Rozdział 1.9
Porażka, kompletna porażka i załamanie!
Jakim cholernym cudem mogłem powiedzieć mu co czuję, nawet nie będąc pewnym co do końca przenika moje serce! Nigdy wcześniej się nie zakochałem, mimo iż wielokrotnie trawiłem wzrokiem stronnice przeróżnych romansów pomiędzy wszelkimi istotami żywymi, nie bacząc na płeć, wiek i charakter. Można nawet stwierdzić, że niekiedy marzyłem o tym! Zwłaszcza samotnymi wieczorami, chciałem mieć kogoś leżącego obok, tak po prostu. Ale w realu wszystko tak okropnie odbiegało od mojej wyobraźni.
Owszem, płonąłem wewnętrznie i zewnętrznie gdy ten głupek za bardzo się zbliżył a myśli o nim coraz częściej zaśmiecały mi głowę. Dawno też, nie spałem tak niespokojne i nie budziłem się z taką poszarpaną czupryną. Coś zdecydowanie leżało na rzeczy, czy może na moim duchu. Ale jaką miałem pewność, że po jakimś czasie to wszystko nie minie, jak za pstryknięciem Thanosa?
Zastawianie się nad tym nie dawało mi spokoju, przez co jeszcze trochę spędziłem zamyślony jak chyba nigdy wcześniej. Mój... Partner? Kochanek? Chłopak? Jak w ogóle miałem go określać? Nawet nie zaproponował mi bycia razem, mimo iż mruczał coś, że tylko on ma do mnie prawo. Coś na za dużo sobie pozwala świnia jedna. Jakbym mu tak w pysk strzelił...
- Deidara-senpai! Czekaj! Nie uciekaj Tobiemu! - Wydarła mi się nagle za uchem jego dziecięca wersja, aż podskoczyłem zestrachany. Niby ta nie interesowała się mną (a przynajmniej nie powinna) w ten specjalny sposób z czego byłem rad, lecz pozostawałem czujny. Ten nadzwyczaj krzykliwy dzieciak miał często jeden wielki podtekst na twarzy, zwłaszcza gdy nachodziły go kosmate myśli z udziałem moim i Obito.
- Nie robię tego hm! Po prostu idę! Daj mi trochę luzu! - Wydarłem się na niego wściekle, olewając totalnie jego nieszczęśliwy, niemalże smutny wyraz twarzy. Naprawdę cieszyłem się gdy wkrótce po akcji w tamtym mieście osobowości się zmieniły, bo łatwiej mi się rozmawiało z kimś, kto był tylko przyjacielem. Lecz i taki znajomy, który zwyczajnie był pochrzaniony robił się na tyle denerwujący, że czasem pragnąłem aby w końcu się zmienił.
- Hai! - Chłopak zasalutował grzecznie szczerząc się promiennie. - Ale Obito kazał pilnować Deidarę-senpaia, aby nic mu się nie stało, więc Tobi nie ma wyboru i będzie wykonywał swoje rozkazy!
Prychnąłem z pogardą w stronę chłopaka, nie przestając maszerować po suchym piasku. Aktualnie zwiedzaliśmy Cezareę Nadmorską, miasto zbudowane przez Heroda Wielkiego. Próbowałem się skupić na tym co mówił przewodnik bo zawsze lubiłem oglądać ruiny, zwłaszcza stare teatry rzymskie i hipodromy, lecz z wieczną przemową Tobiego nie dało się skoncentrować. Wszystkie informacje mieszały się na tyle ze sobą, że prędko zrezygnowałem i postanowiłem skierować swoją uwagę na mojego towarzysza. Może dowiem się czegoś ciekawego.
- Tobi. - przerwałem jego niekończący się monolog o niczym. Krótki moment się wahałem, lecz skoro Uchiha powiedział, że mnie kocha, to ma do mnie jakieś zaufanie. Co z tego, że to był ten drugi.
- Co się stało? Deidara-senpai jest głodny?
- Nie.... Tak z ciekawości chciałem się spytać... Dlaczego w ogóle się zmieniacie? Nie ma możliwości, żeby któryś był na chodzie przez cały czas hm? - Tobi zrobił taką minę, jakbym co najmniej potruł mu psa. Dostałem ciarek na plecach. Naszła mnie myśl, że może jednak trzeba było spytać się Obito, lecz dzieciak prędko się rozmchmurzył, chichotając swoim piskliwym głosikiem.
- Tobi wie, że Deidara-senpai chciałby mieć przy sobie cały czas tylko swojego ukochanego, ale tak się nie da!
- B-baka! - Moje policzki na tak wyraziste słowo od razu zrobiły się czerwone. Chwilę później mój głupi towarzysz oberwał pięścią w łeb, na co zaskomlał nieszczęśliwie.
- Dlaczego?! Tobi to dobry chłopiec! Po za tym odpowiedział na pytanie Deidary-senpaia!
- Nieprawda hm!
- No już... Niech Deidara-senpai się tak nie złości. Chociaż to wygląda uroczo. - zacisnąłem pięści, powstrzymując się ledwo przed uduszeniem tego osobnika tu i teraz. Lecz niestety konsekwencje byłyby okropne, mimo iż takiego ułoma ludzie powinni dawno się pozbyć, dla zdrowia własnego potomstwa. Oddech. Potrzebuję oddychać.
- Niech Deidara-senpai słucha uważnie. Tobi i jego przyjaciel zajmują jedno ciało, ale wszystko to osobny byt. I Tobi, i Obito, i ciało. Każda osobowość męczy się po jakimś czasie, a gdy to się stanie odpoczywa, a wtedy druga zajmuje jej miejsce. Lub jeśli ma taką ochotę czy jakiś cel. Natomiast ciało traci energię niezależnie od naszej pracy. Dlatego właśnie musi spać, mimo iż działając wspólnie moglibyśmy funkcjonować całą dobę. Deidara-senpai rozumie?
Szczerze? Nie byłem do końca pewny ile z tego załapałem, lecz przekonałem się, że kiedy Tobi się postara, to potrafi mówić z sensem, mimo iż wciąż w trzeciej osobie. Trochę mi to zaimponowało, aż stwierdziłem w duchu, że ten głupek byłby dobrym mistrzem.
- Czyli się nie da hm. - mruknąłem pod nosem, krzywiąc się. Bądź co bądź tyle mogłem wywnioskować z jego wypowiedzi. Chwilę potem, doznałem szoku. Zdałem sobie sprawę, że cały czas miałem w głębi nadzieję, że spotkam poważniejszą wersję Uchihy. Tą, która mi się spodobała w jakimś sensie. Poczułem się dziwnie, chcąc wreszcie usłyszeć ten głos, ale nie mogłem przyjąć do wiadomości, że brakowało mi go. Przecież ledwie widzieliśmy się dwie godziny temu.
A potem były trzy godziny. I cztery. Gdy minęła piąta, postanowiłem mieć na to wyjebane i nie patrzeć na zegarek, bo za serce mnie dziwne ściskało. Na szczęście Tobi pocieszał mnie w swój zabawny sposób i dotrzymywał mi towarzystwa przez cały czas. Może i irytował doszczętnie i niszczył moje już niskie poczucie własnej wartości, ale i tak czas spędzony z nim trudno było uznać za nudny.
Ponad to dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy. Ta wersja bardzo dzieliła się wszystkim co wiedziała i wszelkie pytania przyjmowała z radością i sugestywnym uśmiechem twarzy. Ale cóż miałem zrobić. Przynajmniej poznałem się w miejscu zamieszkania mojego kumpla (Tobi nie przejmował się czymś takim jak ostrożność w stosunku do podawania danych osobowych i takich tam. Nie byłem pewny, czy to dobrze czy źle.), jego ulubionym jedzeniu, wystroju łazienki, bo tylko o niej brunet chciał mi powiedzieć z jakiś nieokreślonych powodów i ulubionym zespole muzycznym ich obu. Bo Tobi wolał słuchać wycia lolitek, a Obito darcia się emo z gitarami. Osobiście, nie gustowałem specjalnie w żadnym z tych rodzajów.
Wieczorem znaleźliśmy się w naszym nowym miejscu zamieszkania. Hotel był ładny, a pokój większy od poprzedniego z czego byłem zadowolony. Na szczęście (a może nieszczęście...?) mój kompan wylądował daleko od mojego pokoju. Z jednej strony ten fakt cieszył mnie jak nigdy wcześniej, ale jednak robiło mi się przykro na myśl o kolejnym samotnym wieczorze. Do mojego domu nigdy na noc nie zapraszałem nikogo, mimo iż miałem tak dużo sąsiadów, którzy z pewnością przyjęliby zaproszenie. Ale bałem się rozpierniczu i nowych pojękiwań w stylu:
"Chcesz porozmawiać o Jashinie-samie? No wiem, że chcesz mały chujku."
Bo to sprawiało, że stawałem się wulkanem wściekłości. A teraz gdy wreszcie miałem kogoś z kim mógłbym poleżeć, mimo iż był na wyciągnięcie ręki, miał spać tyle pokoi dalej...
- Deidara-senpai, wszystko w porządku? - pytał mnie już czwarty raz z rzędu Tobi. Mruknąłem tylko coś na potwierdzenie, grzebiąc widelcem w talerzu pełnym jedzenia. Brzuch miałem pusty i zaczynał pobolewać mnie z głodu, ale nie mogłem się zmusić do przełknięcia chociaż kęsa. Obito nadal się nie pokazał. Zaczynałem się zastanawiać, czy może nie żałuje tego wszystkiego co powiedział... Ta myśl jeszcze bardziej mnie przygnębiała. Byłem zły. Byłem oschły. Byłem nietykalny, gdy czegoś chciał. Może przesadziłem...?
- Deidara-senpai zaczyna wyglądać jak siedem nieszczęść. Dlaczego przestał się uśmiechać i złościć? Niech tylko powie, a Tobi coś spróbuje poradzić. Albo zawoła Obito! - Drgnąłem lekko na jakże znajome imię, ale prędko ogarnąłem się. Jeśli nie miał ochoty, albo pluł sobie teraz w brodę, że wyznał mi swoje uczucia to całkowicie to rozumiałem, mimo iż to bolało. Jakbym mógł kiedykolwiek pomyśleć, że ktoś mógłby mnie lubić w ten sposób. Głupi ja.
- Nie, dzięki. Ja już do siebie pójdę. Jak chcesz poprawić mi humor to możesz odnieść mój talerz hm. - Powiedziałem sucho i skierowałem się w stronę wyjścia. Nie zrobiłem sobie nic z jego ciężkiego westchnienia. A może to była ta poważniejsza wersja? W sumie, co za różnica. Chrzanić to.
Kwestia czasu był fakt jak długo zajmie mu dogonienie mnie. Miałem nadzieję, że nie zdąży i będę mógł przespać się z moimi problemami, lecz złapał mnie tuż pod drzwiami. A było się pospieszyć na schodach. Przekląłem okropnie, mocując się z zamkiem i olewając go, aż udało mi się otworzyć przejście do mojego wybawienia. Niestety, kroku nie udało mi się postawić a zatrzymał mnie dłonią na ramieniu.
- Deidara, co cię gnębi? Coś się stało? - Niemalże zamurowało mnie gdy usłyszałem głos tego wstrętnego ignoranta. Miałem ochotę wypruć sobie flaki. Nie mógł jeszcze trochę pobyć Tobim? Z nim można jakoś się dogadać, w razie czego miałem parę batonów ze sklepu, którymi mogłem go przekupić.
- Nie. Czemu pytasz hm? - syknąłem niemiłym tonem, świdrując go wzrokiem, który wyrażał całą moją złość po dzisiejszym dniu. A było tego nie mało. Aż świerzbiły mnie ręce, aby cokolwiek (najlepiej jego!) uderzyć i uwolnić się tak od gniewu.
- Bo nie jestem ślepy.
- Na razie. Kto wie co będzie jutro. - prychnąłem, na co ten westchnął ciężko. Położył mi dłonie na ramionach, a ja odruchowo sięgnąłem by je z siebie ściągnąć, gdy nagle...
Znalazł się o wiele bliżej niż mogłem sobie wyobrazić. A jego usta były na tyle miękkie i ponętne, że nie mogłem powstrzymać się, aby nie poruszyć jakoś swoimi. Złość wyparowała ze mnie od tak, zbyt skupiony byłem na zatapianiu się w tej rozkosznej czułości, aby przejmować się takimi błahostkami.
Lecz powietrze było bardzo ważne. W końcu zaczęło mi go brakować, więc pacnąłem parę razy rękami w pierś chłopaka, mimo iż było mi na tyle dobrze, że skory byłem nawet trochę pocierpieć. Niestety, brunet prędko skończył ten pocałunek.
Dopiero teraz moje policzki nabrały barwy adekwatnej do tego co się stało. Chwilę stałem tak jak idiota po części nie wierząc, że rzeczywiście to się wydarzyło, ale będąc też tak zachwyconym słodkością tego pocałunku. Był o wiele lepszy niż mogłem sobie wyobrazić.
- Teraz wszystko w porządku? - zapytał mnie mój... Partner. Będzie partner póki co. Uśmiechał się, wciąż trzymając na mnie ręce, ale teraz bardziej skupiałem się na wyparowującym uczuciu jego warg na moich odpowiedniczkach, aby go za to skrzyczeć. Wszystkie negatywne emocje ze mnie uszły... Co sprawiło, że odczułem przedziwną determinację do zaproszenia go do wspólnego leżenia. Nigdy dotąd się tak nie czułem, lecz było to na tyle wspaniałe, że chciałem więcej i więcej!
- T-tak... - Zająknąłem się, obracając głowę na bok, byleby tylko nie zmuszać się do patrzenia w jego ciemne oczy. Tak czy siak, jakkolwiek zmotywowany nie byłem, wydawało mi się to... Zwyczajnie zawstydzające. A ta znajomość była coraz bardziej nienaturalna i dziwna.
- Uhm... Obito... - zacząłem nerwowo wyginać sobie palce. - C-co byś powiedział, j-jeśli... Z-zapronowałbym c-ci wspólne leżenie...? - ostatnie zadanie wypowiedziałem na tyle cicho, że miałem wrażenie iż moje serce tłukące się w piersi bardziej było słychać. Niestety, albo stety przeliczyłem się. Przynajmniej, nie byłem zmuszony powtarzać tego głupiego pytania po raz kolejny. Wiedziałem, że się uśmiecha i już znałem odpowiedź:
- A to mnie zdziwiłeś. Ale tak. Chętnie. Nawet bardzo. - pchnął mnie delikatnie w głąb pokoju, zamykając drzwi. Nim zdążyłem jakkolwiek go poinstruować, jego śliskie łapy obwinęły moją talię i już drugi raz przeżyłem jakże wspaniały pocałunek. Jego wargi poruszały się tak majestatycznie i rozgrzewały moje wnętrze, że niemalże zapomniałem o tym po co wszedł do środka. Jednak w porę się opamiętałem, wyplątując się z uścisku mężczyzny. Policzki miałem ubarwione na pomidorowo.
- BAKA! Leżenie hm! Miałem na myśli tylko leżenie! Nic więcej zboczeńcu, któremu tylko jedno w głowie! - Wydarłem się na niego spanikowanym i zestresowanym głosem, który tylko podkreślał jak wielki wpływ miała na mnie ta sytuacja. Pomijając, że spanie w tym samym pokoju było trudne do zniesienia lecz przyjemne, kochanie się byłoby.... Nie! Nie powinienem zastanawiać się nad tym póki co!
- Trochę szkoda. - wymamrotał cicho, po czym rzekł już głośniej: - Ale dobrze. Przynajmniej wyspię się w końcu.
Coś miałem wrażenie, że ja też. Rzeczywiście, gdy już oboje ogarnęliśmy wieczorną toaletę, w ciągu, której Obito musiał odbyć trzy spacery do siebie po ręczniki, szczotkę do zębów i inne takie głupie przedmioty, położyliśmy się na łóżku. Ulżyło mi. Może dlatego, że był obok więc wszystko złe znikało? A może ponieważ, wiedziałem, że dalej mnie kocha i wcale nie żałował? Inaczej przecież nie leżeli byśmy obok siebie na tyle blisko, że część mojej głowy stykała się z jego piersią. I nie zasnęli byśmy tak prędko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro