Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział drugi

𝑹𝒊𝒅𝒈𝒆

Tłumy nigdy mi nie przeszkadzały, lubiłem otaczać się ludźmi, szczególnie gdy potrafili się dobrze bawić. Promile we krwi przyjemnie krążyły, przyprawiając mnie o delikatne zawroty głowy, nie na tyle mocne, żebym do niczego się nie nadawał. Wciąż miałem siłę, by świętować rozpoczęcie nowego sezonu.

Podszedłem do jednej z beczek i zacząłem nalewać sobie piwa. Smakowało wybitnie paskudnie, ale nie narzekałem. Pierwsze przykazanie studenta brzmiało — darmowego alkoholu się nie odmawia. Drugie — za czyjeś pieniądze bardziej klepie.

Z pełnym kubeczkiem skierowałem się w stronę kanap ustawionych pod ścianą tuż przy schodach. Opadłem na jedno z wolnych miejsc, upiłem porządnego łyka rozwodnionego alkoholu, a następnie odrzuciłem głowę na oparcie. Przymknąłem powieki. Bas dudnił w uszach, ale byłem do tego przyzwyczajony, więc nie widziałem w tym problemu.

— Jak tam? — Otworzyłem oczy, żeby napotkać wzrok Camerona, jednego z bliższych kolegów z drużyny. Wciąż miał na sobie koszulkę z barwami naszego zespołu. Żółć, zieleń i czerń. Kolory zwycięstwa, jak mawialiśmy.

— W porządku — odparłem znudzonym tonem.

— Wyglądasz na zmęczonego, a semestr dopiero się zaczął — zauważył z rozbawieniem.

Nie dało się ukryć, że dzisiejszy trening dał mi nieźle w kość. Bolały mnie wszystkie mięśnie i miałem ochotę położyć się do łóżka, przespać ciągiem dwa dni. Wiedziałem, że w najbliższym czasie nie było co liczyć na żadne fory ze strony trenera.

— Nie ukrywam, trochę zabalowałem na wolnym.

Cameron założył ręce na piersi, gdy ja wyłapałem spojrzeniem podbój tego lata. Brunetka, której imienia nawet dobrze nie pamiętałem, poruszała kusząco biodrami w rytm muzyki, co jakiś czas posyłając mi jednoznaczne spojrzenia. Ewidentnie miała ochotę na powtórkę, ale wyznawałem zasadę, że co dzieje się na wakacjach, zostaje na wakacjach.

— Nie da się ukryć. — Cam obrzucili kobietę krótkim spojrzeniem, ale zanim zdążył jakoś ją skomentować, pojawił się przy nas Blake Donovan, futbolista. Nie miałem pojęcia, jaką pozycję ma w drużynie. Znaliśmy się tylko z klubu graczy.

— Siemasz, Rivers. — Zbił ze mną piątkę i opadł po mojej drugiej stronie. — Jakieś propozycje na początek semestru, żeby umilić sobie nowy rok akademicki?

Cameron przewrócił oczami. Nie rozumiał naszej zabawy, nie chciał brać w tym udziału, ale za każdym razem wiedział, o co toczy się gra i jakie są stawki.

— Masz za mało wolnego czasu? Mam ci wybrać którąś z obecnych tu panienek? — Gestem ręki, w której trzymałem kubeczek, wskazałem na wypełnioną po brzegi studentkami przestrzeń. Mimowolnie zacząłem się rozglądać. Mój wzrok zatrzymał się na najbardziej nieśmiałej dziewczynie w pokoju.

Blake podążył za moim wzrokiem. Studentka literatury spłonęła rumieńcem pod ostrzałem naszych spojrzeń, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie będzie łatwym zadaniem.

— Margot Bellamy? Serio? — parsknął prześmiewczo. — Bułka z masłem. Podobno nie jest już dziewicą, więc nie będzie problemu z zaciągnięciem jej do łóżka.

Zakręciłem cieczą w kubeczku w zamyśleniu.

— Ktoś powiedział dziewica? — Troy Parker przeskoczył przez oparcie kanapy i wylądował obok Camerona. Kolega z drużyny przewrócił tylko oczami i wstał. Doskonale wiedziałem, jak bardzo nienawidzi Troya. Zranił słodką, małą Bambi Jackson, najlepszą przyjaciółkę jego dziewczyny.

— Z tego, co wiem, to tobie nie idzie nawet z dziewicami — mruknąłem niezadowolony z jego obecności. Nie mogłem tego jednak okazać w inny sposób, bo był członkiem klubu, a stamtąd nie wyrzucaliśmy nikogo na zbity pysk, nawet jeśli nie udało mu się z wyzwaniem.

Troy zacisnął gniewnie szczękę.

— Gdybyś miał uwieść Bambi Jackson, też byś poległ — warknął.

Uniosłem brew na ten niemal agresywny atak. Troy nigdy nie wyleciałby do mnie z pięściami, ale ugodziłem w jego ego, więc się zagotował. Teoretycznie normalna sprawa, ale praktycznie chciałem utrzeć mu nosa. Od jakiegoś czasu zaczął się strasznie panoszyć i działać mi na nerwy. Trzyma się za rączki z Madison i udają zgraną parę, kiedy jeszcze przed wakacjami obciągała mi w męskiej toalecie. Niesamowite.

— Mogę ci pokazać, jak to się robi. Jestem pewien, że nie oprze się mojemu urokowi. — Uśmiechnąłem się szyderczo. Blake wybuchł śmiechem, a Cameron wykrzywił twarz w grymasie. Nie podobało mu się, że ta dziewczyna ponownie staje się obiektem jakiegoś zakładu, rozumiałem to. Zresztą, sam słuchałem wywodów Paige na ten temat, kiedy martwiła się o swoją przyjaciółkę.

— Wspaniały pomysł. Chcę, żebyś uwiódł tę stalową dziewicę — powiedział złowieszczo, wpatrując się w punkt po drugiej stronie salonu. Spojrzałem z ciekawości, na czym zawiesił wzrok.

Coś dziwnego osiadło mi w żołądku, kiedy obserwowałem jak Bambi Jackson porusza powoli biodrami. Różowa sukienka idealnie opinała jej tyłek i wydatne piersi, a przez wcięcie w talii miałem wrażenie, że mógłbym objąć ją wokół rękami. Jasnobrązowe włosy spływały poniżej łopatek i na myśl przywodziły gęsty karmel. Kuszący, zwodniczy, niosący obietnicę słodkości. Złociste refleksy nadawały im głębi, a ja złapałem się na tym, że myślę, kurwa, o czyichś włosach z dziwną fascynacją.

Prawda była taka, że Bambi od zawsze przyciągała moją uwagę. Problem pojawiał się, kiedy otwierała usta. Ziała w moją stronę czystym ogniem nienawiści i za cholerę nie rozumiałem dlaczego. Nigdy niczego jej nie zrobiłem, mogłem jedynie domyślać się, że przelewała swoje złe doświadczenia z płcią przeciwną na mnie. Skoro mogłem być ofiarą jej zranionych uczuć, ona mogła także stać się moją. W ramach zadośćuczynienia za wszystkie przykre słowa, jakie kiedykolwiek do mnie wypowiedziała.

— Pierdolę to. Jesteście bandą debili. — Cameron splunął i odszedł w stronę, gdzie stał obiekt mojej nowej gry, nowego zakładu.

Wiedziałem, że chłopak się nie wygada. Będzie trzymał gębę na kłódkę, bo za bardzo zależy mu na aprobacie ze strony drużyny, a doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko dobre relacje ze mną mogą mu to zapewnić.

Zacząłem rozważać wszystkie za i przeciw. Jeśli w to wejdę, to na całego, jeśli nie, nigdy nie dowiem się, jak smakuje ten mały, zagubiony Jelonek. Coś mi mówiło, że może to być lepsze, niż jabłko z rajskiego ogrodu.

— Wchodzę w to. Biorę na siebie Bambi Jackson — oznajmiłem, nie odrywając od niej wzroku. — Ty, Blake, masz za zadanie zdobyć majtki Margot. Fajnie będzie mieć je w naszej kolekcji.

— Wspaniale. — Zatarł dłonie, ale spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. — Ja ci jednak nie ułatwię zadania. Ostatnio trochę ci odpuszczaliśmy, ale skoro chcesz pokazać, jaki z ciebie macho, musisz przynieść nam coś więcej, niż gacie tej małej.

Przystawiłem kubek do ust, ale zanim się napiłem, parsknąłem:

— Zakrwawione prześcieradło?

Blake już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy wciął się Troy.

— Filmik.

Zakrztusiłem się piwem, ale szybko ogarnąłem sprawę tak, żeby się nie ochlapać. Spojrzałem na baseballistę. Stukał palcem w usta, intensywnie wgapiając się w swoją byłą. Nie podobało mi się to, jak wiele uwagi jej poświęcał. Gołym okiem było widać, że jeszcze z nią nie skończył i obawiałem się, że właśnie staję się częścią jego popieprzonej zabawy.

— Filmik? — powtórzyłem głupio. Blake z kolei gwizdnął z uznaniem.

— Stary, to może być dobre.

— Mam wam nagrać, jak ją pieprzę? — Zaśmiałem się sucho. Troy przeniósł na mnie spojrzenie. Źrenice miał rozszerzone. Chciałem go uderzyć, ale tylko zacisnąłem mocniej palce na kubeczku.

— Masz nagrać, jak odbierasz jej dziewictwo. — Opadł leniwie na oparcie. — Tylko do wglądu dla członków klubu.

Zgoda, że w to wejdę była więcej niż oczywista. Nie tchórzyłem. Po prostu nie wiedziałem, jak mam to, kurwa, zrobić. Namówić laskę na seks to jedno, odebranie komuś dziewictwa to niewielka sztuka, chociaż Troy mógłby z tym polemizować. Jednak namówić ją, żeby sfilmować swój pierwszy raz? To może być cholernie ciężkie. I chyba to utrudnienie sprawiło, że jeszcze bardziej nakręciłem się na wygraną.

— Nie ma sprawy — mruknąłem i wstałem na nogi.

— Rivers nie traci czasu! — krzyknął za mną Blake, kiedy ruszyłem w tylko sobie znanym kierunku.

Przestałem zwracać na niego uwagę. Przecisnąłem się przez tłum, dotarłem do kuchni. Dopiłem piwo, a potem przygotowałem w dwóch kubeczkach drinki i ruszyłem na łowy.

Nigdzie nie dostrzegłem Camerona i Paige, a co za tym idzie, nie było również Bambi. Miałem cichą nadzieję, że nie postanowili się zwinąć. Potrzebowałem wcielić swój plan w życie. Impreza to najlepsza okazja, żeby kogoś poznać. Jeśli dziś mi się nie uda, będę musiał stworzyć jakąś inną, a nie miałem ochoty za bardzo się wysilać dla tak marnej sprawy.

Ruszyłem na piętro z coraz mniejszymi nadziejami. Właśnie wtedy ją ujrzałem. Pisała coś na telefonie, co chwila, odgarniając za ucho opadające włosy. Nie dało się ukryć, że była naprawdę piękną kobietą.

— Cześć — powiedziałem, stanąłem obok niej.

Powoli podniosła wzrok. Brązowe oczy spotkały się z moimi. Miałem wrażenie, że coś usiadło mi na żołądku i zaraz zwymiotuję. Przełknąłem głośno ślinę, by pozbyć się tego uczucia. Bambi zmarszczyła brwi, rozejrzała się dookoła i ponownie na mnie spojrzała.

— Cześć? — odpowiedziała pytająco, jakby nie była pewna, czy mówię właśnie do niej, choć wokół nas nie było żywej duszy. Nie licząc kogoś okupującego łazienkę, rzecz jasna.

— Jak się bawisz? — zapytałem, siląc się na miły ton. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń z drinkiem, którego niechętnie przyjęła. Zanim trochę upiła, powąchała jego zawartość.

— Co to? — Zmarszczyła nos. Musiałem zdusić w sobie potrzebę wygładzenia jej skóry w tym miejscu opuszką palca.

— Wódka jagodowa z colą. Spróbuj. Całkiem dobre i babskie — palnąłem bez namysłu. Spojrzała na mnie gniewnie.

— Babskie? — prychnęła, unosząc przy tym brwi. — Czyli idealne dla ciebie, panie Rivers. Ja wolę czystą whisky. — Wsadziła kubek z powrotem w moją dłoń i ruszyła korytarzem ku schodom.

Przekląłem w myślach. Nie tak miała potoczyć się ta rozmowa, ale z jakiegoś powodu czułem się podenerwowany w jej obecności. Bambi pałała do mnie jawną niechęcią, a ja musiałem sprawić, żeby w ciągu dwóch miesięcy mi się oddała. Takie zasady panowały w Players' Club, jeśli chodziło o zakłady związane z dziewicami.

— Przepraszam. Gdybym wiedział, że wolisz czysty alkohol, nie dawałbym ci takiego gówna — powiedziałem, cały czas dotrzymywałem jej kroku. Zanim zdążyła zejść, zagrodziłem jej drogę. Cofnęła się i spojrzała na mnie sceptycznie.

— Czego chcesz, Ridge? — zapytała ze zrezygnowaniem. — Nigdy nie byłeś dla mnie miły, a teraz mam wierzyć, że sam z siebie przyniosłeś mi drinka?

W momentach takich, jak ten, zdawałem sobie sprawę z łatwości podrywania tępych panienek, nastawionych tylko na seks bez zobowiązań. Bambi nie należała do tego grona. Jej oczy już z daleka błyszczały inteligencją, a ona sama nie wdawała się w byle jakie romanse. Jedynym błędem dziewczyny był Troy Parker, ale do tej pory nie miała pojęcia, z jakich pobudek zgodził się wejść z nią w związek.

— Mam być szczery?

Spojrzała na mnie jak na idiotę do kwadratu.

— Nie, pytam, żebyś skłamał mi prosto w oczy — fuknęła sarkastycznie. — A jak myślisz, Rivers?

Nie powiem, trochę mnie zatkało.

— Dobra. — Oblizałem powoli suche usta, czym przykułem jej wzrok. Mam cię, maleńka. — Wyglądasz dziś obłędnie i byłbym idiotą, gdybym do ciebie nie zagadał.

Westchnęła głośno, założyła ręce na piersi. Znałem ją na tyle, żeby móc stwierdzić, że przyjęła postawę obronną. Czekała na atak, którego nie miałem zamiaru przepuszczać. Przynajmniej nie tak obcesowo.

— Nie mam ochoty na lakoniczne rozmowy bez wyrazu i szybki numerek w jednym z pokoi. — Wskazała kciukiem za siebie. — Nie po to tu przyszłam, więc jeśli na to liczysz, to spadaj.

Uniosłem kąciki ust w zawadiackim uśmiechu, najlepszym, na jaki było mnie stać.

— Jeśli nie przyszłaś tu, żeby kogoś wyrwać na jedną noc, to po co, Jelonku? — Nie miałem pojęcia, kiedy przeszedłem z odgrywania pewnego scenariusza na autentyczną ciekawość.

— Nie twoja sprawa! — Zrobiła krok w stronę pierwszego schodka, ale ponownie zagrodziłem jej drogę, przesuwając się nieznacznie w bok. Moje masywne ciało zdecydowanie przeważało nad jej niskim, drobnym.

Pochyliłem się tak, że nasze usta znajdowały się na tym samym poziomie. Skórę od skóry ledwie dzieliły cale. Jeden ruch, a otarłbym się o nią i zlizał błyszczyk.

— Och, myślę, że jednak moja — wymruczałem wprost w jej wargi.

Źrenice Bambi natychmiastowo rozszerzyły się w zaskoczeniu. Choć wcześniej miały już niesamowicie ciemną barwę, teraz były niemal czarne, wystraszone, jak u malutkiej, zagubionej sarenki.

— Przyszłaś, żeby poznać przyszłego męża w domu hokeistów? — zakpiłem, jawnie się z niej naśmiewając. Nie powinienem był tego robić, skoro chciałem ją w pewien sposób zdobyć, ale jeśli kobieta nie ulega, należy dostosować się do sytuacji i jej charakteru. — Nie licz na to, skarbie. Tutaj każdy szuka seksu. Stoi przed tobą jednak wyjątek.

— I mam uwierzyć, że ty jesteś inny? — zapytała, unosząc idealnie wydepilowaną brew. Przybliżyła się minimalnie, nasze usta niemal otarły się o siebie, ale wiedziałem, że za tą fasadą pewności siebie, drżała ze strachu. — Co cię wyróżnia, Rivers?

— To, że chciałbym zabrać cię na randkę, zanim zgodzisz się pójść ze mną do łóżka — odparłem szczerze.

Płomień w oczach kobiety zgasł. Ponownie tego wieczora wycofała się, a chłodne powietrze korytarza owiało skórę moich nagich ramion. Naprężyłem mięśnie gotowy do odpierania ataku, ale ona wcale nie zamierzała się na mnie wydzierać. Obrzuciła moje ciało intensywnym spojrzeniem. Taksowała je od góry do dołu i z powrotem. Nagle ruszyła. Wyminęła mnie, by móc przedostać się na schody.

Zatrzymała się obok. Otarła się ramieniem o moje. Stanęła na palcach, dzięki czemu jej usta znalazły się na wysokości mojego ucha i wyszeptała:

— To się wydarzy tylko w twoich snach, skarbie.

Odeszła, zostawiając mnie samego z totalnie pociętym na kawałki ego. Załatwiła mnie moją własną bronią.

Odwróciłem się, upiłem łyk drinka i uśmiechnąłem do siebie. Wstąpiła we mnie jeszcze większa determinacja, żeby ją zdobyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro