Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.12

Przez dłuższy czas ręce trzęsły mi się z podekscytowania.

Nie mogłem przestać myśleć o tym, że w końcu dowiem się co takiego się wydarzyło! Nie chciałem się z niego nabijać ani nic. Rozumiałem temat tabu. Widziałem przez ułamki sekund poważną twarz Tobiego, w którą do tej pory ciężko mi uwierzyć. Rozmyślałem nad ponurym tonem Obito. Ale ludzka ciekawość sprawiała, że szalałem jak nigdy!

Moje skupienie zabytkami prysnęło od tak. Bez przerwy rzucałem subtelne spojrzenia mojemu partnerowi, który o dziwo nie zamienił się znowu miejscem ze swoim przyjacielem. Intrygował mnie fakt, że Uchiha przez cały czas sprawiał wrażenie tak zamyślonego, że nawet gdy podarowałem mu całusa w policzek ten nie wydawał się przyjęty. No cóż, może to i lepiej dla mnie.

Pomijając, że z racji mojego zafascynowania całą sprawą, wszystko dłużyło mi się niczym fillery z tasiemców to nie było aż tak źle. Zdążyłem się namyślić i wykreować parę teorii na temat mego faceta. W końcu coś musiało się wydarzyć, skoro tak marnie skończył. Znaczy, nie abym twierdził, że nie jest ładny ale... Szkoda go trochę.

Takie myśli z kolei doprowadziły mnie do innych ważnych rzeczy. Miałem wrażenie, że zrobiłem się jakiś taki miękki. Głównie, odkąd zdałem sobie jasno sprawę co do niego czuję, co nie okłamujmy się poszło naprawdę szybko jeśli przeliczyć by to na dni. Również ten fakt mnie szczere dziwił i niepokoił. Może i gdzieś w środku okropnie rozgrzewało mnie jego towarzystwo i brunet był mi bliski, ale... Co jeśli kiedyś to się skończy? Jak wtedy bym to wytrzymał? Już się przyzwyczaiłem, że bez przerwy mi towarzyszył. Czy miałem szansę wrócić do samotnego życia po powrocie do Japonii? Nawet gdybym miał z nim kontakt, nie bylibyśmy zawsze razem, co do minuty jak teraz.

Westchnąłem ciężko, nie mogąc odgonić się od takich depresyjnych przemyśleń, a przynajmniej do czasu gdy zdałem sobie sprawę, że nasz bus wreszcie zatrzymał się przed hotelem. Od razu zapłonęło we mnie ożywienie. Chciałem wiedzieć. I to liczyło się teraz bardziej niż głowienie się nad przyszłością, która zawsze mogła się jakoś nieoczekiwanie zmienić.

Gdy usiedliśmy do stołu na kolację pozwoliłem sobie uważnie spojrzeć na Obito. Wpatrywałem się z koncentracją w te ciemne ściągnięte brwi i lekko wykrzywione usta. Jako, że miałem już swego rodzaju wprawę w obczajaniu emocji mężczyzny mogłem wydedukować, że strasznie denerwował się i dalej tliła się w nim złość z małą szczyptą smutku. Cóż za niesamowita mieszanka.

Nie wiedziałem jak mógłbym poprawić mu nastrój, więc w dziwnej uporczywej ciszy wszamaliśmy co nam dano, aby następnie pokierować się na górę. Nie wiem czemu pofatygowaliśmy się schodami. Potrzebował więcej czasu? A może się obraził i teraz próbował wyczerpać moje nędzne siły obejmując tak długą drogę? Tak czy siak, sprzykrzyło mi się to.

- Musimy tak strasznie zapierdalać? Nogi mnie bolą. Dlaczego nie pojechaliśmy windą hm? - Jęknąłem wyczerpanym głosem w stronę Uchihy, który obrócił się tylko z dziwnym wyrazem twarzy. Chwilę dumał, aż zaczęło mnie to poważnie wnerwiać, po czym mruknął coś o tym, że już jesteśmy na miejscu. Co za perfidny kłamca.

Mimo tego, długo jeszcze nie szliśmy. Udało mi się dowlec za nim, do jak się okazało jego pokoju. Przed drzwiami naszła mnie krótka chwila zawahania, czy aby to dobry pomysł, lecz i tak dumnie wkroczyłem do siedziby mego partnera.

Było tu czysto i przyjemnie. W powietrzu czułem przyjemną woń hotelu. Zaciągnąłem się nią lekko zamyślając się, gdy niespodziewanie mój chłopak położył mi dłoń na ramieniu. Poczułem jak policzki robią mi się różowe. Nie wiedziałem co zrobić, a jeszcze bardziej gdy zostałem delikatnie pchnięty w stronę ściany.

Nim zdążyłem cokolwiek sensownego zrobić ze sobą, Obito wpił się w moje usta. Zamruczałem cicho, gdy jego język wplątał się do mojej buzi. Wydawało mi się to troszeczkę niemoralne i miałem nieodpartą ochotę mu przywalić w ryj, ale rozkosz jaka płynęła z tej czułości zbyt zwalała mnie z nóg. Czerwieniąc się jak burak, lekko drżącymi rękami objąłem jego szyję. Był to dość niezręczny chwyt, bowiem nigdy wcześniej nie miałem potrzeby być tak blisko kogoś.

Ale mężczyźnie to nie przeszkadzało. Całkiem dobrze się bawił, wędrując rękami po moim ciele i czerpiąc radość z mokrych pocałunków. Mi też zaczęło sprawiać to niemałą przyjemność. Uchiha rozgrzewał mnie jak ogień, zwłaszcza gdy przejeżdżał językiem po wewnętrznej stronie moich ust. Przez to wszystko niemalże zapomniałem o ważnej rzeczy... Której miałem się dowiedzieć w mig!

Więc z świetnie ukrywaną niechęcią jakoś go odepchnąłem od siebie na długość rąk, aby następnie sięgnąć do policzków, które piekły mnie żywo. Odruchowo potarłem je chcąc zetrzeć czerwień, która na nich dominowała.

- B-baka! Miałeś mi p-powiedzieć a nie chcieć mnie ruchać od razu hm. - wymamrotałem cierpko, sciszając głos przy końcu, zdania i mając szczerą, że jednak tego nie usłyszał. Może i jemu coś takiego przypadło by do gustu, ale nie mnie. Wiedziałem, że pewnie bez przerwy myślał tylko o tym jak mi chuja w dupę wsadzić. I ani trochę nie poprawiało mi to humoru.

- Ach... Racja. - mruknął po dłuższej chwili ciszy, od razu krzywiąc się brzydko. Nie chciałem żeby tak robił. Ładniej było z radosnym uśmiechem i błyszczącymi ze szczęścia oczyma. Wtedy wydawał mi się taki anielski, niczym z magazynów z męskim porno.

- Siadaj, Dei. - Skinął na łóżko, samemu zajmując miejsce po prawej. Poczułem się dziwnie. Jakby coś wisiało w powietrzu. Coś zdecydowanie niedobrego. Nie dało się tego logicznie wytłumaczyć, ale wszędzie przenikała ta niespodziewanie ponura atmosfera, aż czułem ciarki na plecach. Klapnąłem więc blisko mojego partnera, opierając się o jego ramię, które biło ciepłem. Wiedziałem, że jest lekko skołowany, że ja tak sam z siebie, ale miałem wrażenie, że teraz tak będzie lepiej. Zresztą to nic wielkiego.

- Mam nadzieję, że nie zaśniesz w ciągu mojej opowieści, bo żebyś zrozumiał dokładnie wszystkie motywy muszę zacząć do samiutkiego początku. - rzekł, na co ja prychnąłem gardząco. Mówił, jakby miał nadzieję, że przestanę słuchać jego wywodów. Ale nie mogłem. Serce już tłukło mi się w piersi z ekscytacji.

- Nie pieprz bzdór tylko mów. Możesz zacząć odkąd chcesz, bylebym wiedział hm. - Brunet westchnął ciężko, wpatrując się we mnie pociemniałymi kocimi ślepiami, aż ostatecznie rzekł:

- Tylko postaraj mi się nie przerywać. Pytania możesz zadać na końcu, gdy będzie po opowieści. Odpowiem na nie, w miarę moich możliwości.

- Mówisz jak ci upierdliwi nauczyciele hm.

- Cisza blondynku. - mruknął, po czym wyszczerzył się złośliwie i pociągnął mnie za ramię tak, że wylądowałem nosem na jego udach. Moja twarz zrobiła się czerwona, gdy zdałem sobie sprawę, że byłem zbyt blisko jego krocza.

- Wryyyyy! Co ty wyprawiasz, dupku jeden?! - Wysyczałem wściekle, chcąc się się wyrwać i najlepiej przenieś na drugi koniec pokoju, ale ten szczur ze ścieków za mocno mnie trzymał. Denerwowało mnie to w cholerę, aż zacząłem zgrzytać ze złości zębami. Iskry niemalże leciały.

- Puszczaj, albo grzmotnę cię tak, żeś popamiętasz mnie na wieki hm. - Brunet tylko zaśmiał się lekko na moje ostrzeżenia. Jakby nie wierzył, że mógłbym coś takiego zrobić. Kiedyś to się zdziwi, jak skończy z całą już twarzą w kreskach.

- Uspokój się, nic ci nie zrobię. Poleż tak troszkę, to zrobi mi się milej i może więcej ci powiem. - Powiedział, na co ja tylko burknąłem coś nieprzyjemnym tonem. Mimo wszystko, teraz jak o tym wspomniał, ważniejsze wydały mi się blizny. Oj tak. Musiałem się dowiedzieć i to pilnie. Nie odpowiedziałem mu więc, wpatrując się tylko w jego oczy wyczekującym wzrokiem.

- Słuchaj teraz uważnie. Bo nie jestem skory do powtarzania tego drugi raz, dobrze? Więc, dawno temu w odległej krainie, Japonii...

- Nie rób sobie żartów hm! - Mruknąłem zezłoszczony, ale jednocześnie rozbawiony jego humorkiem. Uśmiechnął się do mnie i już wiedziałem, że robił to na siłę. Co za... Głupek.

- Jasne. W każdym razie tak jak zacząłem, działo się to właśnie tam. Początek historii znajduje się na obrzeżach Kioto. Mieszkałem tam z moją babcią, która nigdy nie raczyła mi wyznać co się stało z rodzicami, ale tak czy siak... Poznałem tam przyjaciół, jeszcze za młodu. Była nas razem trójka. Ja, Hatake Kakashi i... - zaciął się na moment. - Rin.

- Taki całkiem zgrany team hm. - mruknąłem cicho, na co on kiwnął wolno głową. Nie wyglądał na, aż tak złego, że mu przerwałem.

- I mieszkaliśmy sobie tam. Tak jak trafnie stwierdziłeś tworzyliśmy dobry zespół, pomagaliśmy sobie, poszliśmy razem do szkoły i dalej do kolejnych uczelni. Jakoś to tak wypadło, że byliśmy zawsze razem. Nim się obejrzałem mieliśmy już po kilkanaście lat. Mimo tego, dalej pozostawaliśmy w niebywale świetnych kontaktach. Lecz odkąd weszliśmy w ten wiek, sytuacja nieco się skomplikowała. Wiesz... dorastanie i takie tam młodzieżowe sprawy. - Machnął ręką podenerwowany, na co ja kiwnąłem głową.

- Wraz z tymi rzeczami nadszedł czas na romantyczne problemy niewyżytych nastolatków. Ja miałem pecha i jakoś tak wyszło, że... Z-zakochałem się w Rin. - wyznał, na co ja przygryzłem dolną wargę. Zrobiło mi się jakoś tak nieprzyjemnie na sercu. Ucieszyłem się też faktem, że byłem tak blisko bruneta i momentalnie przestało mi przeszkadzać, że leżałem głową na jego biodrach. Dziwne.

- Wydawała mi się ładna i zawsze była dla mnie miła, więc jakoś tak... Ale ona bardziej interesowała się Kakashim. On był o wiele bardziej przystojny i jego specyficzny charakter przyciągał damską widownię. Czasem miałem wrażenie, że te dziewczyny lgnęły do niego jak komary. - Zamruczał rozbawiony. Przez moment naszła mnie myśl, czy może Uchiha doda jeszcze, że ten cały Kakashi pałał do niego miłością. Wtedy dopiero zrobiłaby się z tego skomplikowana relacja, ale jak widać nie miał tego w planie:

- Wiedząc, że woli tego szaraka...

- Co hm?

- Miał takiego koloru włosy, chodź gdy patrzyłeś się pod innym światłem mogły wydawać się srebrne albo białe... Ale to nie takie ważne. Miałem świadomość, że moja sympatia lubiła innego, więc jedyne co próbowałem to zwrócić jej uwagę na siebie lecz z czasem nie widząc rezultatów przeszło mi to. W jakimś stopniu oczywiście. Gdzieś tam wewnątrz dalej ciągnęło mnie do tej dziewczyny, co potem srogo się na mnie zemściło. - rzekł nieszczęśliwie, z takim wyrazem twarzy, aż nie potrafiłem opisać. Mieszanka negatywnych emocji połączonych z załamaniem i smutkiem, lecz nim zdążyłem się przypatrzeć kontynuował:

- Ale o tym za drobny moment. Gdy nadszedł czas naszej dorosłości, postanowiliśmy odnowić nasze więzy z dzieciństwa. Chcieliśmy znów być tacy sobie bliscy, bo jednakże szkoła i nauka, nowi znajomi nas trochę rozproszyli. Byliśmy w twoim wieku - trącił mnie palcem w pierś, na co prychnąłem. - Gdy postanowiliśmy pojechać razem ma wakacje. Kupiliśmy na spółkę auto i razem z Kakashim zdaliśmy prawo jazdy, aby dało się gdziekolwiek dotrzeć.

- Fajnie hm. - skomentowałem z dupy. Myślałem kiedyś o samochodzie ale... Stwierdziłem, że pociągi mi wystarczą a resztę potrafię przejść pieszo.

- Więc wyruszyliśmy w podróż. Było naprawdę wspaniale. Dobrze się bawiliśmy. Zwiedziliśmy wiele pięknych świątyń różnych bóstw, nawet sobie nie wyobrażasz. Objechaliśmy całą Japonię, aż pewnego dnia... To była prosta droga. Siedziałem za kierownicą, była moja kolej. - Powiedział lekko zduszonym głosem. Naszły mnie wątpliwości, czy powinienem wywlekać takie sprawy, jego sprawy na wierzch ale chyba już było za późno:

- Słuchaliśmy radia, aż nagle poszedł ulubiony zespół Kakashiego. Leciało "Fuyu no Hanashi", piosenka, którą on taki uwielbiał. Nie wiem, czemu ale zrodziło się we mnie nagle to uczucie, które było mi zapomniane. Poczułem płonącą chęć zaimponowania Rin toteż... Przełączyłem kanał. Oczywiście Kakashi zaprotestował. Zaczęliśmy się sprzeczać, doszło do małej szarpaniny i chyba zjechaliśmy troszkę z pasa. A potem nim zdążyliśmy się zorientować... - Klasnął rękami. - Bach!

Otworzyłem usta, wpatrując się w niego wielkimi oczami. Nie wiedziałem co powiedzieć, ani czy go pocieszać czy co, ale uratował mnie ciągnąć dalej dość dziwnym tonem głosu:

- Z tamtego momentu pamiętam jedynie, że gdy już przygrzmociliśmy w inny pojazd, a maska się wygięła i w ogóle roztrzaskała... Gdy rozdzierał mnie ból, a obraz ciemniał przed oczami to draństwo nadal grało tą wstrętną piosenkę. - rzekł, śmiejąc się jakby kompletnie nie dowierzając co mówi. Jego oczy lśniły w świetle, doszczętnie mokre.

- Potem powiedzieli mi w szpitalu... Że Rin nie żyje, bo tak niefortunnie na nią wypadło. Tak samo z tymi z przeciwnego auta, pół rodziny im ukatrupiłem. Kakashi uchował się, lecz poważnie raniony, ja jak widzisz... - wskazał na swą poranioną stronę twarzy.

- Tak czy siak, kogoś trzeba było obwinić prawda? Wypadek leżał po stronie osoby, która zjechała z wyznaczonej drogi na inny pas. W tym przypadku, mnie. Ale to nie jest jeszcze takie złe, mój drogi. Kakashi on... Ten kompletny skurwiel skłamał, zwalając całą winę na siebie, podczas gdy ja byłem jeszcze nieprzytomny! - Warknął wściekły. Zaskoczyła mnie ta nagła zmiana nastroju, jak i fakt, że facet się wczuł w opowiadanie.

- Więc to on poszedł siedzieć. Za mnie. - Chwilę milczał, aby następnie ukryć twarz w dłoniach.

- A ja nie spróbowałem powiedzieć im, że było inaczej. Jakbym zaakceptował to co zrobił. Z tej racji gnębiły mnie cholernę wyrzuty sumienia, że niekiedy musiałem brać różne rzeczy, aby zdrzemnąć się na moment. Byłem taki złamany tym wszystkim, że do tej pory nie odwiedziłem Kakashiego ani nie pofatygowałem się na grób Rin... Zwyczajnie wymazałem ich z pamięci. Na szczęście Tobi mi pomógł się jako tako przestać być takim wrakiem siebie, dzięki czemu jestem tutaj teraz... - Westchnął i chwilę dumał czy aby ma coś więcej do powiedzenia, lecz jak widać tak kończyła się jego opowieść. Upewniłem się o tym moment później:

- I co? Podobała ci się opowieść o największym tchórzu z jakim mogłeś się związać? Już Tobi byłby dla ciebie lepszą partią. - Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, wciąż skołowany tym czego się dowiedziałem. Miało być o kreskach, a wyszło z tego jego życie. Dość... Intrygujące. Aczkolwiek nie wiedziałem, co teraz zrobić. Co powiedzieć.

- J-ja... - Zająknąłem się. - M-myślę, że to nie robi różnicy. W końcu jestem razem z aktualnym tobą, a nie kimś z dawien dawna. A nawet gdybyś był powalonym zbrodniarzem niczym Griffith, wydaję mi się... Ż-że nadal czułbym do ciebie to samo hm. - mruknąłem zawstydzony, latając wzrokiem naokoło. Czułem jak serce tłucze mi się w piersi. Kiedy nagle poczułem rękę na swoje głowie pisnąłem cicho zaskoczony, a moje policzki zrobiły się czerwone.

- To ogromnie urocze. Czasem jesteś naprawdę słodziutki.

- N-nieprawda! Nie jestem! - Prychnąłem zezłoszczony, na co on zaśmiał się. Lecz mimo tej wściekłości, czułem przyjemne ciepło w środku na widok jego uśmiechniętej twarzy. Bladego pojęcia nie miałem co się ze mną stało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro