Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII.7.

Z muffinką w dłoni weszłam po schodach i zdyszana (ach, ten brak kondycji) dotarłam po chwili do gabinetu Hughesa. Po drodze ułożyłam sobie przynajmniej dwie przemowy pożegnalne w stylu „wal się na maskę, ty chuju" i „a kto by chciał u ciebie pracować, zboku?", ale to, co zobaczyłam... Alexander stał przodem do okna i patrzył na zewnątrz. Nadal miał na sobie tylko te dresy, przez co moje myśli powędrowały w niebezpieczne rejony.

Odwrócił się do mnie, a ja jego twarzy nie zobaczyłam już ani śladu wkurzenia.

– Nie myśl, że cię zwolnię, bo mnie wkurzasz. – Jakby wypowiedział moje myśli. – Zacznij notować.

– Nie mam przy sobie niczego.

– To notuj w pamięci, jak będzie wyglądał wstęp do mojej biografii – odparł.

– Okej...

– Kiedy byłem mały, wiele razy wpadałem do gabinetu taty. Stał tak, jak teraz ja, przed tym samy oknem...

– I?

– I zastanawiał się pewnie, komu to wszystko zostawi, skoro jego jedyny syn nie wykazuje żadnego zainteresowania nauką, firmą, finansami... tylko ćwiczy balet.

– Że co???

– To było moje ulubione zajęcie do dwunastego roku życia – ciągnął dalej. – Tak poznałem Maxa. Był moim jedynym przyjacielem w dzieciństwie. Obaj byliśmy synami bogatych ludzi, którzy chcieli z nas zrobić kogoś, kim nie byliśmy.

– Słucham???

– Sylvain Lagrange, mówi ci to coś?

– Nie bardzo.

– To był kanadyjski potentat połowu i przetwórstwa ryb. Miał największą firmę tego typu na Atlantyku.

– Miał?

– Miał, bo już jest nie żyje. A mówi ci coś imię i nazwisko Maximilien Lagrange?

– Też nie.

– To nasz Max.

Zaraz, zaraz...

– Chcesz mi powiedzieć, że Max jest... bogaty... a mimo wszystko pracuje jako twój ochroniarz?

– Nie pracuje u mnie. Jest moim wspólnikiem i przyjacielem.

– To czemu mówi do ciebie „szefie"?

– To taka nasza gra. Wyrywamy na to laski. Albo on, albo ja, w zależności od tego, która co woli.

– Co robicie???

– Nie wszystkie kobiety lubią szefa. Niektóre wolą ochroniarza. – Puścił do mnie oko. – Ty jednak nie dałaś się przekonać żadnemu z nas.

– Jesteście nienormalni!

– Och tam, zaraz takie wielkie słowa. Po prostu dobrze się bawimy.

– Rozumiem, że tytuł twojej biografii ma brzmieć „Dobrze się bawiłem"?

– Jesteś złośliwa, a mnie to coraz bardziej kręci.

– Nieprawda! – zaprotestowałam. – Czujesz dysonans, bo nikt nigdy nie kazał ci się walić na maskę. Ale ja tego nie robię dla zabawy. Naprawdę chcę mieć spokój. Dość już przeżyłam.

– Nie chcesz emocji, Gaëlle?

– Nie chcę.

– Dlaczego? – Przyglądał mi się, jakbym była ciekawy eksponatem w muzeum.

– Prędzej czy później to zawsze boli, ale co może o tym wiedzieć taki playboy jak ty?

– Masz mnie za typa bez uczuć?

– Tak.

– Mówiłem już, że nic o mnie nie wiesz, Gaëlle, ale mam prośbę.

– Prośbę? – zdziwiłam się.

– Tak. Jesteś dziennikarką. Nie oceniaj gazety po okładce. Wiesz, na czym polega cover i pierwsza strona?

– Pewnie!

– To teraz pomyśl. Po co taki bogaty facet jak ja zadawałby sobie tyle trudu, żeby wszyscy postrzegali go jako rozrywkowego chłopca bez krztyny refleksji?

– Bo może to nie trud, tylko wygoda? Po co udawać kogoś, kim się nie jest?

– Może żeby ukryć to, kim się jest?

Zaskoczył mnie. Musiałam przez chwilę stać z rozdziawioną gębą i głupią miną, bo w końcu zareagował impulsywnie. Materiał jego spodni napiął się, tworząc niezły „namiot". Jezu. Ale ma sprzęt!

– Gapisz się na mojego penisa – zauważył.

– Stanął ci. Tylko rozmawialiśmy. – Odbiłam piłeczkę.

– A myślisz, że jak działają na normalnego faceta twoje rozchylone usta i bezmyślna mina?

– Zbok! Wychodzę!

– Nic z tego – zaprotestował gwałtownie, zabiegł mi drogę i zamknął przede mną drzwi.

– Nie będziesz mnie molestował! – krzyknęłam.

– Nie chciałem, przepraszam – skruszył się. – Ale nie rób przy mnie takiej miny, bo kiedyś się nie opanuję i...

– I co? Zgwałcisz mnie i powiesz, że to była moja wina?

– Nie. Pocałuję cię i przekonam, że to jest twoja wola – zarechotał.

– Głupol!

– Gaëlle!

– Co?

– Chcę, żeby czytelnik poznawał mnie twoimi oczami.

– Teraz mówisz o książce? – Nie nadążałam za nim.

– Cały czas mówię o książce! Wchodzisz do pokoju, widzisz mnie przy oknie i zaczynamy rozmawiać. Pokazujesz czytelnikom, jak mnie widzisz, a potem twój obraz mnie się zmienia...

– Mam wspomnieć o dresach i wzwodzie?

– Skoro to cię tak kręci, Red...

– Ty mnie specjalnie tak wkurzasz, żeby kontrast wyszedł odpowiedni? – zdziwiłam się.

– Nie – zaśmiał się – to masz w bonusie. Tutaj grają po prostu nasze temperamenty. Nie mogę się powstrzymać, żeby cię nie denerwować. Myślę, że ty masz tak samo.

– Czemu tak ci zależy na tej biografii? Po co ci ona?

– Bo chcę zostawić coś po sobie.

– Ale czemu akurat książkę? Czy to mają być „Dwie twarze Alexandra Hughesa"?

– Tylko dwie? Czemu nie pięćdziesiąt? – zakpił.

– A masz pięćdziesiąt? – Uśmiechnęłam się szelmowsko. Mimo że był dupkiem, jego inteligencja i specyficzne poczucie humoru bardzo mi się podobały.

– Sama policzysz, jak odkryjesz wszystkie – odpowiedział w tej samej konwencji.

– Ale ty może mi mów, jak się zgrywasz, bo ja wszystko na poważnie biorę.

– Ale właśnie to jest w tobie najzabawniejsze. Jesteś autentyczna jak mało kto. Myślisz, że którakolwiek z asystentek podejrzewałaby mnie o podwójne życie?

– A Lizzy? – Odważyłam się spytać. Od razu się zachmurzył.

– To też plotkarze zdradzili? – spytał.

– Nie, to ty sam, swoją reakcją na jej imię.

– Spostrzegawcza jesteś. – Podrapał się po rodzie. – Może kiedyś ci opowiem. Zjesz dzisiaj ze mną kolację? – spytał, zmieniając temat.

– Sama?

– Nie, ze mną – zaśmiał się.

– Jak nie zabiję cię w czasie zakupów, to możliwe – odparłam ze śmiechem.

– To idź się szykować, żeby pani Goldman nie musiała długo na nas czekać.

– Już tu jest? – pisnęłam zaskoczona.

– Będzie o dwunastej.

– To jeszcze mnóstwo czasu. Nie ma dziewiątej.

– Znasz jakąś kobietę, która jest gotowa do wyjścia w mniej niż godzinę?

– Siebie.

– To o dziesiątej chcę cię widzieć w holu przy wyjściu. Mamy coś do załatwienia przed zakupami.

– Gdzie jedziemy?

– Możesz choć raz nie zadawać pytań? To nie wywiad – jęknął poirytowany.

– Muszę wiedzieć, jak się ubrać! – wyrzuciłam mu. – Nie mam garnituru na każdą okazję.

– Sportowo.

– Nie będę z tobą biegać. Nie mam kondycji!

– Nie idziemy biegać – zaśmiał się.

– Dobrze, będę gotowa o dziesiątej – zgodziłam się i pobiegłam do swojego pokoju.

Na miejscu sprawdziłam tablet, bo coś mnie tknęło. Oczywiście musiał mnie oszukać! Rano powiedział, że do południa nie ma żadnych planów w kalendarzu. A były. W godzinach 10:30-11 wpisane było zagadkowe hasło „Hermann Square". Cokolwiek to oznaczało. Dlaczego mu zaufałam i tego nie sprawdziłam? – wyrzuciłam sobie niekompetencję.

Wzięłam szybki prysznic, włożyłam sportową bieliznę, legginsy, adidasy i elastyczny top. Włosy dla pewności związałam. Włożyłam też na głowę czapkę z daszkiem i okulary słoneczne. Byłam pewna, że Hughes wpuścił mnie w jakiś kanał i na pewno zrobię z siebie idiotkę, wolałam więc, żeby moja twarz była jak najmniej widoczna.

Punktualnie o dziesiątej czekałam na dole, ale Alexandra nie było. Wyjrzałam na zewnątrz. Przed schodami stała limuzyna. Kierowca zatrąbił na mój widok, więc podeszłam bliżej. Szofer wysiadł i otworzył mi drzwi.

W środku siedział Alexander w garniturze. Co za drań! Tak mnie wystawić!

– Po co byłam ci w stroju sportowym?

– Chciałem sprawdzić, czy spełnisz moje polecenie bez szemrania – przyznał otwarcie.

– I co? Jesteś z siebie zadowolony? – sarknęłam. – Co jest dziś na Hermann Square?

– Impreza sportowa.

– Mówiłam ci, że nie biegam.

– I nie będziesz.

– To dlaczego ty jesteś w garniturze, a ja w stroju sportowym?

– Zobaczysz.

Nienawidzę gnoja – powtarzałam sobie w myślach przez najbliższy kwadrans.



----

A Wy go lubicie czy raczej nie? :-) I co on znowu wymyślił?

Pierwszy bonus z serii na osłodzenie deszczowego poniedziałku <3 :-*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro