Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

64

- Musicie jeszcze pamiętać, że dziecko może mieć kolkę...

- Mamo...

- Nie skończyłam. Taki maluch to wielka odpowiedzialność. O czym nie powiedziałam? A! Zdrowe odżywianie. - mruknęłam zmęczona, kiedy widocznie jej dobre rady nie miały końca. Była u nas już od dwóch godzin i ciągle gadała wyłącznie o jednym. Harry'ego jednak przeraziły najbardziej walizki stojące w przedpokoju. Świadczyły one o tym, że Anne planowała zostać tu na dłużej. Biedny chłopak. - To podstawa. Pamiętajcie również, że im szybciej się przygotujecie na nadejście dziecka tym lepiej. Gdy się urodzi, nie będzie czasu na kupowanie, myślenie nad imieniem, rozumiecie? Czy ktoś w ogóle wie o ciąży?

I właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że nie. Nie wiedziała moja rodzina, ojciec Styles'a oraz jego siostra. Kurde.

- Nie, chyba nie.

- Och, no to na co czekacie?! Dzwońcie. Już prawie dwa tygodnie minęły. - nareszcie miałam dobry argument, żeby opuścić pokój. Pokazałam kciuki do góry w stronę Harry'ego, który oddał gest, aczkolwiek środkowym palcem.

Weszłam do sypialni, w której znajdował się mój telefon. Wybrałam numer mojego taty i czekałam, aż odbierze.

- Cześć, kochanie. Długo do nas nie dzwoniłaś!

- Wiem, przepraszam. Jak tam u was?

- Mama ciągle siedzi w ogródku. Przygotowuje się powoli na wiosnę. Christina wyjechała na wakacje.

- Wysłała mi SMS-a.

- Właśnie, więc jest poza krajem, a u mnie jak zawsze. Pracuję.

- Uch, jest mama obok ciebie?

- Tak, czyta gazetę.

- Dałbyś na głośnomówiący? - zrobił to o co prosiłam i czekał zapewne, aż znowu się odezwę. Starałam się jakoś poukładać wszystko w głowie. Nie miałam pojęcia jak zareagują na to, że zostaną dziadkami. 

- No to o co chodzi, córeczko?

- Ja, to znaczy ja z Harry'm...

- Zaręczyliście się?

- Nie, nie. - czemu każdy o tym myślał? - My... jestem w ciąży.

Nagle zapanowała niezręczna cisza, która powodowała, że nie wiedziałam jak się zachować. 

- Jesteś w czym?! Ja jestem za młody na bycie dziadkiem! Daj mi tego fagasa. Chyba trzeba mu wyjaśnić do czego służy prezerwatywa, ale bardzo się cieszę! Mimo tego, że zostanę najmłodszym dziadkiem z moich znajomych. - zaśmiałam się i zbiegłam na dół, gdzie na sofie leżał znudzony zielonooki, a nad nim stała jego mama.

- Tata chce z tobą rozmawiać.

- Nie, błagam. Nie chcę słyszeć o tym czy możemy uprawiać seks, kiedy jesteś w ciąży albo co zrobić jak dziecko kichnie. - podałam mu komórkę, którą przyjął bardzo niechętnie i weszłam do kuchni, aby zjeść sobie wafla. Problem był w tym, że wafli nie było. Wróciłam więc do salonu, w którym brunetka spokojnie czekała, aż jej syn zakończy konwersację z moim tatą. - Twój tata jest na mnie wściekły za to, że zrobiłem go dziadkiem, kiedy on ma dopiero 46 lat.

- Wafle się skończyły. - oznajmiłam, siadając obok niego. Z miłą chęcią poderwał się do góry, byleby nie prowadzić dalszej dyskusji ze swoją mamą. Biedna Anne. Chciała dobrze, jednakże Harry na pewno pragnął się wykazać. Szybko się ubrał i wyszedł z domu, zostawiając mnie samą wraz ze starszą kobietą.

- Mam nadzieję, iż nie jesteście na mnie źli. Pomyślałam, że skoro będziecie rodzicami to przyda wam się rada kogoś kto już to ma dawno za sobą. Przepraszam...

- Spokojnie, Anne. Nie mamy do ciebie pretensji, ale sądzę, że Harry po prostu zamierzał udowodnić wszystkim, że sam sobie poradzi.

- Jestem tego pewna, że będzie dobrym ojcem.

- Ja również. - potem na całe szczęście nie rozmawiałyśmy na temat dziecka i o tym jak zareagować na czkawkę maluszka.

Styles wrócił po godzinie z zakupami, a co najważniejsze-z moimi waflami, które od razu wyciągnęłam z torby i zjadłam. 

W nocy oboje nie mogliśmy spać. Starsi ludzie mieli w sobie tę wadę, że chrapali. Moja babcia, dziadek, tata, wujek chrapali i widocznie Anne również. Zielonookiemu także zdarzało się wydawać okropne dźwięki, aczkolwiek było to spowodowane albo katarem albo zmęczeniem.

- Idź do niej i ją obudź. - warknęłam, odwracając głowę w bok. Wyglądał śmiesznie. Leżał na plecach, spięty, sztywny, z rozszerzonymi oczami. Jak trup, który miał podniesione powieki. Tak mogłam go określić. 

- Jak ją obudzę to już nie zaśnie.

- Jak jej nie obudzisz to my nie zaśniemy. Ty, ja i maluch.

- Taka mądra to sama do niej idź.

- Nie.

- Bo?

- Bo to twoja mama.

- Ale tobie to bardziej przeszkadza. 

- Tak? To ciekawe, ponieważ wyglądasz jak zombie. - przekręcił się na swoją lewą stronę, przykrywając plecy kołdrą. Wciąż znajdując się w pozycji na plecach, czekałam, aż wstanie. Straszne odgłosy nie ustąpiły i po paru minutach wygrzebał się spod pierzyny, a następnie ruszył do tymczasowego pokoju Anne. - Boże, jak można tak jechać traktorem.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro