⁹ - ᴊᴜꜱᴛ ᴛᴀᴋᴇ ᴡʜᴀᴛ ꜱʜᴏᴜʟᴅ ʙᴇ yᴏᴜʀꜱ
↷세상의 어떤 것도 우리를
무너 뜨릴 수 없다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
— I jak? Spaliście razem?
Właśnie siedział z Jungwoo i Taeilem w ich kawiarni, gdzie zwierzał się im z poprzedniej nocy.
Gdy tylko Yuta wyszedł z domu chłopaka, Sicheng zadzwonił szybko do swoich przyjaciół, chcąc im to jak najszybciej opowiedzieć.
Czuł się niezręcznie z myślą, że ktoś taki jak Nakamoto nocował u niego i to jeszcze w jego łóżku.
— Oczywiście, że nie. Spałem w salonie, na kanapie — Burknął, mieszając leniwie słomką w swoim koktajlu.
Nie był jedną z tych osób, co szukała tylko okazji do wspólnego współżycia, więc dla niego taki ciąg wydarzeń był jak najbardziej normalny.
Czego niestety nie można powiedzieć o Jungwoo, który wydawał z siebie serie niezidentyfikowanych dźwięków dezaprobaty.
— Winwin-nie, nie osłabiaj mnie — Teatralnie upadł plecami na Taeila, który tylko przewrócił oczami i kontynuował jedzenie swoich krakersów.
Przyjaciel pewnie wygłosi mu zaraz kazanie, odnośnie tego, jak powinien postąpić i oczywiście się nie mylił.
— Słońce, Nakamoto Yuta to gorąca dwudziestka i musisz trzymać byka za rogi, póki sam do ciebie podchodzi.
To ci dobrze pomoże w życiu, zaufaj mi — Puścił mu oczko, zabierając jednego z krakersów Taeila, po czym wpychając go sobie do ust, co oczywiście nie uszło uwadze chłopaka i chwilę później dostał on od niego po łapach.
Nie zdążył nawet poskarżyć się, jak bardzo Jungwoo jest głupi w swoim założeniu, gdyż przed nimi zmaterializował się Junhyung z wielką tacą, na której leżały trzy desery lodowe.
Jedne z ulubionych Sichenga.
— Przyniosłem wam coś do przegryzienia, dopóki Jungwoo nie wyjadł Taeilowi wszystkich jego krakersów — Powiedział ciepło, podając każdemu z nich po deserze.
— Dziękuję hyung, jesteś najlepszy — Sicheng z pełną buzią posłał w jego stronę wielki, nieco kwadratowy uśmiech, nadal zajadając się w najlepsze.
— Dla was wszystko dzieciaki — Zaśmiał się — Opowiadajcie, co u was i dlaczego jesteście tutaj tak wcześnie?
— Sicheng chciał nam po prostu opowiedzieć o swoim nieudanym razie, ale najwidoczniej nic się nie dowiemy — Wzruszył ramionami Jungwoo, jak gdyby nigdy nic wybierając widelczykiem borówki z deseru i przenosząc je do Taeila.
Słysząc to, chłopak o mało co nie udusił się lodami truskawkowymi, przez co chwilę później Junhyung musiał pukać go ręką w środek pleców, by ten mógł z powrotem zacząć normalnie oddychać.
— Nie słuchaj ich hyung.
Yuta mnie odwiedził, a że padało, to został u mnie na noc.
Odstąpiłem mu swoje łóżko, samemu idąc na kanapę.
Nic się nie wydarzyło, przysięgam.
— Kłamiesz — Stwierdził Jungwoo, rzucając w niego kilkoma borówkami.
Jakby uznał, ze oddawanie je Moonowi w zupełności mu nie wystarczało.
— Jungwoo, nie krzycz na niego, a po drugie nie baw się jedzeniem, bo następnym razem będziesz jadł kaszę dla dzieci — Pogroził mu palcem, po czym ulokował swój wzrok na Winwinie, który robił się kolorem twarzy podobny do swojej czerwonej bluzy — To oczywiste jest, że
Winwin-nie nic by nie zrobił, bo jest zbyt kochany.
Poza tym jest inteligentny i wie, że z tego nic by nie było.
Dlatego proszę mi go zostawić w spokoju.
I może te kilka słów, to tak naprawdę nic, jednak po usłyszeniu ich Dongowi zrobiło się miło na sercu, wiedząc, że chociaż Junhyung mu wierzy.
W końcu byłby ostatnią ofiarą losu, gdyby pozwolił sobie na taki odważny ruch.
Nie wiadomo przecież co mógł by pomyśleć sobie Nakamoto.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro