52
Nawet nie wiedziałem, że zacząłem płakać. Nie miałem zamiaru mu tego mówić, ale w końcu musiało to ze mnie wyjść. Nie odezwał się, chociaż wciąż był na linii.
- Po prostu ją znajdź. - nie oczekiwałem łaski lub współczucia. Rozłączyłem się i dalej prowadziłem samochód. Nie przejmowałem się zmęczeniem, ponieważ to było najmniej ważne. Zaparkowałem przed parkiem, które znajdowało się prawie na końcu Lyonu. Kopałem durne małe kamyczki, rozmyślając gdzie mógłbym jeszcze szukać. Uniosłem głowę, gdy dotarł do mnie czyiś płacz. Był to wyraźnie damski szloch i w pewnym sensie wzbudziła się we mnie nadzieja. Podszedłem bliżej i byłem już pewien. To była Emma.
- Chryste, Emma! - pociągnąłem ją do uścisku, nie zważając na jej protesty. Tak bardzo się cieszyłem, że ją znalazłem. Była moją cholerną miłością i nie wybaczyłbym sobie gdyby się nie odnalazła.
- Puść mnie!
- Nie, gdzie ty byłaś? Co się stało?
- Wywaliłeś mnie ze swojego domu, więc poszłam! Zgubiłam się, okradli mnie! Mam przy sobie jedynie dokumenty i telefon, bo trzymałam je w kieszeni! Ukradli mi bilet! To wszystko to twoja wina! Przyjechałam tu tylko po to, aby mieć pewność, że wszystko z tobą w porządku, a ty mnie tak zwyczajnie potraktowałeś jak psa! To jest według ciebie miłość?! Nie żałuję, że ci odmówiłam! Co by było jakbym się z tobą pokłóciła już po ślubie?! Poszedłbyś się pieprzyć z kimś innym?! Mam dość! - zaczęła histerycznie się szamotać, bić mnie po klatce piersiowej i okolicach, a jej łzy wciąż zdobiły jej policzki. Ścisnąłem ją mocniej, czując jak powoli się ode mnie uwalniała.
- Nienawidzę siebie za to. Musisz mi uwierzyć. Nawet nie wiesz jak trudno mi ze sobą w ten sposób żyć. Nigdy nie miałem najlepszych kontaktów z Gemmą, bo byłem młodszy i rodzice bardziej zajmowali się mną. Robiła wszystko, bym czuł się niechciany, niepotrzebny. Jesteś jedyną osobą, przy której uważałem się za dobrego, kochanego. Złamałaś mi serce, dlatego się tak zachowałem. J-ja nie mogłem zrozumieć dlaczego mnie odrzuciłaś. Przecież mnie kochałaś. Myślałem, że to będzie odpowiedni moment. Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Jestem egoistą, ale nie pozwolę ci być z kimś innym. Kocham cię, choćbym miał przekonywać każdego. Kocham tylko ciebie.
- I myślisz, że to załatwia sprawę? - pokręciłem głową, wplątując palce w jej włosy. Oczywiście, że chciałem ją pocałować, co było absolutnie nieodpowiednie, aczkolwiek od trzech dni nie marzyłem o niczym innym. Nie zdziwiłem się jak mnie odsunęła. - Nie wybaczę ci tak łatwo.
- Po prostu daj mi to naprawić. Wróćmy do domu, powiadommy twoich rodziców, ponieważ odchodzą od zmysłów.
- Żeby wrócić do domu to muszę wsiąść do samolotu.
- Nie o to mi chodziło. Do naszego domu, tutaj. Wróć na stałe.
- Żartujesz? Wywaliłeś mnie, nie interesując się gdzie zamieszkam! - przygryzłem wargę, próbując udawać, że wcale mnie nie ruszały jej słowa. Byłem do chuja takim kutasem.
- Proszę. - brzmiałem żałośnie i taki właśnie byłem, jednakże nie przejmowałem się tym. Dla niej mogłem zrobić cokolwiek. Złapałem ją za dłoń i zaprowadziłem do swojego auta. Jasne, że wyrwała rękę w drodze do pojazdu. Nie liczyłem na tak szybkie wybaczenie.
Po powrocie od razu zadzwoniła do rodziców z mojego telefonu i dzięki temu Brian był bardziej spokojny, ale kazał jej jak najszybciej wracać do Londynu. Nie wtrącałem się w ich dość głośną konwersację, lecz nie zamierzałem do tego dopuścić.
Bez słowa poszła do swojej dawnej sypialni, oddając mi wcześniej komórkę. Westchnąłem, zastanawiając się jak miałem naprawić te całe gówno, które stworzyłem. Jednakże brak snu dał o sobie znać i podążyłem jej śladem. Położyłem się na swoim łóżku w pokoju, bojąc się, że jutro już jej tu nie będzie.
Obudziłem się o siódmej rano i wpierw sprawdziłem czy Emma na pewno była jeszcze w domu. Była, spała otulona kołdrą. Zszedłem na dół do kuchni, aby przygotować jej śniadanie. Nie robiłem zakupów od paru dni, także postanowiłem wybrać się do pobliskiego spożywczego. Kupiłem świeże pieczywo, chociaż chciałem się bardziej wysilić. W kuchni byłem kompletnym zerem, choć odbijało się to na moim całokształcie. Zebrałem potrzebne składniki na naleśniki, owoce, które uwielbiała i kwiaty stojące w alejce z roślinami domowymi. Zapłaciłem za wszystko i wróciłem do mieszkania.
Chciałem zdążyć ze wszystkim przed tym jak wstanie.
- Dobra, zrobienie naleśników nie może być trudne. - wspomogłem się internetem, aczkolwiek powoli dawałem radę. Znalazłem nawet w szafce, w rzeczach brązowookiej foremki w różnych kształtach.
Byłem zadowolony z efektu, ponieważ zrobiłem to samodzielnie i wcale nie wyglądało źle. Naleśniki były w oklepanej wersji serca, ale miałem nadzieję, że były w porządku. Dodałem jej ulubiony miód, delikatne kropki bitej śmietany oraz maliny z bananami. Udekorowałem wszystko kwiatami jadalnymi, do których nie byłem przekonany, jednak sprzedawca mnie zapewnił, że były stuprocentowo do spożycia. Położyłem wszystko na tacce i zająłem się kawą. Miałem specjalny ekspres do kawy, zajmował sporą część blatu, a wyłącznie Em z niego korzystała. Stwierdziłem, że zrobię jej Latte. Starałem się zaszaleć, zrobić jakiś wzór, lecz to nie dla mnie. Nie pomógł nawet komputer, w którym robili to profesjonaliści. Nie każdy machnie dwa razy ręką i zrobi takie serce ze zwykłej pianki. Mi wyszła za to bardzo równa kulka. Do szklanego, małego wazonu wsadziłam dwie róże wyjęte z całego bukietu. Więcej dam jej jak zejdzie na dół.
Nerwowo szedłem po schodach, uważając, by nie potknąć się lub nie zrzucić czegoś przez przypadek. Wszedłem po cichu do jej sypialni, kładąc tacę na jej szafce nocnej. Odsłoniłem firanki, wpuszczając do pomieszczenia promienie słoneczne. Przez mocne światło zaczęła się kręcić i powoli budzić.
- Czemu tu śmierdzi spalonym jajkiem?
- J-ja zrobiłem śniadanie. Uch, myślałem, że myślałem, że mi wyszło. Przepraszam.
- Nie, nie. Dzięki, nie musiałeś.
- Chciałem. Smacznego.
- A ty coś jadłeś?
- Nie, ale nieważne. - obserwowałem jak siadała wygodnie, biorąc tackę na kolana, wcześniej odkładając kwiaty na stoliczek.
- Używałeś ekspresu.
- T-tak, starałem się zrobić to co ty, kiedy przygotowywałaś mi kawę, ale...
- Jest okej. Kulka to zawsze jakiś postęp. - uśmiechnęła się delikatnie, więc to odwzajemniłem. Widziałem, że podchodziła do mnie z dystansem. Rozumiałem to.
Podczas robienia dla niej posiłku pomyślałem o czymś ważnym, jednakże musiałem załatwić to na mieście. Miałem plan do zrealizowania. Dokładnie to dwa, lecz o jednym rozmyślałem już po powrocie z Australii do Francji.
- Smakuje?
- Szczerze?
- Szczerze.
- Jest bardzo dobre, ale następnym razem pamiętaj, aby sprawdzać czy bierzesz sól czy cukier.
- Przepraszam. - schowałem twarz w dłoniach, czując kolejną porażkę na swoim karku.
- Ej, ty płaczesz? Harry, to zwykłe naleśniki.
- Przysięgam ci, że się nad nimi starałem. Wszyscy mieli rację, od zawsze. Nie potrafię zrobić nawet zwykłego śniadania. Matka mi powtarzała, że daleko nie zajdę i będę zawsze od niej zależny. Wiem, że ją lubisz, ona zresztą jako jedyna mnie kochała w tej rodzinie. Jak takie gówno jak ja może być z tobą? Twój ojciec ma rację.
- Harry, nie gotujesz. Mogłeś zrobić błąd. Ważne, że się starałeś.
- Przepraszam, zaraz wrócę. - wyszedłem z pokoju, prędko schodząc na dół. Od paru dni miałem kłopoty z nerwami, większe niż zazwyczaj. Potrzebowałem odpoczynku. Wziąłem z szuflady opakowanie tabletek uspokajających, które nabyłem w aptece. Nie było to nic wielkiego. Zwykłe, małe pigułki.
- Co to?
- Nic, kochanie. Zostaw. - mruknąłem, gdy wyrwała mi pudełko z ręki. Wyjęła z niej dwa plastiki, które jedno z nich było puste.
- Od kiedy to masz?
- To naprawdę nic ważnego, Emmo.
- Od kiedy?
- Od powrotu z Australii.
- I już wykorzystałeś całe osiem tabletek? Tu jest napisane raz dziennie. Harry, co się dzieje?
- Nie martw się. Nie jestem tego wart.
- Spójrz na mnie. - wykonałem jej polecenie. Kupiłem te lekarstwo wyłącznie dla spokoju. Były dobre, pomagały, dlatego używałem ich częściej niż powinienem. - Nie możesz tak o sobie mówić, nawet jeśli zrobiłeś sporo głupot. Dobrze? Więc proszę Cię nie mów o sobie w taki sposób.
- Niech będzie. - podniosła brew do góry, widocznie nie będąc usatysfakcjonowaną moją odpowiedzią. - Dobrze, kochanie. Przestanę. Dokończ teraz śniadanie, a ja pójdę coś załatwić.
- Gdzie idziesz?
- Zaraz wrócę. To nie potrwa długo.
- Uważasz, że niemówienie mi w takim bałaganie jaki stworzyliśmy jest w porządku?
- Dowiesz się już niedługo.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro