Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

47

Wykrzyczał mi, że go ośmieszyłam. Czuł się zraniony i doskonale to rozumiałam, lecz zbyt się pośpieszył. Nie byłam gotowa na taki krok. Tego samego dnia zostałam wyrzucona z naszego pokoju. Musiałam przez resztę wyjazdu spać u moich rodziców, męcząc się na niewygodnej, małej kanapie. Nasz pobyt skończył się okropnie i współczułam Anne, bo ona przeżyła to najbardziej.

- Nie przejmuj się. Mój brat nie zasługuje na nikogo.

- Wyjaśnijmy sobie coś - nawet jeśli mnie teraz nienawidzi to i tak go kocham. Jest dobrym człowiekiem i popełniał błędy jak każdy inny. Szanuj swoją rodzinę, ponieważ to jest najważniejsze, co możesz mieć w życiu. Choćby zrobił najgorszą rzecz to wciąż jest twoim bratem. Powinnaś go wspierać, gdyż jest skrzywdzony. Przeze mnie, wiem to. - odeszłam od niej i usiadłam na plastikowym krześle obok mojej mamy. Znajdowaliśmy się na lotnisku i czekaliśmy na lot do Bangkoku w Tajlandii, a potem znów mieliśmy przesiadkę w Ankarze w Turcji i potem prosto do Francji.

Nie mogłam tak siedzieć, patrząc na jego spuszczoną głowę naprzeciwko. Nie chciał z nami usiąść, wszystkich omijał szerokim łukiem. Wstałam z mojego miejsca i niepewnie do niego podeszłam.

- Harry?

- Nie będę z tobą rozmawiać.

- Harry, przecież cię kocham. Po prostu nie jestem gotowa na...

- Nie obchodzi mnie to, do cholery! Jak tylko wrócimy do Francji to masz zebrać wszystkie swoje gówna i wypieprzać z mojego domu! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. - powiedzenie, że zrobiło mi się przykro to mało, ale kiwnęłam głową i wróciłam do swojej mamy, której wypłakałam się w ramię, nie zważając na ludzi będących obok.

- Chyba wracam do Anglii. - szepnęłam, podnosząc wzrok na mojego tatę. Uśmiechnął się delikatnie, całując mnie w czoło.

- Kochanie, Harry ochłonie i zrozumie...

- To trwa już tydzień, Anne. Przez cały wyjazd się do mnie nie odezwał, a teraz kazał mi wracać do Londynu.

- Przykro mi, skarbie. - tylko tyle mogła z siebie wydusić. Nie winiłam jej za to, bo 23-latka na pewno nie przekonałaby do zmiany zdania. Próbował jego ojciec, który stanął po mojej stronie. Skończyło się to fiaskiem.

- Chodźmy, niedługo wylatujemy. - kiedy znaleźliśmy się na pokładzie samolotu to tym razem zmieniliśmy miejsca. Usiadłam z moimi rodzicami oraz Gemmą, a reszta zajęła fotele w jednym rzędzie z Harry'm. Zauważyłam jak w pewnym momencie lotu brunet wstał, idąc za stewardessą, która często kręciła się przy nas. Tylko nie to. Zniknęli zapewne w miejscu dla personelu, a po chwili w samolocie można było usłyszeć głośne jęki.

- Nie płacz, Em. Nie zmienię swojego zdania o nim i powiem ci, że nie jest tego wart. - pokręciłam głowę, potem opierając ją o rękę, którą przyłożyłam sobie do czoła. Zdałam sobie sprawę teraz, że Styles był bezwartościowym mężczyzną i dobrze zrobiłam, że się nie zgodziłam, ale to nadal bolało.

Wrócił po paru minutach i kiedy usiadł, przyszedł czas na falę krytyki.

- Nie zasługujesz na moją córkę, ani na żadną inną kobietę.

- Brak mi słów, synu. Myślę, że czas, w którym cię broniłam jako jedyna w rodzinie się skończył.

- Jesteś nikim, Harry. - mruknęłam jako ostatnia, obserwując jak poprawiał się na siedzeniu i odwracał do mnie przodem. Rzucił mi na kolana paczkę prezerwatyw, a raczej tylko ich pudełko.

- Na pamiątkę, kochanie.

Lądując w Tajlandii, pierwsze co zrobiłam to spoliczkowałam go z wielką przyjemnością. Gardziłam nim w tej chwili i nie sądziłam, żeby się to zmieniło.

- Jesteś największym gównem jakie spotkałam i życzę ci wyłącznie tego, abyś zdechł samotnie. Bez nikogo. Naprawdę współczuję tej Celine, szkoda mi jej, bo to nie ona powinna tak skończyć. - warknęłam dobitnie, widocznie trafiając w jego czuły punkt. Tak jakby powiedziałam, że to on powinien zginąć zamiast niej. Powiedziałam to pod wpływem tego, co zrobił w samolocie, ale nie żałowałam. Jeszcze nie.

- Emma...

- Zostaw mnie, Anne. Chcę pobyć sama. - ruszyłam w nieznanym mi kierunku, lecz doszłam do wyjścia z lotniska. Odetchnęłam świeżym powietrzem i przeszłam się po okolicy, by się nie zgubić.

Przez pierwsze dni od nieprzyjęcia jego zaręczyn, czułam się winna, było mi go żal, ale teraz nie byłam nawet bliska temu. To był ewidentny koniec. Koniec mnie i Harry'ego. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro