33
Harry wyszedł do pracy godzinę temu, więc miałam co najmniej cztery godziny na spakowanie się i pojechanie na lotnisko. Bilet już miałam zakupiony przez internet, dlatego nic nie podejrzewał. Zostawiłam mu małą karteczkę w kuchni, aby wiedział, co się ze mną stało. Może było to nieodpowiednie i nie powinnam załatwiać tak swoich spraw, lecz nie miałam w pewnym sensie wyjścia. Nie pozwoliłby mi nawet wyjść z pokoju, a tak mogłam bez nerwów pojechać metrem na lotnisko. Zajęło mi to trochę czasu, zanim ogarnęłam, jak się mogłam dostać w określone miejsce. Usiadłam na plastikowym krześle i czekałam na informacje o moim locie.
- Pasażerów z Lyonu do Londynu informujemy, że lot jest przewidywany na dziesiątą czterdzieści. - spojrzałam na zegarek i musiałam jeszcze czekać dziesięć minut. Poddałam się już kontroli, a moja walizka została odebrana, aby na czarnej taśmie odjechała do loku bagażowego. - Pasażerów lotu z Lyonu do Londynu zapraszamy do samolotu. Życzymy udanej podróży i dziękujemy, że wybrali państwo nasze linie.
Westchnęłam, rozglądając się na boki. Wzięłam swoją torbę podróżną i powoli skierowałam się w stronę wejścia na pokład samolotu.
- Emma! - odwróciłam się, słysząc swoje imię. Nie mogłam zrozumieć, co tu robił Harry. Przecież powinien pracować. Nie mógł przejść przez barierki, ponieważ nie miał ani biletu, ani bagażu, a poza tym ochroniarze nie chcieli go przepuścić. - Jak mogłaś?!
- Niech się pan uspokoi. - otarłam łzy z policzków, podchodząc bliżej. Byłam świadoma, że zaraz stracę szansę na powrót, aczkolwiek rozczarowana mina bruneta kazała mi wyjaśnić moje zachowanie.
- Nie dałeś mi wyboru.
- Wiesz jak cię bardzo kocham, a ty tak po prostu chciałaś uciec! Jakbym był najgorszym, co cię spotkało! Patrz na mnie! - podniósł moją głowę, zmuszając do spojrzenia na niego. Widziałam jego łzy, zarówno czując moje własne.
- Po prostu miałam dosyć tego, że swoje problemy rozwiązujesz za pomocą seksu!
- Błagam cię, nie wyjeżdżaj.
- To będzie najlepsze rozwiązanie.
- Tak uważasz?! Jeśli wyjedziesz to pojadę za tobą, więc nie ma to żadnego sensu!
- Zrozum, że jestem zmęczona. Mam dość twojego niekontrolowanego penisa.
- Będę go kontrolować dla ciebie. - prychnęłam na jego słowa, bo to było zarazem śmieszne jak i zadziwiająco urocze. Nachylił się nade mną, moje ręce zarzucając sobie na kark. Bawiłam się jego włosami, a on niepewnie złączył nasze usta. Całowaliśmy się do momentu utraty powietrza.
- Przepraszam państwa bardzo, ale to jest lotnisko. Albo pani decyduje się na lot albo nie.
- Czy mogłabym odzyskać swoją walizkę?
- Ma pani półgodziny do odlotu. Proszę podejść do informacji. - zielonooki złapał mnie za dłoń i pociągnął w kierunku, który wyznaczył nam jeden z ochroniarzy. Nadal byłam wściekła na Harry'ego za zemstę, którą zastosował niedawno z tamtą kobietą. Aczkolwiek moja postawa w tej chwili również nie była najlepsza, dlatego postanowiłam zostać. Co nie oznaczało, że od razu będzie tak jak było. Styles powiedział coś po francusku do blondynki, a ona mu odpowiedziała. Fajnie było wiedzieć o swojej walizce w obcym języku, super.
- Zaraz powinni ci ją przynieść.
- To, że wracam to nie oznacza, iż ci wybaczyłam.
- Obiecuję...
- Nie obiecuj, tylko rób. - z uśmiechem zrobiłam unik, gdy starał się mnie pocałować. Odebrał mój bagaż od dość wysokiego i napakowanego faceta, a później razem ruszyliśmy do wyjścia.
- Gdybym nie wyszedł z pracy to byłabyś w Anglii, prawda?
- Prawda.
- Nie wierzę, że chciałaś w taki sposób ode mnie odejść. Mogłaś to załatwić inaczej.
- Nie mogłam, bo cały czas mnie szantażowałeś, że nie pozwolisz mi wyjechać.
- Teraz też nie pozwoliłem, ale pogadamy o tym później. - wsiadłam do jego samochodu, natomiast on wpierw włożył moją walizkę do bagażnika. Włączyłam radio i zapięłam pasy.
- Skoro już tu zostałam to podwieziesz mnie pod jakąś galerię?
- Dobrze, kochanie. - pytając się go o to, miałam na myśli siebie, że ja chciałam iść do galerii. Samodzielnie, sama, samiuteńka, ale chyba mnie nie zrozumiał, gdyż teraz szedł obok mnie.
- Kiedy mówiłam, żebyś mnie podwiózł to chodziło mi o to, że mnie podwieziesz i pojedziesz do domu. - chwycił mnie za rękę, nie odpowiadając. Za to jego uśmiech na buzi mówił wiele, także nie oczekiwałam już odpowiedzi. - Dobra, ja idę kupić buty na zimę, a ty gdzie tam chcesz.
Ruszyłam się może parę metrów, a on wciąż szedł przy moim boku.
- Jak rozumiem, idziesz ze mną.
- Ja, ja przepraszam, że się narzucam, ale...
- Jest w porządku. - zapewniłam go, widząc jego zakłopotanie. Weszliśmy do sklepu z butami. Była to normalna, międzynarodowa sieć sklepów obuwniczych-coś jak Deichmann. Przechodziłam po półkach, oglądając zimową kolekcję. Harry poszedł na dział dla facetów i całe szczęście, ponieważ oszalałbym, gdyby za mną łaził nawet tutaj. Wybrałam sobie dwie pary butów z rodzaju emu. Jedne były czarne, a drugie fioletowe. Nie planowałam tych podpadających pod kolor różowy, lecz były takie słodkie, że nie mogłam się powstrzymać. Typowa kobieta.
- Harry?
- Tu jestem. - pomachał mi, więc podeszłam do niego i przyglądałam się skórzanym butom jakie sobie wybrał. Miał podobne w domu, jednak to był jego wybór. W końcu kupowałam te same buty, wyłącznie przez ich kolory.
- Pójdziemy jeszcze do H&M? Widziałam tam taki ładny sweter.
- Pójdziemy, ale daj mi chwilkę.
- To ja idę do kasy.
- Masz. - podał mi portfel, wciąż szukając swojego numeru wybranego modelu.
- Co? Po co mi on?
- Żeby zapłacić.
- Ty mi lepiej wafle kup, które bezczelnie zjadłeś. - nie przyjęłam czarnego przedmiotu, w którym były jego pieniądze oraz karty. Poszłam do kasy i tam odczekałam, aż trzy osoby przede mną zapłacą za siebie. Kiedy przyszła moja kolej to załatwiłam wszystko w szybkim tempie i czekałam na mężczyznę przed wejściem.
- No to chodźmy, skarbie. Chętnie popatrzę jak przymierzasz ten sweterek.
- Ale ty wiesz, że nie wejdziesz ze mną do przymierzalni, nie?
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro