• 11 •
- Ale.. Co to tak właściwie jest? - spytałem przekrzywiając głowę w możliwie każdą stronę starając się zrozumieć rzeźbę.
- Nie mam pojęcia - wymamrotał Niall kręcąc lekko głową i popijając szampana. Nagle obok mnie pojawił się mężczyzna i przekrzywił głowę dokładnie tak samo jak ja wpatrując się w to.. coś.
- Męskie pośladki. Mojego kochanka sprzed czterech nocy - odezwał się nagle wysokim głosem, a ja otworzyłem szerzej oczy prostując się - Louis, autor tego wszystkiego.
- Czemu.. Czemu wyrzeźbiłeś tyłek? Do tego w taki sposób? - Zmarszczyłem brwi podchodząc znów do Nialla jakby tylko przy jego boku czując się bezpiecznie wśród tylu ludzi.
- Dan miał niesamowity tyłek i nie mogłem się powstrzymać przed uwiecznieniem go - mężczyzna wzruszył ramionami - Podoba mi się twoja koszula - powiedział spoglądając na mnie, a ja uśmiechnąłem się lekko i nagle poczułem rękę Horana znowu obejmującą mnie. To źle, że podobało mi się jak zaborczy był? Znaliśmy się może kilka dni, niecały tydzień, a on musiał każdemu pokazać, że to z nim przyszedłem. Czuł się aż tak samotny, że aż obawiał się, że mogłem chcieć rozmawiać z kimś innym niż on?
- Mojego kuzyna - odparłem a Louis uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego błękitne oczy zabłyszczały.
- Daj mi jego numer. Chce poznać mężczyznę z takim dobrym gustem.
Zmarszczyłem brwi z uśmiechem, ale skinąłem głową.
- Um, jasne. Mam nadzieje, że Hazz mnie nie zabije - zaśmiałem się cicho. Niall podał mi długopis, gdy Louis wyciągnął w moim kierunku rękę. Nakreśliłem cyfry składające się w numer Stylesa na skórze artysty i posłałem mu lekki uśmiech dorysowując uśmieszek - Ale wiedz, że on raczej nigdy się nie zgodzi by jego pośladki wyładowały w galerii.
Mężczyzna parsknął śmiechem. Zamienił jeszcze kilka słów z Niallem i odszedł. Potem dowiedziałem się, że znają się od liceum.
- To był miły wieczór, dziękuje - powiedziałem, kiedy siedzieliśmy w limuzynie. W naszych żyłach krążył szampan, po głowie latały myśli o obrazach i rzeźbach, które dzisiaj zobaczyliśmy. Pochyliłem się i pocałowałem Horana w policzek.
- To ja dziękuje - odparł uśmiechając się.
Muszę przyznać, był naprawdę przystojny, a stawał się piękny, gdy się śmiał czy uśmiechał.
Wciąż byłem blisko niego, a on chętnie to wykorzystał kładąc dłoń na moim karku i przyciągając mnie do delikatnego pocałunku. Nasze wargi zetknęły się, moja dłoń upadła na jego udo, kiedy musnął moje usta. Nie było w tym języków ani zębów, zwykły pierwszy pocałunek, gdy tylko wargi się stykają.
Odsunąłem się powoli z delikatnym rumieńcem na policzkach i usiadłem na swoim miejscu dosłownie w chwili, kiedy limuzyna zatrzymała się pod moim budynkiem.
- Pa - wyszeptałem tylko nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy, mimo że to on mnie pocałował. Nie usłyszałem odpowiedzi, przez to jak szybko zamknąłem za sobą drzwi. Wbiegłem na swoje piętro, potem przez mieszkanie do swojego pokoju aż wpadłem do łóżka obejmując poduszkę i uśmiechając się sam do siebie jak głupek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro