Rozdział II - On nie odpuści
Kolacja i wieczór z Charlesem cudownie mnie zrelaksowały. Przy okazji przekonałam się, że Charlie nie stracił nic ze swoich łóżkowych supermocy. Przy nim przelotnie poznany prawnik wypadał blado. Naprawdę by był fajny, gdyby nie był taki durny – pomyślałam, zasypiając w jego zachłannych objęciach. Było mi dobrze i pogratulowałam sobie tej decyzji. Nawet jeśli mój szef był totalnie nieperspektywiczny jako potencjalny partner życiowy, był moim przyjacielem i mogłam na niego liczyć.
Rano obudziłam się w sypialni Charliego. On spał spokojnie i wyglądał na zrelaksowanego. Ja jednak mierzyłam się z wyrzutami sumienia. Mimo wszystko nie powinnam była do tego dopuścić w obecnej sytuacji. „Tylko seks" z szefem komplikował dodatkowo naszą i tak skomplikowaną relację i sytuację zawodową. Czemu nigdy nie jestem taka mądra „przed"? – zastanowiłam się i zdecydowałam, że jednak ulotnię się po angielsku, zanim mój gospodarz wstanie. Tak było mniej niezręcznie.
Ubrałam się po cichu we wczorajsze ciuchy. Nie czułam się zbyt komfortowo, ale nie komfort był w tej sytuacji najważniejszy. Do jutra miały rozstrzygnąć się moje losy jako dziennikarki CONTEMPORAIN i to był teraz mój priorytet.
Wróciłam więc do siebie. Metrem było szybciej niż taksówką. Z ulgą przywitałam znajomy hol, drzwi windy... Przypomniałam sobie nawet z rozbawieniem niedawną niecierpliwość Fabrice'a, wjeżdżając na dwudzieste piętro. To było zaledwie przedwczoraj, a jakby rok temu – pomyślałam, kręcąc głową.
Potem przekręciłam klucz w zamku, pchnęłam drzwi i... od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Ostrożnie weszłam korytarzem i spojrzałam w prawo. W mojej sypialni był totalny kipisz. Niestety, salon i kuchnia wyglądały podobnie. W panice wycofałam się na korytarz i wybrałam numer alarmowy.
– Halo, policja?
– Posterunek piętnastej dzielnicy, słucham?
– Z tej strony Gaëlle Lamartine, było włamanie do mojego mieszkania.
– Proszę o podanie adresu.
– Tour Espace deux mille, onze Rue de Javel, wejście B, dwudzieste piętro – wyrecytowałam.
– O. – Dyżurny najwyraźniej dał się zaskoczyć. – Mówi pani, że ktoś włamał się do apartamentu w wysokościowcu?
– Tak. Wróciłam rano do mieszkania, drzwi były otwarte, choć na pewno je zamknęłam. Moja sypialnia jest wywrócona do góry nogami, jakby ktoś czegoś tam szukał.
– Czy ktoś poza panią ma klucze od mieszkania?
– Nie. Mieszkam w nim sama od ponad dwóch lat.
– Czy domniemany włamywacz jest nadal w mieszkaniu?
– Nie mam pewności, ale chyba nie. Weszłam tylko na chwilę i...
– Proszę zaczekać na zewnątrz i niczego nie dotykać – przerwał mi policjant. – Wysyłam patrol.
Patrol? Tu trzeba ekipę śledczych i techników kryminalistyki, żeby zdjęli ślady – pomyślałam, ale nie miałam już siły ani cierpliwości dla naszej policji. Miałam nadzieję na miejscu wyegzekwować więcej, więc odpowiedziałam po prostu:
– Dobrze, czekam.
To było najdłuższe dwadzieścia minut w moim życiu. Dopóki nie przyjechał patrol policji, czekałam na korytarzu i wpatrywałam się ze strachem w nieruchome drzwi wind, jakby stamtąd magicznie miał na mnie ktoś wyskoczyć. Nikt nie wyskoczył. Kiedy w końcu zapaliły się światła w jednej windzie, to byli właśnie policjanci.
– Dzień dobry, młodszy komisarz Sérieux... – zaczął pierwszy młodszy z mężczyzn, starszy stopniem.
– ...i starszy posterunkowy Jarvis – dokończył drugi, starszy, ale z niższym stopniem służbowym. Wyglądali jak typowi policyjni partnerzy z amerykańskich filmów.
Czy ja jestem w kiepskiej komedii kryminalnej?
– Czy pani Lamartine?
– Tak, Gaëlle Lamartine, to ja wzywałam policję – potwierdziłam.
– Moja żona jest pani fanką – odezwał się wtedy starszy z policjantów.
– Miło mi, ale to chyba nie jest odpowiedni moment... – zaryzykowałam szczerość. – Ktoś włamał mi się do mieszkania pod moją nieobecność.
– A więc nie było pani w domu, kiedy to się stało?
– Sama nie wiem, czy to dobrze, czy jednak źle.
– Rozejrzyjmy się – zaproponował starszy z policjantów.
Weszliśmy razem do mieszkania. Oni pierwsi, ubezpieczając się bronią. Ja dopiero po chwili, kiedy dali mi znak. Najwyraźniej już dawno tam nikogo nie było.
– Czy coś zginęło? – spytał jeden z policjantów.
– Jeszcze tego nie wiem. Za bardzo się bałam, żeby sprawdzić.
– To proszę się rozejrzeć, tylko niczego nie dotykać, a my wezwiemy technika kryminalistycznego.
– Dobrze.
Ostrożnie obeszłam cały apartament, starając się niczego nie dotykać, jak polecił mi policjant. Kuchnia wyglądała na nienaruszoną, podobnie łazienka. Kipisz był jedynie w salonie, mojej sypialni, moim gabinecie i nieużywanym pokoju gościnnym. Nieużywanym, bo nikt mnie nie odwiedzał. Ostatni raz rodzice byli w Paryżu jeszcze przed moim rozwodem. W salonie były ściągnięte obrazy ze ścian. W mojej sypialni zerwana fototapeta, rozwalone łóżko, wyrzucone wszystko z komody... W gabinecie wszystko wyrzucone z biurka. Pokój gościnny wyglądał podobnie jak sypialnia.
– Czy ma pani pomysł, czego mógł szukać włamywacz?
– Nie wiem.
– Ma pani w domu sejf?
– Tak, ale nieużywany. Zresztą włamywacze go nie znaleźli, z tego co widziałam. Nikt by się nie domyślił, że jest w garderobie za szafą w butami. – Tym razem paranoja właściciela apartamentu wydała mi się zrozumiała.
– Czyli nic cennego nie zginęło?
– Nie było tu nic cennego poza obrazami, które zdjęli ze ścian, ale nie zabrali.
– To znaczy, że złodziej mógł nie zabrać tego, po co przyszedł?
– Możliwe. Ale... czy to oznacza, że jeszcze wróci?
– Proszę się najpierw upewnić, że nic nie zginęło.
Obeszłam jeszcze raz całe mieszkanie. Może nie najcenniejszą, ale najważniejszą rzeczą, jaką posiadałam, był mój prywatny laptop. I tylko jego nigdzie nie było. Przypomniałam sobie, że poprzedniego dnia zostawiłam go na stoliku obok kanapy, bo się ładował.
– Zginął mój laptop!
– O jakiej wartości?
– Eee, nie wiem, tysiąc euro, nie więcej. – Co prawda to był dobry laptop, ale miał już parę lat.
– To niewielka strata.
– Ogromna! – Spojrzałam na niego z desperacją. – A moja praca?
– Trzyma pani swoją pracę na prywatnym laptopie?
– Jestem dziennikarką. Pracuję w domu lub w terenie równie często jak w redakcji.
– Ma pani gdzieś kopię zapasową tych materiałów?
W tym momencie mnie coś tknęło. Czemu policjanta interesują efekty mojej pracy? Przecież powinien się martwić o odzyskanie skradzionego sprzętu.
– Nie, niestety – skłamałam gładko. – Dlatego tak ważne jest, żeby komputer się znalazł.
– Czy sprzęt ma jakieś zabezpieczenia? Namierzanie w razie kradzieży?
– Nie. A po co?
Policjant wzruszył ramionami.
– Pani Lamartine, mam rozumieć, że zginął tylko laptop o wartości rynkowej nie wyższej niż tysiąc euro?
– Na to wygląda – westchnęłam. – Ale ktoś włamał się do mojego mieszkania, do cholery! Jak mam się tu czuć bezpiecznie???
– Tylko spokojnie. – Drugi z policjantów podszedł do mnie, widząc, że byłam na granicy wybuchu. – Pani bezpieczeństwo jest oczywiście ważniejsze niż skradziony sprzęt.
Zbytek łaski.
----
* fr. WieżaEspace (Przestrzeń) 2000, ulica Javela 11.
Weekendowy bonus dla marysziaa , ktora zgłosiła się pierwsza :-) Pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro