Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Po spędzeniu przemiłego weekendu w gronie rodziny, wróciłam do domu Harry'ego. Kiedy weszłam do środka, przeżyłam malutki zawał spowodowany syfem jaki panował w willi. Butelki po alkoholu były w każdym kącie tego mieszkania, brudne rzeczy służyły jako dywan, a w niektórych miejscach leżały prezerwatywy. Taki widok powodował jedynie wymioty i zniesmaczenie. Zaniosłam torbę do swojego pokoju, przebrałam się w dresy i wyjęłam wszystkie potrzebne narzędzia z kantorka.

Sprzątanie zajęło mi trzy godziny, które były najgorszymi w moim życiu. Zmęczona odłożyłam każdą szmatkę i rzuciłam się na kanapę, która była teraz przynajmniej czysta. Z góry dochodziły jęki, ale nie takie jakby ktoś uprawiał seks. Brzmiało to okropnie, boleśnie. Podniosłam się i skierowałam za odgłosami. Weszłam do sypialni bruneta, gdzie mężczyzna znajdował się na podłodze. Jego pokój nie był wcale lepszy od pozostałych pomieszczeń - prezerwatywy, syf, smród i pijany właściciel kancelarii. Westchnęłam, zaczynając zbierać te paskudztwa.

- E-Emma?

- Nie, kuzyn Ralph.

- C-cholera, nie m-mówiłeś, ż-że przyjedziesz. - wywróciłam oczami, przykrywając go kocem. Nie dałabym rady go przenieść na materac, więc przynajmniej go otuliłam puchatym materiałem. 

- Jest szesnasta, a ty już jesteś pijany.

- N-nudno b-było bez ciebie cztery l-lata temu n-na r-rodzinnych w-wakacjach.

- Harry, nie jestem Ralph. To ja - Emma.

- E-Emma? K-kochanie, w-wróciłaś.

- Jesteś kompletnie pijany. - nie znosiłam, gdy ludzie przesadzali z alkoholem, lecz było to jego życie. Nie mogłam się wtrącać.

- B-było mi s-smutno.

- Z pewnością jakaś kobieta dotrzymała ci towarzystwa. Podnoś się i wskakuj do łóżka.

- P-podobno n-nie chcesz się z-ze mną k-kochać. - nie zwróciłam uwagi na jego ostatnie słowo, gdyż był tak zalany, iż mówił cokolwiek. Za parę godzin nie będzie nic pamiętał, dlatego się tym nie przejęłam.

- Położyć się spać, kretynie.

- Och. - pomogłam mu wstać na równe nogi, a potem nakierowałam go na jego łóżko. Nie miałam pojęcia co było powodem jego zachowania, jednak nie zamierzałam wyciągać od niego informacji. Natychmiast zaczął chrapać, także cicho wycofałam się z jego sypialni.

Obejrzałam parę odcinków różnych seriali, również przygotowałam obiad dla mnie i dla niego. Nie wiedziałam, o której godzinie wstanie, aczkolwiek jak coś to sobie odgrzeje.

- O, Emma. - tak jak myślałam - nie pamiętał nic z tego co powiedział. Był tak pijany, iż sądził, że mnie tu wcześniej nie było.

- Zrobiłam obiad. Zaszalałeś trochę. Co było tego powodem?

- Gemma wychodzi za mąż.

- To świetnie! Powinieneś się cieszyć, prawda? - usiadł obok mnie na sofie i przetarł twarz dłońmi. Wyglądał niekorzystnie - podkrążone oczy, blada buzia, popękane usta. Dodatkowo czerwone policzki od nadmiaru trunku. Nie prezentował się tak jak zawsze.

- Jasne. - było to raczej sztuczne i niechętne "jasne". Obserwowałam go przez pewien moment i nareszcie doszłam do pewnego wniosku.

- Boli cię to, że ona będzie szczęśliwą mężatką, a ty masz taką spierdolinę z życia. O to chodzi?

-Lubię moje życie i nic ci do tego. - warknął, opuszczając salon, by zawitać do kuchni po jedzenie. Wspominałam już, że jak był wściekły to stawał się głodny. Miałam doskonałą świadomość, że kłamał, aczkolwiek nie chciał się przyznać. Gdyby byłoby tak jak mnie zapewniał to nie zareagowałby w ten sposób. Zrobiło mi się go szkoda, jednakże sam sobie zgotował taki los.

Obrażał się przez resztę dnia. Zaprosił do siebie jakąś dziewczynę, która się nie przedstawiła. Cóż, nawet tego nie oczekiwałam i chciałam. Dzięki temu, iż Styles był zajęty, ja miałam czas wolny. Zrobiłam sobie paznokcie, wyrzuciłam do worków ubrania, których już nie nosiłam. Około dziewiętnastej jęki ucichły, dlatego stwierdziłam, że Harry załatwił wszystkie swoje potrzeby. Wyszłam z willi niedługo po tym, nie powiadamiając go o tym. Przeszłam się przez londyński park, aby zaraz znaleźć się w niewielkim sklepie spożywczym. Kupiłam sobie czekoladę, wafle z karmelem i duży karton soku wieloowocowego. Telefon zostawiłam w swoim w swojej sypialni, a wszystko przez moją krótką pamięć.

Wróciłam do domu, będąc zaatakowaną przez zielonookiego mnóstwem pytań.

- Możesz mi do cholery powiedzieć, gdzie byłaś?

- W sklepie, kretynie.

- Przestań mnie tak nazywać! - zaśmiałam się, patrząc na jego czerwoną od złości buzię. Przypominał Kaczora Donalda w kreskówce, gdy tak skrzeczał i rzucał wszystkim o podłogę.

- Oj, Harry. Nie denerwuj się tak, bo okresu dostaniesz. - pogłaskałam go po policzku, idąc do kuchni.

- Przestań mnie tak traktować!

- Uspokój się, przecież nic się nie stało.

- Nie wiedziałem, gdzie poszłaś.

- Nie muszę ci tego mówić. Po prostu wychodzę, a następnie wracam. - wzruszyłam ramionami, nie rozumiejąc dlaczego się tak wściekał.

- Nie można słówkiem się odezwać? Latam po całym domu i okolicy jak kretyn.

- Mówiłam - kretyn.

- Och, daj spokój!

- Przeczysz samemu sobie. - odwrócił mnie do siebie przodem, a ja utrzymywałam uśmiech na ustach.

- To wyłącznie twoja wina. - nachylił się nade mną, co jak zwykle pchnęło mnie do obrony. Oparłam rękę na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go na małą odległość. - Daj się ponieść, Emmo. - postanowiłam go ukarać w najgorszy dla niego sposób. Złapałam w swoje chude palce guziki od jego koszuli i pomalutku każdy rozpinałam. Jego oczy wyraźnie się zaświeciły, pewnie myśląc, że nareszcie mnie przekonał. Uniósł mnie, sadzając na blacie. Jechał dłońmi w górę i dół moich ud, aż mnie korciło o wykręcenie ich. Zaskoczył mnie, kiedy złączył nasze wargi. Przerwałam pocałunek, zeskakując z mebla. Zaprowadziłam go na sofę w dużym pokoju i usadowiłam się na jego kolanach. Spokojnie mogłam wyczuć jego erekcję, dlatego zaczęłam zapinać jego guziki. Najlepszą dla takiego człowieka jak on karą było zostawienie go z problemem w spodniach.

- Co robisz? - spoglądał na mnie ze zmarszczonym czołem, a ja jedynie posłałam mu uśmiech. Poprawiłam swoje włosy i jego kołnierzyk, wstając. - Nie zostawisz mnie chyba w takim stanie?

- Na pewno sobie poradzisz. - zostawiłam go samego, w pełni usatysfakcjonowana jego miną. Nie był zadowolony z mojego uczynku.

- Emma!

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro