7
Czekałam na Harry'ego półgodziny, bo myślałam, że złość minie. Niestety, nie minęła. Dokończyłam więc film sama, nie kłopocząc się, żeby do niego zajrzeć. Dopiero, kiedy na ekranie ukazały się napisy końcowe, postanowiłam wstać z łóżka i zanieść opakowania po słodyczach oraz przekąskach do śmietnika w kuchni.
Po drodze złożyłam wizytę w sypialni mojego szefa, którego znalazłam pijanego na materacu. Westchnęłam, widząc jak przytulał się do poduszki, cicho pochrapując. Podeszłam do niego bliżej, śmieci odkładając na jego szafce nocnej. Leżał bez jakiegokolwiek przykrycia, dlatego postanowiłam go okryć kołdrą. Gdy już to uczyniłam, chciałam opuścić jego pokój, aczkolwiek złapał mnie za rękę.
- E-Emma, n-nie jestem dzi-dziwką. N-nie jestem. - kiwnęłam głową, obserwując jak jego zaćmiony wzrok lustrował moją twarz. Patrząc tak na niego, zrobiło mi się go okropnie żal. Wyglądał teraz jak zagubiony szczeniaczek lub małe dziecko. W każdym razie inaczej niż zazwyczaj. - Z-zostaniesz ze mną? B-będę trzymał r-r-rączki przy sobie.
Zaśmiał się dziecięcym chichotem, wciąż trzymając moją dłoń. Wahałam się, gdyż to było ostatnie o czym marzyłam. Jednakże nie zaproponował leżenia na jego łóżku. Po prostu chciał, abym została. Zasiadłam także na fotelu i przyglądałam się jego uśmiechu. Przypominał szczęśliwe dziecko. Szkoda, że wyłącznie teraz tak się zachowywał.
- D-dlaczego, E-Emmo?
- Co dlaczego? - zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc jego słów. Może był to zwykły pijacki bełkot.
- P-przecież m-mogłabyś mieć w-wszystko. J-jestem b-bogaty, w-wiesz?
- Tak, Harry. Wiem to od jakiś dwóch lat.
- No właśnie! I-i od d-dwóch lat n-nie zwracasz na mnie uwagi. C-czemu?
- Bo jesteś widocznie zajęty kimś innym. Poza tym nigdy nie zainteresowałbym się...
- M-męską dzi-dziwką? T-to chciałaś powiedzieć?
- Może trochę przesadziłam, ale musimy sobie coś wyjaśnić - nie szanujesz siebie i kobiet, z którymi spałeś. Pomińmy fakt, iż one nie są dłużne. Obchodzą was tylko seks, a to nie jest najważniejsze.
- K-kochaj się ze mną.
- Nie masz pojęcia co mówisz. Jesteś pijany. - zaśmiał się, przytulając do swojego ciała dużą poduszkę. Ciągle powtarzał słowa, które wypowiedział przez za dużą ilość alkoholu w jego krwi. To było największe głupstwo, natomiast mogłam mu to wybaczyć-był w końcu pijany.
- K-kochaj się ze mną. - mruknął ostatni raz przed kompletnym zaśnięciem. Wypuściłam wstrzymane powietrze, a potem wyszłam z pomieszczenia. Będąc pod wpływem trunku mówił wiele głupstw, lecz na całe szczęście zapominał o tym, kiedy trzeźwiał. Naprawdę nie chciałam jeszcze bardziej niezręcznych momentów, niż te gdy słyszałam jego i jego kobiet obrzydliwe jęki oraz krzyki.
Poszłam spać po godzinie przewracaniu się z jednego boku na drugi. Czułam się dziwnie z myślą, iż już niedługo mnie tu nie będzie. Wprawdzie miało się to wydarzyć za trzy miesiące, jednakże szybko miną. Powinnam już zacząć szukać nowej pracy.
Wstałam przez cholernie głośne dźwięki. W piżamie pojawiłam się na korytarzu i skierowałam się za odgłosami. Doszłam aż do kuchni, gdzie krzątał się brunet. Wydawał się bledszy niż zwykle, a sińce pod oczami nie prezentowały się korzystnie.
- Odrobinę zaszalałeś.-burknęłam, wkładając torebkę herbaty do kubka. Jęknął i złapał się za głowę. Postanowiłam zrobić mu mięty oraz przyszykować śniadanie, ponieważ nie był w stanie sobie poradzić. - Proszę.
Postawiłam przed nim parującą filiżankę i kilka tostów z szynką oraz serem. Ponownie bąknął coś pod nosem w podzięce, zaczynając siorbać napój.
- Pamiętasz co wczoraj wygadywałeś? - podniósł na mnie swoje zielone tęczówki, które były przyćmione na tę chwilę.
- Nie, ale jeżeli znowu gadałem jakieś gówna to przepraszam. - zachichotałam cicho i usiadłam obok niego przy małym stoliczku w pomieszczeniu.
- Może gówna to nie były, lecz całkowite bzdury, tak to bym nazwała.
- Co mówiłem? - zaciekawiony nie odrywał ode mnie spojrzenia, a ja zastanawiałam się czy mu opowiedzieć o jego ciekawym wyznaniu i dość zabawnym z dwojga złego.
- Chcesz wiedzieć?
- Emma, powiedz.
- Prosiłeś, żebym się z tobą kochała. Nie pieprzyła, kochała. - wszystko mówiłam powoli i wyraźnie, by każde słowo do niego dotarło. Milczał przez pewien czas, mając oczy jak pięciozłotówki. Czekałam na jakiś odzew z jego strony, jednak nic takiego nie nastąpiło. - Czegoś nie zrozumiałeś? Mam powtórzyć?
- Byłem pijany. Nigdy bym nie palnął takiego, takiego kłamstwa. - uśmiechnęłam się sztucznie w jego kierunku, gdyż doskonale zdawałam sobie sprawę z takowego obrotu sprawy.
- Oczywiście, przecież nikogo nie byłbyś w stanie kochać. Tak samo jak nikt nie dałby rady kochać ciebie. - dogryzłam mu, wracając do swojej naturalnej postawy. Oblizał wargi z keczupu, który nałożyłam na tosty i podniósł się ze swojego krzesła.
- Serio uważasz, że byłbym zdolny do kochania kogoś takiego jak ty? Pewnie nawet dobrze obciągnąć nie umiesz. - warknął, stając przede mną, tym samym górując nade mną wzrostem.
- Przynajmniej umiem kochać kogoś całym sercem i dać świadectwo, iż zawsze będę z osobą, która jest dla mnie ważna. A ty? Masz taką osobę? Jesteś pewny, że te kobiety będą z tobą w każdej chwili? Nie, prawda?
- O niczym nie masz pojęcia.
- O twoim toksycznym życiu nie, jednakże o wielu innych sprawach mam. Nie jestem głupia, dlatego właśnie jeszcze z tobą nie spałam.
- Przyznaj, że tego chcesz.
- Byłabym idiotką, gdybym tego pragnęła. - wrzałam ze złości, widząc jego uśmieszek, słuchając jego ochrypłego, niższego głosu. Byłam jeszcze bardziej zdenerwowana, gdy jego usta złączyły się z moimi. Uderzałam pięściami w jego klatkę, ale nie zamierzał się odsunąć. Jego ręce mocno utrzymywały moje biodra w jedynym miejscu, aż żałowałam, iż nie zapisałam się na siłownię, albo od razu nie wykupiłam karnetu. Zachłannie i gwałtownie muskał moje wargi swoimi, co powinno mi się podobać, jak każdej innej. Jednak nie byłam każdą inną. Wierciłam się i wyrywałam, a to było ciężkie przy jego sile.
- Nadal tego nie chcesz? - zapytał, odsuwając się ode mnie i biorąc łapczywie oddech.
- Jedyne czego teraz chcę to umyć zęby.
✫✫✫✫✫✫✫✫
Hej x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro