Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56

- Kochanie, śniadanie. - mruknęłam w poduszkę, odpychając jego dłoń od swojego nagiego ramienia. Wczoraj byliśmy już dość zmęczeni, więc jedyne na co było nas stać to pójście do mojej sypialni i spać. Rozmawialiśmy bardzo długo po tym jak przeżyliśmy swój pierwszy wspólny raz. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie poprzedniej nocy. Jedyne co mogłam zobaczyć w jego oczach podczas każdego zetknięcia naszych bioder to była miłość. To było niesamowite uczucie. 

Przewróciłam się na plecy, gdy jego próby obudzenia mnie nie ustąpiły.

- Cześć, zrobiłem nam śniadanie.

- Kiedy mówiłam o codziennych śniadaniach nie myślałam, że weźmiesz to na poważnie. - odpowiedział mi krótkim cmoknięciem w usta i wyszedł z pomieszczenia. Przeciągnęłam się na łóżku, aż mi niektóre kości strzeliły. Weszłam szybko do łazienki, aby umyć zęby i wykonać poranną toaletę. 

Schodząc na dół, poczułam piękny zapach, którego nie potrafiłam rozpoznać.

- Nieźle, nieźle, Harry. Co tak pachnie?

- Gofry domowej roboty. Kupiłem borówki i maliny, a wafle z karmelem masz w szafce. - stanęłam przy stole, na którym faktycznie znajdowały się gofry, owoce i miód. Urzekły mnie też różowe goździki, ponieważ te kwiaty nie rosły o tej porze roku.

- Jesteś moim najukochańszym kucharzem. - przytuliłam go od tyłu, gdyż siedział już na krześle. Przysiadłam się do niego i natychmiast nałożyłam sobie dwa pysznie wyglądające gofry. Nałożyłam na nie parę borówek, malin i mój ukochany miód. Wzięłam gryza pod czujnym okiem bruneta czekającego na moją opinię. Były bardzo słodkie i nie mówiłam tu o lepkiej cieczy czy owocach. Ciasto wydawało się przesłodzone, ale to kochane, że tak się napracował. - Jesteś w tym coraz lepszy, skarbie. Naprawdę dobre. 

- Starałem się. - zaśmiałam się na widok jego wielkiego uśmiechu i dumnej postawy. Kolejne gofry teraz postanowiłam zjeść bez słodkiego nektaru, bo byłoby tego za dużo.

- Dobrze, a teraz kto posprząta ten bałagan? - zapytałam, wskazując na brudne naczynia w zlewie, na stole, na blacie. Zapewnił mnie, że się tym zajmie, dlatego zostawiłam go samego w kuchni i wyszłam. 

Położyłam się na kanapie w salonie z niewielkich bólów brzucha. Może się zwyczajnie przejadłam.

- Kochanie, co powiesz na spacer?!

- W porządku! - odkrzyknęłam, rozmasowując moje podbrzusze. W tym samym czasie w pokoju znalazł się Harry.

- Coś nie tak? To po wczorajszej nocy?

- Nie, nie, po prostu za dużo zjadłam. 

- Na pewno?

- Tak. - potwierdziłam, wstając i przelotnie całując go w usta. Na górze przebrałam się w zwykłe jasne jeansy oraz biały sweter, później obserwując jak Styles zmieniał swoją piżamę na niebieską koszulkę i czarne spodnie.

- Chodźmy. - splótł nasze dłonie po ubraniu kurtek i razem wyszliśmy na zewnątrz. Spacerowaliśmy po okolicy, trzymając się za ręce, rozmawiając o bzdetach oraz ślizgając się na zamarzniętych kałużach. - Czy naprawdę musimy iść na ten ślub?

- Nie.

- Nie?

- Jeżeli nie masz ochoty to nie musimy. Rozumiem cię, Harry. Nie zachowywali się wobec ciebie w porządku, ale gdybyś poszedł to pokazałbyś im, że jednak nie jesteś obrażalską dupą, a oni niech żałują, że nie chcą się z tobą pogodzić.-zatrzymał nas na chodniku i objął moją buzię swoimi rękoma, dając mi trochę ciepła. Nachylił się nade mną, złączając nasze usta w delikatnym pocałunku. - Jestem głodna.

- Głodna? Niedawno jedliśmy. - wzruszyłam ramionami, wywołując jego cichy śmiech. Pociągnął mnie w nieznanym mi kierunku, a kiedy doszliśmy na miejsce, okazało się to zwykłą, uroczą kawiarenką.-Co byś chciała?

-Babeczkę czekoladową z nadzieniem malinowym.-pokazałam na ciastko za szybą, które prezentowało się bardzo dobrze. Kiwnął głową i zwrócił się do uprzejmej sprzedawczyni po francusku. Zrozumiałam wyłącznie "poproszę". Postęp, Emmo. Dostałam swoją małą słodycz, a zielonooki widocznie kupił sobie jedynie kawę. Ponownie znaleźliśmy się na dworze, chowając nosy w szaliki. - Harry?

- Hm?

- Podwieziesz mnie jutro na kurs?

- Jasne. Co z twoimi studiami?

- Poszukam jakiejś uczelni na spokojnie w domu, ale dopiero jak ogarnę papiery. - była już jedenasta, a ból brzucha powrócił. Wolałam tego nie okazywać, ponieważ nie uważałam, by było to coś niepokojącego. Nie zamierzałam robić niepotrzebnego zamieszania.

- Do kiedy masz ten kurs?

- Do dwunastej.

- No to dobrze. Po pracy muszę pojechać do galerii, bo zostawiłem słuchawki w Australii. Muszę kupić nowe. Pojedziesz ze mną?

- Oczywiście. - burknęłam, uśmiechając się na tyle ile umiałam.

- Coś się dzieje?

- Nie, wszystko ok.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro