⁸ - ᴡʜᴀᴛ ɪꜰ ɪ'ᴍ ᴛᴏᴏ ᴀᴡᴋᴡᴀʀᴅ? ᴡʜᴀᴛ ɪꜰ ʜᴇ ɴᴏᴛɪᴄᴇꜱ ᴛʜᴀᴛ ɪ'ᴍ ᴀᴡᴋᴡᴀʀᴅ?
↷나는 어디서나 그러나
여기에있을거야
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
— Jest już dość późno — Stwierdził Nakamoto, patrząc przez okno.
Większość czasu spędzili na oglądaniu tanich kabaretów i przekomarzaniu się o pilota.
Po monologu wygłoszonym przez chłopaka odnośnie tego, jaki powinien być Sicheng, jego humor się zmienił.
Z dogryzania mu, zaczął się zastanawiać nad tym, czy na pewno ten nie jest urażony przez jego słowa.
Yuta zdążył już napomknąć mu, iż ma natychmiast mu mówić, gdy ten powie coś złośliwego w stronę Winwina.
Stwierdził, że nie kontroluje tego, co mówi, a nie chce robić młodszemu przykrości.
— Tak — Przytaknął, zabierając puste kubki po herbacie ze stolika i wynosząc je do zlewu w kuchni.
Wracając z powrotem, poprawił swoje włosy w lusterku zawieszonym na korytarzu i wrócił do swojego gościa.
— Może padać, a ja jestem tak bardzo zmęczony... Może nie powinienem wracać dzisiaj do domu, hmmm? — Mruknął, puszczając oczko w stronę Sichenga, by chwilę później przeciągnąć się jak kot na kanapie.
Gdy przyszedł czas na rozmowę, Sicheng dowiedział się o Nakamoto kilka, dość ciekawych informacji.
Otóż chłopak uczył się tańczyć, marząc przy okazji o karierze tancerza.
Opowiedział mu też o szkole, do której zamierza też iść, by doskonalić swoje umiejętności.
Dong dawno nie widział u kogoś takiej pasji.
W jego oczach pojawiały się iskry, gdy przejęty mówił o swoich pierwszych zawodach i pierwszej wygranej.
Miał wrażenie, że wtedy widzi tą prawdziwą, nie ukrytą twarz Yuty.
Nie schowana pod kurtyną kpiny i pewności siebie.
Miał w sobie coś z dziecka, gdy mówił o tym, co kocha.
Im dłużej spędzali razem czas, tym bardziej odprężony czuł się przy chłopaku.
Jego oddech nie był urywany, a dłonie nie plątały się jedna o drugą.
Mimo, że to było niewiele, można było go pochwalić za to, że zaszły u niego jakiekolwiek zmiany.
— Możesz zostać, jeśli chcesz... to znaczy... kanapa jest wolna... um... ja..
Plątał się w słowach, które nie chciały brzmieć poprawnie w jego słowach.
Denerwował się, przy wypowiadaniu tych słów, nie chcąc brzmieć zbyt dwuznacznie.
Sicheng nie umiał rozmawiać z ludźmi, zwłaszcza tak ładnymi, więc nie było w tym nic dziwnego.
Nakamoto, gdy tylko dostrzegł jak bardzo męczy się Sicheng, postanowił wybawić go z trudnej sytuacji i dokończył mówić za niego.
— Oczywiście, że zostanę Winwin-ie! Pada deszcz, a twój chłopak mokry nie wróci do domu
— Jak chcesz... to ja... przygotuje kanapę do spania, dobrze?
Gdy tylko usłyszał słowa, które mówił do niego blondyn, Japończyk poderwał się z kanapy i założył obie dłonie na klatkę piersiową, wyglądając przy tym jak małe dziecko
— Ty chyba z byka spadłeś, prawda? Nie będę spał na kanapie
— W takim razie pozwól, że spytam: gdzie chcesz spać?
Być może chłopak żartował i pojedzie do domu, zaraz po deszczu i przestanie męczyć biednego Donga swoimi nie miłymi komentarzami, jednak rzeczywistość okazała się inna.
— Jak to gdzie? Z tobą głupku, a niby z kim innym?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro