Rozdział piąty
𝑩𝒂𝒎𝒃𝒊
— Co to było, do cholery?! — Paige szarpnęła za mój rękaw, odwracając tym sposobem moje ciało w swoją stronę. Nigdy nie podejrzewałam jej o posiadanie takich pokładów siły fizycznej. Filigranowa sylwetka dziewczyny wprowadziła mnie w błąd.
— Nie wiem — wymamrotałam w odpowiedzi, nie patrzyłam jej przy tym w oczy. Naprawdę nie miałam pojęcia, co tu się dziś wydarzyło.
Ridge podszedł, zaszantażował mnie i... I tyle. Nic więcej. Silą psychicznej perswazji zmusił do pójścia z nim na randkę. Z Troyem. I Madison. Cholera. To się źle skończy.
— Nie wiesz? — syknęła, pociągnęła mnie w stronę auta. Ledwo podnosiłam stopy, nie mogłam wyzbyć się szoku, jaki zakorzenił się gdzieś głęboko we mnie. — To ja ci powiem. Ridge Rivers próbuje cię uwieść. Musisz mu odmówić, Bambi. Nie możesz być jego kolejną zdobyczą.
Wbiłam pięty w ziemię, dzięki czemu zatrzymałam nas w miejscu. Zmarszczyłam brwi i podejrzliwie spojrzałam na przyjaciółkę.
— O co ci chodzi? Od wczoraj jakoś dziwnie się zachowujesz.
Nie odpowiedziała. Mierzyłyśmy się na spojrzenia, dopóki jej nie zaczęło łagodnieć, jakby zrozumiała, że nie byłam małą dziewczynką, która potrzebowała ochrony.
— Przepraszam za swoja szorstkość. — Przytuliła mnie. Ponieważ należałam do grona ludzi nieobdarzonych wysokim wzrostem, górowała nade mną o głowę. Dzięki temu mogła ułożyć brodę na czubku mojej. — Obie wiemy, jaki on jest, przecież się z tym nie kryje, a ja po prostu nie chcę, żebyś stała się tylko kolejnym nazwiskiem odhaczonym z jego listy. Nie zasługujesz na to.
Miała rację. Chciałam od życia czegoś więcej niż szybki numerek z przypadkową osobą. Może byłam staromodna, ktoś mógłby mnie nawet nazwać głupią i naiwną, ale pragnęłam prawdziwej miłości. Zawsze wyobrażałam sobie, że oddam się komuś, kto będzie mnie kochał i wielbił. Komuś, kto będzie czcił moje ciało z największą czułością. Komuś, kto uzna mnie za swój największy skarb.
— To tylko jedna randka — wybełkotałam w jej klatkę piersiową, na co gwałtownie mnie od siebie odsunęła na wyciągnięcie ramion.
— Coś ty powiedziała?
— Na swoją obronę mam to, że zostałam do tego zmuszona. Wcale nie chcę z nim nigdzie wychodzić — odparłam, unosząc palec wskazujący w powietrze, jakbym miała tym gestem podkreślić negatywne emocje związane ze sprawą wyjścia z Ridge'em.
— Zmusił cię? Jak? — Znowu te przymrużone powieki. Drugim imieniem Paige powinna być podejrzliwość.
— Nie będę zdradzać ci szczegółów. — Ruszyłam dalej w stronę parkingu, ucięłam w ten sposób rozmowę. Tak przynajmniej myślałam, dopóki mnie nie dogoniła.
— Powiedz mi.
— Nie chcę.
— Niby dlaczego? — zapytała urażonym tonem. Mina twarzy wyrażała dokładnie to, co jej głos.
— Bo jeśli to zrobię, nie będę miała pewności, że nie pojedziesz do domu swojego ojca, nie weźmiesz strzelby z największymi nabojami i nie przestrzelisz mu tyłka — wyjaśniłam, kiedy zatrzymałam się przy drzwiach od strony miejsca dla pasażera. — Nie pójdziesz siedzieć za mnie, a ja nie pójdę za kraty za współudział.
— Bambi. — Moje imię w jej ustach wybrzmiało jak ostrzeżenie. — To nie jest zabawne. Jeśli on...
— Nie skrzywdzi mnie — przerwałam jej, po czym wzięłam głęboki wdech. Wypuściłam powietrze z płuc w towarzystwie głośnego świstu. Przeczesałam palcami włosy, odgarniając je z twarzy. Wbiłam w przyjaciółkę twarde spojrzenie. — Znam go tak samo, jak ty. Może nie byłam na każdej imprezie, może nie rozmawiałam z nim wybitnej ilości razy, ale uwierz mi, wiem, jaki jest Ridge Rivers. Nie mogę jednak się nie zgodzić, bo mógłby zniszczyć moją reputację. Jestem już wystarczająco długo na językach studentów, żeby dołożyć do tego kolejną plotkę, zrozum — wyjaśniłam z błaganiem. — Chciał tylko jednej randki. To będzie pieprzone piekło, ale to tylko jeden wieczór. Zrobię to i wszyscy wrócimy do swojego dawnego życia.
Paige nie wyglądała na przekonaną, za co nie mogłam jej winić. Okazywałam niewzruszenie z mieszanką pewności własnych słów, choć tak naprawdę wcale nie byłam taka śmiała. Toczyłam ciężką batalię we własnym umyśle, rozkładałam zachowanie Ridge'a na czynniki pierwsze. Tak naprawdę wspomniał też o kilku randkach, ale nie chciałam denerwować przyjaciółki. Już teraz wyglądała, jakby miała zejść na zawał.
— Dobrze — powiedziała powoli, mocno ściskając klucze w dłoni. Wyglądała tak, jakby wypowiedzenie tego słowa sprawiało jej fizyczny ból. — Ale jeśli coś się wydarzy, dasz mi znać, tak?
Zdusiłam w sobie chęć przewrócenia oczami.
— A co miałoby się wydarzyć? To tylko randka — zauważyłam z przekąsem.
— Po prostu... nie daj mu się, Bambi — odparła cicho, a następnie otworzyła samochód. Wsiadła do środka, kiedy ja wciąż stałam i przetwarzałam jej słowa.
Wiedziałam, o co mnie prosiła. Nie chciała, żebym spoufalała się z tym chłopakiem. Cóż, rozumiałam ją. Martwiła się o mnie, bo jako jedyna doskonale zdawała sobie sprawę, jakie piętno odcisnęło się na mnie po zerwaniu z Troyem.
To ona odebrała mnie z imprezy, na której przyłapałam go na zdradzie. To ona trzymała moje włosy, kiedy wymiotowałam z nerwów. To ona szła ze mną pod rękę, kiedy każdy na kampusie śmiał się ze mnie, że nie jestem nic warta, bo nie potrafię utrzymać przy sobie faceta. To ona pocieszała mnie, gdy mój eks rozpowiedział wszystkim, że wciąż jestem dziewicą, co wywołało podzielony spór między ludźmi na uczelni. Jedni twierdzili, że to w porządku, inni mówili, że to żałosne, by w tym wieku nie mieć jeszcze partnera seksualnego. To ona broniła mnie niczym lwica, kiedy nagie zdjęcie wyciekło w kręgu baseballistów.
Przede wszystkim była jedyną, która co rano siłą zwlekała mnie z łóżka, ubierała i zawoziła na zajęcia. Trwała przy moim boku. Ocierała łzy.
Jak mogłabym ją zawieść? Jak mogłabym przyczynić się do tego, by znów znalazła się w takim położeniu? Jak mogłabym zrobić to sobie?
Usiadłam na skórzanym fotelu we wnętrzu starego Opla. Paige wpatrywała się przed siebie, mocno zaciskała przy tym palce na kierownicy. Z drżącym oddechem położyłam swoją dłoń na jej. Poczułam, jak minimalnie rozluźnia spięte mięśnie. Widocznie miała przed oczami dokładnie te same obrazy, co ja. Spojrzała na mnie z roztrzaskującym serce błyskiem w oczach. Bała się.
Wygięłam usta w smutnym uśmiechu.
— Kocham cię — szepnęłam. — Obiecuję, że nie zrobię nic głupiego. Chronię swoje serce kolczastym drutem i żaden dupek się do niego nie dostanie — zapewniłam z całą mocą, na jaką było mnie w danej chwili stać. — Nie zrobię ci tego ponownie, nie załamię się, nie stanę się twoim ciężarem, Paige.
Pokręciła głową w zaprzeczeniu.
— Nigdy nie byłaś ciężarem. W każdym razie nie ty, jako osoba. Ciężarem był twój smutek. Wiesz dlaczego? — Oblizała powoli usta, dając sobie czas na znalezienie odpowiednich słów. A gdy już je znalazła, rozerwały mnie na strzępy. — Bo go czułam całą sobą, Bambi. Każda cząstka mojego ciała czuła to, co ty. Drgamy w jednym rytmie, pamiętasz? Płakałam po cichu, żebyś tego nie widziała, zgrywałam przed tobą twardą sztukę, kiedy tak naprawdę przeżywałam twoją stratę, jak swoją. Dopiero po jakimś czasie, pewnej nocy, gdy twój płacz przedzierał się przez każdy zakamarek domu, odbijał się echem od ścian i uderzał we mnie ze zdwojoną mocą, zrozumiałam, że to, co ja czuję, to zaledwie namiastka tego, co czujesz ty. Moje serce pękło, ale twoje? — Zacisnęła na moment powieki, prawdopodobnie głównie po to, żeby powstrzymać łzy, które dostrzegłam w kącikach jej oczu. — Twoje nie było roztrzaskane w drobny mak, czy na małe kawałeczki. Ty je po prostu straciłaś. Bezpowrotnie.
Nie wytrzymałam, rozpłakałam się jak małe dziecko. W jej słowach było tyle prawdy, ale nie potrafiłam przyznać tego na głos. Za to łzy były oczyszczające. Nie powiedziałam nic, ale czułam, że spuszczam z ramion ogromny ciężar.
Paige wiedziała. Otarła kciukiem mój policzek, po czym sama pękła. Siedziałyśmy tak kilka minut, nic nie mówiąc, ale swoją rozpaczą przekazałyśmy wszystko, czego potrzebowałyśmy do oczyszczenia atmosfery między nami. Potem ruszyłyśmy do domu, osuszałyśmy twarze przy otwartych szybach, w zachodzących promieniach słońca i ostatnich powiewach letniego powietrza, przeplecionego gromadzącą się w powietrzu jesienną aurą. Przy niej czułam, że nie dosięgnie mnie żadna krzywda.
Wszystko było w porządku.
Przynajmniej do momentu, w którym następnego dnia wybiła godzina siódma wieczorem. Wypuściłam drżący oddech, kończyłam nakładać róż na policzki.
Cieszyłam się, że jako trzeci rocznik na uczelni dostałyśmy akademik apartamentowy i nie musiałam znosić ciężkich spojrzeń przyjaciółki. Oddzielał nas aneks kuchenny z niewielkim salonikiem, ale nawet przez tę odległość odczuwałam jej dezaprobatę. Gdyby mogła, zapewne zatarasowałaby mi wyjście i zamknęła w moim pokoju bez możliwości wyjścia. Doskonale ją rozumiałam, sama miałam mnóstwo obaw związanych z tą randką.
Wbrew temu, co mówił Ridge, wcale nie chciałam zrobić Troyowi na złość. Nie należałam do mściwych osób. Po porażce wolałam usunąć się w cień, udawać, że nic nas nigdy nie łączyło. Szłam tam tylko dlatego, żeby nie rozeszły się o mnie żadne plotki.
Nie miałam bladego pojęcia, gdzie idziemy, dlatego postawiłam na strój idealny i do baru, i do restauracji. Czarne jeansy ciasno opinały moje nogi, a satynowa koszula w perłowym odcieniu nadawała całości elegancji. Akurat wsuwałam na stopy ciemne szpilki, kiedy Paige pojawiła się w moim pokoju.
— Przyszedł — oznajmiła obojętnym tonem, po czym odchrząknęła i wymamrotała już normalnym głosem: — Uważaj na siebie. Jakby działo się coś złego, jestem pod telefonem. — Przytuliła mnie, a po chwili zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
Ridge oparł się ramieniem o framugę z rękami schowanymi w kieszeni jeansów. Nasze stroje pasowały do siebie, choć na nic się nie umawialiśmy, z tą różnicą, że jego koszula była w odcieniu śnieżnej bieli, a dwa górne guziki zostawił rozpięte.
Mimo to wyglądał przystojnie. Ridge nie należał do brzydkich. Jak na sportowca przystało, miał idealnie wyrzeźbione ciało. Materiał koszuli i spodni ciasno opinał jego szerokie ramiona i uda. Kwadratowa szczęka oraz lekko podniesione kości policzkowe tylko podkreślały jego atrakcyjność. Mojej uwadze nie umknęła blizna przecinająca jego lewą brew. Brązowe włosy wyglądały, jakby wielokrotnie przeczesywał kosmyki dłońmi.
— Cześć, Jelonku — mruknął głębokim, zachrypniętym głosem. — Gotowa?
Przełknęłam głośno ślinę, zrobiłam dwa kroki do przodu, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi. Ponieważ był piątek wieczór, mnóstwo studentów albo dopiero wracało z zajęć, albo już wychodziło na imprezy. Rzucali nam ciekawskie spojrzenia, jakby nie mogli uwierzyć, że kapitan drużyny hokejowej stoi pod moimi drzwiami. Nie chciałam nawet myśleć, co będzie działo się, gdy zaczniemy schodzić na niższe piętra, gdzie pokoje były mniejsze, łazienki koedukacyjne, a impreza goniła imprezę w młodszych rocznikach. Zostaniemy tematem plotek, ale właśnie to chciał osiągnąć Ridge.
Poczułam na dłoniach wilgoć spowodowaną stresem.
— Cześć — wyszeptałam pod nosem. Przez moment poczułam się onieśmielona jego aparycją, ale szybko skarciłam się w myślach. Rivers to podstępny drań i musiałam na niego uważać. — Chodźmy... gdziekolwiek zaplanowałeś, że będziemy szli.
Zaśmiał się szczerze, chyba pierwszy raz w mojej obecności.
— Jedziemy do restauracji w okolicach kampusu — wyjaśnił.
Nie myliłam się, kiedy myślałam, że wszyscy będą nas obserwować. Na każdym z trzech mijanych pięter byliśmy po prostu obgadywani, ale mój partner w zbrodni wydawał się tym nie przejmować.
Stanęłam zaskoczona na parkingu. Ridge nie woził się starym oplem jak moja przyjaciółka. Cholera, ja nawet nie miałam samochodu, choć gdybym poprosiła o to rodziców, na pewno jakiś by mi sprezentowali, nie chciałam jednak całe życie być uzależniona od ich pieniędzy. Wyglądało na to, że chłopak ciągnął od swoich, ile się dało, bo przede mną stał luksusowy, sportowy wóz.
Coś zabrzęczało koło mojego ucha. Odwróciłam się do Ridge'a. Kręcił kluczykami na palcu, a jedną, ciemną i gęstą brew miał uniesioną do góry.
— To Audi A5 — mruknął w taki sposób, jakby czymś się chwalił.
— Super — burknęłam, bo nie wiedziałam, co innego mogłabym powiedzieć w obecnej sytuacji. Nie znałam się na autach, nie miałam pojęcia, czy ten model powinien robić na mnie wrażenie. Jeśli chodziło o wygląd zewnętrzny to jasne, był świetny, ale w samochodach raczej chodziło o coś innego. — Jedziemy?
W towarzystwie kolejnej salwy śmiechu podszedł do drzwi pasażera i ku mojemu zaskoczeniu, otworzył je. Gestem zaprosił mnie do środka. Nie miałam pojęcia, po co używałam różu, skoro moje policzki były mocno zaczerwienione ze wstydu. Widziałam pewny siebie uśmieszek, kiedy go mijałam.
Zatrzasnął drzwi i przebiegł przed maską, by po chwili zająć miejsce za kierownicą.
Między nami zapadła krępująca cisza. Wolałam wpatrywać się w widok za oknem, niż poświęcić więcej uwagi Ridge'owi. Mimo to czułam, jak co jakiś czas zerka w moim kierunku. Zresztą, widziałam odbicie jego głowy w szybie.
Westchnęłam ciężko.
— Wyduś to z siebie w końcu — poprosiłam łagodnie, choć w środku cała aż gotowałam się ze zdenerwowania.
— Ale co? — brzmiał na zaskoczonego, jednak po jego minie widziałam, że wcale taki nie był.
— Chcesz coś powiedzieć, więc śmiało, nie wstydź się. — Wykonałam zachęcający ruch dłonią.
— Po prostu zastanawiam się, dlaczego twoi rodzice nazwali cię Bambi. Lubili bajki Disneya, czy jak? — Kiedy unosił tak kącik ust w rozbrajającym uśmiechu, nie mogłam nic poradzić na odpowiedzenie mu tym samym.
— Cóż, tak. Dziwactwa bogaczy — odpowiedziałam z przekąsem. — Ale coś pewnie o tym wiesz, prawda?
Ściągnął brwi ku sobie.
— Co masz na myśli?
— Jesteś jak bohater wyjęty prosto z „Mody na sukces". Masz na imię Ridge, zachowujesz się jak serialowy Ridge.
To już trzeci raz, kiedy udało mi się rozbawić chłopaka.
— Skąd tyle wiesz o tym serialu?
Zarumieniłam się jeszcze bardziej i spuściłam głowę.
— Moja babcia go lubiła. Często z nią zostawałam, gdy rodzice wyjeżdżali w delegację i razem oglądałyśmy po kilkanaście odcinków z rzędu. — Zmarszczyłam nos w rozbawieniu, bo wspomnienia zaczęły zalewać moją głowę. Tęskniłam za babcią. Żałowałam, że nie mogła zobaczyć, jak dorastam i staję się prawdziwą kobietą.
Ridge szturchnął mnie ramieniem, wyrywając z zamyślenia.
— W końcu normalnie ze mną rozmawiasz. Będziemy się dziś świetnie razem bawić, Jelonku.
— Z pewnością — mruknęłam bez przekonania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro