Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII.3.

Przedstawienie zakończyło się późno. Liczyłam, że uda mi się wbić do garderoby i dorwać jakiegoś gościa w obcisłych gatkach i dostać autograf na piersi, bo w życiu nikt nie podobał mi się tak jak ci faceci w trykotach. Niestety, jedyna droga wyjścia z loży prowadziła tam, gdzie drogi z wszystkich innych miejsc, czyli do wyjścia.

Jerry czekał tam, gdzie mnie wcześniej wysadził. Wsiadłam więc do auta i dałam się odwieźć do hotelu, ciągle jednak mając przed oczami to niesamowite widowisko.

– Jerry, jesteś Kanadyjczykiem, prawda? – spytałam w pewnym momencie.

– Tak, proszę pani.

– Czy jest dla was Cirque du soleil?

– Dumą narodową – odparł bez wahania.

– Czy występują tam sami Kanadyjczycy?

– Pewnie większość jest z Kanady, ale nie znam składu grupy.

– A myślisz, że można by któregoś poznać osobiście?

Jerry się roześmiał.

– A dlaczego chce pani kogoś stamtąd poznać?

– Chciałabym przeprowadzić wywiad – palnęłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

– Nie mam pojęcia, jak to zrobić, ale podejrzewam, że jeśli poprosi pani pana Hughesa albo pana Lagrange... nie ma takiej rzeczy, której oni by nie mogli załatwić.

– Dziękuję, Jerry – odparłam jednak. Ostatnimi osobami, które chciałabym prosić o kontakt do cyrku byli ci dwaj playboye, którzy pewnie teraz używali sobie w najlepsze w jakimś luksusowym przybytku.

Kiedy wróciłam do hotelu, Cindy i Minnie były już po zakupach, a nawet po prysznicu. Chodziły po apartamencie w samych krótkich szlafrokach, denerwując ochroniarza. A ja... byłam głodna jak wilk, bo zapomniałam pójść na kolację przed wyjściem na przedstawienie.

– Evan, myślisz, że o tej porze można jeszcze dostać coś do jedzenia?

– Nie sądzę. Hotelowa restauracja jest już zamknięta. Ale może w barze coś będzie?

– Zbytek łaski! – prychnęłam. – Nie chce mi się alkoholu, tylko jedzenia.

– Zadzwonię do szefa, może przyniosą coś ze sobą, jak będą wracać.

– Nie ma mowy! Nie chcę o nic prosić Alexandra! Jeszcze mi się oberwie, że mu w bzykaniu przeszkadzam!

– Ale to nie ty prosisz, Gaëlle, tylko ja. – Evan metodycznie wybrał numer i zaczekał aż Alex odbierze. Nie chciałam tego słuchać, więc zatkałam sobie uszy i poszłam do swojej sypialni. Postanowiłam wziąć prysznic i położyć się spać, żeby Evan dał mi spokój.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Po prysznicu zrobiłam się jeszcze bardziej głodna. Była już prawie dwudziesta trzecia. Ale przecież to Montreal! Na pewno mają jakieś całodobowe knajpy z żarciem na wynos!

– Evan! – Wypadłam z sypialni, drąc się na ochroniarza. – Zamów mi coś z dowozem, proszę! Umrę tu z głodu. – Spojrzałam na niego błagalnie.

– Po co? Alex i Max zaraz tu będą.

– Co???

– Mówiłem, że ci coś przywiozą. Byli na bankiecie. Już wracają.

Chwilę później do pokoju wpadli Alex i Max. Co prawda byli w garniturach, ale kompletnie pijani. Jeden wieszał się na drugim, bo inaczej obaj by wywinęli orła. Alex trzymał w ręku reklamówkę.

– Gaëeeeee-lle! – wybełkotał. – Przyniosłem ci jedzonko.

– Niep! – zaprotestował Max pijackim głosem. – To ja ci przyniosłem, a on wyrwał mi torbę przed drzwiami.

– Jesteście obaj żałośni! – zabrałam reklamówkę z ręki Alexandra i odsunęłam się od nich, bo dawali przepiciem na kilometr. – Ale za kolację dziękuję.

W środku było pudełko kateringowe z pieczonym łososiem, sałatą lodową i kuleczkami z ziemniaków. Pochłonęłam całość w mgnieniu oka.

– Masz coś pod tym szlafrokiem? – spytał nagle Max.

– Flaszki nie chowam przed wami – burknęłam, bo jeszcze mi brakowało pijackich zalotów.

– Widzisz to jej udo? Wgryzłbym się w szyneczkę – zagadnął Max Alexandra, a ja nerwowo naciągnęłam szlafrok, żeby zakryć uda. Pijany zboczuch!

– Idę spać. I wam też radzę. – Wstałam, odwróciłam się na pięcie i poszłam do swojej sypialni.

– Ty idziesz czy ja mogę? – usłyszałam za plecami głos Maxa.

– Ani mi się waż – syknął Alex i pociągnął przyjaciela w drugą stronę.

– Pies ogrodnika! – warknął Max.

– Jesteś pijany – odparł Alex, który chyba cudownie otrzeźwiał. – Jutro pogadamy. – I praktycznie wrzucił Maxa do jego pokoju. Aż się zatrzymałam w drzwiach, widząc to.

– Dobranoc, Gaëlle – powiedział do mnie Alexander łagodnym tonem.

– Dobranoc, szefie.

Wolałam nie analizować tego uczucia, które rozlało się we mnie, kiedy pożerał mnie wzrokiem. z taką... czułością.


10 grudnia

Ja wstałam o ósmej rano. Byłam wyspana, choć ciągle rozemocjonowana wczorajszym występem. Pozostali jeszcze spali. Dziewczyny, bo one pewnie nigdy wcześnie nie wstawały, a chłopaki... lepiej nie mówić. Uświadomiłam sobie, że wczoraj pierwszy raz w życiu widziałam Alexandra pod wpływem alkoholu. Nigdy nie pił, odkąd zaczęłam u niego pracować. I zawsze wstawał o szóstej na poranny trening.

Nie mogąc liczyć na towarzystwo, ubrałam się i zeszłam na hotelowe śniadanie. Wiem, mogłam zamówić do pokoju, ale ja właśnie chciałam stamtąd wyjść. Po śniadaniu capnęłam jedną z rozłożonych na stojaku lokalnych gazet i wróciłam z nią do pokoju.

I tam przeżyłam niemałe zaskoczenie. W gazecie codziennej Le Journal de Montréal* przeczytałam, że panowie Alexander Hughes i Maximilien Lagrange, sponsorzy strategiczni kanadyjskiej dumy narodowej, Cirque du soleil, wzięli udział w bankiecie z okazji rozpoczęcia światowego tournée grupy, które zaczyna się w Kanadzie, a potem obejmie Stany Zjednoczone i w końcu dotrze do Europy. Nowa twarz Alexandra Hughesa, do cholery! Zdjęcie Alexa i Maxa w garniturach z uwieszonymi na ich szyjach panienkami uznałam za bardzo udane. Pasuje do nich jak ulał!

Autor artykułu rozwodził się jeszcze nad wspaniałością tych oto osobników, ale nie miałam ochoty już tego czytać. Owszem, to fajne, że ludzie, którzy mają forsy jak lodu, chętnie dzielą się nią z innymi i chcą pomagać, ale bez przesady. To nie czyni z nich bohaterów. To nadal są tylko goście z kasą.

Kiedy odkładałam gazetę na stolik, ze swojej sypialni wyszedł Alexander. Był w dresach i wyglądał... jakby przed chwilą ćwiczył, więc mnie zaskoczył.

– Miałeś trening? – zdziwiłam się. – Chciało ci się ćwiczyć po przepiciu?

– Nie wypiłem tak dużo jak Max – odpowiedział. – Wygłupiałem się trochę wczoraj. Ale dziś mogłem ćwiczyć tylko nogi, bo wczoraj nabawiłem się kontuzji barku.

– Jak niby? Wyrżnąłeś się na śniegu po pijaku? – zakpiłam.

– Jakbyś zgadła. Tylko nie ja, a Max się wyrżnął. Chciałem go przytrzymać, żeby nie upadł, ale on pociągnął za mocno moją rękę. Nie byłem ostrożny. Teraz boli. – Wskazał na lewe ramię.

– Nie będę ci prawić morałów na temat kontroli nad ilością wypijanego alkoholu.

– Nie tego oczekuję. Zjemy razem?

– Już jadłam.

– W takim razie ja będę jadł, a ty dotrzymasz mi towarzystwa.

– Co każesz, szefie.

– Coś ty taka naburmuszona?

– Czemu nie powiedziałeś mi, że jako Lagrange SARL sponsorujecie z Maxem Cirque du soleil?

– A interesuje cię to?

– Tak, jako kolejna twarz Alexandra Hughesa. – To nie było do końca kłamstwo.

– Sponsoruję wiele instytucji kultury. Myślisz, że do cyrku mam osobną twarz?

– Nie, po prostu... – zastanawiałam się, jak to sformułować – szkoda, że nie zabraliście mnie na bankiet. Chciałabym poznać tych artystów.

– Podobało ci się przedstawienie? – spytał rozbawiony.

– BAAAARDZO! – Zrobiłam gest rękami jak mała dziewczynka, która pokazuje, że coś jest mega super wielkie.

– A co najbardziej?

– A znasz ich przestawienia?

– Wszystkie.

– Podobało mi się, jak ci zbóje w czarnym przegonili tę parkę w białych trykotach i zaczęli swoje tańce i akrobacje. – Zrobiłam rozmarzoną minę. – Wiem, pierwszy raz usłyszysz ode mnie coś takiego, ale... – zawahałam się.

– No co?

– Marzyłam o tym, żeby jeden z nich mnie porwał w ciemnej uliczce. Nie miałam pojęcia, że tam mnie kręcą goście w legginsach – zachichotałam.

– Gdybym wiedział, przebrałbym się w legginsy już pierwszego dnia twojego pobytu w Stanach – zaśmiał się.

– Nie śmiej się ze mnie!

– Ale to zabawne! Co prawda, ze swojego stroju baletowego dawno już wyrosłem, ale pamiętam jeszcze parę kroków – stwierdził, po czym pokazał mi sissonne en avant**  i soubresaut***, a potem tour lent****, który zawsze kojarzył mi się raczej z tańczącymi kobietami. Znałam je, bo przeprowadzałam kiedyś wywiad z primaballeriną z Opéra Garnier*****.

– Gdybyś to zrobił w różowym trykocie, zaczęłabym cię podejrzewać o inklinacje gejowskie – zaśmiałam się. Zawtórował mi.

– Wtedy musiałbym ratować swój honor i pokazać ci, jak bardzo lubię kobiety – stwierdził dopiero po chwili.

– Twoim problemem jest, że lubisz je aż za bardzo. – Wystawiłam do niego język.

Podszedł bliżej i nachylił się nade mną i szepnął:

– W jednym jesteś nie do pobicia.

– W czym?

– Żadna nie wkurza mnie tak, jak ty.

Odruchowo walnęłam go pięścią w ramię. Lewe.

– Au! – syknął.

– Przepraszam, kontuzja...

– Jaka kontuzja? Szefie, co się stało? – usłyszałam za plecami zmartwiony głos Cindy i już wiedziałam, że zostawiam Alexandra w dobrych rękach.

Zaszyłam się w swojej sypialni i poszłam marzyć o moich rozbójnikach.



----

* Kanadyjski dziennik.

** w balecie tzw. krok nożycowy do przodu.

*** w balecie podskok z obu nóg z wyrzutem.

**** w balecie powolny obrót na jednej nodze.

***** Zabytkowa opera w Paryżu, ciągle czynna.

Miłego dnia :-) Dobra, żarcik :-D Wiem, że czekacie na bonus, zaraz będzie :-*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro