Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Po wyjściu Harry'ego postanowiłam ubrać się w normalne ubrania i pójść na spacer. Tym razem zamierzałam iść na tę polanę, o której opowiadał brunet. Przebrałam się w biały, szeroki sweter, zwykłe czarne spodnie, a włosy związałam w koka. Na dole ubrałam płaszcz i buty, a następnie wyszłam z domu. Schowałam ręce do kiszeni, ponieważ na dworze panował okropnie zimy wiatr. Szłam powoli leśną ścieżką, aczkolwiek nigdy nie byłam dobra z geografii i po przejściu paru metrów, zgubiłam się. Nie nadawałam się do przechadzek po lesie, nawet najmniejszym. Wyjęłam telefon z kieszeni, bojąc się, że nie będę miała zasięgu. Jakie bardzo byłam szczęśliwa, kiedy okazało się, iż posiadałam jedną kreskę. Wybrałam numer zielonookiego i czekałam może z trzy sygnały.

- Kochanie, zaraz mam rozprawę.

- Och, w takim razie nie będę przeszkadzać.

- Coś się stało? - wydęłam wargi, kłócąc się ze sobą czy powiedzieć mu prawdę. Było mi głupio, gdyż stracenie drogi w tak małym lesie było wręcz niemożliwe, a jednak.

- Zgubiłam się.

- Zgubiłaś? Gdzie?

- W lesie.

- Tym obok naszego domu? - potwierdziłam, a on wyłącznie zaśmiał się do słuchawki. - Kochanie, tego nawet lasem nie można nazwać. To niemożliwe, abyś się tak zapodziała.

- No widać nie znasz moich możliwości.

- Dobra, opisz mi otoczenie.

- Drzewa, trawa, grzyby. - odpowiedziałam, bo przecież jak mogłaby wyglądać okolica? To był las, do cholery.

- No to ci nie pomogę, skarbie.

- Dzięki. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. - ponownie usłyszałam jego śmiech, który wywołał na mojej twarzy uśmiech, aczkolwiek chwilę potem zorientowałam się, że będę tu gniła, aż nie przyjedzie. 

- Spróbuj samej iść tak jak szłaś do przodu. Jeśli się nie uda to do mnie zadzwoń, a przyjadę, dobrze?

- Dobra. - westchnęłam, rozłączając się. Rozejrzałam się dookoła siebie i stawiałam wolne kroki drogą, którą teoretycznie tu przyszłam.

Po godzinie tłuczenia się, wpadania w pajęczyny, potknięć i innych cholerstw, nareszcie udało mi się wrócić na ścieżkę oraz wrócenie na parcelę. Wysłałam wiadomość Styles'owi, że sobie poradziłam, a on mi odpisał, iż po godzinie to wielki sukces.

Będąc w domu, przygotowałam obiad, który składał się z piersi kurczaka, piure z brokułów, ponieważ Harry kupił ich naprawdę dużo i małych marchewek.

- Wróciłem, podróżniczko.

- To nie jest śmieszne.

- Trochę jest. - dostałam całusa w ramię, podczas gdy ja mieszałam w garnku. Nałożyłam mu na talerz wszystkiego po trochu, a za to otrzymałam buziaka w policzek.

- Emmo?

- Tak?

- To zostanie między nami, prawda?

- Oczywiście, nikomu bym tego nie powiedziała. - uspokoiłam go i dokończyłam swój posiłek. Zjedliśmy go w ciszy, ale tym razem przyjemnej. Po posiłku postanowiliśmy obejrzeć film. Ciągle oglądaliśmy jakieś filmy, lecz raczej żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Usiadłam z waflami i miską popcornu bokiem do oparcia kanapy, a Harry znalazł swoje miejsce za moimi plecami.

- Dasz mi wafelka?

- Proszę. - podałam mu, a on zaskoczony odebrał ode mnie opakowanie z karmelową przyjemnością.

- Tak po prostu?

- Bo się rozmyślę. Harry, to łaskocze. - powiedziałam, kiedy zaczął jeździć swoich nosem po moim odsłoniętym ramieniu. Złożył delikatny pocałunek na mojej szyi i w końcu podkradł parę ziaren kukurydzy. 

- Moja podróżniczka. Jak mogłaś się zgubić?

- Przestań, najwidoczniej mogłam. - odłożyłam miskę na stolik i odwróciłam się do niego przodem. Przesunęłam się na jego kolana, a ręce zarzuciłam na jego kark. Pokręcił głową, chyba wciąż nie dowierzając, że tego dokonałam. Wzruszyłam ramionami i pozwoliłam, żeby nachylając się, pocałował mnie. Po pewnym czasie pociągnął mnie za sobą, gdy położył się na plecach. Siedząc na mnie, złączałam nasze usta, a potem je rozłączałam i tak ciągle. 

- Czy naprawdę nie mogę spędzić jednego dnia z tobą, bez kłopotów? - wnerwiony wstał z kanapy, gdyż ktoś dzwonił dzwonkiem do drzwi. Poszłam za nim i stanęłam za jego osobą. - Tak?

- Harry, przyniosłam ci papiery, które niedawno dostaliśmy do kancelarii. - nie mogło to zaczekać? - pytałam siebie, bo nie byłam zachwycona przerwaniem nam miłego wydarzenia. 

- W porządku, chodź do gabinetu. - była to dokładnie ta sama kobieta, która była tutaj dwa dni temu i eksponowała swoje nogi na jego biurku.

- To jest twoja asystentka? - szepnęłam, patrząc jak znika za rogiem.

- Jesteś zazdrosna?

- Nie, oczywiście, że nie. - bąknęłam, patrząc mu w oczy. Szczerze to sama nie wiedziałam czy byłam, jednak nie miałam zamiaru się do tego przyznać. Uśmiechnął się złośliwie i ruszył za nią.

- Postaram się, żeby trwało to jak najkrócej.

- Nie śpiesz się. 

✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro