Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.4

McWrap z McDonald's smakował przepysznie.

Czerwone kawałki pomidora idealnie zgrywały się z resztą ze składników, a naleśnik wspaniałe dopełniał całość i każdy kęs wydawał mi się naprawdę wspaniały. Dlatego też tak chętnie konsumowałem to danie. Kakashi natomiast wolał kanapeczkę zwaną Daily Double. Miałem nadzieję, że po tych wszystkich latach w końcu uda mi się dojrzeć jego twarz, ale się przeliczyłem. Mój przyjaciel bardzo sprytnie działał, przez co udało mu się w jakiś wstrętny sposób, uniknąć mojego ciekawskiego wzroku. Ale cóż poradzić?

Tak czy siak, przecież nie pojawiliśmy się znikąd w tym źródle niezdrowego jedzenia. W metrze rozmawialiśmy z początku przez dobry moment. Unikaliśmy szerokim łukiem ciężkie tematy, a więc konwersacja płynęła spokojnie i przyjaźnie. Gdy minęliśmy przeszło dwa przystanki, stwierdziliśmy, że raźniej nam będzie gadać przy dobrej strawie i przyjemnej, luźnej atmosferze, a nie w miejscu całkowicie publicznym, gdzie czasem nawet i szczury podróżowały pod fotelami. Sam nie wiem jak, ale ostatecznie padło na McDonald's, a więc tam właśnie się udaliśmy czym prędzej, najpierw wchodząc po ruchomych schodach, które postanowiły się jak na złość zepsuć, a następnie idąc przyjemną, klimatyczną drogą, od której wręcz bił typowy, letni nastrój. U kresu podróży czekało nas żółte, doskonale widoczne logo, dzięki czemu wstąpiliśmy do odpowiedniego lokalu.

– Jak dobrze wreszcie wszamać jakiegoś fastfooda. - Wyznał w pewnym momencie Hatake. Jego ciemne ślepia były przymknięte, a układ mięśni tak ułożony, że domyśliłem się łatwo, iż mężczyzna się uśmiechał. – Tak dawno nie miałem do tego okazji! Ciągle tylko żywię się zdrowymi daniami. Wprawdzie są smaczne, ale jednak to nie to samo, prawda?

– Tak. – Przytaknąłem mu.

– Chociaż i tak wszystko jest lepsze od więziennego jedzenia. Tam ci nawet porządnie niczego nie przyprawią, ponadto wszystko przypomina jedną wielką rozgotowaną breję. – Otworzyłem buzię, aby dorzucić coś do jego opinii, jakiś w mojej ocenie, śmieszny komentarz, jednak zdążyłem wyłapać z wypowiedzi przyjaciela konkretne słowa. Zdecydowałem wtedy oszczędzić sobie głupie i dziecinne czepianie się oraz dopowiedzenia.

Kakashi nie doczekawszy się żadnej responsy ani w zakresie komunikacji werbalnej, ani niewerbalnej, wydobył z siebie poważne westchnienie, po czym rzekł: – Temat pudła to nie temat tabu. Nie obrażę się, jeśli będziemy o tym rozmawiać. Poza tym nie da się rozmawiać o mnie, pominąwszy osiem lat mojego życia, zresztą, które uznałem wszem wobec za osobny rozdział.

Powoli kiwnąłem głową. Doskonale wiedziałem, że mężczyzna ma rację. Jednak cóż, niektórzy wolą unikać konwersowania o tym podobnych sprawach. Choćby ja byłem idealnym przykładem. Unikanie sprawy z Rin i wypadkiem było jednym z moich priorytetów, mimo tego, iż pamiątkę z tego wydarzenia miałem dosłownie wymalowaną na twarzy. Tyle osób przez to się pytało; nawet jeśli nie wprost, to wyraźnie domagało się wyjaśniania, jakim cudem skończyłem z taką pokaźną blizną. Wtedy zawsze wysługiwałem się Tobim, który sprawiał takie wrażenie, że ciekawscy zazwyczaj odczepiali się ode mnie czym prędzej. Dopiero Deidarze pozwoliłem poznać opowieść o mym tchórzostwie, głupocie i samolubności. Z ukochaną osobą łatwiej zmienić swoje postępowanie.

– Osiem? – Zmarszczyłem delikatnie brwi, jednocześnie biorąc słoną frytkę do ust, uprzednio maczając jej koniec w ketchupie. – Jakim cudem? Minęło dziesięć lat.

– Byłem nieco zajęty. – Stwierdził luźno. – Jak wyszedłem z pąki, to wyciągałem takiego dzieciaka na wolność, bawiłem się w miłość i dom. Odpowiedziałbym ci o wszystkim, jednak to długa i zawiła historia z pewnością nie na późny wieczór, zwłaszcza iż jutrzejszego ranka zapewne praca cię wzywa. Pasuje, abyś był wystarczająco do niej wyspany.

– Jasne… – Wziąłem kolejny złoty kawałek pociachanych ziemniaków.

– A jak ty ułożyłeś sobie życie? – Zapytał, niemalże wesołym tonem.

Westchnąłem tylko i zacząłem opowiadać; o tym, jak zbierałem się powoli do kupy po wypadku, jak Tobi pojawił się znikąd i wspierał mnie pod każdym względem, jak zmieniłem środowisko, to znaczy przeprowadziłem się w inne miejsce i zatrudniłem się w pracy, w której do tej pory pracuję. Kakashi słuchał tego z zadowoleniem i aprobatą, a gdy zacząłem mówić o pamiętnej wycieczce i poznaniu Deidary, jeszcze bardziej się rozpromienił. Nie przeszkadzało mu, że jestem w związku z chłopakiem. Po prostu cieszył się, że znalazłem sobie ukochaną osobę.

Na początku tego spotkania obawiałem się, że będę musiał zmierzyć się z wszystkimi moimi grzechami z przeszłości i wypomnienie każdego z nich sprawi mi ból, przez co część czasu w ciągu drogi do McDonald's zastanawiałem się, czy może nie uciec. Ale Hatake nie żywił do mnie nienawiści i nie miał zamiaru rozdrapywać starych ran. Jak to stwierdził potem w którymś momencie:

– Co się stało, to się stało. Naprawdę nie żywię do ciebie urazy. To ja podjąłem taką decyzję. I szczerze mówiąc, za nic bym jej nie zmienił. Niektórzy uważają, że lata w więzieniu to lata stracone, jednak w moim przypadku było nieco inaczej. Jak już mówiłem, kiedyś ci o wszystkim opowiem, bo to dość długi materiał.

Jednak i nawet ta schadzka, wzbogacana naszą rozmową oraz słonymi frytkami, maczanymi w ketchupie musiała się kiedyś zakończyć. Stało się, to gdy jedzenie zniknęło z naszego stolika doszczętnie i nawet napoje się nie ostały. Zeszliśmy z wysokich krzeseł, które uprzednio postanowiliśmy okupować. Jak tylko wyrzuciliśmy puste opakowania i odstawiliśmy tace na ich miejsca, wyszliśmy z przytulnego fastfooda, prosto w objęcia ciemności nocy, rozświetlanej przez sztuczne świtało współczesności. O wiele łatwiej było się pożegnać z przyjacielem, zwłaszcza gdy wiedziałem, że nie trzeba się obawiać spotkania z nim. Dlatego też w życzliwej atmosferze, wymieniliśmy się numerami, pomachaliśmy drugiemu i rozeszliśmy się w swoje strony.

Ranek następnego dnia był przyjemny. Czasem zdarzało się, że miałem do pracy na nieco późniejszą godzinę i właśnie tak było dzisiaj. Dzięki temu mogłem w spokoju się wyspać i bez pośpiechu się pozbierać. Wprawdzie łóżko wzywało mnie uparcie, abym oddał się wygrzanemu, miękkiemu materacowi i ciepłej kołdrze, jednak nie mogłem skusić się na takie wygody. Moim obowiązkiem było pójść do firmy i przeboleć te, przedłużające się boleśnie, godziny. W zamian otrzymywałem pieniądze, które potrzebne mi były niemalże jak powietrze; choćby, żeby opłacać rzeczy związane z Deidarą, czy dawać kasę na ofiarę w kościele.

Dlatego też opuściłem rano moje mieszkanie. Zszedłem na dół, po niezliczonej ilości schodów. Winda od blisko tygodnia nie działa, po tym, jak pewni delikwenci, dokładniej mówiąc studenci wynajmujący mieszkanie dwa piętra niżej, urządzili sobie imprezę w owym środku do wznoszenia ludzi w górę. Oprócz tego ucierpiały jeszcze lampy na parterze, ale one zostały już wymienione i na powrót, widziało się, gdzie stawia się kolejne kroki. Brak światła na najniższym piętrze dość mi wadził, zwłaszcza kiedy zdarzyło mi się wrócić późnym wieczorem. Raz przywaliłem o ścianę, a drugi raz potknąłem się o kocura sąsiadów. Przechodząc przez hol, ku wyjściu, rzucałem mimowolnie okiem na nowe oświetlenie, ciesząc się, że doszło to do skutku.

Jak tylko wynurzyłem się z nieco zatęchłego wnętrza budynku, owiało mnie miłe, poranne powietrze. Słońce świeciło na niebie, pozbawionym chociaż jednej chmurki, a temperatura była wręcz idealna, nieupalny gorąc, ani nieprzeszywający do kości chłód. Dlatego też pozbawiony dodatkowego ubrania na zimniejsze klimaty, ruszyłem w drogę.

Przebywając kolejne metry, przyglądałem się, jak wyglądało Tokio o tej godzinie. Na ulicach tłoczyło się sporo ludzi, spieszących się w tylko im znanych kierunkach, a jezdnię zapychały samochody różnej maści. Budynki wokół tego zgromadzenia społeczności japońskiej nie sięgały jakoś specjalnie wysoko, ale z pewnością były bardzo kolorowe. Wszędzie dało się zauważyć różnobarwne znaki, oznaczające nazywa różnych sklepów, kawiarni i innych miejsc, które działały już o tej porze. Niektóre z nazw świeciły się, nawet w jakieś cudaśnie neony. Ogólnie panował tu tłok, ścisk i przepych. Z trudem dało się dojrzeć cokolwiek, choćby szklane szyby, mijanych sklepów handlowych, jednak próbowałem cokolwiek zauważyć.

W pewnym momencie wręcz, zdołałem wyłapać oczami pewny element, przez który zatrzymałem się w miejscu. Zbliżyłem się do wysokiego okna i potwierdziłem moje przypuszczenia. Wewnątrz owego fryzjera był Deidara we własnej osobie. Trochę jeszcze czasu miałem w zanadrzu, dlatego pofatygowałem się, aby wejść do środka i chociaż się przywitać. Od razu dobiegł mnie intensywny zapach farby do włosów.

Upewniłem się, czy to rzeczywiście mój ukochany. Nie pomyliłem się. Chłopak stał sobie luźno, a złote włosy spływały mu po ramionach i plecach, z wyjątkiem tej części, która została upięta w sterczącą na czubku jego głowy kitkę. Jego szaroniebieskie oczy błyszczały promiennie. Utrzymywał spojrzenie na swoim towarzyszu, którego dopiero teraz spostrzegłem. Był to mężczyzna, który zajęty był farbowaniem sobie kłaków na kolor szary.

Poczułem coś jak żrącą zazdrość, która momentalnie się pojawiła w moje klatce piersiowej. Nie znałem tego gościa. A on wyglądał jakby dobrze się dogadywał z Deidarą. Wprawdzie wiedziałem, że nie mam najmniejszego prawa zabronić mojemu partnerowi przyjaźnienia się z innymi ludźmi, a w tym, z osobami, których na oczy nigdy nie widziałem, ale to nie zmieniło faktu, że zawiść tagała moim sercem. Najchętniej objąłbym teraz mojego ukochanego ramionami i całował namiętnie na oczach całego świata, aby wszyscy wiedzieli, że powinni trzymać swoje łapy i jakiekolwiek niestosowne chęci z dala od blondyna.

– Hej, skarbie. – Podszedłem do chłopaka z niemałą uciechą na twarzy, spowodowanej między innymi faktem, że go widzę.

– Huh? – Ledwo spojrzał na mnie, a ucałowałem delikatnie jego słodkie wargi. W sekundę oblał się szkarłatnym rumieńcem, jednak niedane było mi się temu należycie przyglądnąć, bowiem oberwałem z pięści prosto w czubek głowy. A krzepy chłopakowi odmówić się nie dało.

Baka! Baka! C-co ty wyprawiasz, głupku?! – Wydarł się, jednak nie wziąłem tego szczególnie do siebie. Rozmasowywałem jedynie obolałe miejsce, które lekko pulsowało tępym bólem, przysłuchując się jednocześnie niepohamowanemu śmiechowi, który wydobywał z siebie kumpel mojego chłopaka.

– O kurwa, a więc to jest ten twój, spedalony równie co ty, bogaty chłoptaś! - Wlepił we mnie spojrzenie, nienaturalnie fioletowych oczu. – Chujnia na pół ryja.

Łyknąłem to dość mocno. Wprawdzie byłem przyzwyczajony do tego, że ludzie mają w zwyczaju komentować moje blizny, bądź patrzeć się na mnie krzywo, nie mając nawet ochoty ukrywać swojej odrazy widokiem mojej twarzy. Czasem też posyłali mi sztuczne, zbędne współczujące spojrzenia, które były mniej nieprzyjemne, jednak też nieszczególnie je lubiłem. Tym razem, może to obecność Deidary sprawiła, że wziąłem to szczególnie do siebie? Albo po prostu ten wewnętrzny głos, który powtarzał mi, że doskonale wiem, jak okropnie wyglądam, tym razem postanowił mnie dobić. Zwłaszcza że po części miał rację. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jak niesmacznie wyglądają te wszystkie krechy, rozbryzgane po prawej stronie mojej facjaty.

I tu pojawiało się pytanie: Czy Deidara naprawdę kochał mnie, mimo tej ogromnej skazy na moim wyglądzie? Przeto blondyn był śliczny, niczym anioł, który zstąpił z nieba na ziemię, aby zająć się takim grzesznikiem, którym choćby jestem ja. Mógł znaleźć sobie kogokolwiek innego, lepszą i bardziej przypadającą mu do gustu osobę. Więc dlaczego właściwie zgodził się na bycie razem? Może zrobił to pod wpływem emocji? Nie… pod wpływem emocji to on mógł tylko i wyłącznie pogruchotać mi kości, bądź tworzyć swoją sztukę.

Miałem tyle wątpliwości, a zero sensownych odpowiedzi. Gdyby tylko Tobi tu był… pewnie w mig wiedziałbym, co sądzić na określony temat. Tylko że już nie był obecny w żaden sposób i to zaciskało już całkowicie ten pas wokół mnie, złożony z negatywnych myśli, które przychodziły mi aktualnie do głowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro