36
- Kochanie, wzięliśmy już dwadzieścia opakowań wafli.
-Ile jest warte moje szczęście? - wrzucił do koszyka jeszcze z pięć opakowań i szczęśliwa razem z nim skierowałam się do kasy. - Chodźmy do samoobsługowej!
- Skarbie, ile ty masz lat?
- Kobiet nie pyta się o wiek. - wystawiłam mu język i zaciągnęłam do kasy samoobsługowej. Kasowałam produkty, a Harry pakował. Wszystko szło okej, aczkolwiek w pewnym momencie coś się zacięło i musieliśmy poprosić panią o pomoc. Trzeba było doprecyzować - kobieta była dość młoda, wysoka, brunetka, piękna i widocznie zainteresowana zielonookim. Zostałam przez nią odsunięta, a raczej popchnięta i zostało mi wyłącznie obserwowanie jak bajerowała bruneta.
- Widzę, że pan nie jest z Francji. Mogę się zapytać w takim razie skąd?
- Z Anglii.
- Och, gdzie moje maniery. Mam na imię Irène.
- Harry. Przepraszam, ale...
- Może miałby pan ochotę na kawę? Znam fantastyczną kawiarnię.
- Jeśli ma pani chęć spotkać się z moją żoną to tak.
- Ma pan żonę?
- Tak, właśnie ją pani odepchnęła, więc proszę to naprawić i dać nam dokończyć zakupy, bo moja ukochana się niecierpliwi, a obiecałem jej seks przy kominku. - prychnęłam śmiechem, kręcąc głową na boki. Podeszłam do nich bliżej, wpychając się pomiędzy nimi. Niejaka Irène była rozczarowana, a mi pozostało jej pomachać.
- Seks przy kominku? I mógłbyś przestań nazywać mnie swoją żoną?! Z drugiej strony to całkiem zabawne.
- Lubię cię tak nazywać. - uśmiechnęłam się do niego, złączając nasze wargi, kiedy wspięłam się na palce. - Dobra, kończ to szybko, bo chcę już wrócić do domu.
Uporaliśmy się z nieznośną kasą, a potem prędko zjawiliśmy się w mieszkaniu. Harry rozpakował zakupy, natomiast ja poszłam się przebrać. Stwierdziłam również, że trzeba zrobić pranie i odkurzyć, chociaż brunet uczynił to dwa dni temu. Schodząc na dół, mogłam poczuć zapach ulubionego popcornu. Włączyłam więc telewizor oraz DVD i wybrałam film, którym okazało się "Uwierz w ducha" z Patrickiem Swayze. Kochałam ten film, ponieważ mama często go oglądała, a ja podpatrywałam i w ten sposób narodziła się moja miłość do tej produkcji.
- Chodź tu. - usiadłam pomiędzy jego nogami, opierając wygodnie plecy o jego klatę piersiową. Telewizor był dzięki temu na wprost nas, gdyż normalnie kanapa była bokiem. - Emma?
- Hm?
- Powiesz to jeszcze kiedyś?
- Co masz na myśli?
- "Kochanie", powiedziałaś tak do mnie. - to prawda. Powiedziałam tak i wcale nie żałowałam. Widziałam jaki był szczęśliwy, gdy tak go nazwałam, a przecież było to zwykłe słowo. Mała rzecz, a cieszy. Odwróciłam się do niego przodem i usiadłam na jego udach. Nachyliłam się, ale zanim go pocałowałam to musiałam coś dodać.
- Wolę jednak "kretynie". - posłałam mu wielki uśmiech, dlatego pokręcił głową i musnął moją dolną wargę. Pogłębiłam pieszczotę, także chwilę później delikatny pocałunek zmienił się w namiętny oraz niedbały. Jego ręce zjechały z bioder na moją pupę, ściskając ją i tym samym przybliżając mnie do siebie. - Ktoś dzwoni.
- Trudno. - ponownie złączył nasze usta, aczkolwiek nie mogłam, gdy zdawałam sobie sprawę z tego, iż ktoś chciał dodzwonić się do zielonookiego. Mężczyzna się wściekł i wyciszył swój telefon. Teraz to co innego. Zawisł nade mną, składając całusy na mojej szyi. - Nikt nam już nie będzie przeszkadzał. Kocham cię.
Podniósł się tylko po to, aby na mnie spojrzeć. Mówił prawdę, naprawdę mnie kochał, a pojęłam to, bo to było po prostu widać w jego oczach. Pomimo tego jaką głupotę zrobił parę dni temu. Uwierzyłam mu. Może jeszcze nie mogłam powiedzieć mu tego samego, jednakże przynajmniej zrozumiałam, że mnie nie okłamywał.
- Czy będzie to oklepane jak wezmę cię jutro do Paryża?
- Myślę, że tak, ale jakoś to zniosę. - cmoknęłam go w środek ust i wzięłam garść popcornu, dzieląc się z nim połową. Znów usiedliśmy tak, że byłam na jego kolanach, a on jadł ziarenka kukurydzy, które pakowałam mu do buzi.
- Pójdziemy razem na zakupy...
- Nie! Żadne zakupy! Nigdy więcej wspólnych zakupów!
- Podobało ci się to. Widziałem, że się uśmiechałaś.
- Z zażenowania! Byłam zażenowana i to okropnie!
- Przyznaj się, że podobało ci się to jak o tobie mówiłem. Mimo moich sprośnych tekstów, chociaż to też lubisz. Kochanie...
- Nie, to było straszne. - patrzył na mnie przez moment, a ja powoli się łamałam. - Dobra, może trochę, lecz to i tak nie zmienia faktu, że czułam się lekko niekomfortowo.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro