• 50 •
Od autorki: Miłego dnia! ♡
Byłem w szoku, że Zayn się zgodził a z drugiej strony niesamowicie się cieszyłem. Miałem szanse znowu go mieć.
Mulat wsiadł do mojej limuzyny w piątek rano posyłając mi uśmiech, a ja przyciągnąłem go za rękę do siebie składając pocałunek na jego policzku. Zadowolony patrzyłem jak buzia chłopaka czerwienieje.
- Hej - wyszeptałem, gdy wciąż był blisko mnie.
- Hej - odszepnął patrząc mi w oczy. Chciałem go pocałować, potrzebowałem poczuć jego wargi, ale nie będę go pospieszał. Wyprostował się zakładając za ucho niewidzialny kosmyk włosów, bo wszystkie miał idealnie ułożone do góry - Jak długo będziemy jechać?
- Dwadzieścia minut - odpowiedziałem i zapukałem w szybkę dzielącą nas i kierowcę sygnalizując, że możemy już odjeżdżać. Auto podskakiwało na wybojach, którymi wyściełana była droga do kamienicy Zayna. Najchętniej zabrałbym go znów z tej rudery do domu.
- Twoi rodzice mieszkają tak blisko?
- Nie - pokręciłem głową - Tyle się jedzie na lotnisko. Moja rodzina mieszka w Irlandii.
- Co?! - Zayn pisnął otwierając szeroko oczy - Jak to? Czemu mi nie powiedziałeś?!
- O co chodzi? - zmarszczyłem brwi - Lot będzie trwał chwile tak właściwie..
- Ale będzie lot. Nigdy nie leciałem samolotem - wymamrotał kuląc się na siedzeniu. Wyglądał jak mała urocza kuleczka, drżącą odrobine ze strachu. Złapałem go za rękę splatając nasze palce.
- To będzie prywatny samolot, świetny pilot, nie masz się czego bać - powiedziałem i poczułem jak ściska mocniej nasze splecione dłonie. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, kiedy zarumieniony odwrócił wzrok do okna - Będę przy tobie, a ty będziesz bezpieczny - dodałem i nie chodziło już tylko o samolot. On o tym wiedział, spoglądając na mnie z zaciśniętymi wargami, które potem wykrzywił w słabym uśmiechu.
Wysiedliśmy z limuzyny na prywatnym pasie, a ja objąłem Zayna ramieniem prowadząc go do wnętrza białego samolotu. Mulat rozglądał się w szoku i zachwycie po wnętrzu, które wyglądało jak zwykły salon. Usiadł na jednej z kanap, przesuwając dłonią po meblu.
- Nie wiedziałem, że masz swój własny samolot. Jakbyś powiedział mi wcześniej, wróciłbym wcześniej - zaśmiał się posyłając mi dziecięcy szeroki uśmiech. Pokręciłem rozbawiony głową siadając naprzeciwko niego w fotelu.
- Nie masz pojęcia jak denerwowałem się z zaproszeniem cię na święta. Bałem się, że odmówisz albo wykopiesz mnie z klatki schodowej - wymamrotałem nie patrząc mu w oczy.
- Problem polega na tym, że nigdy bym tak nie zrobił. Też tęskniłem Niall i.. Chciałem by była szansa na odbudowanie tego. Gdy zobaczyłem cię z Shawnem, coś mnie zakuło w sercu, wciąż wiele dla mnie znaczysz. I tak cholernie żałowałem decyzji o rozstaniu - powiedział cicho, a ja wstałem i pociągnąłem go do góry przytulając mocno. Zayn parsknął śmiechem obejmując mnie w pasie i opierając buzie o klapę mojej marynarki.
- Prosimy usiąść, zaraz startujemy - powiedziała stewardessa niszcząc tą piękną chwile, a my z Zaynem niechętnie odsunęliśmy się od siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro