Rozdział 1.11
Tobi spierdolił po całości.
Ledwo wbił do łazienki, a zamknął się w kabinie, aby należycie przygotować się do rozmowy z moją osobą. Obserwowałem go zajadając się winogronami, gdy szedł w moją stronę, odziany w swój zwyczajowy uniform i spiralną maskę. W porównaniu do mnie, który uwielbiał zmieniać ciuszki w zależności od filmu jaki ostatnio oglądnąłem on, odkąd tylko sięgam pamięcią, ubierał długi czarny płaszcz nakrapiany krwistymi obłokami i posiadał ten rudy przedmiot na twarzy. Swoją drogą, ciekawe co znajdowało się po nim...
- (Jak mogłeś nas tak wtopić?) - zapytałem jednakże porzucając moje przemyślenia, na co ten wzruszył ramionami:
- (Ale przecież to Deidara-senpai zadał takie pytanie, na które Tobiemu nie wolno odpowiedzieć. To zadanie Obito.)
- (Moje?! Lecz z tobą lepiej się dogaduje!)
- (Pomimo tego, Tobiego nie było podczas tej tragedii gdy jego przyjaciel nabawił się tych krech na policzku, więc nie wie co powiedzieć, nawet jakby chciał. Po za tym, Deidara-senpai nie jest jego chłopakiem tylko Obito.) - Powiedział, ściągając mnie siłą z fotela przez co wylądowałem rękami na białej posadzce. Wkurzyło mnie to w jakimś stopniu. Nie potrafiłem sobie postawić przed oczami rozmowy z moim blondynem o takich rzeczach.
- (I co? Jak ty sobie to wyobrażasz? Mam mu radośnie opowiedzieć historię związaną z osobą, którą kiedyś kochałem a teraz wącha kwiatki od spodu? Deidarze, do którego żywię to uczucie?)
- (Deidara-senpai zasługuje na prawdę.)
- (Przeżyłby bez niej!) - wykrzyknąłem ze złością, a mój głos rozniósł się echem w przestrzeni wokoło. Tobi westchnął. Czekałem, aż się odezwie bowiem to on zawsze dobrze mi radził i wspierał mnie chodźby w najgłupszych pomysłach.
- (Obito naprawdę kocha Deidarę-senpaia?) - mruknął po chwili z nutką rozbawienia w głosie. Przewróciłem oczami zirytowany tą całą konwersacją. Moim zdaniem prowadziła do niczego.
- (Tak! Przynajmniej, tak mi serce mówi.)
- (Więc jaki Obito ma problem z opisaniem swemu kochankowi jednej z opowieści swojego życia? To pójdzie nawet w dwie strony. Dane będzie mu sprawdzić, czy uczucia Deidary-senpaia są prawdziwe.) - Musiałem przyznać mu rację. Ale przecież było to ryzyko. Okropne ryzyko, na które nie byłem psychicznie przygotowany. Co jeśli słysząc to wszystko... Zwyczajnie by mnie zostawił? Od tak?
- (W razie czego Tobi osobiście wkroczy do akcji.)
- (Dziękuję.) - Uśmiechnąłem się na co ten kiwnął głową na zgodę. Nim się obejrzałam wpatrywałem się już swoimi oczami w drzwiczki kabiny. Przez długi moment wahałem się jeszcze nad moją decyzją, ale potem odważnie wypełzłem ukrycia.
Chciał się dowiedzieć skąd te blizny tak? Zamierzałem powiedzieć mu to, kiedy tylko nasza noga postanie w hotelu. Tak jak mówił mój dobry przyjaciel, będzie to sprawdzian dla nas obu. Mimo tego, że wierzyłem, że uczucia naszej dwójki są jak najbardziej prawdziwe i wzajemne, planowałem już rozegranie tej sceny, aby blondyn jak najmniej mnie znienawidził. Bo czy po czymś co zrobiłem można mnie chodźby lubić?
- (Dlaczego Obito znów przesadza? Niech nie przejmuje się aż tak tym co było.)
- (Łatwo ci mówić.) - Prychnąłem, niezbyt usatysfakcjonowany jego postawą. Skąd ten dzieciak miał wiedzieć co czuje, jeśli nie potrafił znaleźć się, aż tak na moim miejscu? Rozumiem, że dzieliliśmy się tym samym ciałem, ale to jednak ja byłem obecny podczas tej tragedii. Po za tym, wydarzyła się ona w czasach gdy mojego towarzysza niedoli jeszcze nie było.
Ledwo słońce znów zaczęło na mnie świecić, gdy wyszedłem z łazienek, a mój humor diametralnie spadł na dno. Nie to było najgorsze. Czułem jak wściekłość krąży mi w żyłach a powieki drgają z podenerwowania. Nigdy nie czułem się tak zazdrosny, jak w chwili gdy zobaczyłem, że Deidara z kimś rozmawia. Niby to pół biedy, ale blondyn miał radosny uśmiech na twarzy i ogółem wyglądał na szczęśliwego. A jeszcze bardziej ten wstrętny osobnik, który stał przy nim.
W moment znalazłem się przy nich z dość wymuszonym uśmiechem, aby następnie przerwać im zawziętą konwersację typowym "cześć".
- Wróciłeś hm. - Mruknął niezadowolonym głosem mój artysta. Od razu przybrał naburmuszony wyraz twarzy. Zezłościło mnie to jeszcze bardziej, bo dlaczego przy mnie zawsze był taki gniewny, a przy innych przyjacielski i pogodny? A przynajmniej na takiego wyglądał z daleka. Cóż za...
- (Niech Obito się opanuję! Deidara-senpai nic nie zrobił!)
- (Och, czyżby?!)
- (Tobi nie wyobraża sobie, aby Deidara-senpai zmusił się do czegokolwiek z kimś innym jeśli z jego przyjacielem nie chce! Po za tym rozmowa to normalność! To, że Rin kręcili inni nie znaczy, że tak samo jest w każdym przypadku! Deidara-senpai to nie Rin!)
- (Wiem do cholery! Do stóp jej się nie umywa!) - Warknąłem na niego, mając szczerą nadzieję, że ten intrygujący człowiek w końcu przymknie się na moment. Miałem teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż użeranie się z tym przygłupem. Między innymi takie jak zabranie mojego słodkiego chłopaka jak najdalej od tego bruneta.
- No widzisz. - odparłem gburowatym głosem, którego w żaden sposób nie mogłem zmienić na milszy. A przynajmniej półki tamten gościu stał obok.
- To ja już sobie pójdę, skoro twój chłopak przyszedł. Wolę nie przeszkadzać. Żegnam. - rzekł nagle ciemnowłosy z dziwnym wyszczerzem na ryju i zanim którykolwiek z naszej dwójki zdołał pstryknąć palcami ten odszedł w swoją stronę. Odniosłem wrażenie, jakby zniknął w tłumie, bowiem moment później nawet nie mogłem dopatrzyć się jego czupryny.
- Jesteś pieprzonym dupkiem. Mógłbyś nie odstraszać mi łaskawie potencjalnych znajomych hm?
- Nie zrobiłem tego! Nawet nie zdążyłem się do niego odezwać!
- Ale miałeś taki zamiar! Widzę po twoich oczach! Nic takiego nie zrobiłem! Zaledwie podaliśmy sobie ręce! Nawet nie pomyślałem o...
- Nie w tym rzecz! - Nie bacząc na okoliczności, zepchnąłem go w jedną z bocznych uliczek, abyśmy mogli poczuć się troszeczkę prywatnej. Mimo wszystko takie kłótnie w porządku dziennym wydawały mi się dość krępujące. Zwłaszcza dla przypadkowych widzów.
- T-to ostatecznie o co się tak zdenerwowałeś hm?! Nic już nie rozumiem... - Wymamrotał zestresowanym tonem artysta, opierając się plecami o białą ścianę jednego z domów. Fakt, że wokół nie było nikogo sprawił, że moje myśli prędko pokierowały się w stronę kosmatych tematów, przez co musiałem je zawrócić, aby móc przemyśleć to co chciałem powiedzieć.
- Po prostu. Złości mnie jak nie wiem fakt, że z innymi tak łatwo się dogadujesz ale ja cię dotknąć nie mogę bo od razu obrywam i się na mnie wydzierasz. - Powiedziałem sucho, nawet nie siląc się w tej kwestii na uprzejmości. Takie rzeczy denerwowały, o jak denerwowały. Zwłaszcza, że gdy on wydawał się taki niedostępny powoli zaczynałem mieć wrażenie, że nasza romantyczna relacja wcale go nie interesuje. Jakby wolał przyjacielską.
Blondyn zdziwił się dość a jego policzki zabarwiły się na różowo. Poczułem dziwne ciepło rozchodzące się po klatce piersiowej na widok jego słodkiego wyrazu twarzy. Bo czy nie był rozczulający w pewnych momentach?
- J-ja... - zająknął się. Nie wiedział z początku co powiedzieć, aż na moje nieszczęście go olśniło:
- Myślisz, że przychodzi mi to łatwo?! Wcześniej nigdy nie zagłębiałem się w praktyce w takich sprawach hm! Daj mi trochę...
- Ale czego ty się obawiasz?! Myślałem, że zdajesz sobie sprawę, że w żadnym, ale to w żadnym wypadku nie zamierzam cię skrzywdzić! - przerwałem mu ostro, aż przez ułamek sekundy mogłem zauważyć strach w jego błękitnych oczach. Ale tak szybko zrobił się czerwony na twarzy i spuścił wzrok, że przestałem być pewny. Może mi się zdawało.
- To co? - mruknął po chwili przygaszonym tonem: - Mam się dla twoich zachcianek zmienić w kogoś innego hm? Tego pragniesz?
- Nie. Życzę sobie, abyś nie obawiał się mojego dotyku. Nie zamierzam sprawić ci bólu czy innych nieprzyjemności, a w każdym nie celowo. Rozumiesz? - Moje chaotyczne emocje powoli opadały z czego byłem zadowolony. Blondyna z resztą także. Teraz wpatrywał się w ziemię jakby nie mając bladego pojęcia co teraz czynić. Wziąłem jego rumianą twarz w dłonie i mając nadzieję, że zaakceptuje moje dobre intencje, zatopiłem się w jego ustach.
W chuj zaskoczył mnie fakt, że artysta wciągnął się z początku nieśmiało w pocałunek. Jednocześnie wymamrotał niewyraźnie jakąś odpowiedź na moje pytanie. Niezbyt mnie ona obchodziła, póki w miarę ochoczo integrował się w moje działania. Kto by pomyślał, że parę słów wystarczy aby zrobił się na swój sposób potulny?
Sięgnąłem rękami w dół, ciesząc się, że mogłem podotykać jego ciało. Przez chwilę gładziłem jego boki, aby następnie wsunąć dłoń pod jego koszulkę. Przesuwałem palcami po jego miękkiej skórze, na co ten mruczał rozkosznie. Jednocześnie starałem skupić się na pocałunku. Dominacyjne wkroczyłem do jego ust językiem, na co ten jęknął i... Rozglęgł się brzdęk.
Deidara wzdrygnął się przerażony o wiele bardziej niż ja i od razu odepchnął mnie od siebie, przez co wylądowałem tyłkiem na ziemi. Blondyn z burakiem na twarzy oglądnął się w stronę źródła dźwięku, a ja poszedłem za jego przykładem. Zdziwił mnie widok jaki zastałem. Spodziewałem się tego całego przewodnika, a nie małego pręgowanego kociaka, który zrzucił pokrywkę od śmietnika.
Westchnąłem cicho, spoglądając w stronę mojego partnera, który zajęły był dłuższy czas przyglądaniem się zwierzaczkowi. Dopiero po tym raczył spojrzeć na mnie i niechętnie pomóc mi podnieść się na nogi. Otrzepałem się jak mogłem i spojrzałem na niego z niezadowoleniem.
- W hotelu dokończymy. - Deidara skrzywił się wyraźnie nie przestając się rumienić, po czym prychnął jak obrażone dziecko. Już wiedziałem, że coś ma na myśli, gdy zacisnął podenerwowany piąstki.
- Chciałbyś hm. - Stwierdził sucho. - Tak czy siak nie zapominaj... Że w-wcześniej musisz odpowiedzieć mi co się wydarzyło, że... Że wyglądasz jak typowy złoczyńca ze smutną przeszłością rodem z anime. - Wydobył z siebie, starając się przybrać pewny ton głosu. Od razu zrzedła mi mina, a twarz zbladła jakbym wcale się nie opalił przez ten wakacyjny czas. Nie chciałem mu o tym mówić. Naprawdę było to takie ważne? Zdaniem Tobiego tak. Jak dla mnie, ani trochę. Nie musiał znać mojej przeszłości, aby kolegować się z tym kim teraz byłem. Ale też nie mogłem go okłamać.
- Dobrze. - Oparłem twardym głosem, mając nadzieję, że jakoś sobie poradzę z moim zadaniem. Zaczynałem żałować, że czas leciał tak szybko. Że nie można było się zatrzymać w jedynej chwili, aby nigdy nie doprowadzić do niechcianych wydarzeń.
Deidara uśmiechnął się prawie niezauważalnie. Dało się wyczuć bijącą od niego ciekawość do tej zagadki, która wcale mi się nie podobała. Zapowiadało się gorsze popołudnie niż zakładałem.
- A teraz wracajmy do wycieczki, bo znowu zostawią nas jak społeczeństwo aspołecznych otaku. - Powiedziałem kierując się w stronę, z której przyszliśmy. Oglądałem się jeszcze z parę razy za ramię czy aby na pewno mój słodki artysta podążał za mną.
Rzeczywiście cała gromada naszych współbratyńców prawie zabrała nam się sprzed nosa. Na szczęście zdążyliśmy się dołączyć do towarzyszy. Tradycyjnie, wklekliśmy się na samym końcu rozkoszując się wspaniałością otoczenia i innych pięknych rzeczy. Skutecznie odciągnęły one moją uwagę, od sprawy którą miałem do przemyślenia. No ale cóż mogłem na to poradzić? Wszystko było takie ładne zwłaszcza z Deidarą na pierwszym planie.
×××
Witajcie!
Więc w końcu jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba^^.
Jest też nominacja od szmataspodzlewu
1. Nie
2. Nie
3. Nie, ale chcę kiedyś xd
4. Pewnie tak XDDDDD
5. XDDDD
6.
7. Nah, jest tak wielu fajnych, że nie mogę się zdecydować
8. Hmmm... W chowanego?
9. TenkoT
I to tyle! Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro