Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX.9.

Z lotniska wychodziłam z walizką i plecakiem godzinę później. Było przed ósmą czasu lokalnego. Autobus zabrał mnie do centrum miasta. Po drodze szukałam jakiegokolwiek hotelu w pobliżu Bell Centre, ale wyświetlił mi się tylko Novotel ze swoimi przystępnymi cenami. Alexander pewnie spał w Queen Elisabeth, bo zawsze kazał sobie wybierać najlepsze, a na to nie było mnie stać. Ale o dziesiątej zaczynała się próba.

Zameldowałam się w hotelu na jedną przedłużoną dobę, szybko wzięłam prysznic i przebrałam się w coś lepszego niż miałam na sobie. Wykupiłam sobie śniadanie w hotelowej restauracji, choć według mojego zegara biologicznego, powinno już być po obiedzie. Musiałam jednak cokolwiek zjeść zanim zmierzę się z ochroną obiektu. Wolałam uniknąć dzwonienia do Maxa, a tym bardziej do Alexa. Chciałam mu to powiedzieć prosto w oczy, nawet jeśli nie miałam pewności, że w ogóle zechce ze mną rozmawiać. Nie musiał, prawda? Mógł obrazić się na amen.

Wyszłam z hotelu po dziewiątej, bo wiedziałam, że Alex lubił być na miejscu wcześniej. Niestety, tak jak przewidziałam, ochrona Bell Centre nie chciała słyszeć o wpuszczeniu mnie do środka, nawet jeśli podałam się za asystentkę Hughesa. Nie miałam ze sobą elektronicznej obrączki ani żadnego identyfikatora, więc wzięli mnie za oszustkę.

Kręciłam się wokół budynku aż zobaczyłam limuzynę. Moje serce znowu fiknęło koziołka, kiedy w samochodu wysiedli Evan i Max, ale za nimi nie było Alexandra.

– Max! – wydarłam się, biegnąc w jego stronę.

– Gaëlle! Co tu robisz? Jednak się zdecydowałaś?

– Gdzie Alex? – spytałam, ignorując jego głupie gadanie.

– Już w środku. Chciał być wcześniej, żeby przećwiczyć ten nowy numer... – Max w pewnym momencie zbladł. – O nie! Wszyscy do środka! – wydarł się nagle. Grupa mężczyzn rzuciła się w stronę wejścia do budynku, a ja za nimi. Ochroniarz mnie już nie zatrzymywał.

– Czemu biegniemy? – spytałam w biegu.

– Bo on nie może tego zrobić sam i bez zabezpieczenia!

Wbiegliśmy na halę widowiskową, która była pusta. Światła też były pogaszone, a jednak do sufitem, na wysokości dwunastu metrów ktoś stał. Alexander.

Zamarłam, kiedy zobaczyłam, że szykuje się do czegoś niebezpiecznego.

– Alex, nie!!! – wydarłam się na cały głos, podczas kiedy pozostali rozciągali siatkę zabezpieczającą nad podłogą, szykując się na najgorsze.

Postać w czarnym trykocie zatrzymała się.

– Alex, zejdź do mnie, proszę!!! – krzyczałam dalej na cały głos, bo tylko to mi pozostało. Jeśli choć tak mogłam opóźnić jego brawurowy popis, żeby pozostali zamocowali siatkę zabezpieczającą. Alexander patrzył na mnie, byłam tego pewna.

I nagle to zobaczyłam. Podskoczył, zrobił obrót jak w balecie i zaczął spadać w dół wirującym ruchem, jak śmigło wiatraka, przekładając linę z ręki do ręki, po czym zatrzymał się niewiele nad siatką, trzymając linę w obu rękach i praktycznie utrzymując całe ciało w poziomie. O matko!

A potem puścił linę, odbił się od siatki zabezpieczającej i zeskoczył na podłogę, lądując przede mną. Poczułam, że mam miękkie kolana, a przecież nic mi nie groziło. Stałam bezpiecznie na ziemi, podczas gdy to on zakpił sobie z praw fizyki.

Alex za to zdjął maskę z twarzy i spojrzał na mnie pytająco.

– Co tu robisz, Gaëlle?

– Jestem tu, bo Max mi powiedział, co zrobił – przyznałam.

– Mi też powiedział. Oberwie po premierze – warknął.

– Nieważne! Należało mu się. – Nie zamierzałam akurat teraz żałować Maxa.

– Ale to tylko część układanki – zauważył Alexander. Ciągle miał obojętny wyraz twarzy, który łamał mi serce.

– Tak. – Spuściłam na chwilę głowę, ale zaraz ją podniosłam, żeby spojrzeć mu w oczy. – Ja też powinnam cię przeprosić. Poniosło mnie i nie dałam ci szansy niczego wytłumaczyć. Tak mi przykro! Naprawdę przepraszam, Alex. – Spojrzałam na niego żałośnie.

– I przyleciałaś tu z Paryża, żeby mnie przeprosić? – zdziwił się.

– Tak, bo ci nie zaufałam. A poza tym obiecałam ci w sierpniu, że tu dziś będę.

– I co to teraz zmienia? – Spojrzał na mnie chłodno. Serce mi się prawie zatrzymało od tego spojrzenia.

I to już? Koniec bajki?

– Od tego zależy zakończenie mojej książki – palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy, spodziewając się, że każe mi spadać. Ale trudno. Chociaż spróbowałam.

Alexander jednak parsknął śmiechem, a ja oniemiałam.

– Ale...

– Wybacz, red head, ale nie umiem utrzymać powagi, jak gadasz takie głupoty – wyjaśnił. – Tęskniłem za tym.

– Słucham? – Całkiem zgłupiałam.

Podszedł bliżej i zagarnął mnie w ramiona. Jakie to było cudowne uczucie!

– Tęskniłem za tobą jak wariat – szepnął mi prosto do ucha, czym wywołał we mnie dreszcz.

– Naprawdę? – Ciągle jeszcze niedowierzałam.

– Naprawdę. Nie mogłem się na niczym skupić, ruda wariatko. Jak mogłaś tak po prostu wyłączyć telefon?

– Umierałam z rozpaczy – przyznałam. – Nie mogłam uwierzyć, że znowu mnie to spotkało.

Alex znowu spojrzał mi w oczy, miał poważny wyraz twarzy.

– Tak mi przykro, kochanie, że musiałaś przez to przejść. Ja byłem wściekły ze względu na ciebie. Wyobrażałem sobie tylko, co poczułaś, widząc to zdjęcie.

– Czemu mi nie powiedziałeś? Czemu się więcej nie odezwałeś?

– Nie chciałaś słuchać, pamiętasz? Tam w Bretanii... widziałem, jak cierpisz, i że w takim stanie nie dopuścisz do siebie żadnych argumentów, dlatego nie chciałem cię męczyć. A poza tym ja też byłem na ciebie trochę zły. Jednak zaufałaś nie mnie.

– Jak się znalazłeś u mnie tak szybko?

– Wsiadłem w pierwszy samolot, jak tylko dostałem to chujowe zdjęcie. Od razu podejrzewałem Maxa. Od kiedy wyjechałaś, nikt poza mną i nim nie miał wstępu do mojego skrzydła.

– Naprawdę zmarnowaliśmy przez niego dwa tygodnie?!

– Naprawdę. Nigdy więcej cię nie wypuszczę, Red. Nigdy, rozumiesz? – Spojrzał mi w oczy z pasją, a potem pocałował tak, że aż obojgu nam zabrakło tchu. – Nigdy.

– Mam ze sobą ciuchy na jeden dzień. Miałam jutro wracać do Paryża – szepnęłam.

– Polecimy tam razem po premierze. Zakupy to nie problem. A potem weźmiesz swoje rzeczy, oddasz mieszkanie Lecomte'owi albo je od niego odkupię, żebyś nie musiała się martwić.

– Na wszystko masz gotową odpowiedź?

– Tak. Nie wypuszczę cię stąd więcej. I już na zawsze będziemy razem, rozumiesz? Kocham cię, rudzielcu. Nie mogę bez ciebie żyć. Nie chcę.

To, co zadziało się ze mną po jego oświadczeniu można porównać tylko do wstrząsu sejsmicznego. Aż mi się zrobiło słabo na prawdziwe znaczenie tych słów. Nogi się pode mną ugięły, ale Alex mnie podtrzymał.

– Spokojnie, kochanie.

– Co chciałeś przez to powiedzieć? – wydukałam.

Znowu spojrzał na mnie uważnie, tym razem z czułością.

– Przez to, że cię kocham?

– Nie, przez to, że nie możesz beze mnie żyć.

– Właśnie to. Wyjdź za mnie, Red.

– No co ty? – Tego się nie spodziewałam.

Alex klęknął przede mną i powtórzył pytanie:

– Gaëlle Morvan, czy zostaniesz moją żoną? Po próbie pojedziemy wybrać ci pierścionek, ale zgódź się już teraz, proszę!

A ja się zastanawiałam, czy mi wybaczy i będzie chciał jeszcze ze mną rozmawiać... Głupia się urodziłam i głupia umrę.

– Mogę się zastanowić? – spytałam z szelmowskim uśmiechem. Nie mogłam sobie jednak tego darować.

– Red! – Rzucił ostrzegawczo, ciągle przede mną klęcząc, co było mega stresujące, bo spojrzenia wszystkich były skierowane na nas.

– Żartowałam! – roześmiałam się. – Żebyś widział swoją minę! Pewnie, że się zgadzam, Alexandrze. Ja też cię kocham.

Wstał i porwał mnie w ramiona. Okręcił się ze mną wokół własnej osi i dopiero mnie postawił na podłodze. Ludzie bili nam brawo, ale my byliśmy zajęci tylko sobą. Alex mnie całował, a ja płakałam. Ze szczęścia.

– Przestań już ryczeć, Red. – Otarł mi oczy i scałował łzy je z moich policzków. – Gaëlle!

– Łatwo ci powiedzieć.

– Wcale nie łatwo. Najchętniej bym cię od razu pocieszył, ale muszę wracać na próbę generalną. – Puścił do mnie oko.

– Zostanę i będę patrzeć – obiecałam. – A potem pójdziemy razem do twojej garderoby i zdejmę z ciebie ten trykocik.

Uśmiechnął się szelmowsko.

– Już się nie mogę doczekać.

– Ani ja.

– Kocham cię, rudzielcu. – Cmoknął mnie jeszcze raz, a potem wrócił do swojej grupy. Banda facetów w trykotach zaczęła go ściskać i wiwatować. A potem zaczął się show.



----

Kochani! Właśnie kończy się historia Gaëlle, która odkryła, że ludzie czasem zakładają maski i nie warto wierzyć we wszystko, co się o kimś słyszy. Ona znalazła prawdziwego Alexa, a on prawdziwą miłość. Przed Wami przyjemny Epilog :-)

Zgodnie z obietnicą dziś dostajecie całość, więc zapraszam do lektury :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro