Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

67

- Wyglądasz pięknie w tej sukience. Idealnie podkreśla twój brzuszek.

- Dziękuję, ale to nie na mnie się skupiamy. - poprawiłam pięknego koka Gemmy, który był mojej roboty. Zdziwiłam się, gdy poprosiła mnie o zrobienie jej fryzury na ważne dzisiejsze wydarzenie. Wszyscy mężczyźni albo znajdowali się w domu Fred'a albo byli już pod kościołem.

- Nie mogę uwierzyć, że mój młodszy brat mnie ubiegł. Myślałam, że to ja pierwsza będę miała dzieci.

- On także tego nie planował. - mruknęłam z uśmiechem, ostatni raz patrząc na nią w lustrze. Prezentowała się przepięknie w długiej, białej sukni i z małymi kwiatkami wpiętymi w kok. 

- Gotowa?

- A jeśli powie "nie"?

- To strzelisz mu z liścia.

- Albo kopniesz w jajka. - grunt to pocieszenie. Zebrałyśmy najważniejsze rzeczy i opuściłyśmy dom Styles'ów. Anne, Gemma oraz kuzynka - Jenny pojechały jednym samochodem, a ja, mama oraz przyjaciółka Gemmy - Sarah, która ciągle pytała o Harry'ego, dopóki się nie dowiedziała, że byłam z nim w ciąży, drugim.

Zatrzymałyśmy się przed kościołem, gdzie miała się odbyć ceremonia. Przyjechałyśmy przed przyszłą panią Williams. Wysiadłam z auta, dając sobie radę sama. Uśmiechnęłam się do Harry'ego, który stał na schodach przed wejściem do budynku i przyglądał mi się z malutkim uśmiechem na ustach. Zszedł po tych paru schodkach i pomógł mi wejść. Jakbym samodzielnie nie mogła.

- Jeszcze umiem chodzić.

- Ja ciebie też kocham, wielorybku. Wyglądasz pięknie jak na wielorybka przystało. - wiedziałam, że robił to celowo. Uderzyłam go w ramię i przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Moje oczy zlokalizowały faceta trzymającego się bardziej na uboczu wraz z pewną kobietą. Nie znałam ich, ani nie wydawali mi się znajomi z twarzy, dlatego ich zignorowałam. Weszliśmy do środka, gdy wszyscy byli już gotowi.

Po udanej ceremonii przyszedł czas na wesele. Oczywiście nie mogłam pić alkoholu, aczkolwiek brunet postanowił mnie w tym wesprzeć i sam odmówił picia. I dobrze, bo każda inna osoba chętnie łapała za kieliszek. Czułam się samotnie.

Tańczyliśmy jeden z wielu wolnych tańców, aż do momentu, kiedy podszedł do nas ten mężczyzna, który znajdował się przed kościołem.

- Witaj, Harry. - nie zdążyłam nawet zareagować, gdy widocznie starszy człowiek złapał 23-latka za białą koszulę. - Zniszczyłeś mojej córce życie, nie zadzwoniłeś, choćby zapytać się co z Celine i teraz tak po prostu zrobiłeś sobie bachora! Wiesz co twój chłoptaś zrobił mojej córce?! Przeleciał ją jak szmatę, rzucił, a potem miał w dupie, co się z nią działo. Popełniła samobójstwo! Taki jest ojciec twojego dziecka!

Nigdy nie widziałam tak zdenerwowanego człowieka. Rozumiałam to, że śmierć jedynego dziecka, ukochanego dziecka była czymś wstrząsającym, ogromną tragedią, jednak nie miałam z tym nic wspólnego. Trząsł moimi ramionami, jakby chcąc, by te informacje do mnie na pewno dotarły. Nie był świadomy tego, że już dawno zostałam powiadomiona o smutnym losie Celine. Zaczęłam szybciej oddychać, gdyż jego wyraz twarzy był dość przerażający i nie mogłam się spodziewać jego kolejnych ruchów. Denerwowałam się, a nie powinnam. Cholera.

- Zostaw ją. O wszystkim wie.

- Tak? I postanowiła właśnie z tobą ułożyć sobie życie? Naprawdę współczuję. - skuliłam się, czując ból w dole brzucha. 

- H-Harry... - natychmiast się odwrócił, zapominając o awanturującym się powodzie moich problemów.

- Wszystko w porządku? Mamo, daj wody. - pomógł mi usiąść na krześle i klęcząc przede mną, odgarnął moje włosy, a następnie zaczął głaskać mój brzuch. - Wszystko będzie dobrze. Spokojnie.

- Zdenerwowała się. To nic poważnego. Harry, zbladłeś.

- Tu chodzi o moje dziecko, do cholery! Zabiję gnoja. - nie dałam rady go zatrzymać, ale na szczęście mój tata w porę zainterweniował.

- Nie warto. Zajmij się Emmą, a panu już dziękujemy.

- Nie skończyłem!

- No chyba jednak pan skończył. - ojciec pociągnął go w kierunku wyjścia i od razu poczułam się lepiej, ale nie na tyle, żeby powiedzieć, iż wszystko było już ustabilizowane.

- Chcesz jechać do szpitala?

- N-nie.

- Cóż, to było pytanie retoryczne.

- Zaraz mi przejdzie.

- Spójrz na mnie. - zrobiłam to, co powiedział i faktycznie wydawał się blady. - Muszę mieć pewność, że nic Leo czy Leah nie jest. Nie kłóć się ze mną.

Dojechaliśmy do szpitala w błyskawicznym tempie i szczerze to wydawało się jakby to z Harry'm było coś nie tak, a nie ze mną. Podeszliśmy do recepcji, a raczej ja podeszłam, gdyż on biegł jak oszalały. Czułam się już lepiej, jednakże wolałam mu tego nie mówić. I tak mnie nie słuchał.

- Przepraszam, moja dziewczyna, znaczy ona, znaczy Emma jest w ciąży w... Boże, który to miesiąc?!

- Czwarty.

- Właśnie! W czwartym miesiącu i miała bóle, bolało ją i...

- Spokojnie, nazwisko.

- Jak ty masz na nazwisko?! Boże, Emma... Emma...

- Silver, kretynie. - przewróciłam oczami, uśmiechając się do kobiety przepraszająco. 

- Dobrze. Jak rozumiem do ginekologa.

- Nie, do kardiologa, by przebadał mojego ciężarnego wielorybka! Oczywiście, że do ginekologa!

- Korytarzem w lewo. Gabinet trzydzieści trzy i proszę poczekać, bo pani Darren ma pacjentkę. - szłam powoli, a Harry tuż obok mnie, jednakże wciąż wydawał się być rozdrażniony.

- Kochanie, jest okej. Bóle minęły, może niecałkowicie, ale minęły. Wdech i wydech. - przytulił mnie do siebie, potem składając pocałunki na moim brzuchu i kiedy się podniósł, musnął moje usta. Wepchnął mnie do środka gabinetu, gdy jakaś blondynka opuściła pomieszczenie.

- Witam... Emma Silver?

- Dokładnie. Dzień dobry.

- Więc co państwa do mnie sprowadza?

- Harry panikuje. Wydarzył się nieprzyjemny incydent i trochę poniosły mnie emocje. Dostałam bóli brzucha, a on jak widać. - wskazałam na niego. Był spięty, wystraszony, blady. To mówiło samo za siebie.

- Rozumiem. Zapraszam na fotel. - musiałam się pozbyć swojej sukienki, ponieważ inaczej nie doszłoby do USG. Z jednej strony siedziała pani doktor, a z drugiej zielonooki trzymał moją dłoń, obserwując ekran.

- Boże, przecież tu nic nie ma! Gdzie moje dziecko?!

- Proszę się uspokoić. Jeszcze nie włączyłam urządzenia.-parsknęłam śmiechem i starałam się go powstrzymać, ale było trudno. Co za kretyn. - Mhm...

- Co? Coś nie tak?

- Mhm...

- Niech pani mu powie, bo zejdzie i będzie pani miała człowieka na sumieniu.

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie może się pani denerwować i tyle.

- Pani doktor?

- Tak?

- On chyba zemdlał.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Witam, kochane! 

Zapraszam na You Are Jealous!

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro