24
Po wyjściu Harry'ego postanowiłam ubrać się w normalne ubrania i pójść na spacer. Tym razem zamierzałam iść na tę polanę, o której opowiadał brunet. Przebrałam się w biały, szeroki sweter, zwykłe czarne spodnie, a włosy związałam w koka. Na dole ubrałam płaszcz i buty, a następnie wyszłam z domu. Schowałam ręce do kiszeni, ponieważ na dworze panował okropnie zimy wiatr. Szłam powoli leśną ścieżką, aczkolwiek nigdy nie byłam dobra z geografii i po przejściu paru metrów, zgubiłam się. Nie nadawałam się do przechadzek po lesie, nawet najmniejszym. Wyjęłam telefon z kieszeni, bojąc się, że nie będę miała zasięgu. Jakie bardzo byłam szczęśliwa, kiedy okazało się, iż posiadałam jedną kreskę. Wybrałam numer zielonookiego i czekałam może z trzy sygnały.
- Kochanie, zaraz mam rozprawę.
- Och, w takim razie nie będę przeszkadzać.
- Coś się stało? - wydęłam wargi, kłócąc się ze sobą czy powiedzieć mu prawdę. Było mi głupio, gdyż stracenie drogi w tak małym lesie było wręcz niemożliwe, a jednak.
- Zgubiłam się.
- Zgubiłaś? Gdzie?
- W lesie.
- Tym obok naszego domu? - potwierdziłam, a on wyłącznie zaśmiał się do słuchawki. - Kochanie, tego nawet lasem nie można nazwać. To niemożliwe, abyś się tak zapodziała.
- No widać nie znasz moich możliwości.
- Dobra, opisz mi otoczenie.
- Drzewa, trawa, grzyby. - odpowiedziałam, bo przecież jak mogłaby wyglądać okolica? To był las, do cholery.
- No to ci nie pomogę, skarbie.
- Dzięki. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. - ponownie usłyszałam jego śmiech, który wywołał na mojej twarzy uśmiech, aczkolwiek chwilę potem zorientowałam się, że będę tu gniła, aż nie przyjedzie.
- Spróbuj samej iść tak jak szłaś do przodu. Jeśli się nie uda to do mnie zadzwoń, a przyjadę, dobrze?
- Dobra. - westchnęłam, rozłączając się. Rozejrzałam się dookoła siebie i stawiałam wolne kroki drogą, którą teoretycznie tu przyszłam.
Po godzinie tłuczenia się, wpadania w pajęczyny, potknięć i innych cholerstw, nareszcie udało mi się wrócić na ścieżkę oraz wrócenie na parcelę. Wysłałam wiadomość Styles'owi, że sobie poradziłam, a on mi odpisał, iż po godzinie to wielki sukces.
Będąc w domu, przygotowałam obiad, który składał się z piersi kurczaka, piure z brokułów, ponieważ Harry kupił ich naprawdę dużo i małych marchewek.
- Wróciłem, podróżniczko.
- To nie jest śmieszne.
- Trochę jest. - dostałam całusa w ramię, podczas gdy ja mieszałam w garnku. Nałożyłam mu na talerz wszystkiego po trochu, a za to otrzymałam buziaka w policzek.
- Emmo?
- Tak?
- To zostanie między nami, prawda?
- Oczywiście, nikomu bym tego nie powiedziała. - uspokoiłam go i dokończyłam swój posiłek. Zjedliśmy go w ciszy, ale tym razem przyjemnej. Po posiłku postanowiliśmy obejrzeć film. Ciągle oglądaliśmy jakieś filmy, lecz raczej żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Usiadłam z waflami i miską popcornu bokiem do oparcia kanapy, a Harry znalazł swoje miejsce za moimi plecami.
- Dasz mi wafelka?
- Proszę. - podałam mu, a on zaskoczony odebrał ode mnie opakowanie z karmelową przyjemnością.
- Tak po prostu?
- Bo się rozmyślę. Harry, to łaskocze. - powiedziałam, kiedy zaczął jeździć swoich nosem po moim odsłoniętym ramieniu. Złożył delikatny pocałunek na mojej szyi i w końcu podkradł parę ziaren kukurydzy.
- Moja podróżniczka. Jak mogłaś się zgubić?
- Przestań, najwidoczniej mogłam. - odłożyłam miskę na stolik i odwróciłam się do niego przodem. Przesunęłam się na jego kolana, a ręce zarzuciłam na jego kark. Pokręcił głową, chyba wciąż nie dowierzając, że tego dokonałam. Wzruszyłam ramionami i pozwoliłam, żeby nachylając się, pocałował mnie. Po pewnym czasie pociągnął mnie za sobą, gdy położył się na plecach. Siedząc na mnie, złączałam nasze usta, a potem je rozłączałam i tak ciągle.
- Czy naprawdę nie mogę spędzić jednego dnia z tobą, bez kłopotów? - wnerwiony wstał z kanapy, gdyż ktoś dzwonił dzwonkiem do drzwi. Poszłam za nim i stanęłam za jego osobą. - Tak?
- Harry, przyniosłam ci papiery, które niedawno dostaliśmy do kancelarii. - nie mogło to zaczekać? - pytałam siebie, bo nie byłam zachwycona przerwaniem nam miłego wydarzenia.
- W porządku, chodź do gabinetu. - była to dokładnie ta sama kobieta, która była tutaj dwa dni temu i eksponowała swoje nogi na jego biurku.
- To jest twoja asystentka? - szepnęłam, patrząc jak znika za rogiem.
- Jesteś zazdrosna?
- Nie, oczywiście, że nie. - bąknęłam, patrząc mu w oczy. Szczerze to sama nie wiedziałam czy byłam, jednak nie miałam zamiaru się do tego przyznać. Uśmiechnął się złośliwie i ruszył za nią.
- Postaram się, żeby trwało to jak najkrócej.
- Nie śpiesz się.
✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro