10
- Cześć, Harry. - przywitałam się z nim, kiedy weszłam do kuchni. Ponieważ był wczoraj pijany to sądziłam, iż nie pamiętał tego co wczoraj się stało. Siedział tutaj zamiast w jadalni, grzebał bezsensownie w talerzu i wcale nie wyglądał na zadowolonego. Nie odezwał się, więc zaprzestałam przygotowania śniadania i spojrzałam na niego ze zmarszczonym czołem. - Coś jest nie tak?
- To, że wypiłem wczoraj, nie oznacza, iż zapomniałem co się działo. Nie byłem tak zalany. - przełknęłam ślinę, czując jak atmosfera się zmienia w mgnieniu oka.
- I co związku z tym? - odsunął krzesło od stołu, aby wstać i podejść do mnie tak, że musiałam unieść głowę, by mieć widok na jego oczy. Ułożył swoje dłonie na blacie, więc znajdowałam się pomiędzy nimi.
- Za każdym razem uciekasz.
- Po prostu unikam czegoś czego nigdy nie powinno być.
- Czyli czego?
- Tego co jest teraz. Starasz się mnie zaciągnąć do łóżka i jest to bardzo przykre, bo myślałam, że chociaż odrobinę mnie szanujesz. Uważasz, że jestem jak każda inna, z którą miałeś do czynienia.
- Nigdy tego nie powiedziałem. - niespodziewanie się nachylił, złączając nasze usta. Nadal nie odwzajemniłam jego czynów, gdyż wciąż uparcie trzymałam się swojego zdania. Posadził mnie na blacie, dobrze wiedząc, iż nie oddałam pocałunku. - Przestań być taka zacięta.
- Ktoś musi myśleć rozsądnie.
- Czy zawsze trzeba myśleć rozsądnie? Emmo, co cię blokuje? - zacisnęłam usta w wąską linię, nie mając zamiaru rozmawiać na ten temat. To co wydarzyło się przeszło dwa lata temu nigdy nie powinno wrócić. Przekręciłam głowę w bok, nie chcąc o tym gadać. - Musiał cię naprawdę skrzywdzić.
- To nie twoja sprawa.
- Oczywiście, że nie. Nie chcesz zostać ponownie potraktowana w ten sam sposób, prawda?
- Przestań.
- Sądzisz, że zrobiłbym to samo?
- Nie sądzę, ja to wiem.
- Skończ uciekać, Emmo. Może i zachowuję się jak dupek, ale...
- Ale co? Jesteś dupkiem i nie ma żadnych argumentów, które by cię usprawiedliwiły. Bawisz się kobietami i tyle. - zatrzymał mnie przy schodach, odwracając twarzą do siebie. Nie miałam ochoty ciągnąć tego tematu, bo do niczego nas to nie prowadziło.
- Nie widzę sensu w dalszej dyskusji.
- Chociaż raz się zgadzamy. - warknęłam, odsuwając się i kierując się do swojego pokoju. Przebrałam się z piżamy w domowe ubrania, a potem zabrałam się za sprzątanie. Harry krzątał się po willi, dlatego stwierdziłam, że musiał postanowić pracować w domu.
- Czy mogłabyś przestać odkurzać! Rozmawiam z klientem!
- Co?! Nic nie słyszę! - wrzasnęłam, chociaż doskonale zrozumiałam co mi powiedział. Uśmiechnęłam się złośliwie, a on wykonał to samo.
- Chcę cię wziąć na tym biurku!
- Jesteś kompletnym kretynem!
- Czyli jednak słyszysz! - opierając urządzenie o framugę drzwi, wyłączyłam go i weszłam w głąb pomieszczenia.
- Zastanawia mnie jedna rzecz.
- Jaka?
- Gdzie podziały się wszystkie urocze damy, które miały zaszczyt przekroczyć próg tego domu? Czyżby zapadły się pod ziemię?
- Nie, kochanie. Powiedzmy, że nie widzę w tym już takiej zabawy jak wcześniej.
- Chryste, może zadzwonię po lekarza?
- Jesteś bardzo złośliwa.
- W końcu nie zdarza się to często.
- Może i przez wiele lat uprawiałem seks z większą ilością kobiet, aczkolwiek każdemu po jakimś czasie się to nudzi.
- Wiesz co jest zabawne?
- Hm?
- Nie rozłączyłeś się z klientem. - rozszerzył oczy, biorąc telefon do ręki. Zaczął chaotycznie rozmawiać zapewne z mężczyzną, bo jego głos był dość wyraźny i głośny. Podeszłam bliżej do bruneta i stając na palcach, zaczęłam mu przeszkadzać. - Och, ale to nic, kochanie. Wiele prawników zabawia się po pracy w klubach go-go. Poza tym ta striptizerka nie jest pewna, że jesteś ojcem.
Połączenie szybko się skończyło, a rozbawiony Styles posłał mi pobłażliwe spojrzenie.
- Emma! - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się niewinnie w jego stronę.
- Puść mnie! Puść! - krzyknęłam, kiedy złapał mnie w pasie i przerzucił sobie na ramieniu. Okręcił się ze mną z dwa razy, a następnie przeniósł mnie tak, że musiałam opleć go nogami w talii.
- Odstraszyłaś mi klienta.
- Och, nie chciałam. Nie miałam pojęcia, że ten pan zrezygnuje.
- Miałaś doskonalą świadomość tego co robisz.
- Być może. - pomalutku nasze usta zbliżały się do siebie do momentu, gdy przerwał nam dzwonek do drzwi. - Spodziewasz się kogoś?
- Nie. - zeskoczyłam na ziemię, idąc za dźwiękiem. Przesunęłam wiadro z wodą, aby nikt się o nie nie potknął. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je, witając się z wysoką blondynką.
- W czym mogę pomóc?
- Mam na imię Cassie. - czekałam na ciąg dalszy, jednakże go nie otrzymałam.
- I co z tego?
- Jestem koleżanką Harry'ego. - i wszystko było jasne. Przepuściłam ją do środka, choć niechętnie.
- Panie Styles! - kiedy pojawiali się goście, zwracałam się do niego per pan. Było to wręcz śmieszne, jednak przystosowałam się.
- Co jest, Emmo?
- Witaj, Harry.
- Cześć...Lindy? Amy? Jessica!
- Cassie.
- Oj, biedna. On nawet twojego imienia nie pamięta. - prychnęłam, wracając do porządkowania willi.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Hej x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro