
⁴⁴ - ᴀɴᴅ ɪ ᴩᴜᴛ ʟᴏᴠᴇ ᴏɴ ɪᴛ, ʙᴇᴄᴀᴜꜱᴇ ʟᴏᴠᴇ ɪꜱ ᴛʜᴇ ɴɪᴄᴇꜱᴛ ᴡᴏʀᴅ ɪ ᴄᴏᴜʟᴅ ᴛʜɪɴᴋ ᴏꜰ
↷ 결국엔 너도 날
또 떠나버릴까
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
— Jungwoo ja nie jadę tam na miesiąc, wyjmij to z tej walizki
Sicheng czuł się mocno zirytowany, siedząc trzecią godzinę na podłodze w swoim pokoju, gdzie Jungwoo i Taeil pomagali mu z pakowaniem na wyjazd.
Poprosił ich o pomoc nie wiedząc tak naprawdę na co się pisze.
Nigdy nie był na wycieczce bez swoich przyjaciół, czy mamy dlatego też sam nie miał bladego pojęcia co wziąć ze sobą na inny kontynent, do kraju, który oglądał do tej pory tylko w internecie.
— Ale dlaczego nie chcesz tego zabrać? — Woo nie bardzo rozumiał dlaczego jego przyjaciel aż tak bardzo sprzeciwiał się zabrania ze sobą kilku dodatków, które na pewno umiliłyby wyjazd zarówno jemu jak i Yucie.
Zanim przyjechał do domu Donga, wybrał się do pokoju starszego brata, z którego zabrał parę rzeczy.
Nigdy w swoim krótkim życiu nie przypuszczał, że Taemin jest w posiadaniu gadżetów dla dorosłych.
Co prawda chodził w lateksowych spodniach i siateczkowych koszulkach, w których wyglądał jak bezdomny śmietnikarz, ale wydawał się nieszkodliwy.
Był też singlem, który już dobry kawał czasu nikogo nie miał.
— Daj mu już spokój, nie widzisz, że się stresuje podróżą? — Odpowiedział za niego Taeil, kładąc mu do walizki zestaw do pierwszej pomocy i zapas kremu z filtrem.
— Ale to tylko bielizna, ja nie bardzo roz....
— Nie będę chodził w białych slipach po Wenecji, rozumiesz?
— Dlaczego nie? To tylko majtki
— Jadę tam, by zwiedzać i się edukować, a nie podrywać facetów
Kim nie zdawał sobie sprawy, że Winwin był ostatnią osobą na świecie, która na wyjeździe szukała sobie tymczasowego partnera.
On wolał zwiedzać i robić zdjęcia każdemu napotkanemu pomnikowi.
Wenecja była pięknym krajem i sam plac św. Marka zapierał dech w piersiach.
Poza tym nie jechał tam sam tylko z Yutą.
A on nie pozwoli mu nawet patrzeć w kierunku innych facetów.
Japończyk ostatnimi czasy stał się strasznie czepliwy i przytulaśny.
Siedział u niego w pokoju, oglądając anime bądź patrząc jak ten odrabia lekcje.
Nigdy nie widział go w takim stanie; okazywanie uczuć nie było jego rzeczą i jego zachowanie było nieco dziwne.
— Zwiedzanie jest ostatnią rzeczą, jaką będziesz tam robił — Mruknął, puszczając oczko do Moona siedzącego na drugim końcu pokoju.
Strasznie denerwował się, czekając na Taeyonga, który miał zawieźć ich na lotnisko.
W głowie przewijało mu się milion scenariuszy (przeważnie tych negatywnych).
A co, jeśli samolot się rozbije?
Jeśli zgubią bilety i nie polecą?
Jak Taeyong utknie w korku i ich nie dowiezie?
Było tyle opcji, które mogły się wydarzyć akurat teraz.
Los jest nieprzewidywalny i nikt nie może odgadnąć jego planów.
Jeśli cos ma się wydarzyć, to się to wydarzy i nawet jakby Jungwoo miał oddać wszystkie swoje oszczędności to i tak byłoby to na nic.
Ale Tae wkrótce przyjechał.
Co prawda po trzydziestu minutach opóźnienia, ale się zjawił.
Było mu przykro, że nie mógł być wcześniej, ale utknął w korku.
Sicheng nie mógł więc się na niego zbytnio gniewać.
Zwłaszcza jak przywiózł mu drugie śniadanie, by zjadł coś przed odlotem.
Zna go już tak dobrze, że domyślił się, że chłopak nie będzie miał czasu na jakikolwiek posiłek, będąc zestresowany nadchodzącą podróżą.
Zasmucił się nieco, gdy wsiadając do samochodu Lee w środku nie czekał na niego Nakamoto.
Napisał do niego kilka wiadomości i próbował nawet dzwonić, jednakże bez odpowiedzi.
Gdy spytał o to Yonga ten zapewnił go, że spotkają się na lotnisku, jakoby Japończyk miał coś do załatwienia.
— Muszę iść do łazienki — Mruknął, siedząc na walizce, którą pożyczył od Taemina.
Miał ich aż trzy, z czego pewnie potrzebna była mu tylko jedna.
Pozostałe dwie pakowali jego przyjaciele, którzy kazali je otworzyć dopiero, gdy będą na miejscu.
Jeśli chodzi o Taeila, to mógł być spokojny, bo zawartość jego walizki zawierała plastry, bandaże i kremy na odciski.
To o Jungwoo bał się nie najbardziej.
Mógł mu spakować tam dosłownie wszystko, co było obrzydliwe, wulgarne i nieetyczne.
Było to w jego stylu.
— Poczekaj aż wróci Yuta — Odpowiedział mu Taeyong, uśmiechając się pokrzepiająco.
Jego chłopak poszedł do łazienki od razu po tym, jak weszli na lotnisko.
Tłumaczył się tym, że nie miał czasu zrobić w domu, bo zaspał.
Co nie pokrywało się z wersją jego przyjaciela o załatwianiu spraw na mieście.
Nie wypytywał go o to za bardzo.
Miał do niego zaufanie i wiedział, że go nie okłamie.
— On buduje tą łazienkę? Ile można tam siedzieć?
Westchnął, prostując się lekko gdy usłyszał dzwoniący telefon.
Zdziwił się, gdy zobaczył na wyświetlaczu, kto do niego dzwoni.
— Po co dzwonisz do mnie z łazienki? Wyszedłbyś już lepiej, bo ja też muszę skorzystać
— Przyjdź do łazienki — Poprosił, milknąc na chwilę — Dziękuje, jesteś wielki, kocham cię
I rozłączył się.
— Hyung, popilnujesz walizek? Yuta mnie potrzebuje
— Biegnij do niego, hun — Odpowiedział mu, siadając na jednej z walizek, chowając swój telefon do kieszeni.
Trochę zajęło mu znalezienie męskich łazienek.
Był pierwszy raz na lotnisku i nie czuł się za dobrze w tym środowisku.
Tłumy ludzi, wielkie hale i tysiące korytarzy prowadzących do nikąd; na sam widok można było się zgubić.
Po bezwiednym błądzeniu w kółko, zapytał napotkaną przypadkiem starszą panią, która była na tyle życzliwa, by zaprowadzić go pod same drzwi męskiego wc.
Podziękował jej i wszedł do środka, rozglądając się uważnie po kabinach.
— Yuta, gdzie jesteś? — Krzyknął, zatrzymując się na środku i nasłuchując.
— Jestem tutaj — Głos dobiegał z przedostatniej kabiny, do której od razu podszedł.
— Co ty tam robisz tak długo? Myślałem już, że uciekłeś
Odpowiedziała mu jedynie cicha muzyczka, grająca z głośnika w rogu ściany.
— Nakamoto, zaciąłeś się tam, czy coś? — Powtórzył, próbując wejść do środka, jednak drzwi były zamknięte
— Sicheng, skarbie najkochańszy mój... proszę nie bądź zły
— Na co mam być zły?
— Drzwi się zacięły i nie mogę wyjść
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro