Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

- Wychodzę na kolację, Emmo.

- Ta. - mruknęłam, wkładając do buzi prażoną, karmelową kukurydzę. Oglądałam w telewizji "Wielkiego Gatsby'ego" i nie zwracałam zbytniej uwagi na bruneta.

- Na kolację biznesową.

- Ta. - powtórzyłam, dając mu znak, że wszystko pojmowałam i spokojnie mógł wyjść z mojego pokoju. Aczkolwiek zrobił inaczej, bo przecież było to najbardziej odmienne, dziwne stworzenie jakie dane było mi poznać. Przysiadł na skrawku łóżka, podkradając bezczelnie garść popcornu. - Czy musisz mi wszystko wyjadać? Od dwóch dni nie robisz niczego innego.

Wzruszył ramionami, biorąc jeszcze parę ziaren. Warknęłam pod nosem, zabierając miskę z dala od niego.

- Nie będzie tam żadnych kobiet. Jedynie żona mojego klienta.

- Po co mi to mówisz? Nie musisz zwierzać się ze wszystkiego.

- Po prostu chcę, żebyś wiedziała. - kiwnęłam powoli głową, po raz pierwszy spoglądając na jego twarz. Posłał mi delikatny uśmiech i opuścił pomieszczenie. Od całych dwóch dni był cholernie miły, a wieczory spędzał głównie w domu. To było dość zaskakujące, jednak nie zaprzątałam sobie głowy tą sytuacją.  Po paru minutach usłyszałam zatrzaśnięcie drzwi, więc zostałam z pewnością sama.

Po obejrzeniu filmu, zdecydowałam się na kąpiel, która na celu miała mnie odprężyć. Rozebrałam się do naga i początkowo sprawdzając wodę, weszłam do wanny. Leżałam, wdychając zapach różanego szamponu i waniliowych świeczek. Wszystko było cudowne aż do momentu, w którym zadzwonił dzwonek do drzwi. Powoli unosząc swoje ciało, westchnęłam, gdyż miał być to mój czas. Niestety nie wyszło. Opatuliłam się białym ręcznikiem, a następnie przebrałam się w moje ubranie do spania i z delikatnie wilgotnymi włosami poszłam, aby otworzyć.

- Pan Styles? - zapytałam zaskoczona, widząc w drzwiach ojca Harry'ego. Wciągu mojej dwuletniej pracy widziałam go może z dwa razy, ponieważ zdecydował się nie utrzymywać zbytnich kontaktów z synem.

- Witaj, Emmo.

- Harry'ego nie ma, ale...

- Wiem, że nie ma, kochana. Przyniosłem dla niego pieniądze ze sprzedaży ziemi. Mogłabyś mu to przekazać?

- Oczywiście, jednak może pan wejdzie? Zrobię herbatę.

- Z miłą chęcią. - uśmiechnęłam się w jego stronę i szerzej rozchyliłam drzwi. Mężczyzna ruszył do salonu, a ja podążyłam do gabinetu bruneta, by odłożyć tam kopertę dla niego. Później jedynie wstawiłam wodę na herbatę, a do kubków wrzuciłam torebki z ziołami. Gotowe napoje zaniosłam do dużego pokoju, w którym przebywał Eryk.

- To co u pana słychać? Rzadko pan bywa u Harry'ego.

- Z jasnych powodów, Emmo. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Cóż, poza tym, pewnie już wiesz o ślubie Gemmy.

- Oczywiście, Anne sprawia, że jestem na bieżąco.

- No tak, ta kobieta wręcz cię uwielbia i gada o tobie przy każdym obiedzie. Szkoda tylko, że Harry się nie pojawi na uroczystości.

- Nie? Myślałam, że brat będzie uczestniczył w tak ważnym wydarzeniu swojej siostry.

- Ślub jest za trzy miesiące, a Harry będzie wtedy we Francji. Zadeklarował, że się nie zjawi.

- Pożyjemy, zobaczymy. Ten człowiek jest nieprzewidywalny.

- Nie jestem pewien czy Gemma chce, aby się tam pojawił. Harry jest jaki jest i Gemmie się to nie podoba, tak jak większości.

- Uch, Harry żyje na innych zasadach niż przeciętna osoba, lecz nadal jest waszą rodziną. Nie uważam, że niechęć skierowana w jego stronę nie jest uzasadniona, ale to wciąż twój syn, a jej brat.

- Masz rację, chociaż...

- Miło się rozmawia na mój temat za moimi plecami?

- Harry...

- Zamknij się.

- Kultury, synu. Mówisz do kobiety.

- Wyjdź stąd, tato.

- Nie dopiłem swojej...

- Nie interesuje mnie to! Wyjdź. - wskazał ręką na drzwi, będąc naprawdę zdenerwowany. Starałam się doszukać powodu dlaczego się tak zachowywał, jednakże nic mi nie przyszło do głowy. Eryk pożegnał się ze mną uśmiechem, który odwzajemniłam i wyszedł z domu. Miałam ochotę rzucić filiżanką w tego nabuzowanego faceta, aczkolwiek się powstrzymałam, bo mogłam mieć przez to same problemy. - Jakim prawem wpuszczasz do mojego domu mojego ojca?!

- Nie puściłam do niego mordercy tylko twojego tatę! Cholera, uspokój się! Jak można potraktować tak własnego ojca? Nie dziwię się, że są tak od ciebie oddaleni.

- Nie wtrącaj się.

- Jak sobie życzysz. - zabrałam ze stolika dwa kubki i wyszłam z pomieszczenia, idąc do kuchni.

- Przepraszam. - nie odpowiedziałam. Unikałam go, choć było to ciężkie, gdyż szedł za mną jak cień. - Przeprosiłem, Emmo.

- I co z tego? Słyszałeś chociaż połowę naszej rozmowy?

- Końcówkę. 

- Nie powiedziałam nic złego, twój ojciec tym bardziej. Zastanów się czasami zanim coś zrobisz.

- Przepraszam. - przytulił mnie od tyłu i szczerze nawet nie byłabym na niego za to zła, ale w tej chwili byłam rozczarowana tym jak potraktował swojego rodzica.

- Odsuń się, kretynie.

- Kochanie... - zaczął całować mój bark, chociaż widocznie się szarpałam i odsuwałam.

- Nie nazywaj mnie tak. Puszczaj.

- Nie.

- Jesteś taki natrętny! - odwrócił mnie do siebie przodem, wzruszając ramionami. Nachylił się nade mną, jednakże zatrzymał się tuż przy moim nosie. Lekko trącił go swoim, stopniowo zbliżając się do ust. Nawet jeśli tego nie chciałam to mój umysł za wolno mnie o tym powiadomił. Złączył nasze wargi, po raz pierwszy nie otrzymując mojego sprzeciwu.

- Pocałowałaś mnie. - na jego buzi uformował się wielki uśmiech, który również pojawił się na mojej, jednak nie chciałam dać mu tej satysfakcji.

- Nie, to ty pocałowałeś mnie.

- Odwzajemniłaś.

- Musiało ci się coś ubzdurać.

- Nieprawda!

- Zdarza się, Harry.

- Odwzajemniłaś pocałunek!

 - Widocznie pragniesz tego tak bardzo, że masz już jakieś chore wyobrażenia.

- Kłamczucha! - wystawiłam mu język i wygramoliłam się z jego ramion.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro