Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26

- Kochanie, ciągniesz mnie za włosy. - przewróciłam oczami na jego uwagę i wciąż robiłam to co do tej pory. - Jak ja mogłem się na to zgodzić?

- Widzisz, właśnie tak ulegasz mojemu urokowi.

- Muszę zacząć się uczyć odmowy, podróżniczko.

- Przesadzasz, Harry. Podaj mi gumkę.

- Proszę. - podał mi chciany przedmiot i dzielnie zniósł to jak kończyłam go czesać. Harry niedawno, jeszcze w Londynie odwiedził fryzjera, jednakże nie ściął włosów nie wiadomo jak. Nadal mogłam robić mu warkocze, koki, fryzury różnego rodzaju, nawet kłosa. Związałam mojego dobieranego zwykłą czarną gumką i wreszcie go zostawiłam w spokoju, co skomentował westchnięciem pełnym ulgi.

- Nie przypominasz prawnika ani trochę.

- Pierwszy i ostatni raz się na to zgodziłem. - wydęłam dolną wargę, udając, że było mi z tego powodu przykro. Musiałam przyznać, iż wyglądał naprawdę uroczo i ten Harry całkowicie się różnił od tego, który prezentował się w Londynie. 

- Oj, tylko tak mówisz. Na pewno ci się podobało. - mruknęłam uśmiechnięta, gdyż byłam przekonana, że zwyczajnie nie chciał się przyznać do tego, iż spędził miło czas. 

- Nigdy, przenigdy. Pozwolę ci na maltretowanie mnie w łóżku, ale nie zgodzę się na kolejne czesanie.

- Jesteś okropny.

- Lubisz to, podróżniczko. - z uśmiechem usiadłam pomiędzy jego klatką piersiową, a kolanami, które zgiął. W ciszy bawiliśmy się swoimi dłońmi, co jakiś czas skradając sobie całusy. Było przyjemnie i nie mogłam tego ukrywać. Rzeczywiście chciałabym, jak i jego mama, aby pojawił się na ślubie Gemmy, aczkolwiek wiedziałam, że dla niego było to coś więcej. Nie naciskałam, jednak po cichutku wierzyłam, że mi zaufa i wybierze się ze mną na takie ważne wydarzenie. - O czym myślisz?

- O tym, że będę cię wspierać na tym ślubie.

- Emmo...

- Wiem, że masz wątpliwości i w pełni to rozumiem, lecz nie skreślaj tego tak od razu, ok?

- W porządku, kochanie. Chcesz zagrać jeszcze raz? - kiwnął głową w kierunku gry planszowej, w którą zagraliśmy już z dwa razy.

- Znowu masz zamiar poczuć smak porażki?

- Ja? Przykro mi, podróżniczko, jednakże to ty tym razem przegrasz.

- Chcesz się założyć? - podniosłam do góry brew, patrząc na niego wyzywająco. Uwielbiałam takie sytuacje, kiedy musiałam komuś coś udowodnić, żeby wygrać. Nie zawsze wprawdzie udawało mi się wygrać, ale zdarzało się to rzadziej niż częściej.

- Dobra, jeżeli wygram to śpisz ze mną w samej bieliźnie, seksownej, koronkowej, którą sam wybiorę, a jeśli ty wygrasz to wykupię wszystkie wafle w sklepie. - myślałam chwilę nad jego propozycję, na którą potem przystałam i ściskając jego dłoń, przecięłam nasz uścisk drugą ręką.

Graliśmy już od dobrych dwudziestu minut i nie zapowiadało się na to, aby zielonooki miał zwyciężyć. Był zły, oczywiście, że był, ponieważ to oznaczało, że nie będzie miał mnie obok siebie w samej, skromnej bieliźnie. Natomiast ja byłam szczęśliwa, bo zapas wafli zbliżał się z każdym naszym ruchem w grze.

- Wygrałem! - krzyknął, ciesząc się jak dziecko. Nie miałam pojęcia jak to się stało, że pod koniec zaczęłam tracić swoje szczęście. Harry pomalutku szedł ku wygranej i ją otrzymał. Nie wiedziałam jak on to zrobił, lecz widocznie tak miało być. - Jesteś świadoma, co to znaczy?

- Jestem. - westchnęłam, wstając z miękkiego dywanu. Wykonał tę samą czynność, a następnie łapiąc mnie za dłoń, podążył na górę. Weszliśmy do mojej sypialni, później do garderoby i jedyne co mi pozostało to obserwowanie jak grzebie w mojej szufladzie. Po pewnym czasie wyjął z niej czarno-beżowy komplet, dokładnie taki jaki opisywał.

- Nie mogę się doczekać. - mruknął mi wprost do ucha, podając znalezione rzeczy.

- Nie wierzę, że się na to zgodziłam. - uśmiechnął się i zniknął za drzwiami. Pomału przebrałam się w wyznaczone przez niego dwie części, a później zarzuciłam na siebie kardigan, bo nie czułam się komfortowo. Przeszłam przez korytarz i zawitałam do pokoju bruneta, który leżał na łóżku, spoglądając na drzwi, a dokładniej na mnie.

- Wyglądasz przepięknie, ale miałaś być w samej bieliźnie, podróżniczko.

- Ciesz się, że w ogóle to założyłam.

- Nie ma tak dobrze. Zakład to zakład. - westchnęłam, lecz ściągnęłam moje okrycie na podłogę. Przygryzł wargę, na co prychnęłam i szybko wpakowałam się pod kołdrę. - Ej!

- Co? Nie powiedziałeś, że mam eksponować swoje ciało jak zabytek w muzeum, a wyłącznie spać z tobą w skąpym stroju, no więc... dobranoc.

- Jesteś taką złośliwą, przebiegłą osobą, podróżniczko.

- Następnym razem precyzuj swoją wypowiedź.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro