Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

²⁸ - ɪ ᴄᴀɴ'ᴛ ᴄᴏɴᴛʀᴏʟ ɪᴛ ᴀɴyᴍᴏʀᴇ

↷ 나는 그것을 더 이상
통제 할 수 없다

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───


— Nie mogę w to uwierzyć

Siedzieli w piątkę w salonie: Sicheng, Yuta, Taeil, Jungwoo i Taemin.

Pierwsza dwójka ziewając głośno, spoglądała na chłopaka spod byka, który od dobrych kilkunastu minut biadolił o tym, co zobaczył.

Otóż z samego rana przyszli do domu Donga, gdzie zastali go śpiącego w jednym łóżku z japończykiem, od razu budząc go swoim głośnym krzykiem.

— Możesz przestać biadolić? Jest dziewiąta rano — Syknął chińczyk, rozmyślając o sposobach, które pozwoliłyby mu go udusić.

Był zmęczony i marzył jedynie o ponownym pójściu spać.

Rozmawiał z Yutą do późna, nadrabiając te kilka dni rozłąki.

Mieli sobie dużo do powiedzenia, oglądając kilka odcinków Naruto na jego laptopie.

— Winwin-ie ja chcę wyjaśnień odnośnie tego, co on robi u ciebie w łóżku

— A co można robić w łóżku innego, niż spać, Sherlocku? — Odpowiedział mu złośliwie japończyk, przewracając oczami.

Nie tak planował spędzić resztę dnia z nastolatkiem.

Liczył na naprawę ich relacji i ponowne zaprzyjaźnienie się.

Nie skończyli oglądać najnowszego sezonu jego ulubionego anime, z powodu nagłego zaśnięcia Sichenga, dlatego też chciał zrobić to dzisiaj.

Prawdę mówiąc, dłuższy ten byłby mile widziany.

Przetarł dłonią swoje oczy, które gdyby mogły, to zamknęły by się jeszcze na kilka godzin i przeniósł swój wzrok na najstarszego z całego towarzystwa.

— Dlaczego nie powstrzymałeś swojego brata, przed wejściem tutaj, co? —  Zapytał z wyrzutem, na co ten tylko wzruszył ramionami, kręcąc głową.

— Nie chce się zarazić jego debilizmem, dlatego wolę go nie dotykać, od czasu do czasu monitorując jego patologiczne  zachowanie

— Brzmi racjonalnie

— Czekaj, to wy się znacie? — Sicheng, który dopiero teraz zarejestrował rozmowę między tą dwójką, od razu się rozbudził, mierząc wzrokiem każdego z nich.

Takiego obrotu spraw się nie spodziewał.

— Ćwiczymy nasze układy w tym samym budynku. Kiedyś wpadliśmy na siebie i zaczęliśmy rozmawiać, co wyszło nam na dobre, bo w ten sposób wyeliminowaliśmy zbędną konkurencję

— Także nie denerwuj się kochanie, min-min hyung ma oko na twojego chłoptasia — Zapewnił go, klaszcząc w dłonie, bogato ozdobione pierścionkami, które błyszczały równie mocno, co jego cekinowa koszula.

Dong pokiwał tylko głową, będąc już całkowicie rozbudzonym i gotowym, by zmierzyć się z upierdliwym światem.

— Ktoś powinien mieć oko, ale na ciebie — Mruknął Jungwoo, który  całkowicie oburzył się o rzekome ukrywanie przed nim jakichkolwiek informacji.

Przyszedł tam, by podenerwować trochę swojego przyjaciela i wyjeść jego jedzenie.

Jako, iż nie miał prawa jazdy, zmuszony był prosić o pomoc swojego brata, który uparł się, że też chce odwiedzić swojego małego 'robaczka', denerwując tym młodszego z Kimów.

Nie spodziewał się tylko tego, że zobaczy tam akurat JEGO.

Prędzej obstawiał, że na miejscu japończyka będzie Taeyong, który stał się dla małego Sichenga kimś bardzo bliskim.

Lubił w nim to, że potrafił wywołać w chłopaku napad śmiechu, zachęcając go do rzeczy, których blondyn nigdy w życiu by nie zrobił.

Mówił o nim same dobre rzeczy, chwaląc go na każdym kroku.

A właśnie kogoś takiego widział u boku swojego najlepszego przyjaciela.

Jungwoo kochał go najmocniej na świecie i chciał, by ktoś obdarzył chłopaka tym samym, bądź jeszcze mocniejszym uczuciem, jakim on go darzy.

W końcu jego Winwin-ie na to zasługiwał.

(☁️)

yuta's part


— Przyda mi się odrobina odpoczynku, po tym czasie spędzonym z tą wredną szarańczą

Siedział właśnie z Taeminem na ogrodzie, za domem, gdzie kończył palić trzeciego już papierosa.

Dochodziła już godzina jedenasta i po przegadaniu, a raczej po przedarciu dwóch godzin, Taeil postanowił zabrać swoich przyjaciół do kuchni, gdzie chciał nauczyć ich robić karmelową polewę do lodów.

Dokładnie tą samą, którą tak kochał Jungwoo.

Najstarsi chcieli porozmawiać na osobności, gdzie mieli pewność, że nikt ich nie podsłucha.

Było otóż kilka spraw, które Yuta  chciał przedyskutować ze starszym.

— Trzeba było zadzwonić, albo napisać mi wiadomość, że zamierzasz się tu melinować. Wywiózł bym bachora do lasu, tam, gdzie jego miejsce

— Nawet o tym nie pomyślałem — Westchnął głośno, zaciągając się mocno dymem z palącego się jeszcze papierosa.

— Co cię męczy Nakamoto?

— Huh?

— Widzę, że coś cię męczy, dlatego pytam —Powtórzył, tylko tym razem znacznie wolniej, patrząc chłopakowi prosto w oczy.

— Za dużo rzeczy mam na głowie ostatnimi czasy — Pokiwał przecząco głową, czując jak robi mu się coraz bardziej gorąco.

Kłamał.

Było kilka rzeczy, które przyprawiały go o ból głowy, ale wolał uporać się z nimi samodzielnie.

— Lubisz go? —Wypalił nagle Taemin, poprawiając swoje pierścionki.

— Kogo?

— Sichenga, a myślałeś, że kogo? Brada Pitta?

— Ah — Roześmiał się nerwowo, drapiąc się po brodzie — Lubię go, jest naprawdę w porządku

— I znowu się niczego nie dowiem — Mruknął do siebie Taemin, odgarniając wpadające mu do oczu włosy.

Znał się z Nakamoto dobre dwa lata, gdzie zdążył dobrze już go poznać.

Wiedział, gdy ten kłamie, lub przynajmniej stara się to zrobić.

Wiedział też, gdy jest też zakochany, bądź zauroczony.

W końcu nie pierwszy raz pomagał mu ubrać się na każdą z jego randek.

Nawet na tą z Sichengiem, którą nie można było nazwać randką.

A przynajmniej nie na samym początku.

— Wiesz, że możesz przegapić swoją okazję? Taeyong się zaczął przy nim kręcić, a Sicheng coraz bardziej go lubi. Masz mało czasu

— Taeyong się nim zajmuje na moją prośbę, z racji tego, iż nie mam czasu być przy nim tak często, jak bym chciał

— Twój były wrócił do miasta, czyż nie? — Taemin może był już stary i wiele rzeczy było dla niego po prostu tandetnych, ale jeszcze rozumiał jak okropne potrafią być powroty ex.

Sam posiadał kilku byłych, których wolał nie oglądać do końca swojego życia.

Nie musiał za bardzo się wysilać, by domyslić się, kto dokładnie wrócił do ich małego miasteczka.

— Skąd wiesz? — Kończąc palić, wyrzucił zgaszony niedopałek do słoika, który przyniósł sobie kilkanaście minut wcześniej z piwnicy chińczyka.

— Bo kiedyś nie śmierdziało od ciebie popielniczką — Odpowiedział, spokojnie wskazując na leżącą obok chłopaka paczkę papierosów.

— Bardzo śmieszne — Skrzywił się lekko, chowając wcześniej wspomniane papierosy do kieszeni swojej kurtki — Tylko nie mów nic Sichengowi

— A co, boisz się, że będzie krzyczał na ciebie? — Roześmiał się głośno, klepiąc go po ramieniu.

— Nie chcę, by się martwił, w końcu to nie tyczy się jego

— Czyli jednak lubisz mojego małego robaczka?

— Bardziej, niż bym chciał i przypuszczał, że będę — Mruknął do siebie,wstawając i idąc z Taeminem z powrotem do środka, gdzie czekał na niego roześmiany od ucha do ucha Dong, który jak najszybciej chciał pochwalić się zrobionym deserem, który pomógł mu robić Taeil.

Widząc go takiego szczęśliwego, z wielkim uśmiechem na twarzy, Nakamoto wiedział, że nie jest już w stanie udawać tych wszystkich uczuć, jak robił to na samym początku.

Nie chciał już udawać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro