Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36

- Kochanie, wzięliśmy już dwadzieścia opakowań wafli.

 -Ile jest warte moje szczęście? - wrzucił do koszyka jeszcze z pięć opakowań i szczęśliwa razem z nim skierowałam się do kasy. - Chodźmy do samoobsługowej!

- Skarbie, ile ty masz lat?

- Kobiet nie pyta się o wiek. - wystawiłam mu język i zaciągnęłam do kasy samoobsługowej. Kasowałam produkty, a Harry pakował. Wszystko szło okej, aczkolwiek w pewnym momencie coś się zacięło i musieliśmy poprosić panią o pomoc. Trzeba było doprecyzować - kobieta była dość młoda, wysoka, brunetka, piękna i widocznie zainteresowana zielonookim. Zostałam przez nią odsunięta, a raczej popchnięta i zostało mi wyłącznie obserwowanie jak bajerowała bruneta. 

- Widzę, że pan nie jest z Francji. Mogę się zapytać w takim razie skąd?

- Z Anglii.

- Och, gdzie moje maniery. Mam na imię Irène.

- Harry. Przepraszam, ale...

- Może miałby pan ochotę na kawę? Znam fantastyczną kawiarnię.

- Jeśli ma pani chęć spotkać się z moją żoną to tak.

- Ma pan żonę?

- Tak, właśnie ją pani odepchnęła, więc proszę to naprawić i dać nam dokończyć zakupy, bo moja ukochana się niecierpliwi, a obiecałem jej seks przy kominku. - prychnęłam śmiechem, kręcąc głową na boki. Podeszłam do nich bliżej, wpychając się pomiędzy nimi. Niejaka Irène była rozczarowana, a mi pozostało jej pomachać.

- Seks przy kominku? I mógłbyś przestań nazywać mnie swoją żoną?! Z drugiej strony to całkiem zabawne.

- Lubię cię tak nazywać. - uśmiechnęłam się do niego, złączając nasze wargi, kiedy wspięłam się na palce. - Dobra, kończ to szybko, bo chcę już wrócić do domu.

Uporaliśmy się z nieznośną kasą, a potem prędko zjawiliśmy się w mieszkaniu. Harry rozpakował zakupy, natomiast ja poszłam się przebrać. Stwierdziłam również, że trzeba zrobić pranie i odkurzyć, chociaż brunet uczynił to dwa dni temu. Schodząc na dół, mogłam poczuć zapach ulubionego popcornu. Włączyłam więc telewizor oraz DVD i wybrałam film, którym okazało się "Uwierz w ducha" z Patrickiem Swayze. Kochałam ten film, ponieważ mama często go oglądała, a ja podpatrywałam i w ten sposób narodziła się moja miłość do tej produkcji.

- Chodź tu. - usiadłam pomiędzy jego nogami, opierając wygodnie plecy o jego klatę piersiową. Telewizor był dzięki temu na wprost nas, gdyż normalnie kanapa była bokiem. - Emma?

- Hm?

- Powiesz to jeszcze kiedyś?

- Co masz na myśli?

- "Kochanie", powiedziałaś tak do mnie. - to prawda. Powiedziałam tak i wcale nie żałowałam. Widziałam jaki był szczęśliwy, gdy tak go nazwałam, a przecież było to zwykłe słowo. Mała rzecz, a cieszy. Odwróciłam się do niego przodem i usiadłam na jego udach. Nachyliłam się, ale zanim go pocałowałam to musiałam coś dodać.

- Wolę jednak "kretynie". - posłałam mu wielki uśmiech, dlatego pokręcił głową i musnął moją dolną wargę. Pogłębiłam pieszczotę, także chwilę później delikatny pocałunek zmienił się w namiętny oraz niedbały. Jego ręce zjechały z bioder na moją pupę, ściskając ją i tym samym przybliżając mnie do siebie. - Ktoś dzwoni.

- Trudno. - ponownie złączył nasze usta, aczkolwiek nie mogłam, gdy zdawałam sobie sprawę z tego, iż ktoś chciał dodzwonić się do zielonookiego. Mężczyzna się wściekł i wyciszył swój telefon. Teraz to co innego. Zawisł nade mną, składając całusy na mojej szyi. - Nikt nam już nie będzie przeszkadzał. Kocham cię.

Podniósł się tylko po to, aby na mnie spojrzeć. Mówił prawdę, naprawdę mnie kochał, a pojęłam to, bo to było po prostu widać w jego oczach. Pomimo tego jaką głupotę zrobił parę dni temu. Uwierzyłam mu. Może jeszcze nie mogłam powiedzieć mu tego samego, jednakże przynajmniej zrozumiałam, że mnie nie okłamywał.

- Czy będzie to oklepane jak wezmę cię jutro do Paryża?

- Myślę, że tak, ale jakoś to zniosę. - cmoknęłam go w środek ust i wzięłam garść popcornu, dzieląc się z nim połową. Znów usiedliśmy tak, że byłam na jego kolanach, a on jadł ziarenka kukurydzy, które pakowałam mu do buzi.

- Pójdziemy razem na zakupy...

- Nie! Żadne zakupy! Nigdy więcej wspólnych zakupów!

- Podobało ci się to. Widziałem, że się uśmiechałaś.

- Z zażenowania! Byłam zażenowana i to okropnie!

- Przyznaj się, że podobało ci się to jak o tobie mówiłem. Mimo moich sprośnych tekstów, chociaż to też lubisz. Kochanie...

- Nie, to było straszne. - patrzył na mnie przez moment, a ja powoli się łamałam. - Dobra, może trochę, lecz to i tak nie zmienia faktu, że czułam się lekko niekomfortowo.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro