¹⁸ - ᴍᴀyʙᴇ ᴛʜᴇ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ ɪꜱɴ'ᴛ ᴀ ᴛᴏᴛᴀʟ ᴄʜᴀᴏꜱ
↷ 사교는 너무 힘들어
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Obudził się z ogromnym bólem głowy i denerwującą suchością w ustach.
Nie wiele pamiętał odnośnie zeszłej nocy i jeśli musi sięgać pamięcią, to wie tylko tyle, że zapoznał nowego kolegę, oraz wypił zbyt dużo.
To nie było do końca do niego podobne, zważywszy na to, że Sicheng bronił się rękami i nogami przed sięganiem po wysoko procentowe trunki.
Z lekkim niezadowoleniem wymalowanym na twarzy, przeciągnął się i wstał z łóżka, chcąc napić się wody.
Nie podobało mu się to, że przebywał w mieszkaniu Nakamoto i gdy tylko go zobaczy, to zapyta o wszystkie szczegóły wczorajszej imprezy.
Założył kapcie i podreptał do kuchni.
Nie zakładał, że znajdzie w niej chłopaka, patrząc na to, że było jeszcze dość wcześnie rano.
A doskonale zdawał sobie sprawę, że japończyk nie należał do rannych ptaszków.
Gdy zobaczył go, stojącego przy lodówce w samych spodniach dresowych, bez koszulki, poczuł, jak momentalnie robi mu się gorąco na twarzy.
Dzięki wieloletniemu utrwalaniu tańca, chłopak miał lepsze ciało, niż niejeden sportowiec.
— Czuję jak się na mnie gapisz Sicheng — Powiedział spokojnym głosem, zamykając lodówkę i stawiając rzeczy na blacie.
Odwrócił się do niego i posłał mu pytające spojrzenie, pokazując na niego palcem.
— Wyglądasz, jak chodzące zwłoki.
— I tak się czuje — Mruknął, siadając przy stole, podpierając ręką głowę, marząc o szklance zimnej i orzeźwiającej wody.
Yuta, jakby czytając mu w myślach, kilka sekund później postawił przed nim szklankę i butelkę dużej, mineralnej wody.
— Masz i pij imprezowiczu— Pokręcił głową z politowaniem, patrząc jak chłopak za prawie jednym zamachem wypił połowę zawartości butelki, ledwo co ją otwierając.
Odwrócił się do niego plecami i zajął się przygotowaniem śniadania.
— Jak ja tutaj się znalazłem? — Zapytał go Dong, podszczypując lekko liście roślinki, która leżała na parapecie kuchni chłopaka.
— No normalnie — Wzruszył ramionami — Przyniosłem cię tu po tym, jak Taeyong nas przywiózł.
— Taeyong nas przywiózł?
— Oczywiście.
Przecież byłeś tak zalany w trupa, że sam byś daleko nie polazł.
Śpiewałeś tylko piosenkę ze spongeboba i mówiłeś, jaki to ja
nie jestem wredny, bo cię ograniczam.
Momentalnie zrobiło mu się okropnie wstyd.
Nie spodziewał się, że zrobi taki cyrk i to jeszcze przy Nakamoto.
Zawsze starał się, by opinie na jego temat były zawsze tak samo pozytywne i ludzie nie mieli powodów do plotkowania na jego temat.
Przeklinał się w duchu za bycie takim kretynem.
— Ja... ja... ja... ja przepraszam cię mocno Yuta, to nie powinno mieć miejsca, jest mi okropnie wstyd — Wyjąkał, zaczynając się bawić za dużymi rękawami swojej bluzki, przygryzając nerwowo wargę.
Bał się go nawet pytać, co jeszcze się działo.
Skoro na samiuteńki początek dowiedział się takich rzeczy, to nie wyobrażał sobie, co mógł zrobić równie głupiego, jak śpiewanie o ananasowym domu spongeboba.
— Spokojnie, wszystko jest okay.
Nie zrobiłeś zbyt dużego wstydu — Odpowiedział, podchodząc do niego i wręczając mu talerz z dwoma tostami, na których były narysowane serduszka i głupie minki z ketchupu.
— Na pewno?
Czuje, że mnie kłamiesz — Drążył temat, dalej przyglądając się zawartości swojego talerza, nie ruszając go ani o centymetr.
— Poza tym, że kłóciłeś się ze mną o tego twojego niebieskiego szczura, to naprawdę nic się nie działo.
Wyglądałeś jak seks bomba i schlałeś się jak bomba — Zaśmiał się, biorąc z blatu kubek z kawą, po czym upijając z niego łyk, usiadł naprzeciw Winwina, bacznie mu się przyglądając.
— Doraemon to nie jest szczur, tylko kot — Burknął.
— To samo mówiłeś wczoraj — Przewrócił oczami, poprawiając wolną ręką włosy, których pojedyncze kosmyki zdążyły opaść mu na czoło.
I gdy tylko japończyk wspomniał o jego ulubionej kreskówce, w jego pamięci pojawiły się malutkie fragmenty z imprezy, które sobie przypomniał.
Gdy zaczynały docierać do niego poszczególne fragmenty, z różnych chwil, Winwin zaczął się robić coraz bardziej fioletowy na twarzy ze zdenerwowania.
— Czy.... czy.... czy ja się przytulałem do Taeyonga?
— Tak, ale jemu to nie przeszkadzało.
Lubi cię, więc jest okay.
Do mnie też się przytulałeś i non stop chciałeś się całować.
Zgaduje, że alkohol robi z ciebie bardzo soft kluchę.
I jak Sicheng chciał spróbować zjeść tego tosta, tak teraz nie mógł przez ogromną gulę, która wyrosła mu w gardle.
Gdy tylko wróci do siebie, zabierze wszystkie swoje rzeczy i wyjedzie do meksyku, zmieniając imię na Ricardo i zostając lokalnym mafiozo.
Może tam nikt nie będzie w stanie wyczuć jego wstydu, który promieniował od niego na tysiące kilometrów.
Był pewny, że nawet w Afryce są w stanie to wyczuć.
— Boże jaki wstyd.
Zaraz zapadnę się pod ziemię — Mamrotał w kółko, skubiąc coraz mocniej materiał bluzki, co miał w zwyczaju robić, gdy tylko się denerwował.
Jego mama nie była z tego powodu zadowolona, gdyż większość jego górnej części garderoby po jakimś czasie się niszczyła, wyglądając przy tym po prostu okropnie.
— Przestań biadolić Winwin-ie.
Źle nie było, ja się tam nie skarżę, a ty się zachowujesz, jakbyś zamordował prezydenta — Gdyby wzrok mógł zabijać, Yuta leżałby martwy już od samego początku.
Denerwowało go takie gadanie osób, które nie wiedziały, jak to jest zrobić coś, czego nigdy by się nie zrobiło, a co może zniszczyć długo budowaną reputację.
Dong latami pracował na to, by ludzie się go nie czepiali i zostawiali go w spokoju.
Nie bez powodu wolał zostać szarą, nijaką osobą.
Tak czuł się bezpiecznie.
— Bo może mi wstyd?
Ja się tak nigdy nie zachowuje, to nie jest do końca normalne — Syknął, czując jak na jego polikach wyskakują dwie, czerwone plamy.
W odpowiedzi Nakamoto tylko westchnął i podszedł, chwytając go za rękę i zmuszając do wstania, by następnie zamknąć go w szczelnym i mocnym uścisku.
— Zamkniesz się w końcu i przestaniesz w końcu robić cyrki tam, gdzie ich nie ma?
Mówiłem ci, że nic się nie stało.
Musisz przestać się tak wszystkim przejmować i wyolbrzymiać.
Bo poza tym, że zjadała mnie zazdrość, gdy tylko widziałem cię w otoczeniu tego dziwnego chłopaka, to naprawdę nic złego nie mogę powiedzieć o twoim zachowaniu na imprezie.
Także wyluzuj, okay? — Trzymał go tak długo w uścisku, dopóki chińczyk nie pokiwał po cichu głową, zgadzając się ze słowami chłopaka.
Nie zamierzał się z nim tak kłócić, gdy głowa bolała go nie miłosiernie, a żołądek dawał o sobie właśnie znać, w postaci głośnego burczenia.
— Widzę, że mój alkoholik właśnie zgłodniał — Zaśmiał się, wypuszczając Donga z objęć, by złapać go za rękę i patrząc mu z uśmiechem prosto w oczy.
— No trochę to tak — Odpowiedział cicho.
— To w takim razie jedz śniadanie, a potem musisz się umyć, bo jedziemy
— Niby gdzie? — Nie rozumiał do końca, gdzie Yuta chce go zabrać, wiedząc, że wygląda jak chodząca mumia.
— Na mój trening tańca.
Dzieciaki chcą cię poznać, bo Taeyong zaczął o tobie im klepać non stop.
Jego plotkarska natura sprawi, że wepchnę go kiedyś pod samochód i powiem w swojej obronie, że to karma.
— Ale ja się nie nadaje tam.
Nie umiem tańczyć i w ogóle — Próbował się wykręcić, tłumacząc się przeróżnymi wymówkami, które brzmiały tak śmiesznie, że nie powstydziło by się ich pięcioletnie.
— Nie marudź od rana Sicheng, będzie super.
Dzieciarnia nauczy cię tańczyć i poznasz nowych znajomych.
Ale zanim to nastąpi, musisz dać mi coś, co obiecałeś mi wczoraj — Powiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy, pochylając się w jego stronę i całując zaskoczonego chłopaka, który nie ociągał się zbytnio, by go oddać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro