15
- Kochanie, będę za tobą bardzo tęsknić. - wierzyłam jej, ponieważ ściskała mnie niebywale mocno, jak nigdy wcześniej. Pocałowałam mamę w policzek, a następnie przyszedł czas na pożegnanie z tatą.
- Uważaj tam na siebie i bądź ostrożna.
- Tato, nie jadę do Amazonii, a do Francji.
- Wiem, córeczko. Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też, tato. - przytuliłam się do niego tak jak robiłam to, gdy byłam młodsza. Nadal był wyższy ode mnie, więc musiałam stanąć na palcach, żeby porządnie go objąć.
- Och, Emmo, będę bardzo tęsknić. Mam nadzieję, że przekonasz jakoś mojego uparciucha do zmiany zdania.
- Mamo!
- Spokojnie, Anne. Harry chyba ma coś do powiedzenia.
- Tak, synku? Mów. - uśmiechnęłam się zachęcająco do bruneta, który wydawał się trochę skrępowany. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie, a przecież miał powiedzieć jedynie to, że postanowił się wybrać na ślub.
- Ja, uch, pójdę na ślub.
- To fantastycznie! Boże, kochana, bardzo ci dziękuję. Nie mam pojęcia jak go przekonałaś, ale dziękuję!
- Cóż, poświęciłam swoją osobę dla tej sprawy. - posłałam mu złośliwy uśmiech, który odwzajemnił i już się nachylał, jednakże byłam szybsza. Odsunęłam się na bezpieczną odległość, żegnając się ze wszystkimi jeszcze raz. Pomachałam całej trójce na odchodne i ruszyłam za Harry'm w stronę barierek. Przechodząc przez jedną z nich, rozbrzmiał okropny dźwięk. Musiałam przejść na bok, aby zostać przeszukaną przez jednego z ochroniarzy.
- To musiały być moje zamki od bluzy albo metaliczne ozdoby od spodni.
- Często się to zdarza, lecz mam obowiązek wykonywać podstawowe procedury.
- Rozumiem, niech pan robi co musi. - byłam również obserwowana przez zielonookiego, któremu całe zajście się nie podobało. Wzruszyłam ramionami, poprawiając bluzę, kiedy proces obmacywania się skończył. Złapał za nasze torby podróżne i podążył do wejścia samolotu. - Oj, chyba się nie obraziłeś?
- Obraziłem. - przewróciłam oczami, wciąż idąc za jego plecami. Szedł z podniesioną głową i unikał mojego wzroku, nawet jeśli stanęłam przed nim.
- W takim razie będę musiała sobie znaleźć nowe towarzystwo. - westchnęłam, witając się z przemiłym stewardem. Spojrzałam przelotnie na Styles'a za mną i usiadłam na odpowiednim miejscu.
- Spróbowałabyś.-zapięłam pasy, w spokoju czekając na wystartowanie.
Lecieliśmy już półgodziny, co oznaczało, że zostało nam około godziny lotu. Harry zniknął gdzieś dziesięć minut temu i dopóki nie usłyszałam niewyraźnych jęków to nie wiedziałam co robił. Zakryłam twarz dłońmi, gdy dotarło do mnie, że nie byłam jedyna, która męczyła się tymi dźwiękami. Uprawiał cholerny seks w cholernym samolocie.
Wrócił z roztrzepanymi włosami i sporym uśmiechem na ustach. Przechodząca obok nas stewardessa była w podobnym stanie, aż mi się niedobrze zrobiło.
- Coś się stało?
- Nie dotykaj mnie. - warknęłam, wyszarpując rękę z jego uścisku. Naprawdę czułam się w tej chwili okropnie i wzrokiem szukałam wolnego fotela.
- Co jest?
- Nie, nic, oprócz tego, że bzykałeś się z jakąś blondynką i na dodatek każdy to słyszał. Jesteś obrzydliwy.
- Emmo...
- Przymknij się. - wstałam, by odejść od niego jak najdalej. Przeszłam przez cały samolot i na samym końcu odnalazłam wolne siedzenie. Byłam zła jak nigdy wcześniej, gdyż ludzie patrzyli na nas z zniesmaczeniem. Nie mogłam uwierzyć, że się nie mógł powstrzymać przed swoją potrzebą.
Resztę lotu spędziłam w samotności, która cale mi nie przeszkadzała. Wolałam to niż Harry'ego. Gdy ta sama kobieta, z którą uprawiał seks poinformowała mnie o skończonej podróży, zebrałam się do wyjścia.
- Emmo, zaczekaj.
- Jesteś kłamcą.
- Przepraszam.
- Mam w dupie twoje przeprosiny. To są jedynie puste słowa. Poza tym, po co to robisz? Nie wskoczę ci do łóżka, bo zobaczyłam, że nie bzykałeś się przez parę tygodni. Daruj sobie i bądź tym kim jesteś - kobieciarzem, playboyem.
- To się zmieni. Nie chcę...
- Zrozum, że nie oczekuję tego po tobie. Nie masz powodu, żeby się zmieniać. Tylko nie motaj mi w głowie. Nie jesteśmy w związku, dlatego nie musisz mieć poczucia winy. Daj sobie spokój i nie obiecuj mi oraz sobie czegoś czego nie możesz dotrzymać. - zatrzymał mnie przy taśmie z walizkami i bezczelnie złączył nasze usta. Wyrwałam się jak najszybciej, mając ochotę dać mu w twarz.
- Przestań! Nigdy więcej tego nie rób, słyszysz?! Nie wiadomo co te twoje usta dotykały. Nie dam sobą pomiatać. - nie odezwał się, a wyłącznie zabrał nasze bagaże.
Pod nasz nowy dom podjechaliśmy taksówką w kompletnej ciszy. Na podjeździe stały już auta, które różniły się od tamtych w Anglii. Widocznie tamte musiał sprzedać i zafundować sobie nowe tutaj. Budynek wyglądał lepiej niż na zdjęciu i spodobał mi się jeszcze bardziej. Czekałam przy drewnianych drzwiach, aż raczy mi otworzyć i kiedy to się stało, weszłam jako pierwsza.
- Wow. - tak jak mówił - rzeczywiście postawił na klasyczne drewno w każdym pomieszczeniu. Salon podobał mi się najbardziej, gdyż był urządzony w przytulny, uroczy sposób, aczkolwiek nowoczesność też wchodziła w grę. Najbardziej urzekł mnie chyba kominek, przy którym będę mogła czytać wiele książek i oglądać mnóstwo filmów. Kuchnia też była niczego sobie, podobna do salonu pod względem urządzenia.
- Podoba ci się?
- Podoba. - mruknęłam, nadal nie chcąc z nim rozmawiać. Westchnął, co było doskonale słyszalne i zwrócił moją głowę w swoim kierunku.
- Emmo, nie traktuj mnie tak.
- Pieprzyłeś się z jakąś laską w samolocie przy czterdziestu osobach. Niedobrze mi się robiło jak tego słuchałam, a co dopiero innym.
- Ja, uch, to był ostatni raz.
- Zostaw mnie.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro