Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Wstałam jakoś tak po dziewiątej i pierwsze co zrobiłam to przeciągnięcie się oraz pójście załatwienie porannej toalety. Umyłam zęby, a włosy związałam w niedbałego, szybko wykonanego koka. Przebrałam się w zwyczajne, domowe ubrania i zeszłam na dół, wciąż się myląc, gdzie co było. Nie zdążyłam się przyzwyczaić, nadal skręcałam w prawo, a nie w lewo na schody.

- Zrobiłem śniadanie. - usłyszałam jak tylko przekroczyłam próg kuchni. Uśmiechnęłam się na widok pełnych talerzy znajdujących się na stoliku i zajęłam miejsce obok bruneta. Obserwował jak nakładałam dżem na bagietkę i nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie fakt, że jego wzrok, aż palił moją skórę.

- Coś nie tak?

- Nie, kochanie. Jedz dalej.

- Nie mogę, kiedy się tak patrzysz. Stało się coś?

- Idę dzisiaj zobaczyć kancelarię. Chcesz mi towarzyszyć?

- Chętnie, ale jednak zostanę i ogarnę resztę domu. Mam rozpakować twoje rzeczy czy...

- Poradzę sobie. Potem oprowadzę cię po okolicy i centrum miasta. Czy teraz dostanę buziaka?

- To wszystko było po tego jednego, głupiego całusa?

- Nie, dla twojego buziaka.

- Przestań, bo i tak ci nie uwierzę w ten twój romantyzm. - wywróciłam oczami, słysząc jego odpowiedź i wstałam z krzesła, aby podejść do niego bliżej. Nie miałam zamiaru siadać na jego kolanach, aczkolwiek pociągnął mnie za rękę w taki sposób, że czy chciałam czy nie to i tak na nich wylądowałam.

- Przepraszam.

- Za co?

- Za to, że przespałem się z tą kobietą w samolocie. Ja nie...

- Powiedz mi, czemu tak ci na tym zależy? Przepraszasz mnie od wczoraj.

- Nie mam bladego pojęcia. Po prostu czuję, że mam taki obowiązek. - kiwnęłam w zrozumieniu głową, ale nie zdążyłam zrobić nic innego, gdyż złączył nasze usta w dotychczas najbardziej namiętnym pocałunku. Z zamkniętymi oczami wymacałam miskę z dżemem, który następnie nałożyłam na palec i ubrudziłam policzek zielonookiego czerwoną mazią. - Emmo...

- Ups? - uśmiechnęłam się niewinnie w jego kierunku, wzruszając ramionami. Szybko podniosłam się z jego kolan i biegiem ruszyłam na schody. Nie udało mi do nich dobiec, bo na zakręcie dopadł mnie Styles, który przyparł mnie do ściany i ponownie pocałował. - Harry, twoja komórka.

Warknął niezadowolony, lecz odsunął się wyłącznie odrobinę. Nie wyglądało na to, by odebrał.

- Pewnie moja mama.

- No to odbierz!

- Oddzwonię.

- Pogadaj z nią. Ona jako jedyna cię wspiera, nie ignoruj jej. Poza tym, masz jeszcze coś do załatwienia.

- Za grosz wczucia w sytuację. 

- No już, kretynie.

- Grabisz sobie. - cmoknęłam ustami w powietrzu i uciekłam do siebie na górę. Zabrałam się za rozpakowywanie reszty rzeczy, a także dekoracji, które kryły się w kartonach, a stać powinny w salonie. Harry wciąż rozmawiał przez telefon, co jakiś czas zaczepiając mnie w wszelaki sposób. Ustawiłam świeczki na półkach oraz stoliku od kawy, a mój ulubiony kwiat postawiłam nad kominkiem. Usiadłam obok mężczyzny, gdy pokazał palcem, abym zajęłam miejsce obok niego. Podał mi komórkę, więc odebrałam urządzenie i przyłożyłam je do ucha.

- Witaj, Anne.

- Cześć, kochanie! I jak tam podróż? - postanowiłam nie mówić kobiecie o wyczynie jej syna, ponieważ i tak już dużo się o niego martwiła. Nie chciałam dorzucać jej kolejnych zmartwień.

- Bez większych kłopotów. - wymownie spojrzałam na Harry'ego, który oblizał wargę i zatopił twarz w moich włosach przy szyi. Przeniósł mnie na swoje uda, mając lepszy dostęp do mojej skóry. Położyłam mu rękę na klatce piersiowej, by oddalić się od jego osoby.

- To bardzo dobrze! Och, ledwo wyjechaliście, a już za wami tęsknię. Kochanie, jest sprawa.

- Co to takiego?

- Chodzi o ślub. Gemma wybrała kolor i krój sukien druhen, więc wyślę ci zdjęcie na maila, abyś wiedziała co jej po głowie chodziło. Wierzę, że znajdziesz coś podobnego. Dopilnuj też, żeby Harry znalazł odpowiedni garnitur. Wszystko dostaniesz w wiadomości ode mnie.

- Na pewno damy sobie radę.

- Dziękuję, kochana. No nic, zadzwonię do was jeszcze w tym tygodniu. Do usłyszenia!

- Cześć, Anne! - dotknęłam pola z czerwoną słuchawką i oddałam telefon brunetowi, który dziwnie się do mnie uśmiechał. - I co się tak szczerzysz?

- A tak sobie. Nie mogę? - wzruszyłam ramionami, chcąc wstać z jego kolan, jednak jemu się to chyba nie spodobało. - Jesteś pewna, że nie pójdziesz ze mną obejrzeć kancelarii?

- Mam sporo do zrobienia. - dał mi znak, że rozumiał i ze mną na rękach podążył z powrotem do kuchni, aby dokończyć śniadanie.

Po zjedzeniu, zaczęłam ogarniać wszystkie talerze, szklanki i ulubione kubki, bez których nie mogliśmy wyjechać. Harry miał dwa - jeden był z logo drużyny Manchesteru United, a drugi kształtem przypominał kota i naprawdę nie umiałam ogarnąć jak z tego pił. Mój natomiast był zwykłym kubkiem z małymi koalami, słonikami i żyrafami.

- Wychodzę, kochanie.

- Ok. - niezbyt się nim zainteresowałam, a zamiast tego wypakowywałam ze szczelnego opakowania naczynia, które pragnął wziąć ze sobą. Mógł je kupić tutaj, aczkolwiek tłumaczył to tak, że nigdy by ich nie zdobył ponownie.

- Nie dasz mi buziaka? - wywróciłam oczami, ale się nie odwróciłam. Trzymałam się swoich obowiązków, a on uparcie starał się mnie pocałować, stojąc za moimi plecami.

- Jesteś takim osiołkiem, upartym osiołkiem.

- Lubisz to. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro