Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

²² - ᴠᴀɴ ɢᴏɢʜ ᴏɴᴄᴇ ꜱᴀɪᴅ ᴛʜᴀᴛ ʟᴏᴠᴇ ᴡᴏᴜʟᴅ ᴛᴀᴋᴇ ᴜꜱ ᴛᴏ ᴀɴᴏᴛʜᴇʀ ꜱᴛᴀʀ

↷ 너 내가 원하는 모든것이야

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───


— Jeśli jeszcze raz powiesz, że się nudzisz, to Marylin Monroe mi świadkiem, że cię zabije

Zamknął z hukiem książkę i odwrócił się w stronę Nakamoto, który wpatrywał się w niego niewinnym spojrzeniem.

— A niby co mam ci powiedzieć?
Zacząłem się nudzić, a ty nic innego nie robisz, tylko siedzisz z nosem w tej książce

— Bo się uczę, widzisz? — Wziął do ręki książkę, demonstrując mu ją przed twarzą, niczym małemu dziecku.

Był poniedziałkowy wieczór i Sicheng musiał się nauczyć na sprawdzian z historii, który ma następnego dnia.

Kilka godzin temu zjawił się u niego japończyk z torbą pełną chrupek, żelków i gazowanej coli, po której zawsze bolał go żołądek.

Starał się grzecznie tłumaczyć mu, że musi się przygotować z ważnych tematów, jednak ten tylko zaśmiał się i poszedł prosto do jego pokoju, gdzie leżał już tak dwie godziny, non stop rozpraszając uwagę Winwina.

— Ale historia jest nudna, wiesz?
Chodź, obejrzymy jakiś film, albo twój ulubiony serial, no co ty na to?

— Historia jest ciekawa, tylko ty
nie chcesz tego wiedzieć.
Zamiast wziąć się też do nauki, to marudzisz jak małe dziecko, wiesz?

— Bo domagam się twojej attencji — Burknął, nadymując poliki, wyglądem przypominając Dongowi wiewiórkę, która trzymała w buzi multum orzechów.

— Masz — Wziął leżący na szafce nocnej komiks i rzucił nim w chłopaka, który patrzył na niego pytającym wzrokiem — Poczytaj sobie o Kapitan Marvel

— Nie lubię komiksów.
Marvela też nie, wolę DC

— Ostrzegam cię, jestem coraz
bliżej tego, by cię wyrzucić z mojego
domu, zwłaszcza za to znieważenie

Chińczyk kochał komiksy Marvela
i mógł czytać je nałogowo, całymi
dniami, gdyby tylko nauka tak go
nie pochłaniała.

Według niego superbohaterowie
mieli idealne życie, idealną urodę
i wszystko co robili było również idealne.

Po cichu szukał w danym bohaterze podobieństw do samego siebie,
marząc o tym, by przeżywać różnego rodzaju przygody, tak jak oni.

— Wybacz Win-nie, zapomniałem
się. To już się raczej nie powtórzy

Mówił prawdę.

Bardzo pilnował się, by w żaden
sposób nie urazić chłopaka, bądź
jego zainteresowań.

Dobierał odpowiednio słowa tak,
by ich odbiór nie był zbyt negatywny, tylko wręcz neutralny.

Sicheng po dłuższych chwilach namysłu, odłożył swój podręcznik do historii i westchnął ciężko, schodząc
z łóżka, by założyć swoje futerkowe kapcie w jednorożce, które kupił
mu Min-min hyung na urodziny, dokładnie rok temu.

— Gdzie ty idziesz?
Przecież miałeś się uczyć na sprawdzian — Zapytał pytająco Nakamoto, widząc jak młodszy zaczyna przenosić poduszki z łóżka, na balkon, który przed chwilą otworzył.

— Nie gadaj, tylko wchodź na balkon

Pokiwał lekko głową, po cichu udając się na balkon, gdzie zasiadł na dużym stosie poduszek.

Nie bardzo wiedział, co się działo i dlaczego Dong znosi na zewnątrz połowę swojego pokoju, wliczając w to świeczniki, stoliczek na którym postawił rzeczy zakupione przez japończyka i lornetkę, przez którą o mało co nie dostał w głowę od chłopaka, ponieważ ten nie zauważył nawet gdzie ją rzuca.

Po kilkunastu minutach dekorowania balkonu, dołączył do niego Winwin, który usiadł naprzeciw niego, patrząc mu w głęboko w oczy.

— Co to jest i dlaczego to zrobiłeś Win-nie? — Zadał mu po raz kolejny pytanie Yuta, który nadal nie rozumiał nic z tego, co się działo w tej chwili.

Przecież nastolatek chciał się uczyć
i wręcz karcił go za każde złe zachowanie z jego strony, non stop denerwując się na niego.

— Gdy tylko czuje, że świat
znowu zaczyna mnie przytłaczać,
buduje sobie tą małą skrytkę i
obserwuje gwiazdy, które jasno świecą na niebie.
Wyłączam wtedy telefon i odcinam się od ludzi, chcąc być po prostu samemu, przy okazji pozwalając moim myślom na bezcelowe krążenie po mojej głowie.

— Naprawdę ładnie tu wszystko wygląda — Stwierdził nieśmiało, rozgladając się uważnie na wszystkie boki.

— Shhh, nic nie mów — Przyłożył mu palec wskazujący do ust, uśmiechając się lekko w jego stronę — Czasami dobrze jest zachować ciszę i pozwolić na to, by niema magia zaczęła działać.
Słowa nie są w stanie opisać całego tego piękna. Dlatego warto też jest otworzyć swój wzrok na nowe, piękne horyzonty. Trzeba tylko uważnie patrzeć.

Yuta, kompletnie zauroczony słowami chłopaka, poszedł za jego radą i swój wzrok skierował ku górze, gdzie tej nocy dość mocno świeciły gwiazdy.

Nie wie nawet, ile siedzieli tak w tej ciszy, pozwalając jej na to, by zatraciła ich na długo, pozostawiając ten moment wyryty w ich wspomnieniach na zawsze, dopóki nie odezwał się do siedzącego obok niego chłopaka.

— Wiesz, że Van Gogh kiedyś powiedział, że miłość może przenieść nas do gwiazd, o których nawet nie śniliśmy? I ja z całego serca wierzę w prawdziwość tych słów.
Bo fakt, jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jeśli osoba, którą kochasz, kocha również ciebie.
Wtedy każda gwiazda jest właśnie tą wyjątkową, tą waszą.

Po wypowiedzeniu tych słów, poczuł dopiero jak sytuacja w której się znalazł, wpływa na niego w danym momencie.

Czuł się teraz odprężony i przede wszystkim spokojny.

Jakby stał na pięknej, piaszczystej plaży i oglądał zapierające dech w piersiach, wzburzone morze.

W ułamku sekundy przeniósł swoje spojrzenie na niskiego, dość szczupłego nastolatka, o oczach przypominających dwa błyszczące się węgielki.

Sprawiało mu to dziwną przyjemność, gdy obserwował jak na jego twarzy zachodzą różnego rodzaje reakcje i emocje.

W pamięci potrafił odwzorować minę, którą robił podczas oglądania filmów o samochodach, albo jak cały aż promieniał na widok swoich ulubionych, kokosowych ciastek.

Patrzył na niego jak na obraz, dopiero po jakimś czasie dochodząc do wniosku, że nie musi już więcej oglądać swojej repliki 'gwiaździstej nocy', która wisi u niego w salonie, tuż nad kominkiem.

Sicheng był właśnie jego obrazem.

Dziełem, które ciągle się zmienia, lecz wciąż pozostaje takie same.

Nie był idealny, a wręcz przesączony był wadami, które mogły go w mniejszym, lub większym stopniu denerwować.

Ale nigdy nie pragnął tego, by chłopak był idealny, bądź przesadnie dążył do perfekcji.

Chciał by ten był jak najbardziej prawdziwy w swojej okazałości, jak i pragnął również by ten był jego.

Na własność.

Bo siedząc tak całą noc z Dongiem przytulonym do jego ramienia i obserwując gwiazdy, w końcu przyznał sam przed sobą, że już dłużej nie chce ciągnąć tego absurdalnego kontraktu.

Pragnął teraz móc powiedzieć, że Sicheng jest jego chłopakiem, ale został nim tylko i wyłącznie z miłości do niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro