Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

- Cześć, Harry. - przywitałam się z nim, kiedy weszłam do kuchni. Ponieważ był wczoraj pijany to sądziłam, iż nie pamiętał tego co wczoraj się stało. Siedział tutaj zamiast w jadalni, grzebał bezsensownie w talerzu i wcale nie wyglądał na zadowolonego. Nie odezwał się, więc zaprzestałam przygotowania śniadania i spojrzałam na niego ze zmarszczonym czołem. - Coś jest nie tak?

- To, że wypiłem wczoraj, nie oznacza, iż zapomniałem co się działo. Nie byłem tak zalany. - przełknęłam ślinę, czując jak atmosfera się zmienia w mgnieniu oka.

- I co związku z tym? - odsunął krzesło od stołu, aby wstać i podejść do mnie tak, że musiałam unieść głowę, by mieć widok na jego oczy. Ułożył swoje dłonie na blacie, więc znajdowałam się pomiędzy nimi.

- Za każdym razem uciekasz.

- Po prostu unikam czegoś czego nigdy nie powinno być.

- Czyli czego?

- Tego co jest teraz. Starasz się mnie zaciągnąć do łóżka i jest to bardzo przykre, bo myślałam, że chociaż odrobinę mnie szanujesz. Uważasz, że jestem jak każda inna, z którą miałeś do czynienia.

- Nigdy tego nie powiedziałem. - niespodziewanie się nachylił, złączając nasze usta. Nadal nie odwzajemniłam jego czynów, gdyż wciąż uparcie trzymałam się swojego zdania. Posadził mnie na blacie, dobrze wiedząc, iż nie oddałam pocałunku. - Przestań być taka zacięta.

- Ktoś musi myśleć rozsądnie.

- Czy zawsze trzeba myśleć rozsądnie? Emmo, co cię blokuje? - zacisnęłam usta w wąską linię, nie mając zamiaru rozmawiać na ten temat. To co wydarzyło się przeszło dwa lata temu nigdy nie powinno wrócić. Przekręciłam głowę w bok, nie chcąc o tym gadać. - Musiał cię naprawdę skrzywdzić.

- To nie twoja sprawa.

- Oczywiście, że nie. Nie chcesz zostać ponownie potraktowana w ten sam sposób, prawda?

- Przestań.

- Sądzisz, że zrobiłbym to samo?

- Nie sądzę, ja to wiem.

- Skończ uciekać, Emmo. Może i zachowuję się jak dupek, ale...

- Ale co? Jesteś dupkiem i nie ma żadnych argumentów, które by cię usprawiedliwiły. Bawisz się kobietami i tyle. - zatrzymał mnie przy schodach, odwracając twarzą do siebie. Nie miałam ochoty ciągnąć tego tematu, bo do niczego nas to nie prowadziło.

- Nie widzę sensu w dalszej dyskusji.

- Chociaż raz się zgadzamy. - warknęłam, odsuwając się i kierując się do swojego pokoju. Przebrałam się z piżamy w domowe ubrania, a potem zabrałam się za sprzątanie. Harry krzątał się po willi, dlatego stwierdziłam, że musiał postanowić pracować w domu.

- Czy mogłabyś przestać odkurzać! Rozmawiam z klientem!

- Co?! Nic nie słyszę! - wrzasnęłam, chociaż doskonale zrozumiałam co mi powiedział. Uśmiechnęłam się złośliwie, a on wykonał to samo.

- Chcę cię wziąć na tym biurku!

- Jesteś kompletnym kretynem!

- Czyli jednak słyszysz! - opierając urządzenie o framugę drzwi, wyłączyłam go i weszłam w głąb pomieszczenia.

- Zastanawia mnie jedna rzecz.

- Jaka?

- Gdzie podziały się wszystkie urocze damy, które miały zaszczyt przekroczyć próg tego domu? Czyżby zapadły się pod ziemię?

- Nie, kochanie. Powiedzmy, że nie widzę w tym już takiej zabawy jak wcześniej.

- Chryste, może zadzwonię po lekarza?

- Jesteś bardzo złośliwa.

- W końcu nie zdarza się to często.

- Może i przez wiele lat uprawiałem seks z większą ilością kobiet, aczkolwiek każdemu po jakimś czasie się to nudzi.

- Wiesz co jest zabawne?

- Hm?

- Nie rozłączyłeś się z klientem. - rozszerzył oczy, biorąc telefon do ręki. Zaczął chaotycznie rozmawiać zapewne z mężczyzną, bo jego głos był dość wyraźny i głośny. Podeszłam bliżej do bruneta i stając na palcach, zaczęłam mu przeszkadzać. - Och, ale to nic, kochanie. Wiele prawników zabawia się po pracy w klubach go-go. Poza tym ta striptizerka nie jest pewna, że jesteś ojcem.

Połączenie szybko się skończyło, a rozbawiony Styles posłał mi pobłażliwe spojrzenie.

- Emma! - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się niewinnie w jego stronę.

- Puść mnie! Puść! - krzyknęłam, kiedy złapał mnie w pasie i przerzucił sobie na ramieniu. Okręcił się ze mną z dwa razy, a następnie przeniósł mnie tak, że musiałam opleć go nogami w talii.

- Odstraszyłaś mi klienta.

- Och, nie chciałam. Nie miałam pojęcia, że ten pan zrezygnuje.

- Miałaś doskonalą świadomość tego co robisz.

- Być może. - pomalutku nasze usta zbliżały się do siebie do momentu, gdy przerwał nam dzwonek do drzwi. - Spodziewasz się kogoś?

- Nie. - zeskoczyłam na ziemię, idąc za dźwiękiem. Przesunęłam wiadro z wodą, aby nikt się o nie nie potknął. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je, witając się z wysoką blondynką.

- W czym mogę pomóc?

- Mam na imię Cassie. - czekałam na ciąg dalszy, jednakże go nie otrzymałam.

- I co z tego?

- Jestem koleżanką Harry'ego. - i wszystko było jasne. Przepuściłam ją do środka, choć niechętnie.

- Panie Styles! - kiedy pojawiali się goście, zwracałam się do niego per pan. Było to wręcz śmieszne, jednak przystosowałam się.

- Co jest, Emmo?

- Witaj, Harry.

- Cześć...Lindy? Amy? Jessica!

- Cassie.

- Oj, biedna. On nawet twojego imienia nie pamięta. - prychnęłam, wracając do porządkowania willi.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro