coś na szybko.
— Widziałeś gdzieś moje... majtki? — Zarumieniła się na ten swój słodki sposób. Nigdy nie dałbym rady wyrzucić z pamięci wiśniowego odcienia jej policzków, kiedy się zawstydzała.
— Wyrzuciłem je — przyznałem, stawiając na blacie biurka talerz z porcją dla dziewczyny.
Zmarszczyła brwi.
— Dlaczego?
Powoli odwróciłem się w stronę Bambi. Miała na sobie sukienkę z wczoraj. Przyjrzałem się uważnie jej twarzy i uśmiechnąłem się na widok zakłopotania.
— Podarłem je, więc do niczego by ci się już nie przydały.
Wyraźnie dostrzegłem moment, w którym wspomnienie uderzyło w nią ze zdwojoną mocą. Rumieniec pokrył nawet czubek nosa, kiedy pocierała kark i spuściła speszony wzrok na podłogę.
— Och, faktycznie... ja... um... zapomniałam, tak mi się wydaje — wydukała, na co cicho się zaśmiałem. Była tak cholernie urocza.
Znalazłem się przy niej w dwóch krokach. Umieściłem palec wskazujący pod jej brodą, po czym uniosłem jej głowę do góry, żeby na mnie spojrzała. Źrenice miała rozszerzone, a napuchnięte od pocałunków usta lekko rozchylone. Palcami wolnej dłoni odgarnąłem zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Zadrżała pod wpływem mojego dotyku. Bardzo mnie to satysfakcjonowało.
— Nic się nie dzieje, Jelonku. Najwidoczniej inne, późniejsze wydarzenia przyćmiły fakt, że zdarłem z ciebie to koronkowe cacko — powiedziałem cicho. Nie dodałem, że tak naprawdę zamiast w śmietniku, wylądowały na dnie mojej szafy. — Jedz, a potem odwiozę cię do domu. Nie będziesz szwendać się w kusej sukience bez bielizny przez kampus.
Przytaknęła, po czym minęła mnie, żeby zająć miejsce na obrotowym krześle. Nie mogłem się powstrzymać, kiedy patrzyłem, w jaki sposób kręciła biodrami, gdy szła.
Sprzedałem jej soczystego klapsa w tyłek, specyficzny dźwięk plaśnięcia rozszedł się głośno po pomieszczeniu. Bambi pisnęła i podskoczyła. Szybko zdała sobie sprawę, co się wydarzyło. Posłała mi piorunujące spojrzenie, choć cień uśmiechu pojawił się na wargach dziewczyny. Zrobiłem minę niewiniątka, a następnie zostawiłem ją samą, żeby wziąć prysznic.
Od wczoraj czułem się napalony i niezaspokojony, ale zdawałem sobie sprawę, że to mogłoby być już dla Bambi za wiele, więc na nic nie naciskałem. Co prawda, jeżdżenie na ręcznym nigdy nie leżało w mojej naturze, ale tego dnia wyjątkowo musiałem się tym zadowolić. W najbliższym czasie zapewne będzie tego więcej, więc trzeba się przyzwyczajać. Nie chciałem niczego popsuć między nami, więc na pewno nie sięgnąłbym po pomoc którejś z chętnych studentek.
Odwiozłem Bambi do jej akademika. Rozstanie się z nią, okazało się trudniejsze niż przypuszczałem. Miałem ochotę ją zacałować, wiedziałem, że będę tęsknić, nawet jeśli zaraz znalazłbym jakąś okazję do spotkania. Zdawałem sobie też sprawę, że potrzebuję chwili dla siebie, żeby poukładać sobie pewne sprawy w głowie. Wszystkie dotąd nieznane uczucia, zaczynały mnie przytłaczać.
— Zadzwonię po wieczornym treningu — obiecałem i w końcu wypuściłem ją ze swojego auta.
Resztę dnia spędziłem w domu. Najpierw próbowałem siedzieć sam w pokoju, dojść do jakichś sensownych wniosków. Zaczynało mi zależeć i było to w pewien sposób przerażające. Nie miałem też pomysłu, jak wycofać się z zakładu z Troyem i Blake'iem. Tak jak ten drugi nie miałby zapewne z tym żadnego problemu, tak pierwszy by mi nie odpuścił.
W dodatku unoszący się w powietrzu zapach fig i wanilii doprowadzał mnie do szału. Przy każdym wdechu serce zaciskało się coraz mocniej, jakby chciało mi dać znać, że nie spotkam już nikogo, kto by tak pięknie pachniał.
Zrezygnowany przetarłem twarz dłońmi i wstałem z łóżka. Otworzyłem okno szeroko, a następnie zszedłem na dół, do salonu, gdzie pomogłem współlokatorom w sprzątaniu. Camerona jak zwykle nie było, spał u Paige. Zaczynałem myśleć, że chodzi do niej tylko po to, żeby ominęło go ogarnianie pobojowiska po imprezach. Może też mógłbym zacząć uciekać do Bambi?
Wściekły, że moje myśli ponownie powędrowały właśnie do niej, a niczego nie uporządkowałem sobie jeszcze w głowie, zacząłem energiczniej zbierać śmieci i mocniej upychać je w worku.
— Musisz przestać to sobie robić — powiedział ni stąd, ni zowąd Liam. W ogóle zapomniałem o jego obecności za moimi plecami.
Postanowiłem walić głupa.
— Niby co takiego?
— Uciekać.
Podniosłem wzrok. Starałem się utrzymać obojętny wyraz twarzy, spojrzałem koledze w oczy.
— Czy wyglądam, jakbym przed czymś uciekał? — Zrobiłem ruch ręką w powietrzu, wskazując przestrzeń dookoła.
— Uciekasz przed tym. — Stuknął się palcem wolnej dłoni w skroń, a następnie w lewą pierś. — I przed tym też.
— Stary, czy ty coś brałeś? Bo nie mam pojęcia, o co ci chodzi. — Tak naprawdę miałem podejrzenia, co Liam próbował mi przekazać, ale granie nieświadomego i zagubionego wychodziło mi najlepiej.
— Widziałem was wczoraj, jak szliście do twojego pokoju, a raczej ty szedłeś, z Bambi na rękach. — Odwrócił ode mnie wzrok, skupił się na zbieraniu śmieci. — Nietrudno jest się domyślić, co między wami zaszło, zwłaszcza po tym, w jaki sposób jej oczy błyszczały dziś rano, kiedy zeszliście na dół.
Świetnie, tylko tego mi brakuje — kolejnej rozmowy o uczuciach.
— Cokolwiek sobie ubzdurałeś, wiedz, że to nieprawda — powiedziałem z ostrzegawczą nutą w głosie.
— Więc nic między wami nie ma?
Nie miałem ochoty rozpowiadać o wczorajszym incydencie. Tamta chwila była tak intymna, że nie potrafiłem się tym z nikim podzielić. Wciąż w głowie wirowały mi wspomnienia do połowy roznegliżowanego ciała Bambi na moim biurku.
— Spała w twoim pokoju — dodał, kiedy nic nie odpowiedziałem.
Zacisnąłem mocno powieki, ale także dłoń na foliowym materiale worka na śmieci. Próbowałem się uspokoić. W pewnym sensie udało mi się, ale rozluźnić szczęki na powrót już nie potrafiłem.
— To nie jest twój zasrany interes — wycedziłem przez zęby.
— Czyli nie miałbyś nic przeciwko, gdyby ktoś się z nią umówił, no wiesz, na randkę?
Czy miałem coś przeciwko? Oczywiście, że tak! W pierwszej kolejności obiłbym temu biedakowi mordę, a w drugiej upewnił się, że nikt nie znajdzie jego ciała w moim ogrodzie.
Mimo to dalej ciągnąłem swoje kłamstwo. Słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
— Nie, nie miałbym z tym problemu.
Liam wyjął z kieszeni spodni telefon i zaczął coś stukać w ekran. Zaniepokoiło mnie to, więc zapytałem:
— Co robisz?
— Piszę do swojego kolegi z kierunku, że ma zielone światło.
— Jakie, kurwa, zielone światło?
— W podbijaniu do Bambi.
Znalazłem się przy nim w ułamku sekundy. Wyrwałem komórkę z jego dłoni i spojrzałem na ekran. Nie blefował. Wiadomość była już w połowie napisana, więc ją skasowałem, a urządzenie schowałem do kieszeni swoich dresów.
Liam parsknął prześmiewczo.
— Przecież mówiłeś, że nie miałbyś nic przeciwko — zaprotestował ostro. — I oddaj mi mój telefon.
— Jak obiecasz, że nie zrobisz żadnej głupoty tego typu.
— Nie zrobię, jak przyznasz się, co czujesz do Bambi Jackson.
— Liam, do kurwy! — krzyknąłem, tracąc nad sobą resztki kontroli. Wizja tego, że ktoś podrywałby moją dziewczynę, sprawiała, że zamieniałem się w bestię. — Co chcesz ode mnie usłyszeć, co?! — Byłem tak głośno, że Grady wychylił głowę z kuchni. — Że tak, coś, kurwa, czuję, ale w zasadzie nawet nie potrafię tego nazwać?! To chcesz usłyszeć?!
W domu zapadła ciężka cisza. Oddychałem szybko i nierówno, jakbym właśnie przebiegł maraton. Mierzyłem Liama ostrym spojrzeniem, aż w końcu wyjąłem jego telefon z kieszeni i rzuciłem w jego stronę.
Nawet Grady nie odezwał się słowem, a na jego twarzy nie widniał jak zawsze głupi uśmieszek. Wszyscy byliśmy całkowicie poważni, bo to pierwszy raz, kiedy na głos przyznałem się do uczuć wobec jakiejś kobiety.
To nie tak, że nigdy wcześniej nie byłem zauroczony, czy być może nawet zakochany. Przeżyłem już to gówno. Mój strach wobec żywienia uczuć do drugiej osoby nie wynikał z powodu zdrady, złamanego serca, czy braku miłości od strony rodziców.
Problem polegał na tym, że głównie wychowywałem się z dziadkami i tej zasranej miłości nigdy mi nie brakowało. Czułem ją przez całe życie, aż do momentu, kiedy oboje odeszli przez tragiczny wypadek. Tamtego dnia coś we mnie umarło.
Chociaż od zawsze byłem okropny, biłem się z dzieciakami w szkole, prześladowałem ich, założyłem ten posrany klub, żeby sypiać z różnymi laskami i móc chwalić się swoimi podbojami, to w dniu śmierci dziadków wiedziałem, że nie ma już nikogo, kto zawróciłby mnie ze złej drogi.
Przez jakiś czas uczęszczałem na terapię, dzięki czemu zrozumiałem, że moje podłe zachowania wynikały ze spierdolonych metod wychowawczych moich rodziców. Wiedziałem, że tylko babcia i dziadek mogliby swoją miłością i troską sprawić, że stałbym się normalny. Dla nich byłem gotowy się zmienić, przestać kłamać, walczyć z pewnymi, silniejszymi momentami ode mnie, zachowaniami, ale ich już nie było.
Zostałem sam. Nie miałem nikogo. Nie potrafiłem dawać miłości, mogłem ją tylko brać, bo potrzebowałem tej namiastki dobroci w swoim życiu, żeby całkowicie nie zmienić się w potwora. Byłem zły, ale nie chciałem stać się gorszy. W głębi mojej duszy wciąż tliła się nadzieja, że gdzieś tam był ratunek dla mojej popsutej przez rodziców psychiki.
— Nigdy więcej tego nie rób — ostrzegłem, rzucając worek na ziemię. — Nie testuj moich granic, bo może się to dla ciebie źle skończyć. I odpierdol się od Bambi, bo ona jest moja.
— Lex Cordis? — zapytał cicho Grady, co było do niego niepodobne.
Zatrzymałem się w drodze na schody. Był to moment prawdy — albo zrobię krok w przód, albo cofnę się i zranię dziewczynę, na której z jakiegoś powodu mi zależy.
Obiecałem Bambi wyłączność, oczekiwałem od niej tego samego. Po sytuacji z Liamem wiedziałem, że gdybym powiedział Grady'emu nie, w kolejce do dziewczyny ustawiłoby się sporo mężczyzn. Nie zniósłbym tego.
— Tak — odparłem pewnym, silnym tonem głosu. — Niech każdy się o tym dowie.
Wszedłem na schody z myślą, że w ciągu doby cały uniwerek dowie się, że Bambi Jackson była nietykalna i należała do mnie, przynajmniej w pewnym sensie. Wczoraj zgodziła się na to, więc nie było odwrotu. Niczego nie pragnąłem bardziej, jak lepiej ją poznać i popchnąć tę znajomość do przodu.
Miałem nadzieję, że niebo gdzieś tam istnieje i dziadkowie byli ze mnie cholernie dumni.
Przestałem tchórzyć, bać się, uciekać. Miałem zamiar skończyć z kłamstwami, zaraz po tym, jak zadbam, żeby nikt nie dowiedział się o moim zakładzie odebrania dziewictwa Bambi. To już nie wchodziło w grę. Nie chciałem posiadać jej ciała wyłącznie fizycznie, potrzebowałem wryć się w umysł kobiety i zostać tam już na zawsze.
Nie zależało mi już na podrywaniu, zabawianiu się, na jednonocnych przygodach. Zdałem sobie sprawę, że robiłem to, bo moje życiu było po prostu... nudne, przynajmniej do momentu, aż pojawiła się w nim Bambi. Relacja z nią wydawała się o wiele ciekawsza niż wszystkie powiązania ze studentkami, które miałem przez te cztery lata studiów.
Wiedziałem, że byłem popsuty, ale może — tylko może — znalazłem nadzieję na naprawę? Może przy Bambi dałbym radę stać się lepszym człowiekiem?
Na wieczornym treningu całkowicie wyłączyłem myśli, choć nie było to łatwe. Podjąłem męską decyzję i miałem zamiar się jej trzymać. Jeśli nie wyjdzie, to trudno, za kilka miesięcy i tak mnie już tu nie będzie, zacznę nowe życie z dala od Północnej Dakoty.
Kiedy wyszedłem z areny, zauważyłem przy swoim samochodzie rudą czuprynę.
— Czekałam na ciebie, Rivers — warknęła Paige, jak tylko podszedłem bliżej.
Wziąłem głęboki wdech. Przede mną kolejna ciężka rozmowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro