Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• 54 •

- Jak to?! - wysyczałem do telefonu następnego ranka. Zayn leżał zakopany jeszcze w pościeli, pochrapując cicho. Podszedłem ubrany jedynie w dół od piżamy do okna i odsłoniłem zaledwie fragment zasłony, by zerknąć na ogród. Cały pokryty był wciąż spadającym z nieba śniegiem.

- Nie możemy lecieć w taką pogodę Panie Horan, nie chce ryzykować - odpowiedział mój pilot, a ja zacisnąłem wściekły zęby i odsunąłem telefon od ucha rozłączając się. Położyłem komórkę na parapecie i usiadłem na łóżku wpatrując się w mojego chłopaka - Zayney - wymruczałem przyklejając na twarz delikatny uśmiech. Odgarnąłem z jego czoła kosmyk włosów, a on rozchylił sennie powieki - Hej kochanie - szepnąłem, gdy jego usta wykrzywiły się w uśmiechu zaraz po ziewnięciu.

- Hej - odpowiedział zawijając się bardziej w kołdrę, tak, że widziałem wyłącznie jego twarz od nosa w górę. Położyłem się obok niego na pościeli, unosząc dłoń i wplatając palce w jego roztrzepane włosy - Na coś zaspałem? Myślałem, że lecimy rano do domu - wymamrotał unosząc się gwałtownie, a ja w ostatniej chwili zabrałem dłoń.

- Jeżeli o to chodzi - wstałem i pomogłem chłopakowi wyplątać się z pościeli, podprowadzające go następnie do okna - Zamknij oczy - poprosiłem stając za nim i układając jedną dłoń na jego biodrze, a drugą sięgając i pociągając zasłonę w bok - Już - szepnąłem mu do ucha, całując je. Usłyszałem jak Zayn wciąga powietrze na widok pięknego ogrodu przystrojonego białym puchem.

- Pięknie - wyszeptał - Magicznie.

- Przez tą magię nie możemy wrócić do domu - westchnąłem. Malik spojrzał na mnie przez ramie - Pilot powiedział, że nie chce ryzykować lotu w taką pogodę. Przepraszam Zee.

- Nie masz za co - zaśmiał się - Poradzimy sobie.

- Pojedziemy gdzieś. Pokaże ci fajne miejsce - wymruczałem zaczynajac składać pocałunki na szyi brązowookiego.

- Brzmisz jakbyś chciał zaciągnąć mnie do piwnicy, by pokazać mi swoje kotki - zachichotał obracając się w moich ramionach. Spojrzał mi w oczy zarzucając ręce na moją szyje.

- Mogę ci pokazać tu i teraz - wymruczałem - Nie potrzebujemy żadnej piwnicy, ani nawet kotków - przesunąłem nosem po jego policzku by złożyć na nim mały pocałunek. Pomimo tego, że moje wargi były już na jego policzkach, nosie, czole a nawet płatku ucha, nie wiedziałem czy mogę musnąć jego usta - Ubierz się, pojedziemy na śniadanie, a potem w specjalne miejsce - pocałowałem go w czoło i pozwoliłem mu wyplątać się z moich objęć. Ruszył do łazienki, z której wyszedł po dwudziestu minutach ubrany i odszykowany - Wyglądasz pięknie - powiedziałem biorąc swoje rzeczy.

Wychodząc z domu wyłącznie przywitaliśmy się z moimi rodzicami nie wdając się w zbędne konwersacje. Wsiedliśmy do limuzyny, a Zayn zachwycał się śniegiem. Po śniadaniu pojechaliśmy do chatki, która należała do mojej rodziny. Mały drewniany domek otoczony, białym o tej porze, lasem.

- Nie wierzę - powiedział Zayn wysiadając z limuzyny. Pochyliłem się do kierowcy prosząc by przyjechał po nas jutro rano - Teraz powinieneś mieć na sobie czerwoną koszule w kratę, wziąć siekierę i iść narąbać drzewa - zachichotał wyjmując mi z dłoni klucze do zamka w drzwiach. Weszliśmy do chłodnej chaty, która miała jedynie duży pokój z aneksem kuchennym i łazienkę. Przy ścianie pod oknem stało duże łóżko, a na podłodze przed kominkiem leżała imitacja futra - Typowe - prychnął rozbawiony klękając przy dywanie i przesuwając po nim dłonią. Obserwowałem go z uśmiechem.

- Rozpalę w kominku żeby było nam ciepło - powiedziałem wrzucając do kominka kilka kawałków drewna, które leżało obok kominka. Po pół godzinie mogłem w końcu zdjąć kurtkę i ciepłe buty, tak samo jak Zayn.

- Tu jest naprawdę niesamowicie - wyszeptał siadając na łóżku - Dziękuje, że mnie tu zabrałeś.

- Chcę spędzić z tobą czas. Tu jesteśmy tylko sami, z dała od mojej rodziny, mojej pracy, problemów - odparłem zajmując miejsce obok niego. Złapałem niepewnie dłoń Malika przesuwając kciukiem po jej wierzchu - Musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie naprawdę ważny. I powinienem był powiedzieć ci to dużo wcześniej, ale zrozumiałem to dopiero, gdy cię straciłem.

- Kocham cię - wyszeptał nagle patrząc mi w oczy. Rozchyliłem wargi wpatrując się w niego aż uśmiechnąłem się delikatnie.

- Czyli mogę cię pocałować?

- Cholera tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro