Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

- I może jeszcze cytrynę do herbaty.

- Ok...

- O! I dżem, ale nie z ten co ostatnio kupiłaś. Wolę malinowy.

- Ok...

- I możesz kupić jeszcze tosty, bo się skończyły, albo...

- Ja pierdziele, Harry! Po prostu zrób listę i mi ją wyślij! - z uśmiechem rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik. Brunet był w pracy, natomiast ja postanowiłam zrobić zakupy, bo powoli lodówka świeciła pustkami. Przez ponad dwadzieścia minut słuchałam zielonookiego, który co chwilę zmieniał zadanie lub dorzucał coś do swoich zachcianek. Czekałam i czekałam, ale wiadomości z wymienionymi artykułami spożywczymi nie dostałam. Wybrałam numer bruneta i po chwili odebrał.

- Wiesz, kochanie? Jednak stwierdziłem, że razem pojedziemy do sklepu.

- Boże, jak ty mnie irytujesz. - mruknęłam, kończąc rozmowę. Truł mi tyle minut o jedzeniu, a kiedy przyszło co do czego to postanowił, że jednak zrobi zakupy ze mną. Irytująca bestia.

Resztę czasu spędziłam na czytaniu książki i rozmawianiu ze swoją mamą przez telefon. Opowiedziałam jej o wszystkim co zdarzyło się w przeciągu paru dni. Około piętnastej do domu wrócił Harry, który przebrał się z garnituru w zwykłą szarą koszulkę i chwytając mnie za rękę, wyszedł z mieszkania.

- Jak było w pracy?

- Szukam nowego asystenta, więc mam więcej roboty. Poza tym jest w porządku. Chcesz, żebym cię zawiózł jutro na ten kurs?

- Mógłbyś, ale potem wrócę metrem, aby ogarnąć jak to jeździ.

- W porządku. - uśmiechnęłam się i dalszą drogę odbyliśmy w przyjemnej ciszy. Zaparkowaliśmy przed supermarketem i ja weszłam do środka, natomiast on poszedł po wózek. - Kochanie, nie bierz papryki.

- Czemu? Mam zamiar zrobić zapiekankę, więc raczej jej potrzebuję.

- Nie lubię jej.

- Nawet nie poczujesz, że jest w środku.

- Nie wierzę ci. - przewróciłam oczami, odkładając warzywo z powrotem na miejsce. Często robiłam danie z papryką, aczkolwiek nigdy mu o tym nie mówiłam, bo tak to się kończyło. Nie cierpiał zapachu papryki, smaku, wyglądu. Wziął worek mandarynek i chciał już je włożyć do wózka, lecz go powstrzymałam. - Co?

- Nie lubię mandarynek. - posłałam mu złośliwy uśmiech, który odwzajemnił i nachylił się, jednak zdążyłam się odsunąć.

- Jak rozumiem papryka za mandarynki?

- Mandarynki za paprykę. - wpakował do koszyka pomarańczową siatkę owoców i trzy papryki. Cóż za dobry kompromis. - Dobra, ja pójdę po słodycze i herbatę, a ty wybierz przyprawy.

- Jakieś specjalne życzenia czy brać jak popadnie?

- Weź takie najbardziej znane. - rozstaliśmy się przy alejce ze słodyczami i zaczęłam szukać tego co najczęściej jedliśmy. Oczywiście, że wybrałam wafle, ale wzięłam również czekoladowe płatki do mleka i moje ulubione cukierki owocowe, których nie zamierzałam dzielić z Harry'm. Kiedy się odwracałam niechcący na kogoś wpadłam. Mężczyzna zaczął coś do mnie mówić, jednakże nie potrafiłam zrozumieć ani słowa. - Przepraszam, lecz nie mówię po francusku.

- Och, dobrze, że rozumiem po angielsku. Wybacz, nie chciałem na ciebie wpaść.

- Nic się nie stało. Zdarza się.

- Mam na imię Charles, a ty?

- Emma. - uścisnęłam dłoń, którą wystawił i z uśmiechem się od niego odsunęłam, by bardziej się mu przyjrzeć.

- A ja jestem Harry. Bardzo mi miło. - ugryzłam się w język byleby nie skomentować tonu głosu Styles'a. Zazdrość była doskonale widzialna jak i słyszalna, co było z jednej strony zabawne, a z drugiej urocze. Objął mnie w pasie, chcąc, abym go pocałowała. Wymigiwałam się wyłącznie dlatego, żeby go wkurzyć. Chyba mi się udało.

- Charles, mi również. Skąd jesteście?

- Z Londynu, przeprowadziliśmy się tu niedawno. - odpowiedziałam, chociaż wzrok Harry'ego przekazywał mi, bym siedziała cicho.

- To fajnie, witamy we Francji!

- Dziękujemy. Śpieszymy się, więc...

- Może wymienimy się numerami, by jakoś się skontaktować?

- Pewnie, daj mi swoją komórkę. - podałam mu urządzenie i przelotnie zerknęłam na bruneta. Raczej nie zapowiadało się dobrze. - Miło było was poznać.

- Nam również.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż właśnie doprowadziłaś mnie do szaleństwa?

- Nie zrobiłam nic złego. Nie podrywał mnie.

- Spróbowałby. - schylił się, całując mnie krótko w usta. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam do niego dłoń, którą złapał.

- Jesteś na mnie zły?

- Nie, dopóki wiem, że nie ma u ciebie szans.

- Nigdy nie powiedziałam, iż ty je masz.

- Ale to ja cię kocham i podkradam ci wafle, kiedy nie patrzysz.

- Wiedziałam!

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro