Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63

- Będziesz się jeszcze długo na mnie złościć? - zapytałam, wchodząc do jego gabinetu. Obrażał się od dobrych dwóch dni i cały czas siedział w swoim pokoju do pracy. Byliśmy w swoim towarzystwie wyłącznie przy obiedzie, bo nawet kolację jedliśmy osobno. 

Nie odezwał się, tylko udawał, że szukał czegoś w papierach. Wywróciłam oczami, ponieważ stwierdziłam, że jego zachowanie było niedojrzałe.

- Zachowujesz się jak dziecko.-mruknęłam, uważnie go obserwując. Nie byłam na niego zła. Wyłącznie czekałam, aż mu przejdzie.

Powoli podniósł się ze swojego miejsca i kiedy sądziłam, że mnie ominie, nagle się zatrzymał.

- Być może, ale to nie ty zostałaś odrzucona praktycznie dwa razy. - i wyszedł. Oczywiście, że rozumiałam jego postawę. Czułabym się podobnie, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie chciałam się zgodzić na oświadczyny, gdy nie byłam pewna, co do naszego związku. Nie marzyłam o powtórce z Australii. 

- Harry, wiem, że jesteś zraniony, jednak musisz mnie też zrozumieć.

- Właśnie w tym problem, iż nie rozumiem. Widzisz, że się staram.

- Doceniam to. - usiadłam na jego kolanach, zarzucając mu ręce na karku. Odgarnęłam mu włosy, które opadły na jego czoło i zmusiłam go do spojrzenia na mnie. - Jesteś świadomy tego, że byłam już kiedyś zaręczona i nie skończyło się to dobrze. Poza tym, mieliśmy ostatnio małe problemy. Nie śpieszmy się, chociaż dziecko i tak było na pewno bardzo szybkim krokiem, jednak nieplanowanym. Cóż, stało się. Możemy się wyłącznie cieszyć, ale na oświadczyny oraz ślub mamy już większy wpływ. Zaczekajmy, dobrze?

- Okej.

- Okej?

- Jest w porządku. Nie zachowałem się odpowiednio. Zapomniałem o tym, że dla ciebie to nie jest takie proste. - uśmiechnął się do mnie pierwszy raz od czterdziestu ośmiu godzin. Ułożył mnie na kanapie w taki sposób, że leżałam na plecach, a on znalazł się pomiędzy moimi nogami. Jak to miał już w zwyczaju - podwinął moją bluzkę ponad pępek i zaczął wpierw składać delikatne pocałunki na odsłoniętym brzuchu. Nie musiałam się nawet zastanawiać. Harry będzie dobrym ojcem.

- Nie myślałam, że playboy się ustatkuje. 

- Gdybyś mi powiedziała rok temu, że zostanę ojcem...

- Nie powiedziałabym ci tego w ten sposób jak ty myślisz. Byłoby to raczej : "Ty, a znasz chociaż imię tej co ją zapyliłeś?".

- Dowcipna jak tampon.

- Mówiłam ci już, że słabe.

- Lubisz to. - przewróciłam oczami, ale musiałam się przyznać, że trochę tęskniłam za jego odzywkami. Patrząc tak na wszystko, to trzeba było przyznać, że minęło to w błyskawicznym tempie. Tyle się wydarzyło, iż nie mrugnęłam okiem, a przyszło mi zostać matką dziecka tego cholernego playboya, którego unikałam jak ognia. Na samym początku nie chciałam mieć z nim nic wspólnego oprócz pracy, jednakże teraz wyglądało to zupełnie inaczej. Los pisał nam różne scenariusze.

Miałam zamiar przyciągnąć 23-latka bliżej mojej twarzy, aczkolwiek przerwał mi w tym dzwonek do drzwi. Jęknęłam zmęczona, gdyż nie miałam ochoty na jakiekolwiek wizyty. Było już miło, a ktoś pragnął nam przerwać.

- Zaprosiłeś kogoś?

- Nie, a ty?

- Też. 

- Udajemy, że nas nie ma? - kiwnęłam głową, ściszając telewizor na wszelki wypadek. Brunet zniżył głowę jak i całe ciało tak, by nie było go widać. Cóż, dziecinne zachowanie, jednak naprawdę nie byliśmy chętni do spotkań. Starałam się powstrzymać śmiech, kiedy dźwięk nie ustąpił, a Styles robił dziwne miny, aby jedynie mnie rozśmieszyć.

- Przestań! - krzyknęłam szeptem, uderzając go w bark. Poprawił moją bluzkę tak, że była już normalnie ułożona i na czworaka podążył do kuchni. Co my do cholery wyprawialiśmy?

- Przyniosłem paczkę krakersów. Boże, ile można dzwonić? - rzucił we mnie paczką jego ulubionych przekąsek, które były na pierwszym miejscu wraz z waflami i podszedł do drzwi, żeby sprawdzić kto próbował się do nas dobić. - Ja pieprzę, moja matka.

- To otwórz.

- A po moim świętym, nie chce mi się słuchać jak powinienem pieluchy zmieniać.

- To ci się akurat przyda, bo ja do tego ręki nie przyłożę.

- Jak zacznie wyć w nocy, aby mu zmienić pampersa to inaczej będziesz mówić.

- Nie, wtedy wywalę cię z łóżka. 

- Paskuda. - otworzył gwałtownie drzwi, przybierając fałszywy uśmiech, sztuczny jak plastik, aż mnie zabolało. - Cześć, mamo! Co cię do nas sprowadza?

- No jak to co?! Dziecko!

- Kuźwa...

- ...mać. - dokończyłam, zakrywając buzię poduszką. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro